Genialny Czech z Kanady

Andrzej S. Jagodziński, tłumacz: Škvorecký pisał "Przypadki inżyniera ludzkich dusz" przez rok. Zapisywał różne historie, a gdy je zebrał, to pociął kartki na kawałki, rozłożył na podłodze i montował niczym film. Zdecydowałem, że muszę tę książkę ponownie "rozmontować", przetłumaczyć każdy z wątków i złożyć w całość według tego samego klucza. Rozmawiał Grzegorz Nurek

02.12.2009

Czyta się kilka minut

Grzegorz Nurek: Kiedy poznał Pan Josefa Škvoreckiego?

Andrzej S. Jagodziński: Spotkaliśmy się dopiero wiosną 1990 r. Kończyłem tłumaczenie jego "Batalionu czołgów", więc go zaprosiłem. Przyleciał z Kanady z żoną Zdeną Salivarovą - też bardzo dobrą pisarką - i spędzili w Warszawie kilka dni. Później pojechali do Pragi, gdzie z rąk prezydenta Havla odebrali order Złotego Lwa.

Ale nasza znajomość zaczęła się wcześniej, korespondencyjnie. Na początku lat 80. wpadłem na pomysł książki rozmów z czeskimi pisarzami emigracyjnymi, jednak w czasach "przedinternetowych" i w ówczesnej, zamkniętej na skobel Polsce była to utopia. Dopiero gdy w połowie tej dekady po raz pierwszy, chyba przez niedopatrzenie, udało mi się dostać paszport i wyjechać na kilka miesięcy na stypendium do Niemiec, Anglii, Francji i Austrii, praca mogła ruszyć. Przeprowadziłem wywiady z tymi pisarzami, do których udało mi się dotrzeć osobiście, a do innych, z bardziej odległych krajów, wysyłałem pytania pocztą. Tak powstała książka "Banici", wydana w 1987 r. przez krakowską Oficynę Literacką. Jednym z adresatów moich listownych pytań był oczywiście Škvorecký i jego żona, którzy mieszkali w Kanadzie. Od tego czasu zaczęliśmy korespondować, a oni przysyłali mi publikacje swojego wydawnictwa 68 Publishers. To były prawdziwe skarby! Od 1971 r. wydali ponad 300 pozycji, do mnie dotarło ze 200. Przeważnie była to znakomita literatura.

Około 1986 r. dostałem egzemplarz "Przypadków inżyniera ludzkich dusz", który w ich wydawnictwie ukazał się w 1977 r. I wpadłem w zachwyt. Od razu wiedziałem, że muszę tę książkę przetłumaczyć, choć była szalenie trudna. To jedyny przypadek w mojej pracy, że czegoś nie dało się tłumaczyć linearnie, strona po stronie, bo powieść składa się z kilkudziesięciu wątków, które przeplatają się wzajemnie, a większość występujących postaci ma swój charakterystyczny, niepowtarzalny sposób mówienia, robi typowe dla siebie błędy językowe albo mówi slangiem z jakiegoś regionu czy okresu (akcja rozgrywa się na przestrzeni ponad 30 lat).

Jak więc przebiegała Pana praca?

AJ: Škvorecký pisał swoją książkę przez rok, bo na taki czas dostał stypendium rządu kanadyjskiego i urlop z Uniwersytetu w Toronto, gdzie wykładał. Zapisywał różne historyjki, a jak już je zebrał w całość, to pociął kartki na kawałeczki, rozłożył na podłodze i montował niczym film. Zdecydowałem więc, że ja muszę tę książkę ponownie "rozmontować", przetłumaczyć każdy z wątków od początku do końca i złożyć potem w całość według tego samego klucza. Bo tylko wtedy mogłem zachować jedność stylistyczną poszczególnych wypowiedzi. Po roku miałem już ze 150 przetłumaczonych stron (choć z różnych miejsc powieści) i te fragmenty ukazały się w wyborze prozy Škvoreckiego w wydawnictwie podziemnym PoMost.

Przeczytaj rozmowę Grzegorza Jankowicza z Josefem Škvoreckým >>>

Przyszedł jednak rok 1989, zacząłem pracować w redakcji "Gazety Wyborczej", potem zostałem jej korespondentem w Pradze i Bratysławie, później pracowałem w Instytucie Polskim w Pradze... Byłem tak zajęty pracą, że z trudem raz na jakiś czas znajdowałem chwilę na przetłumaczenie 2-3 stron. A z tą książką tak się nie dało, więc tylko rosły moje wyrzuty sumienia. Dopiero w 2006 r., kiedy na dobre wróciłem do kraju, powiedziałem sobie, że teraz już muszę "Inżyniera" przetłumaczyć do końca. Krzysztof Czyżewski zaproponował, że książkę wyda w "Pograniczu", a ja mu obiecałem, że za rok dostarczę przetłumaczoną całość. Zacząłem pracować po 12-14 godzin dziennie...

Co było najtrudniejsze?

Och, wiele rzeczy, bo to chyba najbardziej skomplikowana z tłumaczonych przeze mnie książek. Weźmy choćby występujący w formie listów wątek Lojzy. Ten szkolny (zapewne jeszcze z podstawówki) kolega narratora, pisze swoje listy bardzo prymitywną i pełną błędów czeszczyzną. Potem się żeni ze Słowaczką i stopniowo jego korespondencja coraz bardziej "nasiąka" językiem słowackim. Po pewnym czasie pisze już po słowacku z naleciałościami czeskiego, ale z taką samą ilością błędów. Jak to oddać w tłumaczeniu na polski, żeby udało się przy okazji pokazać różne subtelności czesko-słowackiego współżycia? Przecież np. każda polska gwara wprowadzałaby zupełnie fałszywy kontekst! W końcu się "poddałem" i w moim przekładzie Lojza nie zmienia języka narodowego, choć - tak samo jak w oryginale - w języku swoich listów absorbuje kolejne nowomowy zmieniających się epok. Ale do dziś nie mam pewności, czy mi się to udało. Pocieszam się tylko, że przekład amerykański (oczywiście za zgodą samego Škvoreckiego) zupełnie został pozbawiony wątku Lojzy. Amerykański tłumacz usunął go zapewne nie tylko ze względu na językowe problemy, jakie sprawia owa postać, ale głównie dlatego, że ta historia konformisty jest w pełni zrozumiała tylko dla kogoś, kto żył w ustroju komunistycznym. To taka historia komuny w pigułce i krzywym zwierciadle.

Przeczytaj rozmowę Grzegorza Jankowicza z Josefem Škvoreckým >>>

Lubi Pan tę książkę...

Uwielbiam! Gdybym sam potrafił pisać powieści, to chciałbym napisać coś takiego. Niestety, to mi nie grozi, ale w pełni utożsamiam się z takim widzeniem świata, jakie prezentuje Škvorecký.

A on sam jest dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażałem na podstawie lektur jego książek: dowcipnym, ciepłym człowiekiem, miłym, serdecznym, absolutnie nie nadętym i mającym do siebie ogromny dystans. Nie jest typem niedostępnego, wyniosłego profesora, chociaż to niezwykły erudyta o imponującej wiedzy, który przez ponad 20 lat był profesorem literatury anglo-amerykańskiej na Uniwersytecie w Toronto.

Czesi go kochają, mimo że jeszcze do niedawna w Czechach źle traktowano emigrantów. Mówiono: "Wy żyliście sobie wygodnie na emigracji, więc nic nie wiecie jak to było w kraju, a teraz nas pouczacie". Jednak niekoniecznie odnosiło się to do Škvoreckiego. Jest w kraju ogromnie popularny, wszystkie powieści i zbiory opowiadań miały wysokie nakłady, a od jakiegoś czasu ukazują się dzieła zebrane. Jego zasługi dla kultury czeskiej są porównywalne chyba tylko z zasługami paryskiej "Kultury" i Jerzego Giedroycia dla kultury polskiej. Bez przesady można powiedzieć, że wydawnictwo 68 Publishers w ogromnym stopniu uratowało literaturę czeską w czasach komuny. To także wielka zasługa żony Škvoreckiego Zdeny Salivarovej, która zrezygnowała z pisania i poświęciła tej oficynie cały swój czas (topiąc w niej przy okazji zarabiane przez męża pieniądze). Była tam wszystkim: redaktorką, korektorką, zajmowała się pakowaniem i rozsyłaniem książek, prowadziła księgowość itp. Po 1989 r. oboje świadomie zdecydowali, że do Czech już nie wrócą i pozostaną w Kanadzie, gdzie znaleźli swoje miejsce.

Przeczytaj rozmowę Grzegorza Jankowicza z Josefem Škvoreckým >>>

W jakim stopniu są reprezentatywne dla ogromnej twórczości Škvoreckiego (obejmującej ok. 70 książek) tytuły, które zostały przełożone na język polski?

To, co mamy po polsku, to bardzo reprezentatywny wybór, taki "The Best of Škvorecký". Ale ten autor napisał rzeczywiście strasznie dużo - niczym grafoman, tyle że genialny! Z książek, które warto jeszcze przełożyć, stawiałbym na niezwykle zabawny "Autosztambuch", w którym pisarz m.in. przytacza historie, jakie go spotkały po wydaniu debiutanckiej powieści "Tchórze" - a przy okazji jest to taka nieheroiczna i groteskowa opowieść o czasach głębokiego komunizmu, która chyba lepiej oddaje paranoję tego systemu niż większość znanych mi, "poważnych" tekstów. Napisał też kapitalną książkę "Ci wspaniali młodzi chłopcy i dziewczyny" - prywatną i niekoniecznie obiektywną historię czeskiego kina lat 50. i 60. - bo trzeba pamiętać, że Škvorecký był też scenarzystą, a nawet grywał różne rólki w filmach i doskonale znał środowisko filmowców. Książka jest pełna anegdot i bardzo śmiesznych historii. Nie mamy też przetłumaczonych na polski kilku ważnych powieści - np. "Mirákl" ("Cud"), opartej na prawdziwej historii prowokacji służby bezpieczeństwa, która "sfabrykowała cud" w ramach kampanii antykościelnej w Czechosłowacji. Bardzo ciekawe są też dwie "amerykańskie" powieści: "Narzeczona z Teksasu" (o udziale czeskich ochotników w wojnie secesyjnej) i "Scherzo capriccioso" (o Antoninie Dvořáku), że nie wspomnę o co najmniej 10 tomach opowiadań (po polsku na razie ukazały się tylko dwa wybory). Bohemiści mają więc jeszcze długo co robić, a ja też obiecuję, że absolutnie nie skończę na "Inżynierze"!

Przeczytaj rozmowę Grzegorza Jankowicza z Josefem Škvoreckým >>>

Andrzej Jagodziński (ur. 1954) jest tłumaczem, absolwentem filologii czeskiej i słowackiej, był dziennikarzem Radia Wolna Europa, "Gazety Wyborczej", redaktorem "Literatury na Świecie", dyrektorem Instytutu Polskiego w Pradze. Autor rozmów z czeskimi pisarzami emigracyjnymi zebranych w książce "Banici"(1987). Przekładał m.in. książki Václava Havla, Bohumila Hrabala, Milana Kundery oraz Josefa Škvoreckiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 49/2009