Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ileż to już razy pisano o nim: "kino jest jego religią"? Jak bardzo wrosła w świadomość widza prywatna mitologia tego twórcy: drobnego, astmatycznego chłopca z nowojorskiej Małej Italii, który służył do Mszy, spędził rok w seminarium duchownym, po czym zakochał się w dziewczynie i odkrył, iż jego prawdziwą świątynią jest kino? "Gangster i ksiądz" - tak zwykło się określać iście schizofreniczną osobowość twórczą Martina Scorsesego, który przyglądając się z bliska szaleństwu i przemocy, widział w nich nie tylko kryminalny folklor ulicy, ale prawdziwą naturę człowieka - błądzącego, niedopasowanego do swojej grupy społecznej, walczącego ze swymi obsesjami. Zawsze jednak, czy to kręcąc "Wściekłego byka", czy "Wiek niewinności", czy "Gangi Nowego Jorku", czuł się spadkobiercą dawnego kina, a może nawet wdzięcznym dłużnikiem jego rozmaitych tradycji. Swój dług zwykł oddawać z nawiązką, trawestując po swojemu hollywoodzkie motywy: kina gangsterskiego, musicalu, westernu, cytując obficie swoich ulubieńców, z Hitchcockiem czy Johnem Fordem na czele.