Garaż z pomysłami na świat

Ma być ucztą intelektu i bezpośrednich kontaktów. Miejscem, gdzie spotykają się najbardziej kreatywne umysły i gdzie zderzają się nieskrępowane niczym idee. Im bardziej eklektycznie, tym ciekawiej.

02.03.2010

Czyta się kilka minut

Jamie Oliver, słynny brytyjski kucharz i laureat tegorocznej Nagrody TED, chce ucywilizowac szkolne stołówki. / fot. PETER DENCH / CORBIS /
Jamie Oliver, słynny brytyjski kucharz i laureat tegorocznej Nagrody TED, chce ucywilizowac szkolne stołówki. / fot. PETER DENCH / CORBIS /

Tablica Mendelejewa idei

"Współpraca - 2+2>4" to tytuł pierwszej w Polsce konferencji w ramach TEDx, programu umożliwiającego lokalnym wspólnotom organizowanie spotkań na licencji TED. W zeszłym roku odbyło się ich na świecie 230 - od Londynu i Tokio po Antananarivo i Kiberę. Warszawskie spotkanie, w którym weźmie udział 350 gości, będzie transmitowane na żywo w internecie. Szczegóły na www.TEDxWARSAW.com

Niektórzy mówią, że TED to kalifornijska wersja konferencji w Davos; spa dla mózgu, intelektualne targowisko, jądrowy reaktor z pomysłami. Chris Anderson, szef przedsięwzięcia, który posługuje się tytułem kuratora, twierdzi, że chodzi o naprawianie świata i inspirowanie ludzi do działania: "Stworzyliśmy miejsce, w którym najwięksi myśliciele dzielą się wiedzą i dostarczają sobie nawzajem natchnienia, w którym ludzie ciekawi świata mogą się spotkać i wymieniać pomysłami".

W ciągu minionych 26 lat na konferencjach TED pomysłami dzielili się nobliści i uliczni artyści, matematycy i kucharze, filozofowie i ekonomiści, wynalazcy i finansiści, przedsiębiorcy z Krzemowej Doliny i aktywiści ze slumsów Bronxu. Wykłady wygłaszała tu cierpiąca na autyzm Temple Grandin (jest autorką wielu książek dotyczących tego schorzenia i własnych z nim doświadczeń) i sparaliżowany fizyk Stephen Hawking, który ze światem porozumiewa się za pomocą syntetyzatora mowy. Byli Bono i Bill Clinton, Sergey Brin i Jeff Bezos, Frank Gehry, Philippe Starck, Paul Simon i James Cameron.

- Cała magia polega na tym, co dzieje się, gdy mówią jeden po drugim - opowiada June Cohen, jedna z sił napędowych całego przedsięwzięcia (jako Executive Media Producer odpowiada m.in za udostępnianie wykładów w sieci). Cohen, która wróciła właśnie z dorocznej konferencji w Long Beach w Kalifornii (jeśli wierzyć jej notkom na serwisie społecznościowym Twitter, bardzo niewyspana, ale za to z milionem nowych pomysłów), zauważa, że większość tego typu imprez ma charakter specjalistyczny, skupia się na jakimś wąskim zagadnieniu. - My idziemy dokładnie w odwrotnym kierunku. Chcemy, by ci, którzy tu przyjeżdżają, wychylili się poza swoją działkę, spojrzeli na świat z lotu ptaka.

Na świat z wysoka spojrzeć może co roku 1,5 tys. gości. Wszyscy muszą przekonać gospodarzy, że warto ich do Long Beach zaprosić. "Każdy, koło kogo usiądziesz, powinien być interesujący" - twierdzi Anderson. Choć zaproszenia na czterodniową konferencję kosztują 6 tys. dolarów, rozchodzą się w ciągu kilku tygodni (te na imprezę w marcu przyszłego roku są już nie do zdobycia). Nagrodą pocieszenia może być udział w imprezie towarzyszącej

TEDActive w Palm Springs, podczas której uczestnicy wspólnie oglądają na żywo relację z Kalifornii (3750 dolarów) lub wykupienie rocznego członkostwa, umożliwiającego śledzenie konferencji na żywo w internecie (995 dolarów).

Idee puszczone w obieg

Wszystko zaczęło się od kolacji, na którą w 1984 r. zaprosił swoich przyjaciół znany w Krzemowej Dolinie architekt i informatyk, Richard Saul Worman. Jak nietrudno się domyślić, popijając kalifornijskie wina, rozmawiali o technologii (T), rozrywce (E od angielskiego entertainment) i designie (D). Spontaniczna burza mózgów przeobraziła się w nieco bardziej formalne, organizowane raz w roku konferencje, opatrzone skrótem TED (wpadający w ucho skrót to w Ameryce podstawa!). W roku 2001 Wurman postanowił sprzedać swój "wynalazek". Nabywcą był zafascynowany nowymi technologiami brytyjski dziennikarz i wydawca, który właśnie sparzył sobie palce na "dotkomowej" gorączce. Chris Anderson kupił nie tylko logo, ale także archiwum, z którego szybko postanowił zrobić użytek. Był rok 2006, kiedy założona przezeń fundacja non-profit zaczęła za darmo udostępniać wykłady w sieci.

Ideas worth spreading - idee, które warto puścić w obieg - to tytuł strony internetowej TED-a, wokół której działa dziś prężna wspólnota użytkowników. Nawiązują kontakty, komentują, dzielą się wrażeniami. W ciągu minionych czterech lat TED udostępnił ponad 600 wykładów (z  każdym tygodniem przybywa kilka kolejnych), które w sumie obejrzane zostały 200 mln razy.

Idee raz puszczone w obieg szybko obiegają świat. Tym bardziej że od roku wykłady dostępne są w kilkudziesięciu językach - od arabskiego, mandaryńskiego, po hebrajski i bułgarski, na suahili skończywszy. Tłumaczenia wykonują ochotnicy, którzy rejestrują się na stronie (w chwili, gdy piszę tekst, jest ich 2397, pracują w 80 językach) i którzy przygotowują napisy przy użyciu stworzonej do tego celu platformy Sub.com. Jednym z najaktywniejszych jest Bułgar Anton Hikov, mieszkający w Brnie informatyk. Co sprawia, że po całym dniu pracy (jest konsultantem w dziale obsługi klienta firmy IBM) ma ochotę ponownie zasiąść do komputera, by tłumaczyć? - TED to fantastyczna idea - mówi. - Jestem wdzięczny, że udostępnia te wykłady w sieci. Mówią najlepsi z najlepszych: bez zadzierania nosa, przystępnie, z pasją. Tłumacząc, okazuję swoją wdzięczność i umożliwiam oglądanie kolejnym osobom. To ogromna satysfakcja. Cieszę się, że mogę w tym uczestniczyć.

Reklamówka

Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy po raz pierwszy usłyszałam o TED - gdzieś między wierszami, przez przypadek. Pamiętam jednak dokładnie pierwszy wykład, którego wysłuchałam. Tytuł - "Once upon a school" - brzmiał jak początek bajki (Dawno temu, w pewnej szkole...), choć nie do końca chodziło o szkołę. David Eggers opowiadał o szkole pisania, którą wraz z przyjaciółmi założyli w niewielkim sklepiku (by uczynić zadość biurokratycznym przepisom, sprzedawali w nim także stroje dla piratów).

Ochotnicy - w okolicy mieszkało wielu pisarzy - zaczęli pracować z dziećmi, które kiepsko sobie radziły z angielskim. Pomagali im w pisaniu - wierszy, powieści, pamiętników, scenariuszy, a potem tekstów do wspólnie redagowanego magazynu. Z czasem sklepik z darmowymi korepetycjami przy Valencia 826 przeobraził się w prężnie działający ruch ochotników, którzy wspierają dziś szkoły publiczne w całych Stanach.

Słuchałam owego wykładu w zatłoczonym podmiejskim pociągu. Miałam kiepski dzień. Eggers za to sprawiał wrażenie, jakby za moment miał zacząć lewitować. Sypał żartami. Wymachiwał rękoma. "To szkoła, ale nie szkoła. Wszyscy intensywnie pracujemy. Niepodzielna uwaga, każde dziecko ma swego przewodnika". Mój zdążający w kierunku Nowego Jorku pociąg mijał otoczone kolczastym drutem więzienie; domy z oknami zabitymi dyktą; puste, porośnięte chwastami fabryki z powybijanymi szybami. "Bezgraniczny optymizm. Bezgraniczne możliwości - kreatywność, pomysły". Kiedy kilka chwil później, wygramoliwszy się z podziemi stacji Penn, znalazłam się w centrum Manhattanu, byłam przekonana, że nie ma rzeczy niemożliwych. Świat zdawał się ścielić u moich stóp.

Wkrótce potem jedniodniowe zaproszenie na konferencję w Long Beach otrzymał mój mąż, który pracuje w dużej agencji reklamowej. Nie, nie chodziło bynajmniej o reklamy - TED takowych nie publikuje - ale o nawiązanie współpracy (kilka miesięcy później reprezentowana przezeń firma IBM stała się jednym ze sponsorów TED-a, a jej kilkunastosekundowe filmy promujące wykorzystywanie technologii do inteligentnego planowania miast pojawiają się teraz jako zajawki wykładów poświęconych urbanizmowi i architekturze). Na najrozmaitsze konferencje i imprezy mąż zapraszany jest nieustannie. Najczęściej wraca zmęczony i (na szczęście!) nie odczuwa potrzeby, by opowiadać mi o każdym szczególe. Tym razem wrócił z iskrą w oku, pełen energii. Nie zamykały mu się usta. Choć zazwyczaj szydzę niemiłosiernie z plastikowych kubków i czapeczek, które znosi do domu, tym razem szybko zawłaszczyłam płócienną reklamówkę z pomarańczowym logo TED-a.

Zderzanie pomysłów

Do czego można wykorzystać pajęczą nić? Ile trzeba zarabiać, by wieść szczęśliwe życie (w Stanach Zjednoczonych wystarczy 60 tys. dolarów rocznie)? Dlaczego użytkownicy internetu spędzają 3 mld godzin tygodniowo, bawiąc się wirtualnymi grami? Ilu jest we współczesnym świecie niewolników i ile kosztowałoby zapewnienie im wolności (mniej więcej tyle, ile każdego roku Amerykanie wydają na czipsy i precle)?

"Czego potrzebuje świat?" - brzmiało motto tegorocznej konferencji. Tytuły sesji, podczas których zaproszeni prelegenci wygłaszali 18-minutowe wykłady, mogą służyć za skrótowe odpowiedzi: odkrycie, rozum, prowokacja, działanie, inwencja, przełom, odwaga, wyobraźnia, zabawa, prostota, mądrość. Prowokowała była agentka CIA Valerie Plame, snując rozważania na temat broni nuklearnej i terroryzmu. Do działań wzywał Jamie Oliver, słynny brytyjski kucharz, laureat tegorocznej Nagrody TED, który chce ucywilizować szkolne stołówki (co roku nagrodą jest suma umożliwiająca spełnienie wybranego przez laureata życzenia - dobrego uczynku). By uzmysłowić wszystkim, jak fatalnie odżywiani są amerykańscy uczniowie, wwiózł na scenę taczkę pełną kostek cukru.

Jako odważny zaklasyfikowany został Bill Gates, który przekonywał, że możliwe jest ograniczenie emisji dwutlenku węgla niemal do zera (m.in dzięki wykorzystaniu do produkcji energii odpadów nuklearnych). On również zadbał o rekwizyty - słoik pełen świetlików (w ubiegłym roku, gdy wygłaszał wykład o malarii, przyniósł słoik z komarami).

Prostota była myślą przewodnią wykładu urodzonego w Polsce francuskiego matematyka Benoit Mandelbrota, który opowiadał o fraktalach. Tuż po nim prawnik Philip Howard przekonywał o konieczności uproszczenia czy uczłowieczenia abstrakcyjnego i oderwanego od codzienności amerykańskiego prawa. Właściciel sieci hoteli Joi de Vivre, Chip Conley, dzielił się spostrzeżeniami na temat zawodowego spełnienia, opowiadając m.in. o aspiracjach hotelowych pokojówek.

Wtórowali im artyści. Pochodzący z Hawajów Jake Shimabukuro grał na przypominającym miniaturową gitarę instrumencie ukulele. Nathalie Merchant śpiewała piosenki z wierszami e.e. cumingsa. Pojawił się także David Byrne i LXD, zespół tancerzy hip-hopowców. - Zależy nam na zderzaniu idei - tłumaczy June Cohen, gdy pytam, jak udaje się stworzyć tak eklektyczny program. Dodaje, że organizatorzy starają się, by następujące po sobie wykłady, były jak najbardziej różnorodne. - Gdy zaraz po lekarzu występuje poeta, okazuje się, że tak naprawdę zajmują się przecież tym samym. Różne dziedziny ludzkiej wiedzy są ze sobą połączone. To zadziwiające zresztą, że słuchacze dokonują też własnych, często nieprzewidzianych przez nas, skojarzeń i połączeń. Na tym m.in. polega magia TED-a.

- TED stymuluje dwie półkule, prawą i lewą, tę naukowo-logiczną i artystyczną - twierdzi Ben Goldhirsh, filantrop, producent filmów i założyciel poświęconego interesującym inicjatywom non-profit magazynu "GOOD". Na konferencje przyjeżdża od trzech lat. Pociąga go przede wszystkim energia, która unosi się w powietrzu, i ogromny optymizm. - Nie ma takiego drugiego miejsca na świecie.

Kiedy pytam, czy rzeczywiście cztery dni takiej stymulacji warte są 6 tys. dolarów, odpowiada bez cienia wahania: absolutnie. Suma zwraca się z nawiązką, dzięki kontaktom, jakie tu nawiązuje. Ma jednak świadomość, że jest to ogromny luksus. - Czuję się uprzywilejowany, że mogę tu być. Co więcej: gdy przyjeżdżam i zaczynam się rozglądać, zdaję sobie sprawę, jak niewiele osiągnąłem i jak wiele mam do zrobienia. To bardzo, bardzo inspirujące miejsce.

Podobnego zdania jest Michael Levine, który przez wiele lat pracował jako konsultant programu "Ulica Sezamkowa", a który obecnie jest dyrektorem instytutu badawczego zajmującego się dziećmi i mediami. - TED pozwala mi naładować akumulatory i trochę się rozciągnąć. To przyjazna wspólnota ciekawych ludzi, którzy przyjeżdżają tu odpocząć i dodać sobie nawzajem sił.

Chemia i marzenia

"Opróżnij swój kalendarz. Nie, naprawdę!" - głosiły instrukcje przekazane tegorocznym uczestnikom konferencji. "Prosimy, byś na kilka dni wypożyczył nam swój umysł. Nie odbieraj telefonów. Rozmawiaj z nieznajomymi. Laptop zostaw w pokoju, a komórkę w torebce". Na konferencję zapraszana jest niewielka garstka dziennikarzy. Blogerzy proszeni są o zajęcie miejsc w ostatnim rzędzie lub w osobnej sali, w której dostępna jest transmisja na żywo. TED ma być ucztą intelektu i jak najbardziej bezpośrednich ludzkich kontaktów.

- Choć konferencja ma miejsce w ogromnym audytorium, nie jest to wielka impreza medialna. Zależy nam na intymnej atmosferze, na ludzkim wymiarze tego spotkania - tłumaczy Cohen. - Tak naprawdę wszystko sprowadza się do tego, że ktoś opowiada nam swoją historię. Ma coś do powiedzenia, jest szczery, autentyczny i zabiera nas ze sobą w podróż. To niesamowite, jak reagują na to ludzie. To chemia. Nasz mózg zaczyna wtedy inaczej pracować.

Cohen dodaje, że choć takie dzielenie się osobistymi historiami jest najstarszą formą międzyludzkiej komunikacji, często zapominają o tym współczesne media, zwłaszcza te ambitne. - Jest bardzo dużo debat, suchych dyskusji, efektownych bon-motów, które jakkolwiek inteligentne, rzadko nas poruszają. Bo nie odwołują się do naszych emocji. TED próbuje zapełniać tę lukę.

"Świat trzeba zresetować", mówił Anderson, otwierając tegoroczną konferencję w Long

Beach. "Jak resetuje się świat? Jeśli to Kalifornia, to trzeba skombinować garaż i sprowadzić doń najinteligentniejszych ludzi, jakich się zna. Takich jak wy". Imponująca scena, z której przemawiał do 1,5 tys. gości, przypominała garaż lub może strych (wśród symbolicznych dekoracji-rekwizytów znalazły się m.in. książki, model ludzkiego mózgu, litery alfabetu, żeglarskie liny i szkolna tablica). "Jesteście gotowi?" Fala entuzjastycznych okrzyków nie pozostawiała wątpliwości, że tęsknota za mitycznym garażem - takim jak ten, w którym w Krzemowej Dolinie zaczynał Steve Jobs, David Packard i wielu innych - ciągle jest żywa. Ci, którzy przyjechali do Long Beach, też marzą o zdobywaniu świata.

Słuchałam tych słów, siedząc przy swoim biurku, na przeciwnym krańcu Ameryki. Kilka tysięcy kilometrów dalej, w Łodzi, wykładów z Long Beach słuchał Michał Lasota. Poznaliśmy się, bo oboje pracujemy jako tłumacze-

-ochotnicy (dzięki temu, dostaliśmy hasło z dostępem do internetowej transmisji na żywo). Kiedy puszcza się w obieg idee, świat staje się bardzo mały. Rosną za to marzenia. Jakkolwiek pretensjonalnie może to zabrzmieć, to właśnie marzenia - wiara, że możemy mieć jakiś mały udział w naprawianiu świata - przyciągnęły nas do tego przedsięwzięcia. - W pracy nie zawsze trafia się na stanowisko, które pozwala zrealizować nasze aspiracje, daje nam satysfakcję - mówi Lasota, z wykształcenia elektronik, który obecnie zajmuje się marketingiem. - TED jest dla mnie jakimś ujściem. Idea, która stoi za tym przedsięwzięciem, zbiega się z tym, w co zawsze wierzyłem: że można zmieniać świat na lepsze.

- Ale może nawet więcej - dodaje. - TED zmienił też trochę mój sposób myślenia, jakoś mnie ukształtował.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1969. Reperterka, fotografka, była korespondentka Tygodnika w USA. Autorka książki „Nowy Jork. Od Mannahaty do Ground Zero” (2013). Od 2014 mieszka w Tokio. Prowadzi dziennik japoński na stronie magdarittenhouse.com. Instagram: @magdarittenhouse.

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2010