Garnuszek i ocean

W Księdze Psalmów jest wszystko. Cały człowiek, cała jego zwichrowana psychologia, jego motywacje i emocje, metafizyczne tęsknoty i przyziemna polityka. To nie tylko wieża, z której woła się do Stwórcy, to lustro.

11.09.2017

Czyta się kilka minut

Podczas niedawnej, kolejnej wizyty na Świętej Górze Athos doświadczyłem jednej z najbardziej skutecznych zachęt do modlitwy w moim życiu. W pewnym athoskim klasztorze, po wieczornych modlitwach, kolacji i duchowych rozmowach, około dziewiątej udałem się na spoczynek. Trwał dziesięć minut. Uczucie swędzenia wszystkiego, które pojawiło się natychmiast po zgaszeniu światła, zerwało mnie na równe nogi. Po kilkunastu minutach zorientowałem się, że dzielę klasztorne łoże z kolonią różnej maści i wielkości pluskiew. Podniecone moją obecnością, postanowiły nie przestrzegać obowiązujących w klasztorach zasad dotyczących niejedzenia w nocy. Co miałem zrobić? Czekało mnie kilka godzin siedzenia przy zapalonym świetle na opanowanym przez insekty łóżku.

Najpierw próbowałem czytać książkę. Albo napisać jeden z miliona zaległych, naobiecywanych na prawo i lewo tekstów. Zrobić korektę książki. Przygotować rekolekcje. Nie pora na taką pracę, nic z tego. Zacząłem modlić się na czotkach Modlitwą Jezusową, ale po pięciu minutach, zmęczony całym dniem pielgrzymowania po monasterach, zapadałem w sen (a wtedy znów zaczynało się kąsanie). W końcu sięgnąłem po Pismo Święte. Przypomniałem sobie, że w Kościele prawosławnym jest zwyczaj czytania po kolei całego Psałterza. Dotąd używałem Psalmów tak, jak używa się ich u nas: jako podlegającego chórowemu odklepaniu farszu do modlitwy brewiarzowej, muzycznego przerywnika w Liturgii Słowa, albo gdy człowiek chce się przed Bogiem wyrazić w miarę podniośle, słowami odpowiednio nasmarowanymi decorum. Nigdy, przez prawie 30 lat świadomego katolickiego życia, nie wpadłem jednak na pomysł, by przeczytać Księgę Psalmów od deski do deski.

Zanim o 2.45 nad ranem łomot dzwonu obwieścił mnichom koniec spania, byłem w okolicach Psalmu 70. W sumie „dojechałem” do 100. Nie bardzo chyba jeszcze jestem w stanie zamknąć w słowach wrażenia z tej nocy. Niby to oczywiste dla każdego: wiadomo, że w Psalmach mamy zapis niezmiennego ludzkiego doświadczenia, katalog wszystkiego, czym od tysięcy lat zawracamy głowę Bogu. Czytanie ich na wyrywki to jednak – dziś tak na to patrzę – korzystanie z prysznica. Czynność bez wątpienia ważna, potrzebna, nie do porównania jednak z zanurzeniem się w morzu.

Nie ma słów, by opisać już nie strumyk snujący się po duszy, ale siłę wodnych prądów, które niosą cię, gdzie same chcą. Nabierając wody do garnuszka, nie oczekuj, że doświadczysz, czym jest ocean. Mniej więcej przy dziesiątym psalmie zaczynasz orientować się, że absurdem jest szatkowanie życia na ekstazy i depresje, tęsknoty i spełnienia, groźby i błogosławieństwa. Wszystkich tych składników, opisywanych detalicznie w każdym tekście, nie da się jednak wypreparować od siebie, one są jak porządnie spleciony warkocz. Każda radość niesie w sobie nutę smutku. W każdym smutku jest światełko nadziei na radość. Spełnienie zawsze ma w sobie tęsknotę za kolejnym spełnieniem. Grożąc komuś, oczekujemy jednocześnie (dla siebie) błogosławieństwa.

W Księdze Psalmów jest wszystko. Cały człowiek, cała jego zwichrowana psychologia, jego motywacje i emocje, metafizyczne tęsknoty i przyziemna polityka. To nie tylko wieża, z której woła się do Stwórcy, to lustro. Mądrzejsi ode mnie ludzie zapisali o niej tysiące stron, nie ma potrzeby, bym udawał, że umiem stawać na biblistycznych palcach. Ja, od powrotu z Athos, pozostaję wierny obudzonemu przez insekty natchnieniu: gdy mam parę minut, sięgam po Księgę Psalmów i „jadę” od miejsca, w którym ostatnio skończyłem. Czuję się jak człowiek, którego po wielu latach życia w przeświadczeniu, że jest wspaniałym kierowcą, skonfrontowano z podstawowymi zagadnieniami z testu na prawo jazdy. OK, wierzysz. Ale komu? Wrzucasz prośby i myśli na tamtą stronę, jak do transcendentej wrzutni, bo a nuż istniejące tam byty coś usłyszą, czy rzeczywiście chcesz spotkać się w dialogu (a nie monologu) z konkretnym Kimś, kto cię kocha? W ogóle wierzysz w to, że cię kocha, że zawsze stoi po twojej stronie? A może raczej wciąż, mimo wielu lat ekspozycji na duchową literaturę i wspaniałe kazania, podświadomie podejrzewasz, że On raczej trenuje, nadzoruje, bada, obserwuje? Na co masz nadzieję? Na bliżej nieokreśloną katolicką wersję 72 dziewic, eteryczną turborozkosz, niebiańskie najedzenie, nasycenie? A może na święty spokój?

Rano, gdy po liturgii przy śniadaniu mnisi przepraszali za nocny atak pluskiew i szykowali się już do podjęcia z nimi chemicznej walki, ja byłem im szczerze wdzięczny. Nie dość, że dostrzegłem leżący od lat odłogiem tuż pod moim nosem kawał znakomitej jakości paliwa do wiary, to jeszcze przypomniałem sobie, jak uprzywilejowaną porą w życiu wierzącego człowieka jest noc. Tony papieru zapisano już śledząc, jak – mniej więcej od XVII/XVIII w., gdy w europejskich miastach zaczyna pojawiać się oświetlenie uliczne – człowiek wydzierał nocy jej autonomię. Najpierw wykroił z niej dla swoich aktywności okres przejściowy, wieczór, a dziś znaczna część światowych metropolii ma już tzw. nocnych burmistrzów, czyli urzędników odpowiedzialnych tylko za to, by handel, rozrywka, usługi zarabiały na siebie przez 24 godziny na dobę, by w ich świecie nie istniał już sen, noc i mrok.

A przecież noc bywa jedynym ratunkiem dla dusz ludzi zagonionych w ciągu dnia. Tylko w nocy są w stanie zmieścić się rzeczy z innego porządku niż wypełniony przez nas szczelnie krzątaniną świata. W nocy swoje ekstazy przeżywają mistycy, w nocy Jezus modlił się w ogrodzie, w nocy zmartwychwstawał. Czasem naprawdę – nawet dzięki insektom – dobrze jest odkryć, że noc traktowana dotąd jak przerwa w posiłku może być głównym daniem. I że są tacy ludzie – przypominam to sobie na Athos albo za każdym razem mijając autostradą A4 klasztor kamedułów na krakowskich Bielanach – którzy, gdy świat wokół śpi zmordowany wysiłkiem, rozkoszą czy cierpieniem, w ciszy, poza zasięgiem wzroku, nadają mu sens, oddając w ręce Boga. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2017