Gdzie my jesteśmy?

Sprzeciwiam się wtapianiu Eucharystii, krzyża, religii w akcje ściśle polityczne. Sprzeciwiam się manipulowaniu żarliwą religijnością.

25.02.2013

Czyta się kilka minut

Pamięci Arcybiskupa Józefa Życińskiego w drugą rocznicę Jego śmierci

​Od wielu miesięcy trwa w polskim Kościele swoisty „festiwal” pod hasłem „szukaj wroga”. Ten „festiwal”, reżyserowany przez o. Tadeusza Rydzyka i przeradzający się chwilami w żałosny kabaret, objął swoim zasięgiem tysiące, a nawet miliony ludzi: zawojował pocztę, rozsiadł się w kruchtach kościołów, wypłynął na ulice, porwał w swój wir wielu biskupów, dotarł nawet do Rzymu, aby ostatecznie zamknąć usta przeciwnikom. Jesteśmy świadkami jakiegoś zbiorowego szaleństwa, któremu nadaje się nazwę „przebudzenie”. To niby-przebudzenie uderza nie tylko w porządek prawny naszego państwa, ale także w Kościół. Tymczasem wiele liczących się osób w Kościele „nabrało wody w usta”, nie chcąc się narazić szalejącym żywiołom. Wielu udaje, że nic się nie stało. Postanowili przeczekać burzę, zamiast krzyknąć, że „król jest nagi”. A szaleństwo, przybrawszy maskę „świętości i prawdy”, sieje zamęt i spustoszenie.
Przed wieloma ludźmi, także przede mną, staje dylemat: milczeć czy mówić? Zabierając publicznie głos, nawet najszczerzej i najostrożniej, trzeba liczyć się z tym, że możemy być opacznie zrozumiani i w rezultacie możemy niechcący zrobić więcej złego niż dobrego. Nie chcę nikogo oskarżać i nie chcę nikomu przypisywać winy za stan, w jakim się znaleźliśmy (myślę, że zawiniliśmy wszyscy po trosze). Nie chcę też zabierać głosu w sprawach ściśle politycznych, a za taką uważam tzw. problem smoleński – nie czuję się na tym polu kompetentny.
Zabieram głos, ponieważ razem z wieloma osobami głęboko zaangażowanymi w życie religijne uważam, że to, co się dzieje, przekracza miarę i głęboko rani Kościół, a pośrednio także Ojczyznę. Zabieram głos i nie będę niczego „owijał w bawełnę”, choć zdaję sobie sprawę, że nie wszystko wiem i nie wszystko widzę.
JADY
Piszący te słowa jest stałym słuchaczem Radia Maryja i uważa tę rozgłośnię za prawdziwy skarb. Wie, że potrafi ona otwierać ludzi na Boga i uczyć modlitewnego trwania przed Jego obliczem. Że potrafi docierać do ludzkich serc i przynosić im pociechę. Równocześnie jednak w tym radiu ukrywa się jakiś niebezpieczny „robak”, który wyprowadza słuchaczy „na manowce”. Tego robaka można nazwać „przeciw”. Dzieła ojca Rydzyka tworzone są zawsze „przeciw” komuś, kto jest nie tylko przeciwnikiem, ale i wrogiem.
Ojciec Dyrektor ciągle ogłasza, że jest zagrożony przez kogoś, kto czyha na niego i kto usiłuje zniszczyć jego dzieła. Jest znieważany, prześladowany i krzyżowany niemal jak Chrystus. Dlatego swoich zwolenników nieustannie wzywa do ujawniania wrogów i do obrony przed nimi. Może jest w tym jakaś metoda na tworzenie zwartego frontu zwolenników, ale ma też fatalne skutki – coraz więcej osób zarażonych jest jadem podejrzliwości i żyje w poczuciu wszechobecnego wroga.
Ostatnio o. Rydzyk ujawnił („Nasz Dziennik”, 31 XII 2012 – 1 I 2013), że powstała potężna koalicja w trójkącie: prezydent – rząd – KRRiT, mająca za cel zniszczenie Radia Maryja i TV Trwam. Ci potężni „koalicjanci”, posługujący się – jak twierdzi – kłamstwem, nie mogą tolerować instytucji „prawdy”. Wydaje się jednak, że jeśli ktoś – co nie daj Boże – ostatecznie zniszczy te dzieła, to zniszczy je sam twórca, maniakalnie poszukujący wrogów.
POŻYCZKA
Od paru miesięcy przeżywamy w naszym kraju i w naszym Kościele głębokie „zawirowania” z powodu odmowy miejsca na multipleksie dla TV Trwam. Gwałtowną akcję obronną prowadzi się właśnie w imię „prawdy”. Słowo to było głównym akcentem długiego przemówienia o. Tadeusza na placu Trzech Krzyży 29 września 2012 r. Redemptorysta mówił wówczas o prawie do prawdy, które zabiera się ludziom w Polsce. Mówił, że jest wielka, ogromna „potrzeba prawdy”, i piętnował tych, którzy tylko pozornie jej służą, a mianowicie „dziennikarzy mętnego nurtu, najemników – którzy manipulują umysłami, sercami i emocjami ludzi”. Kim są ci dziennikarze „mętnego nurtu”, nie zostało sprecyzowane, ale określenie „mętny nurt” zdołało wejść do słownika radiomaryjnych entuzjastów.
Aby nie było wątpliwości, powiem od razu: chciałbym, aby Telewizja Trwam dostała miejsce na multipleksie, i żałuję, że stało się inaczej. Chcę jednak także powiedzieć, że nie tylko ja tak myślę, bo podobne zdanie ma przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Jan Dworak. Znam go od 35 lat i jestem świadkiem jego związków z Kościołem. Kilka tygodni temu powiedział mi, że chciałby, aby TV Trwam dostała to miejsce, ale jako urzędnik państwowy musi wypełniać swoje zadanie uczciwie i praworządnie, nie ulegając ani układom towarzyskim, ani naciskom politycznym, ani jakimkolwiek i skądkolwiek płynącym zmasowanym atakom. Odpowiadająca za TV Trwam fundacja Lux Veritatis po prostu nie dopełniła podstawowych warunków i nie przedstawiła dokumentów, na podstawie których można by postulowaną koncesję przyznać.
Rozpytywałem ludzi bardziej zorientowanych niż ja, czy o. Rydzyk mógł dopełnić warunków wymaganych do uzyskania miejsca na multipleksie. Odpowiadano mi, że było to niemal dziecinnie proste: wystarczyło przynieść do KRRiT promesę z banku, a takiej promesy na pewno nie odmówiłby o. Rydzykowi życzliwy mu SKOK. Dlaczego toruński redemptorysta uwikłał się w dziwne oświadczenia, jest sprawą nie do odgadnięcia.
Jego fundacja jako jedyny podmiot w konkursie zażyczyła sobie utajnienia swoich dokumentów. Oświadczyła przy tym, że dysponuje majątkiem wartości 90 milionów, z czego 68 milionów to pożyczka od warszawskiej Prowincji Redemptorystów, jednak nie chciała ujawnić warunków spłaty tej pożyczki.
Pomijając wszystko inne: należę do zarządu mojej dominikańskiej Prowincji i orientuję się w jej sytuacji finansowej, więc daję głowę, że takich pieniędzy nie ma żaden zakon w Polsce. A nawet gdyby miał, to nie włożyłby ich w niepewny „interes” – a przecież powodzenie takiej instytucji jak TV Trwam zawsze jest pod znakiem zapytania.
Co to wszystko znaczy i dlaczego Ojciec Dyrektor nie chce pełnej przejrzystości w tej sprawie? Dlaczego, kiedy po kilkumiesięcznej przepychance KRRiT postanowiła nie ulegać naciskom i potraktować Lux Veritatis jak każdy inny podmiot ubiegający się o koncesję – on idzie na totalną wojnę, straszy nowym rozbiorem Polski, ukazuje, że Polską rządzą złodzieje i zdrajcy, przekonuje, że mamy do czynienia z próbą zniszczenia Kościoła, i wyprowadza ludzi na ulicę? O. Rydzyk lubi powtarzać: „gdzie my jesteśmy?”. No właśnie: gdzie my jesteśmy?
KARNAWAŁ
Wojciech Reszczyński mówił w Parlamencie Europejskim („NDz”, 23 lipca 2012): „Wnioski koncesyjne w procesie koncesyjnym w Polsce są formalnością, a raczej fikcją, nie mają bowiem żadnego wpływu na decyzje koncesyjne, gdyż te podejmowane są przez środowiska biznesowo-medialno-polityczne według uzgodnionego przez nie klucza”. Być może pan Reszczyński ujawnia w ten sposób źródło zamieszania: starający się o koncesję dla TV Trwam żyją jeszcze w systemie, w którym udzielało się dóbr według uznania. Nie zauważyli, że zmieniła się epoka i trzeba spełnić pewne wymagania, aby uzyskać odpowiednie dobra.
Jednak radiomaryjny „karnawał” trwa w najlepsze: przez Polskę jak tajfun przechodzi akcja nacisków, która ma doprowadzić do przyznania miejsca na multipleksie TV Trwam. Wiele osób ma wątpliwości, czy rzeczywiście głównym celem tej „zadymy” jest uzyskanie koncesji na multipleksie: może chodzi raczej o to, aby „gonić króliczka”? Winą za odmówienie przyznania koncesji obarcza się już nie tylko KRRiT, ale także rząd, premiera, prezydenta, ba: cały system demokratyczny RP. Zwolennicy przyznania miejsca na multipleksie odsądzają od czci i wiary każdego, kto śmie w tej sprawie mieć wątpliwości. Czy mam dodawać, że nie widać racjonalnych powodów, dla których nawet najtrudniejszy spór prawny miałby być powodem wzywania do wywracania całego porządku społecznego RP?
Niestety wśród tych, którzy idą najdalej w krytyce demokratycznego porządku w naszej Ojczyźnie, są – obok polityków opozycyjnych – ludzie Kościoła. Niektórzy nasi bracia w wierze przodują w rzucaniu inwektyw, zaś wielu biskupów nie zachowuje wobec ich wystąpień niezbędnego dystansu, a niektórzy nawet zdają się podzielać przekonanie o złej woli państwowych urzędników. Co gorsze: dość powszechne wśród ludzi Kościoła są próby interpretowania sporu o koncesję dla TV Trwam jako zasadniczego sporu o wartości, na których ma być budowana nasza Ojczyzna. Powstaje wrażenie, że Kościół jest sojusznikiem jednej opcji politycznej. Podziały polityczne są przenoszone do wnętrza Kościoła i w ten sposób przekreślają jego jedność.
ANTYKOŚCIELNA CENTRALA
Problem prawdy w życiu osobistym i publicznym jest rzeczywiście zasadniczy. Podkreśla to sam o. Tadeusz Rydzyk: „Jeśli nie ma prawdy, wszystko inne także się rozpada. Nie ma wtedy także sprawiedliwości ani wolności. Z prawdy wynika miłość i wola dzielenia się pięknem i dobrem” („NDz”, 6-7 lipca 2012).
Autor tych słów nie jest szeregowym księdzem: wielu Polaków mówi jego językiem, traktując jego słowa niemal jak Ewangelię. Skoro prawda buduje, a kłamstwo rujnuje, skoro o. Tadeusz przywiązuje tak wielką wagę do prawdy i pragnie budować na prawdzie i tylko na prawdzie, to trzeba się bliżej przyjrzeć temu, jak rozumie „prawdę” i „służbę prawdzie”.
Wspominałem już, że jestem stałym słuchaczem Radia Maryja i codziennym czytelnikiem „Naszego Dziennika”. Daje mi to, jak sądzę, podstawę do twierdzenia, że o. Rydzyk często rozmija się z prawdą, posługuje się półprawdami, a nawet rzuca oszczerstwa i lży. O zmarłych byłym prezydencie i jego małżonce mówił jako o „oszuście” i „czarownicy”, z czego nigdy się nie rozliczył ani nie przeprosił – ale obecnie potrafi piętnować tych, którzy również ich krytykowali. O obecnym prezydencie wyraża się zawsze jak najgorzej, jakby nie zdając sobie sprawy z tego, że w ten sposób wyrządza rzeszom Polaków, ba – całej Ojczyźnie, wielką krzywdę.
O. Tadeusz wymyślił np. tezę, że w Pałacu Prezydenckim powstała „antykościelna centrala”, której zadaniem jest „rozwadniać naukę Kościoła”, „niszczyć Kościół” i „sprytnie antyewangelizować”. Oskarża Bronisława Komorowskiego o to, że jest zwolennikiem „aborcji” i „zabijania najbardziej bezbronnych”, a w związku z tym odmawia mu prawa przyjmowania Komunii świętej. Muszę powiedzieć, że nie pojmuję, jak można celebrować Eucharystię miłości, nie odwoławszy niefrasobliwie rzucanych oszczerstw, które depczą autorytety, znieprawiają ludzi i rujnują nie tylko ład moralny, ale także ład społeczny naszej Ojczyzny...
Czuję się w obowiązku przytoczyć choć kilka zdań z wypowiedzi o. Rydzyka na temat prezydenta („NDz”, 14-15 sierpnia 2012): „Centrale antyewangelizacyjne sterują niszczeniem Kościoła nie tylko przez przemilczanie dobra, jakie czyni, wyśmiewanie go, ale także przez coś, co nazwałbym rozwadnianiem nauki Chrystusa (...) Przykładem takiego rozwadniania jest nie tylko kanał religia.tv, ale także zachowanie prezydenta i rządzących. Przychodzą do kościoła, siedzą na uroczystych mszach św., są witani przez celebransów, a co robią? (...) poniewieranie krzyża przed pałacem Namiestnikowskim (...) odbywało się za zgodą (...) prezydenta RP, który mówi, że jest katolikiem, ale opowiada się za aborcją, za in vitro, za zabijaniem najbardziej bezbronnych. A jakie są jego poglądy w sprawie tzw. związków partnerskich? A równocześnie nie tylko idzie do Komunii świętej, ale jeszcze czyni to publicznie, na oczach katolików. To jest zgorszenie. (...) Ten sam prezydent pisze listy na ingresy biskupów (...) Jednocześnie ludzie prezydenta blokują miejsce na multipleksie dla telewizji Trwam. To jest laicyzacja, niszczenie Kościoła, rozwadnianie nauki Kościoła, w istocie sprytna antyewangelizacja”.
NIECZYSTE DZIAŁANIA
Oczywiście, o. Rydzyk nie ma wystarczających słów potępienia dla Jana Dworaka. Twierdzi, że Dworak zdobył stanowisko przewodniczącego KRRiT, aby niszczyć Kościół i walczyć z Panem Bogiem. Zacytujmy przykładowo: „Przewodniczący KRRiT pracował w mediach katolickich, był redaktorem naczelnym »Przeglądu Katolickiego«, pracował także jako redaktor w miesięczniku »Powściągliwość i Praca«. (...) Zawczasu powchodzili w media katolickie po to, aby później uderzać w Kościół. (...) Czy naprawdę Jan Dworak uważa się za »superpapieża«, że chce ustawiać Kościół? Niech nie walczą z Panem Bogiem. Niech nie walczą z Narodem!” („NDz”, 7 sierpnia 2012).
To nie są błahe zarzuty! Walka z Panem Bogiem i świadome niszczenie Kościoła to coś więcej nawet niż współpraca z komunistami. Najcięższe zarzuty, a równocześnie – ośmielam się powiedzieć – oszczerstwa. Wszystko to mówi o. Rydzyk publicznie, a żaden autorytet kościelny, o ile wiem, nie zwraca mu uwagi, że taka mowa to już antychrześcijaństwo.
Kolejna, zdaniem o. Rydzyka, centrala antyewangelizacyjna umieszczona jest w „konkurencji” do TV Trwam, czyli w kanale religia.tv. Mówi Ojciec Dyrektor: „Jest problem z tymi, którzy idą na układy, tworząc media pseudokatolickie. Kanał religia.tv nie ma w nazwie, że jest katolicki. Religia może być różna, więc rodzi się pytanie, jaka religia? Nie tylko nie wolno rozwadniać nauki Kościoła, ale także same media katolickie nie mogą być mediami mętnymi. (...) Ludzie myślą, że religia.tv to kanał katolicki, a właścicielem tej stacji jest ITI, potęga medialna. Popatrzmy, co tam mówią o Kościele, jak szkodzą, jak drwią, jak podstępnie interpretują fakty, w sposób nieobiektywny, nieszczery, jak się ubierają w szaty spowiedników ludzi Kościoła, jak chcą być tymi, którzy prowadzą Kościół. Jak krytykują Ojca Świętego Benedykta XVI i podważają nauczanie Kościoła” („NDz”, 14-15 sierpnia 2012). A gdzie indziej mówi: „To są nieczyste działania. Nie-katolickie. Jeśli są w projekcie Religia.tv jacyś katolicy, to nie postępują po katolicku, bo tu nie może być podgryzania, kreciej roboty. Obawiam się, że to jest bardzo poważna sprawa, działanie analogiczne do akcji z tzw. księżmi patriotami. Jeśli nawet jest coś dobrego, a trochę zła, to już jest niedopuszczalne. Widziałem programy religia.tv, gdzie był krytykowany Ojciec Święty Benedykt XVI i nie tylko. Nie może być tak, że ubrał się diabeł w ornat i ogonem na mszę dzwoni. Widać, że coś knują (...) oni nie liczą się z ludźmi, nie liczą się z Episkopatem, który już trzy razy wystąpił w obronie Telewizji Trwam. (...) Niech nie walczą z Panem Bogiem. Niech nie walczą z Narodem!”.
POLSKA GINIE
Kiedy o. Rydzyk mówi o poszczególnych osobach, można mu zarzucać kłamstwa, a nawet oszczerstwa. Natomiast kiedy mówi o Polsce, o chrześcijaństwie i o Kościele, chyba nie można jego słów odbierać w kategoriach prawda-nieprawda. Mamy tu do czynienia z jakąś wybujałą wyobraźnią, którą stać na każdą tezę, byle była wystarczająco katastroficzna. Swoją wizję przedstawia jak prorok, który nie potrzebuje potwierdzenia od nikogo.
Głosi więc o. Tadeusz, że zbliża się koniec wolnej Polski, a jedynym jej obrońcą jest on sam i jego media, w które wcielił się zdrowy patriotyzm. Że jest skrupulatnie realizowany plan zniszczenia Polski, narodu polskiego i polskiego Kościoła. Że Polską rządzą obecnie „siły ciemności, które drogą oszustwa doszły do władzy i że właściwie od roku 1980 nic się nie zmieniło, a nawet jest gorzej”.
Wybrałem kilka fragmentów z licznych wypowiedzi ojca Rydzyka: „Polska ginie! To jest działanie zaplanowane. Niektórzy ludzie, nawet ci o prawych sumieniach, mówili w przeszłości, że nie ma żadnego »spisku«. Ale dziś wyraźnie widać, że planowano wiele rzeczy z wyprzedzeniem wielu lat i teraz to jest precyzyjnie realizowane. Polska, nasza kultura chrześcijańska, cywilizacja łacińska – nie pasują do kształtu świata, jaki obrali tzw. inżynierowie społeczni (...) To plan zlikwidowania Polski (...) To eksterminacja kulturowa, ale i biologiczna. Wskazuje na to polityka zdrowotna, utrudnianie leczenia starszych i chorych – dla innych praca aż do śmierci, dla młodzieży zabijanie ducha, stworzenie takich warunków, aby młodzi nie zakładali rodzin, a najlepiej, żeby wyjeżdżali z Polski (...) Dlaczego tu w Polsce nie chcą się zgodzić na Radio Maryja, czy telewizję Trwam, dlaczego walczą z »Naszym Dziennikiem«, kpią z nas w kabaretach, obrzydzają? Bo boją się światła. Wszyscy synowie ciemności boją się światła (...) Dlatego oni tak boją się światła prawdy. Dlatego chcą prawdę zadusić. Widać mają niecne plany, zamiary właściwe ludziom ciemności” („NDz”, 3 kwietnia 2012).
W innym momencie o. Rydzyk mówi („NDz”, 29-30 września 2012): „Proszę popatrzeć, jak niektóre gazety czy media zaszkodziły Polsce, chyba bardziej niż komunizm po 1945 r., bo zmieniają mentalność (...) Rozgrywają nas, naszą mentalność, nasze emocje, pragnienia, żeby nas atomizować, dzielić, żeby niszczyć. (...) w 1980 r. zobaczyli, jak się Naród poderwał, trzeba było to wszystko zniszczyć. Potem nastąpił Okrągły Stół, karmili nas złudzeniami. Myśleliśmy, że coś się zmienia, a wtedy zagarnęli władzę, media i dorobek materialny, banki, tak powiedziałbym symbolicznie, to, co Naród wypracował przez pokolenia. Oszukali ludzi, powstała nowa klasa, założyli tylko inne garnitury, czerwone krawaty zamienili na inne kolory, a legitymacje partyjne na książeczki czekowe”.
Działalność i słowa wygłaszane przez o. Tadeusza Rydzyka odbieram jako judzenie, a w rezultacie rozbijanie Kościoła i Narodu. O judzeniu i rozbijaniu o. Tadeusz mówi zresztą często, ale przypisuje je wszystkim, tylko nie sobie. Podczas pogrzebu prof. Józefa Szaniawskiego powiedział („NDz”, 17 września 2012): „Tak marzę o tym, żeby w Polsce skończyło się to judzenie Polaka przeciwko Polakowi, to jest strasznie bolesne, jest straszne to »divide et impera«, żeby to się skończyło, żeby skończył się ten marksizm czy diabelstwo. Abyśmy rozmawiali ze sobą, bo przed nami wielkie zadania. Niech Polska zwycięża”.
W tym i w wielu innych wystąpieniach dyrektor Radia Maryja nawołuje do dialogu, merytorycznej dyskusji i wspólnego działania. W przemówieniu wygłoszonym 14 kwietnia, które zostało odtworzone na placu Trzech Krzyży, powiedział: „Skończcie z tymi programami judzącymi, kpiącymi z prawdziwych katolików. Polsce potrzeba miłości, merytorycznej rozmowy”. Skwapliwie skorzystałem z tej propozycji i napisałem do niego, proponując szeroki dialog z udziałem liczących się w Polsce osób reprezentujących różne spojrzenia na Kościół i świat, i mających różne projekty ewangelizacyjne. Były do przyjęcia każde warunki, które zaproponuje. W odpowiedzi otrzymałem list podpisany przez o. Mariana Sojkę CSsR, a w nim: „Dziękuję za okazane zaufanie, za troskę o Kościół i Polskę, a także za Radio Maryja. Pragnę dodać, że w miesiącu lipcu Ojciec Dyrektor ma szczelnie wypełniony kalendarz zajęć”. Kropka. Dialog zakończony.
ZDRAJCY
Od kilkunastu lat trwa w Polsce spór na temat: „Kościół i polityka”. Jedni stoją na stanowisku, że Kościół miesza się do polityki, choć nie powinien. Inni twierdzą, że Kościół wypełnia jedynie swoją misję „znaku sprzeciwu”. Otóż, upraszczając nieco, trzeba powiedzieć, że jest polityka i polityka. Jest polityka w szerokim tego słowa znaczeniu: troska o dobro wspólne, i jest polityka w wąskim i właściwym tego słowa znaczeniu: sztuka zdobywania i utrzymywania władzy oraz rządzenia społeczeństwem. Otóż Kościół jest par excellence polityczny w szerokim tego słowa znaczeniu: cokolwiek czyni, czyni to w służbie człowiekowi i społeczeństwu („człowiek jest drogą Kościoła”, jak pisał bł. Jan Paweł II w swojej pierwszej encyklice). Natomiast nie jest polityczny w znaczeniu właściwym. Dlatego ilekroć sięga po rządy w państwie, ilekroć wspiera jedną tylko partię i jej polityczną doktrynę przyjmuje za swoją, tylekroć gubi swoją zasadniczą misję i wpada w sekciarską pułapkę.
Mówił abp Wacław Depo na Jasnej Górze, 24 marca 2012 r.: „Chcemy zaświadczyć, że blisko dwa miliony podpisów w obronie prawa do wolności słowa i obrazu Telewizji Trwam, tysiące ludzi na ulicach polskich miast i poza granicami naszej Ojczyzny to nie krucjata antydemokratyczna, to nie krucjata antypolska czy antyeuropejska, ale to jest dowód, że sumienia są przebudzone prawdą”. Głęboko się nie zgadzam z Arcybiskupem, zwłaszcza odnośnie do marszów na ulicach miast. Są to zazwyczaj imprezy głęboko pogańskie, niemające nic wspólnego z prostowaniem ludzkich sumień. Organizuje je głównie partia opozycyjna i mają charakter antyrządowy. Uczestnicy często zachowują się tak, jakby Polską rządzili najeźdźcy, uzurpatorzy, a nie demokratycznie wybrani przedstawiciele narodu. A ponieważ marsze rozpoczynają się zazwyczaj Mszą celebrowaną przez biskupów, trzeba z bólem stwierdzić, że w ten sposób biskupi uwiarygodniają i błogosławią to wszystko, co później dzieje się na ulicach (w paru przypadkach zresztą biskupi osobiście uczestniczyli w marszach).
Oczywiście podczas marszów nie ma bijatyki i wulgaryzmów, ale za to są insynuacje i oskarżenia pod adresem rządzących. W obliczu niesionego zazwyczaj na początku pochodu krzyża Chrystusowego krzyczy się pod adresem prezydenta i premiera: „zdrajcy!”. To jakaś aberracja, podobnie jak śpiew „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”, przekreślający ofiarne wysiłki wielu Polaków (także Jana Pawła II) dla odzyskania niepodległości. I nikt nie krzyknie: ani biskup, ani o. Rydzyk, ani działacz Solidarności, że tak przecież nie można...
Kiedy zwracałem na ten temat uwagę jednemu z polityków, odpowiedział: „to taki folklor”. Problem w tym, że dla przeciętnego słuchacza Radia Maryja taka modlitwa zanoszona do Pana Boga oznacza, że utraciliśmy niepodległość. Tego przekonania nie wyssałem z palca; rozmawiałem z wieloma osobami, które ze łzami w oczach mówiły, powołując się na polityków występujących w toruńskich mediach, że znowu utraciliśmy niepodległość.
Te marsze są nazywane przez niektórych biskupów i katolickich działaczy „lekcjami patriotyzmu” i „lekcjami miłości Ojczyzny”. W istocie są to lekcje uczące, jak najprościej zniszczyć Ojczyznę i Kościół. Wiem, że niektórzy ich uczestnicy oburzą się na tę ocenę. Wiem, że wiele osób uczestniczyło w tych marszach z pobudek religijnych i patriotycznych. Nie kwestionuję tego. Nie kwestionuję także prawa polityków do organizowania protestów, również ulicznych. Sprzeciwiam się wtapianiu Eucharystii, krzyża, religii w akcje ściśle polityczne. Sprzeciwiam się manipulowaniu ludzką, żarliwą religijnością.
Takich marszów odbyło się w Polsce ponad sto i należy przypuszczać, że niektóre przebiegały w sposób godny.
Byłem jednak naocznym świadkiem jednego z najważniejszych – zorganizowanego w Warszawie 14 kwietnia 2012 r. Zaniepokojony tym, co tam słyszałem i widziałem, przebieg jego opisałem w liście do Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Zawarty w tamtym liście opis pozwalam sobie tutaj w dużej mierze powtórzyć.
KRWAWY ŁAŃCUCH
Pierwsze zaskoczenie to główny celebrans: biskup drohiczyński sprawuje Eucharystię w stolicy i usposabia tysiące rodaków do patriotycznej manifestacji. Biskup Dydycz nie twierdzi wprost, ale poucza w formie retorycznych pytań, że decyzja KRRiT wynika z „pogardy człowieka” oraz „nienawiści do prawdy i wrogości do naszego narodu”. Ujawnia, że mamy do czynienia z wielkim atakiem szatana na Polskę. W nawiązaniu do „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa mówi, że szatański zwierzchnik Woland przemierza już naszą ­Ojczyznę ze swoim kotem Behemotem, także o rysach szatańskich. A potem chwali zgromadzonych: mówi, że chociaż to modlitewne i spokojne spotkanie spotyka się z pogardą, to jednak przyczynia się do rozwoju Ojczyzny. Ci, którzy wychodzą z protestem na ulice, są dojrzali i odpowiedzialni.
W pierwszych szeregach przed ołtarzem widzę polityków PiS oraz Solidarnej Polski. Wszyscy, którzy chcą się liczyć w politycznych rozgrywkach, siedzą tutaj „przejęci niegodziwością, jaka spotkała Telewizję Trwam”. Po Mszy następuje odczytanie oświadczenia Rady Głównej Episkopatu, a następnie słyszymy przemówienie przebywającego w Chicago Ojca Dyrektora: „wierni Chrystusowi są prześladowani, ale z pomocą Matki Najświętszej zwyciężą!”. Proroczo brzmi śpiew wykonywany przez solistę: „Biały orzeł znów skrępowany, krwawy łańcuch zwisa u szpon, ale wkrótce zostanie zerwany, bo wolności wybija dzwon”. Jest sporo przeróżnych transparentów, m.in.: „Wilcze zęby smocza łuska to prawdziwy obraz Tuska”; „Namiestnicy kondominium, zaprzańcy i pożyteczni idioci WON RAUS”; „Platforma przestępców, zdrajców do dymisji”; „PRZETRWAM pogańskich Dworaków”.
Głównymi mówcami na tym katolickim marszu byli dwaj przywódcy opozycji politycznej, jednak najbardziej charakterystyczne i najtreściwsze okazały się inne przemówienia – przewodniczącej Stowarzyszenia „Solidarni 2010” Ewy Stankiewicz oraz przedstawiciela Klubów „Gazety Polskiej” Bogdana Freytaga. Ewa Stankiewicz była zapowiedziana przez o. Piotra Detlaffa, redemptorystę, który zachęcił uczestników do uważnego wysłuchania jej głębokich przemyśleń.
Było czego posłuchać. Pani Ewa ujawniła przede wszystkim, że polski premier to zdrajca. Powiedziała: „Panie premierze, społeczeństwo nazywa pana zdrajcą stanu... Tusk to zdrajca... Przechodzi pan do historii w czołówce polskich zdrajców narodowych... Branicki, Rzewuski, Potocki mogliby się uczyć od pana technik zdrady własnego narodu...”. Był to chyba strzał w dziesiątkę, bo zgromadzeni długo i wielokrotnie skandowali „zdrajca”.
Po scharakteryzowaniu premiera przemawiająca zajęła się odkrywaniem prawdziwego oblicza prezydenta. Mówiła, że Bronisław Komorowski nie tylko jest półanalfabetą, ale tak działa, że zagraża suwerenności Polski. Ten prezydent z góry żyrował wersję wydarzeń z 10 kwietnia kagiebowca Putina. Trzeba brać poważnie pod uwagę to, że był to zamach. Nikt nie może wykluczyć tego, że Rosjanie mogli dobijać rannych. Rosja zaciera ślady na prezydenta oczach, a prezydent zdaje się tego nie widzieć. Jest pytanie, czy na najwyższych szczeblach władzy w Polsce nie służy się obcym interesom. Tak już w historii bywało...
Wszystkie te rewelacje pani Stankiewicz zgromadzeni przyjmowali z entuzjazmem. Ktoś mi powiedział: nie warto zajmować się takimi ekscesami, to margines. Nie zajmowałbym się, gdyby to wszystko nie dokonywało się w imię chrześcijańskiej prawdy i pod płaszczem biskupów. Biskup Pacyfik Dydycz powiedział w trakcie Eucharystii, że od zgromadzonych na placu Trzech Krzyży wszyscy powinni uczyć się kultury. A moim zdaniem marsz zgromadzonych na tym placu uczył nas antykultury i antychrześcijaństwa.
Kolejny marsz odbył się 29 września 2012 r. Nie mogłem w tym dniu być w Warszawie, ale wiem, że dyrektor Radia Maryja szedł ramię w ramię z prezesem PiS. I że maszerujący również przewodniczący Solidarności Piotr Duda niedwuznacznie sformułował cel tego marszu: obalenie rządu. „Nie ma innej drogi. (...) przyjedzie kilkadziesiąt tysięcy ludzi (...) trzeba zrobić wszystko, żeby tę stronę zmienić” („NDz” 27 września 2012).
RÓWNOŚĆ
16 stycznia 2012 r. ukazał się zadziwiający dokument, który tak naprawdę uruchomił i moralnie uprawomocnił tę lawinę pomówień. Cytuję: „Rada Stała Konferencji Episkopatu Polski stanowczo apeluje o zmianę stanowiska KRRiT w trwającym procesie koncesyjnym i przyznanie Telewizji Trwam miejsca na cyfrowym multipleksie. Wykluczenie stacji o charakterze religijnym w procesie koncesyjnym narusza zasadę pluralizmu oraz równości wobec prawa tym bardziej, że większość naszego kraju to katolicy, którzy powinni mieć zapewniony swobodny dostęp do TV Trwam w systemie naziemnej telewizji cyfrowej. Oczekują tego również liczni odbiorcy, w tym wielu chorych i samotnych”.
Nazwałem ten dokument „zadziwiającym”, bo biskupi zdają się mieć pewność, że to Krajowa Rada pogwałciła zasadę pluralizmu i równości wobec prawa, nie zaś po prostu fundacja Lux Veritatis nie dopełniła formalności i domagając się koncesji bez dopełnienia formalnych wymogów, stanęła ponad prawem. O ile wiem, Rada Stała nie zwróciła się przed wydaniem komunikatu do KRRiT o wyjaśnienie decyzji, dlatego nie bardzo wiadomo, na jakiej podstawie postawiła zarzut, że Krajowa Rada pogwałciła zasadę równości wobec prawa.
Określiłem ten dokument jako „zadziwiający” także dlatego, że biskupi jakby nie zdawali sobie sprawy z konsekwencji swojego działania. Wydając oświadczenie dali zielone światło do działań, które w „polskim piekiełku swarów i oskarżeń” wzmacniają podziały i uderzają w jedność Kościoła. Nie byłoby zbierania podpisów w wielu kościołach, nie byłoby uroczyście celebrowanych mszy, po których wyprowadza się ludzi na ulice, gdyby nie to stanowisko Episkopatu.
Jakże inaczej brzmi oświadczenie kurii warszawskiej wydane w imieniu kardynała Nycza: „Telewizja Trwam, po spełnieniu niezbędnych warunków formalno-prawnych, powinna otrzymać koncesję na naziemne nadawanie cyfrowe dla dobra wszystkich jej odbiorców”. Pod takim tekstem można się podpisać obiema rękami: Telewizja Trwam powinna otrzymać koncesję, ale PO SPEŁNIENIU WARUNKÓW FORMALNO-PRAWNYCH, jak każdy nadawca. Spełnienia tych warunków domaga się zasada równości wobec prawa.
MANIPULACJA
Ale sprawa jest poważniejsza, niż zdołałem to dotychczas przedstawić: ktoś w naszą polską awanturę wciągnął Stolicę Apostolską. 5 grudnia 2011 r., z okazji 20-lecia powstania Radia Maryja, sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kard. Tarcisio Bertone, w imieniu papieża Benedykta XVI, przesyła na ręce prowincjała Warszawskiej Prowincji Redemptorystów obszerne pismo, w którym wysoko ocenia działalność Radia Maryja i dziękuje o. ­Rydzykowi i jego współpracownikom za ofiarną pracę. Oczywiście, kard. Bertone ma prawo dziękować Ojcu Dyrektorowi, jeżeli jednak czyni to w momencie, kiedy trwa awantura, której głównym aktorem jest o. Rydzyk, kwestionujący konstytucyjne organy władzy, to sprawa nabiera nowego wymiaru. Sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej staje się stroną w pożałowania godnym sporze.
Gorzej, że po sekretarzu przyszedł czas na papieża. 8 lipca 2012 r. podczas modlitwy Anioł Pański Benedykt XVI powiedział: „Pozdrawiam uczestników pielgrzymki Rodziny Radia Maryja zebranych na Jasnej Górze, którzy modlą się za Ojczyznę, za rodziny i o wolność słowa”. Również i w tym przypadku papież ma prawo wszystkich pozdrawiać, ale jeśli pozdrawia Rodzinę Radia Maryja w momencie jej sporu z władzami Polski, a ponadto z aprobatą potwierdza intencje modłów na Jasnej Górze „o wolność słowa”, to sprawa staje się poważna.
7 listopada 2012 r., podczas pielgrzymki Rodziny Radia Maryja do Watykanu, o. Rydzyk wręczył papieżowi dwa tomy księgi „Dar modlitwy za Ojca Świętego Benedykta XVI od Rodziny Radia Maryja 2011–2012”. W tych księgach wypisane zostały modlitwy i ofiary w intencji Ojca Świętego – piękny dar. Nic dziwnego, że 28 listopada 2012 r. abp Angelo Becciu z Sekretariatu Stanu podziękował w imieniu papieża, przesyłając list do o. Rydzyka. Sekretariat Stanu robi tak zawsze: po prostu odpowiada na pisma i dary.
Tymczasem pismo potraktowano jako uznanie dla wszystkich dzieł stworzonych przez o. Rydzyka i dokonano ich małej „kanonizacji”. Bp Stanisław Stefanek z Łomży mówił: „takiej rangi korespondencja z Watykanu jest wyrazem aprobaty dla tego, co czyni i czemu służy Radio Maryja. Jest znakiem wsparcia dla dzieł przy nim powstałych, jak np. Telewizja Trwam”. Podobnie sądzi bp Edward Janiak: „Pismo nadesłane na ręce o. Tadeusza Rydzyka CSsR trzeba też uznać za podziękowanie, ale również za uznanie ze strony Stolicy Świętej dla Radia Maryja, oraz dzieł religijnych i formacyjnych przy nim powstałych, w tym Telewizji Trwam (...) Przesłanie z Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej ma również ważne znaczenie w kontekście wrogiego nastawienia niektórych środowisk wobec dyskryminowanej Telewizji Trwam” („NDz”, 5 grudnia 2012). Bp Ignacy Dec w kazaniu wygłoszonym w 21. rocznicę powstania Radia Maryja mówi („NDz”, 3 grudnia 2012): „Mimo ustawicznej nagonki na nie ze strony mediów liberalnych, Radio Maryja znalazło uznanie nie tylko ogromnej rzeszy katolików świeckich, ale także na szczytach hierarchii Kościoła. Znakiem tego są ostatnie wypowiedzi Ojca Świętego Benedykta XVI i jego najbliższych współpracowników, wyrażające duże uznanie dla Radia Maryja za prowadzone w nim dzieło ewangelizacji”.
Wysłuchawszy tego wszystkiego, chciałoby się powiedzieć: i cóż ty, mały człowieczku, który krytycznie patrzysz na Radio Maryja i „Nasz Dziennik”, masz teraz do powiedzenia? Wszystkie dzieła ojca Rydzyka Kościół – za pośrednictwem papieża – uznał przecież za prawowierne i swoje! Niestety, ze smutkiem trzeba powiedzieć, że dokonano tu sprytnej manipulacji najwyższym autorytetem Kościoła. „Niewinne pozdrowienia” stały się „uwiarygodnieniem” wszystkiego, co prezentują dzieła o. Rydzyka. Boję się, że w przyszłości odbije się to „czkawką”.

Za tydzień
Dokończenie tekstu: seria szczerych, prostych i boleśnie precyzyjnych pytań do polskich biskupów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dominikan, długoletni duszpasterz akademicki. W PRL działacz opozycji antykomunistycznej. Laureat Medalu Świętego Jerzego. Na łamach „Tygodnika Powszechnego” dokonywał wnikliwej diagnozy sytuacji w polskim Kościele, stawiając trudne pytania niektórym biskupom… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2013