Gdzieś indziej

W scenerii galerii handlowej rozgrywa się spektakl o konsumenckiej władzy i samokontroli. I polska wersja bitwy: każdy z każdym.

26.10.2010

Czyta się kilka minut

Sztuka "Kazimierz i Karolina" Ödöna von Horvátha dzieje się w środowisku międzywojennych drobnomieszczan. Jan Klata umieścił ją w przestrzeni współczesnej polskiej galerii handlowej, z fontanną i plastikowymi palmami. Wszystko się zgadza: dziś znów, jak niemal przed stu laty, świat dopadł ekonomiczny kryzys, płotki z gatunku tytułowych bohaterów tracą pracę, a rekiny unoszą się w zeppelinach albo innych statkach powietrznych. "Zgadza się" jednak przede wszystkim język: bohaterowie dramatu, błyskotliwie spolszczonego przez Monikę Muskałę, mówią językiem raz potocznym, pozbawionym ornamentów, kiedy indziej mocno zadłużonym w językowych kliszach, groteskowym - w sumie: nośnym i współczesnym.

Klata w Teatrze Polskim we Wrocławiu robi z tego użytek. Spektakl prowadzi brawurowo, w konwencji bliskiej slapstickowej komedii: z czytelnymi (do przesady) rysunkami postaci, dialogami skrzącymi się łatwym dowcipem, z szeregiem muzyczno-tanecznych atrakcji. Dobrze pracuje pomysł, by rzecz umiejscowić w galerii handlowej. Blichtr i tandeta, przy pozorach nowoczesności i jakości, stanowi smutny, celny kontrapunkt dla scenicznego dowcipu. Iluzja konsumenckiej władzy i samokontroli jest z kolei dobrym komentarzem do życia bohaterów, o którym można powiedzieć tyle, że zawsze toczy się wedle scenariusza napisanego przez kogoś innego.

Zarazem galeria handlowa to przestrzeń w szczególny sposób "demokratyczna" i eklektyczna, nie tylko dlatego, że - jak mówi jeden z bohaterów - spotykają się tutaj sprzątaczka z prezesem. Przede wszystkim dlatego, że na równych prawach sąsiadują w niej towary najrozmaitszej maści: obok ekspozycji ludzkich zwłok polska tradycja narodowowyzwoleńcza (przywołana w szwoleżerskich przyśpiewkach); obok galerianek na wrotkach kostiumy Żydówek z getta (w które galerianki przebierają się dla perwersyjnej zachcianki sponsora). Klata tu i ówdzie wtrąca Horváthowi swoje trzy grosze, w efekcie historię Kazimierza, który stracił pracę, i Karoliny, która we flircie z prezesem szuka awansu, nasyca polską, aktualną specyfiką.

Wszystko gra, zazębia się, albo - i to są lepsze momenty - działa na zasadzie dysonansu, zgrzytu. I choć jest to dobra, ciekawa, świetnie zagrana inscenizacja - spektakl pozostawił we mnie niedosyt.

W kulminacyjnej scenie oglądamy pantominę pod hasłem: "powstania: rekonstrukcja". Rozmaity tłum (powstańcy, kosynierzy, "chińskie ciała", Żydówki z getta...) inscenizuje bitwę "każdego z każdym": brak hierarchii i elementarnego porządku rekompensowany jest zaciętością i świętym przekonaniem walczących o własnej racji; chorobliwa skłonność do reprodukcji wartości może się równać tylko z nienasyconym apetytem ich wyznawców. W sumie rozegrana z namaszczeniem pantomima w świetnym skrócie oddaje złożoność ducha współczesnej Polski. Problem w tym, że ta metafora wyrasta jakby obok - i ponad - spektakl, rzucając na niego cień. W zasygnalizowanym tu spojrzeniu na współczesną Polskę przeczuwamy rozmach teatru Klaty z "Trylogii" (2009), podczas gdy reszta spektaklu przypomina jego "Weź, przestań" (2006) - spektakl inteligentny, przewrotny, ale jednak zdecydowanie prostszy, mniejszego formatu.

A może rzecz polega na czymś jeszcze innym?

W pewnym momencie galerianki przejeżdżają przez scenę, unosząc krzyż złożony z puszek po piwie Lech. W przestrzeni galerii ów krzyż bez trudu odsłania swoje inne oblicze: funkcjonuje jak kolejny towar, przedmiot symbolicznego handlu, który znajduje gorliwych konsumentów. Scena trwa pięć sekund, akurat tyle, by zasłużyć na miano ryzykownej teatralnej aluzji.

Jadąc pociągiem na wrocławski spektakl, przyjąłem codzienną dawkę gazetowych informacji. Wśród nich: o dyskusji wokół in vitro, prowokującej pytania o dopuszczalny margines ingerencji Kościoła w politykę i życie publiczne; o morderstwie w Łodzi, które stało się obiektem politycznego handlu; o niegasnącym sporze wokół smoleńskiego śledztwa. O "zabijaniu opozycji", o eugenice i ekskomunice, o oddawaniu moczu na znicze. Wydaje się, że już dawno społeczne podziały nie manifestowały się tak ostro, a nastroje nie były w Polsce tak rozchwiane, jak dziś. Już dawno, mówiąc inaczej, teatr, który - jak teatr Klaty - soki czerpie z komentowania społecznego "tu i teraz", nie miał do dyspozycji tak palącego, kontrowersyjnego i wartego dyskusji materiału.

Ten materiał - mam wrażenie - prosi się o to, by wgryźć się w niego solidniej, z większą zawziętością, wściekłością. Domaga się języka bardziej bezpośredniego, drapieżnego, dosadnego. Zdolnego z impetem rozsadzać granice teatralnej konwencji. "Kazimierz i Karolina" Klaty daje tylko posmak takiego teatru. Rozgrywa się w ramach teatralnej umowy, która - ku zadowoleniu jednych, a sprzeciwie innych - dopuszcza, by spektakl czynił aluzje do rzeczywistości roztaczającej się za drzwiami teatru. Na ulicy, w gazecie, na ekranie telewizora, w każdym razie - gdzieś indziej.

Z drugiej strony, kto wie, czy krzyż z puszek nie wystarczy dzisiaj, by teatr przedarł się na telewizyjny ekran?

Ödön von Horváth, "Kazimierz i Karolina", tłum. i dramaturgia Monika Muskała, reż. i oprac. muz. Jan Klata, scenogr. Mirek Kaczmarek, kost. Mirek Kaczmarek i Małgorzata Matera, reż. światła Justyna Łagowska, choreogr. Maćko Prusak, premiera w Teatrze Polskim we Wrocławiu 23 października 2010 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk teatralny, publicysta kulturalny „Tygodnika Powszechnego”, zastępca redaktora naczelnego „Didaskaliów”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2010