Gen przemocy

Bp Heiner Wilmer: Dawniej mawiano, że w Kościele są pojedynczy grzeszni ludzie, ale Kościół jako taki jest czysty i bez skazy. Musimy pożegnać się z takim przekonaniem i przyjąć do wiadomości, że w Kościele jako wspólnocie istnieją „struktury zła”.

07.01.2019

Czyta się kilka minut

Heiner Wilmer obejmuje urząd biskupa w diecezji Hildesheim. 1 września 2018 r. / PETER STEFFEN / DPA / EAST NEWS
Heiner Wilmer obejmuje urząd biskupa w diecezji Hildesheim. 1 września 2018 r. / PETER STEFFEN / DPA / EAST NEWS

JOACHIM FRANK: Ksiądz Biskup stoi na czele diecezji Hildesheim od stu dni. Akurat w chwili, gdy obejmował Ksiądz urząd, opublikowano raport o nadużyciach seksualnych w niemieckim Kościele. Czym Ksiądz Biskup obecnie najwięcej się zajmuje?

BP HEINER WILMER: Istotnie, dopiero co objąłem funkcję biskupa, gdy zostało opublikowane studium w sprawie skandali nadużyć seksualnych. Od tego czasu w niemieckim Kościele katolickim stale krążymy wokół ważnych kwestii organizacyjnych, takich jak miejsca, do których mogłyby zgłaszać się ofiary nadużyć, standardy prewencji i wiele innych. Wydaje mi się jednak, że nadal nie dość poważnie traktujemy problem przemocy seksualnej oraz problem nadużywania władzy w Kościele.

Jak zatem należałoby poważnie potraktować ten problem?

Myślę, że nadużywanie władzy tkwi w DNA Kościoła. Nie możemy już dłużej zbywać tego problemu stwierdzeniem, że jest to zjawisko rzekomo peryferyjne, lecz musimy dokonać radykalnej rewizji naszego sposobu myślenia o tym problemie. Jak dotąd brakuje nam jednak jakiegokolwiek pomysłu, jakie skutki powinno to mieć dla teologii.


Po stronie ofiar: o wykorzystywaniu seksualnym nieletnich, zmowie milczenia i innych grzechach polskiego Kościoła piszemy konsekwentnie od lat. Wybór najważniejszych tekstów „TP” z ostatniego dwudziestolecia na temat, który wstrząsa dziś Polską, w bezpłatnym i aktualizowanym, internetowym wydaniu specjalnym.


Jaki Ksiądz Biskup ma tu pomysł?

Dla samoświadomości Kościoła skandale dotyczące nadużyć seksualnych są wstrząsem, którego doniosłość porównałbym do podboju i splądrowania Rzymu przez Wizygotów pod wodzą Alaryka w V stuleciu. Po tamtych wydarzeniach teologia wczesnochrześcijańska popadła w poważny kryzys tożsamościowy: zaczęto się zastanawiać, jak Bóg mógł dopuścić do tego, aby centrum chrześcijaństwa zostało nawiedzone i spustoszone przez pogańskich barbarzyńców. 1300 lat później, w epoce oświecenia, po wielkim trzęsieniu ziemi, które w 1755 r. zniszczyło Lizbonę [była to jedna z najtragiczniejszych katastrof naturalnych w dziejach ludzkości; szacuje się, że zginąć mogło do 100 tys. ludzi – red.], problem z zakresu teodycei – dotyczący kwestii boskiej wszechmocy i ludzkiego cierpienia – objawił się w jeszcze ostrzejszy sposób. Myślę, że dziś Kościół znajduje się w podobnej, a może nawet jeszcze bardziej dramatycznej sytuacji, gdyż w tym przypadku zło wyszło z samego wnętrza Kościoła.

Jaką konkluzję wyciąga Ksiądz Biskup z tej sytuacji?

Że w przyszłości wiarę w nasz „święty Kościół” będziemy mogli wyznawać uczciwie i rzetelnie tylko wówczas, jeśli równocześnie wyznamy, iż ten Kościół jest także Kościołem grzesznym.

Już Ojcowie Kościoła nazywali Kościół „casta meretrix”, cnotliwą nierządnicą.

Tak, ale w późniejszym okresie to paradoksalne pojęcie stało się dla dominującej doktryny czymś niesłychanie oburzającym i nieznośnym. Dlatego koncepcja ta zaginęła. Zamiast tego mawiano, że owszem, w Kościele są pojedynczy grzeszni ludzie, ale Kościół jako taki jest czysty i bez skazy. Musimy pożegnać się z takim przekonaniem i przyjąć do wiadomości, że w Kościele jako wspólnocie istnieją „struktury zła”.

Niemiecki teolog Eugen Drewermann już 40 lat temu napisał na ten temat trylogię pod takim właśnie tytułem.

Przeczytałem to wszystko. Dzisiaj trzeba powiedzieć, że było to profetyczne. Podobnie jak książka tego autora „Duchowni. Psychogram pewnego ideału”. Eugen Drewermann jest prorokiem naszych czasów, zapoznanym przez Kościół.

Prorokiem?

Już w Biblii prorocy to byli ludzie, którzy mówili prawdę prosto w oczy – i dlatego byli marginalizowani albo nawet zamykano im usta. Również dzisiaj potrzebujemy takich mężczyzn i kobiet, którzy nam, biskupom, będą naciskać na odcisk, nawet jeśli będzie to boleć. Osobiście zaliczam do nich np. księdza Klausa Mertesa, który w 2010 r. upublicznił skandal związany z nadużyciami seksualnymi w Niemczech i z tego powodu zainkasował niezłe cięgi. Niesprawiedliwie! Do dziś Mertes przypomina nam nieustannie, że powinniśmy przyjąć perspektywę ofiar. Jean Vanier, założyciel ruchu Arka [na rzecz osób z upośledzeniem umysłowym – red.], nazwał to kiedyś „opcją na rzecz cierpiących”. Krzyk ofiar zmusza Kościół do nawrócenia – w ścisłym znaczeniu słowa Kehre [radykalny zwrot – red.]. Potrzebujemy radykalnej zmiany, nowego i autentycznego, a nie udawanego spojrzenia na nasze korzenie, na nasze początki: życie i przesłanie Jezusa. I nie możemy postępować tak jak do tej pory.

Bardzo proszę o skonkretyzowanie, co Ksiądz Biskup ma na myśli mówiąc o radykalnej zmianie.

Musimy skończyć z wszelkimi przejawami samowoli, z wszelkimi przejawami myślenia roszczeniowego. W moim odczuciu my, biskupi, ciągle jeszcze jesteśmy zbyt aroganccy, zbyt nadęci. Musimy zejść na ziemię: nie możemy już traktować ludzi z góry, przemawiać do nich z piedestału, musimy traktować ich jak równych sobie. A nawet i to jest dla mnie za mało. Face to face, twarzą w twarz – to za mało. Potrzebna jest postawa side by side, ramię przy ramieniu. Dietrich Bonhoeffer [niemiecki teolog ewangelicki i uczestnik ruchu oporu przeciw Hitlerowi, zamordowany w obozie koncentracyjnym w 1945 r. – red.] powiedział kiedyś, że Kościół jest sobą, jest Kościołem tylko wtedy, gdy istnieje dla innych. W istocie, jesteśmy Kościołem tylko wtedy, gdy stoimy u boku ludzi, gdy ramię w ramię idziemy wraz z nimi. W Biblii jest napisane, jak powinno to wyglądać. Wystarczy tylko, abyśmy to czytali i brali sobie do serca.

A potem?

Czasem myślę sobie tak: kto właściwie określa, co jest katolickie? My zachowujemy się ciągle tak, jakby tym kimś miała być hierarchia; jak gdybyśmy to my, biskupi, mieli mieć prawo do nadawania etykietki, że coś jest albo nie jest katolickie. To nieprawda! Nie jesteśmy katolicką organizacją konsumencką, która zajmuje się weryfikacją tego, czy dany produkt odpowiada jakimś wymogom. Musimy być odbiorcami, słuchaczami, musimy uczyć się w rozmowie z katolickimi kobietami i mężczyznami, ale także z chrześcijanami innych wyznań oraz z niewierzącymi. Gdyby spojrzeć na sprawę nadużyć seksualnych z klarownego teologicznego punktu widzenia, to jej konsekwencje są oczywiste: aby powstrzymać zło w Kościele, potrzebujemy skutecznej kontroli władzy w Kościele. Potrzebujemy podziału władzy, potrzebujemy systemu checks and balances [koncepcja ustrojowa rozdzielania władzy między wzajemnie kontrolujące się organy – red.].

Planuje Ksiądz Biskup coś takiego?

To nieuniknione, nie ma tu innej drogi. Kiedy słyszę od kardynała Gerharda Müllera [w latach 2012-17 prefekt watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary, zdymisjonowany przez papieża – red.], że według świętego porządku Kościoła osoby świeckie nie mogą osądzać osób wyświęconych, pełniących funkcje w Kościele, to mogę jedynie powiedzieć, że to nieprawda. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa diakoni i kapłani byli wybierani na urząd biskupa przez lud boży, przez aklamację. W średniowiecznej Kolonii obywatele miasta wielokrotnie buntowali się przeciwko władzy swoich arcybiskupów i w 1288 r. w bitwie pod Worringen wywalczyli sobie wolność spod ich feudalnej władzy. W Kościele na przestrzeni wieków istniało znacznie więcej form partycypacji, niż praktykujemy to dzisiaj. Musimy uważać, abyśmy nie stali się ofiarami własnej amnezji historycznej.

Porozmawiajmy o centralnym pojęciu w Kościele: o winie. Czy Ksiądz Biskup czuje się winnym z powodu nadużyć seksualnych?

Ja osobiście, Heiner Wilmer, nie ponoszę żadnej winy, ponieważ nie jestem sprawcą. Ale pomimo tego muszę powiedzieć: tak, ponoszę winę, gdyż przynależę do tej strony, z której wywodzą się sprawcy, winni przestępstw nadużyć seksualnych.

Nasze dzisiejsze spotkanie zacząłem od przeprosin: przeprosiłem Księdza Biskupa za to, że się spóźniłem. Tyle tylko, że w gruncie rzeczy winę za to ponosiła kolej, pociąg był spóźniony, nic nie mogłem na to poradzić. Jaki jest zatem sens takiej prośby o wybaczenie? Czy abstrahując jednak od czystej kurtuazji, problem ten nie dotyczy także nadużyć seksualnych w Kościele? Kto konkretnie jest tu winny, kto prosi kogo o wybaczenie?

Prośba o wybaczenie, odszkodowanie, przebaczenie – to tutaj kluczowe pojęcia. Mimo wszystko uważam je za problematyczne, i to wszystkie trzy. W ścisłym sensie nie ma tu bowiem możliwości „zdjęcia winy” czy „naprawienia wyrządzonych szkód” [gra słów w języku niemieckim, gdzie „prośba o wybaczenie” – Entschuldigung – zawiera w sobie słowo „wina” i w znaczeniu pierwotnym oznacza „zdjęcie winy”, zaś „odszkodowanie” – Entschädigung – zawiera słowo „szkoda” i może być tłumaczone także jako „wynagrodzenie szkód” – red.]. Wina oraz wyrządzone szkody – one pozostaną na zawsze w życiu ofiar. W USA niektóre z ofiar określają się pojęciem survivors – ocaleni, ci, którzy przeżyli. Uważam, że jeśli w oczekiwaniu przebaczenia – być może zrozumiałym – miałby pobrzmiewać choćby ślad jakiegoś moralnego roszczenia (na zasadzie, że „jako chrześcijanie powinniśmy umieć sobie przebaczać”), byłby to fatalny brak szacunku i wrażliwości. Rozumiem ofiary, gdy mówią: „Nie, nie mogę wybaczyć tego, co mi zrobiono”. Zresztą chyba również i Biblia uznaje taką rzeczywistość, np. kiedy w Księdze Wyjścia mowa jest o tym, że grzech ojców ma trwać aż do trzeciego i czwartego pokolenia.

Także w Hildesheim, w diecezji Księdza Biskupa, przeszłość kładzie się długim cieniem, również na tutejszej kurii. Był Ksiądz pierwszym biskupem w Niemczech, który publicznie i konkretnie mówił o błędach swoich poprzedników. Można by powiedzieć, że Ksiądz Biskup ma łatwo, bo oni obaj już nie żyją...

To prawda, nazwałem po imieniu fakt, że moi poprzednicy zawiedli, bo tak to oceniam. Nie jest to dla mnie sytuacja łatwa. Nie jestem sędzią nad ludźmi żyjącymi, a tym bardziej nie nad martwymi. Uważam jednak, że to kwestia uczciwości wobec prawdy. Z drugiej strony, nie pomoże nam teraz, gdy będziemy nieustannie podawać nazwiska i kolejne nazwiska. W wyznaniu winy podczas mszy świętej mowa jest: „Spowiadam się Bogu Wszechmogącemu, i wam, bracia i siostry, że bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem”. Nie ma tutaj mowy o oskarżaniu innych. Absolutnie najlepsze – przede wszystkim w sensie: najlepsze dla ofiar – byłoby, gdyby swoje winy wyznali sami przestępcy, podobnie jak i ci, którzy ich kryli albo którzy ignorowali głos ofiar. Ale to mówi się łatwiej, niż to czasem jest.

Co Ksiądz Biskup ma na myśli?

Weźmy przypadek przestępcy seksualnego Petera R. – nadal jeszcze brakuje mi zwyczajnie słów, gdy myślę o tym, że tutaj, w Hildesheim, można było zapobiec przynajmniej ostatnim jego zbrodniom. Osoba odpowiedzialna za kwestie personalne w kurii za czasów biskupa ­Homeyera najwyraźniej chciała odsunąć Petera R. od posługi kapłańskiej. Ale wygląda na to, że na koniec przeważyło zdanie kilku członków parafii, którzy przekonali biskupa twierdząc, że rzekomo nie można traktować tak bez serca tego tak zasłużonego kapłana.

Wracamy tu więc do kwestii winy. Ksiądz Biskup widzi na tym przykładzie, jak niesprawiedliwe byłoby twierdzenie, że winę ponosi tylko ta jedna osoba, jedynie sam sprawca. Rzeczywistość jest bardziej złożona. Tymczasem z całego episkopatu, liczącego prawie 70 członków, jak dotąd ani jeden biskup nie przyznał się, że zawiódł – w taki sposób, jaki Ksiądz Biskup właśnie tu zasugerował. A już choćby statystycznie wydaje się nieprawdopodobne, aby wśród 70 biskupów nie było nikogo takiego.

Prawda jest pierwszym krokiem ku sprawiedliwości. I prawdę, i sprawiedliwość jesteśmy winni ofiarom. Mamy ­wobec nich dług do spłacenia. To musi być nasza perspektywa, nasz interes, a nie w pierwszym rzędzie wysiłki na rzecz odzyskania naszej wiarygodności jako Kościoła, albo wysiłki na rzecz zdobycia na nowo zaufania i posłuchu. To może być w najlepszym wypadku swego rodzaju korzyścią uboczną, ale to nie może być nasz pierwszy cel. Naszym pierwszym celem powinna być sprawiedliwość dla ofiar. Dlatego nie ustanę w domaganiu się, abyśmy ujawnili wszystkie fakty, wszystko to, co się wydarzyło, i abyśmy to wyjaśnili najlepiej, jak tylko jesteśmy w stanie. Ze mną nie będzie żadnego potajemnego zamiatania pod dywan. Potrzebujemy też pilnie czegoś w rodzaju komisji prawdy. Że taka komisja jest potrzebna, to widać właśnie na przykładzie spraw, o których dyskutujemy w diecezji Hildesheim.

Ma Ksiądz Biskup na myśli oskarżenie o nadużycia seksualne wobec swego poprzednika biskupa Janssena, zmarłego w 1988 r. Zmarły nie może się już bronić...

Dlatego aby wyjaśnić tę sprawę, grupa pracujących niezależnie biegłych lekarzy sądowych, kryminologów i historyków zbada ówczesne struktury diecezjalne oraz rolę biskupa Janssena.

Idąc z dworca kolejowego do kurii biskupiej minąłem ulicę noszącą imię biskupa Janssena. Co Ksiądz Biskup myśli, gdy idzie tą ulicą?

Nie tylko tutaj są takie ulice, także w innych miejscach, np. w Duderstadt [miasto w diecezji Hildesheim, gdzie biskup Janssen wspierał budowę kościoła – red.]. Pojawiły się tam już pierwsze żądania, aby zmienić nazwę ulicy. To sprawa władz samorządowych. Ja chcę poczekać na wyniki zewnętrznego dochodzenia. ©

Tłumaczenie: KASPER KAPROŃ OFM, WOJCIECH PIĘCIAK

Wywiad z bp. Heinerem Wilmerem – byłym przełożonym generalnym Zgromadzenia Księży Najświętszego Serca Jezusowego, a od 1 września 2018 r. ordynariuszem diecezji Hildesheim – ukazał się w grudniu 2018 r. w „Kölner Stadt-Anzeiger”. Przedrukowujemy go za zgodą redakcji.

Tytuł pochodzi od redakcji „TP”.


Czytaj także: Abp Grzegorz Ryś: Wykorzenić niewykorzenialne


W Hildesheim i w Niemczech

Przestępstwa seksualne i ich skutki to dziś jeden z głównych problemów niemieckiego Kościoła katolickiego. Diecezja Hildesheim jest w szczególnej sytuacji: podejrzanym jest jej dawny biskup, już nieżyjący.

GDYBY WCZYTAĆ SIĘ W SŁOWA niemieckich biskupów w ostatnich dniach roku 2018 – w ich homiliach bożonarodzeniowych i noworocznych, a także w wypowiedziach medialnych – wyczuć można emocje, które kiepsko pasują do świątecznej atmosfery: przygnębienie i smutek. Równie powszechny był tu ton, który można by zdefiniować jako samokrytyczną pokorę, której towarzyszą pragnienie zadośćuczynienia i oczekiwanie przebaczenia.

Mało świąteczny charakter miał też temat, który przewijał się w ostatnich dniach grudnia przez liczne biskupie homilie: nadużyć seksualnych ze strony duchownych, cierpienia ich ofiar, tuszowania afer przez struktury kościelne. A także skutków, które z tego mają wynikać dziś dla Kościoła. W tym natury strukturalnej: dotyczące kwestii władzy i kontroli w Kościele. Mówił o tym także kard. Reinhard Marx, przewodniczący niemieckiego episkopatu: o potrzebie odnowy, widocznej „zwłaszcza w ostatnich latach i miesiącach, w obliczu porażki i niezdolności” Kościoła, który nie reagował adekwatnie „na wyzwania i nieprawidłowości”.

CHODZI O RAPORT przedstawiony we wrześniu 2018 r. To efekt kilkuletniej pracy – na zlecenie episkopatu – zespołu niezależnych ekspertów. Jego treść była jak trzęsienie ziemi, którego wstrząsy wtórne wciąż trwają: analizując archiwa z lat 1946–2014, udostępnione przez wszystkie 27 diecezji, eksperci natrafili na wskazówki, że ofiarami duchownych padło co najmniej 3677 dzieci i nastolatków (w proporcji: dwie trzecie chłopców i jedna trzecia dziewcząt). Zidentyfikowano 1670 przestępców: księży, zakonników i diakonów (stanowili 4,4 proc. duchowieństwa).

Choć debata o nadużyciach seksualnych trwa w niemieckim Kościele od 2010 r. (znaczącą rolę dla jej podjęcia odegrał jezuita Klaus Mertes), raport ten nadał jej nowej dynamiki. Po publikacji bp Peter Kohlgraf z Moguncji (rocznik 1967) mówił, że konkluzje raportu wstrząsnęły jego osobistą wiarą. Od tego czasu biskupi tłumaczą, przepraszają (choć sami – często metrykalnie z nowej już generacji – jako przełożeni nie ponoszą osobistej winy). I szukają rozmowy z ofiarami, współpracują z władzą świecką i wprowadzają reformy, które mają zapobiec podobnym sytuacjom. Wszystko przy podniesionej kurtynie.

TAKŻE DEBATA MIĘDZY BISKUPAMI na temat źródeł tego zła i koniecznych reform ma publiczny charakter. Czasem przybiera charakter otwartego sporu. Tak było ostatnio, gdy dużo emocji wywołał wywiad, którego bp Heiner Wilmer z Hildesheim udzielił dziennikowi „Kölner Stadt-Anzeiger” (przedrukowujemy go powyżej). Sprzeciw niektórych biskupów wywołały zwłaszcza słowa Wilmera, że „nadużycia władzy tkwią w DNA Kościoła”, w którym są „struktury zła”. Bp Rudolf Voderholzer z Ratyzbony mówił, że nie rozumie, jak Wilmer mógł coś takiego powiedzieć. Kardynał Rainer Maria Woelki z Kolonii stwierdził, że Wilmer „posunął się za daleko”; Kościół ponosi „poważną winę”, ale gdyby miało tak być, iż nadużycia władzy tkwią w jego DNA, „wtedy musiałbym z takiego Kościoła wystąpić”.

WILMER JEST BISKUPEM od niedawna: urząd objął we wrześniu – w chwili, gdy pojawił się wspomniany raport. Jego diecezja zajmuje szczególne miejsce na „mapie” tej debaty: wśród oskarżonych o przestępstwa seksualne jest jeden z poprzedników Wilmera, nieżyjący już biskup Heinrich Maria Janssen, dwaj jego następcy zaś mają być winni tuszowania skandali.

Pierwsze oskarżenia wobec Janssena pojawiły się w 2015 r.; powołana komisja uznała, że z braku danych nie może ich potwierdzić ani im zaprzeczyć. Niedawno, w październiku 2018 r., do bp. Wilmera zgłosił się ponad 70-letni dziś mężczyzna, twierdząc, że jako nastoletni ministrant był molestowany przez Janssena i innych księży, oraz że wśród duchownych diecezji istniał wtedy system „wymieniania się” ofiarami.

Po rozmowie z nim bp Wilmer stwierdził: „Serce mi się kraje wobec tego, co ten człowiek mi opowiedział”. Zarzuty zbadają teraz zewnętrzni eksperci.

Dyskusja trwa: 2 lutego, na spotkaniu przedstawicieli wszystkich diecezji, mają być przyjęte wspólne wytyczne odnośnie do dalszego postępowania i prewencji. ©(P)

WOJCIECH PIĘCIAK / Źródło: KNA

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 2/2019