Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To dzień, w którym liturgia milknie przed tajemnicą Krzyża. Po wejściu celebransa wszyscy uczestniczący w wielkopiątkowym nabożeństwie słuchają opisu Męki Pańskiej. Co roku powtarza się Męka Pańska według św. Jana. Niezwykły tekst! Jest – jak zawsze u Jana – głęboko mistyczny, a jednocześnie tak trzeźwy, że mógłby być podręcznikiem dla politologów – jak z popularnego proroka zrobić zbrodniarza. Precyzyjnie ujawnia mechanizm ludzkiej niegodziwości. Nam nie pozostaje nic innego, jak tylko uświadomiwszy sobie, co się stało, prosić o zmiłowanie. Dlatego następuje piękna modlitwa – Kościół nie modli się tylko za siebie, modli się za wszystkich, za cały świat. I za tych, którzy nie mogą albo jeszcze nie chcą się spotkać z Chrystusem. Aby zobaczyli, jak wielka to miłość – miłość, którą będziemy czcili w adoracji Krzyża.
Wnosi się Krzyż, zakryty fioletowym płótnem. To znak, że jesteśmy niegodni spojrzeć w twarz Zbawicielowi. Rany Jego są odsłaniane stopniowo, czemu towarzyszy piękny śpiew w języku greckim, łacińskim i polskim: „Święty Boże, Święty Mocny, Święty Nieśmiertelny...”. Dla mnie to jeden z najbardziej przejmujących momentów w całej liturgii Triduum.
Któryś z moich niewierzących przyjaciół ze zgorszeniem mówił: „Klękacie przed krzyżem, to znaczy oddajecie cześć ludzkiej śmierci, największemu nieszczęściu”. Odpowiedziałem: – Nie klękamy przed śmiercią. Klękamy przed miłością. Miłością bezbronną. Wierzymy, że w tej bezbronnej miłości objawia się Święty Nieśmiertelny, Święty Mocny.
Najświętszy Sakrament odprowadzamy do grobu – w ciszę trwania i adoracji. W inny wymiar. Dotykamy dna ludzkiego nieszczęścia, ludzkiej niedoli. Pozostaje nam cisza, bolesne milczenie. Naznaczone jednak bardziej niż rozpaczą – oczekiwaniem.