Garść uwag o społeczeństwie

Regularny tryb życia jest ponoć warunkiem końskiego zdrowia i długowieczności.

03.11.2014

Czyta się kilka minut

W zaleceniach regularności zaklęta jest tajemnica udanego życia. Regularnie należy się badać i prześwietlać, regularnie należy spożywać posiłki i kłaść do łoża, regularnie należy poddawać analizie wszystko, co medycyna laboratoryjna jest gotowa zanalizować. Są to sprawy znane, zasady sprawdzone i nie ulega kwestii, że dzięki regularnemu życiu jedni żyją długo, a inni krótko. Niewątpliwie regularne jedzenie, picie, regularne palenie i poddawanie się regularnym badaniom daje nam poczucie bezpieczeństwa, bo to w regułach zawarta jest pewność, że będzie dobrze. Takoż reguły funkcjonowania zbiorowości zmierzają ku porządkowi, który chroni przed nieoczekiwanym. By podać przykład pierwszy z brzegu, wystarczy wspomnieć ostatnie dni, kiedyśmy jako zbiorowość gotowali się do tradycyjnych podróży ku cmentarzom, a zatem do regularnego od lat udziału w akcji „Znicz”.

Dla wielu rodaków jest to czas rytuału uświęconego tradycją kilku dziesięcioleci. Wtedy to państwo nasze, jakże reaktywne i czujne na potrzeby społeczeństwa, oraz gospodarne samorządy nasze rzucają na ulice i drogi wszystkich funkcjonariuszy, wszystkie alkomaty, wszystkie radiowozy i całą czujność, którą mają w zanadrzu swej aparatury pościgowej. Akcja ta jest zapowiadana z dużym wyprzedzeniem, po to – jak należy mniemać – by i społeczeństwo przygotowało się zawczasu. Rodacy zatem, takoż reaktywni i czujni na potrzeby państwa i samorządów, kilka dni przed startem owej akcji kupują ogromne ilości alkoholu i piją go tuż przed podróżami na groby bliskich, piją w trakcie jazdy i w przerwach, zawsze podczas jazdy tam i nazad – wszystko po to, by akcja „Znicz” się udała, by funkcjonariusze pochwycili jak najwięcej ludzi biorących udział w tym rytuale, byśmy wszyscy, jak tu siedzimy, poczuli, że tradycji stało się zadość.

Można sobie wyobrazić, choć właściwie jest to nie do wyobrażenia, że podczas akcji „Znicz” policja nie złapałaby nikogo będącego na fleku. Jest to chyba jedno z najtrudniejszych ćwiczeń z wyobraźni, do zadawania w szkołach, w których wykłada się wszelakie nauki o społeczeństwie. Otóż niezłapanie w tych dniach skupienia i refleksji żadnego pijaka postawiłoby organy opresji w sytuacji trudnej. Najpewniej byłoby to wydarzenie szokujące, o charakterze burzącym jedność, tożsamość, rozwiązujące reguły i zupełnie niespotykaną w skali świata więź, którą polskie społeczeństwo, choć pozornie podzielone opiniami na temat funkcjonowania państwa, ma z państwem właśnie i jego agendami. Byłaby to wielka szkoda wobec oczekiwań, które stawiają sobie nawzajem państwo i zbiorowość.

Nigdzie, jak okiem sięgnąć, nawet w krajach anglosaskich, szwajcarskich i skandynawskich, znanych z tego, że obywatele swą obywatelskość demonstrują na każdym kroku, nie notuje się tak zasadniczego przywiązania do wartości jak u nas podczas akcji „Znicz”. Jest zupełnie oczywiste, że wzajemne zobowiązanie do picia i łapania pijących w trakcie tej akcji jest jednym z fundamentów zgrabnego funkcjonowania organizmu państwowego. Jak to jest oczywiste, proste i zakorzenione, pokazuje choćby fakt, iż badacze w swych opracowaniach zupełnie pomijają ten jakże istotny wycinek z tortu zjawisk rządzących społeczeństwem. Najpewniej – a jest to opinia wydana na czuja – uczeni tej branży sami w tym czasie okropnie piją i jadą, po to, by się nie wykluczyć, i dlatego też jest to zjawisko dla nich niebadalne, bo przecież trudno badać siebie i diagnozować coś, wobec czego potrzebny jest dystans. Musiałby taki uczony być oderwany od kultu przodków, zapalczywego uprawiania „grobingu” i oczywiście wychowany w niepiciu zbiorowości, w świecie trzeźwych kierowców, co jest pod naszymi szerokościami geograficznymi zupełnie niewyobrażalne.

Dlatego mamy tu tak wielką lukę i braki w fachowych publikacjach, choć na tematy okołozaduszne rodzime piśmiennictwo jest przebogate. Pomijając tradycyjne opracowania, dotyczące wszelakich „dziadów”, rozważań o pochodzeniu miodku tureckiego, badania czynności palenia światełek, mamy nowe analizy dotyczące dyni i dłubania w niej otworków. Dynia dominuje ten czas, a rozważania na temat jej szkodliwości stały się elementem nowego rytuału i regularności. Sfery dbające o moralność narodu, jak kraj długi i szeroki, wołają – co jasne – nie o niepicie, lecz o niedłubanie, nie w nosie, a w dyniach właśnie. Gdy państwo nasze z wysiłkiem, ale i ogromnym sukcesem układa spektakl akcji „Znicz”, sfery moralne chcą związać naród akcją „Dynia”, której potencjał wydaje się spory, ale nie jest tak precyzyjnie wyliczony, jak wciąż rosnąca liczba pijanych na szosach ojczyzny naszej. Akcja „Dynia” trwa stosunkowo krótko i zaraz zniknie z czołówek, z akcją „Znicz” wiąże ją tyle, że im o niej głośniej, tym pogłowie dyń rośnie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2014