Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ich rękopis został przekazany w połowie lat 70. przez żonę Gałczyńskiego do Muzeum Literatury z zastrzeżeniem, że może zostać opublikowany 50 lat po śmierci autora. Córka poety, Kira Gałczyńska, rozszyfrowała trudno czytelny tekst (odbitka rękopisu znajduje się w książce).
Zanim napiszę o książce, słowo o wspomnianych entuzjastach. Wiadomo, że kiedy Czesław Miłosz wybrał emigrację, Gałczyński napisał o nim w 1951 r. brutalny „Poemat dla zdrajcy” (refren: „a ty jesteś dezerter, a ty jesteś zdrajca”). Podobno nie uznawał Miłosza za poetę, twierdząc, że jego poezja jest właściwie ujętą w formę wiersza publicystyką. Miłosz widział w Gałczyńskim błazna, co nie znaczy, że nie dostrzegał jego talentu. W „Zniewolonym umyśle”, napisanym w 1951 r. i wydanym w 1953 r. w paryskiej „Kulturze”, Gałczyńskiemu poświęcił rozdział zatytułowany „Delta – czyli trubadur”. Z Deltą obszedł się bezlitośnie – co nie znaczy, że Gałczyńskiego przekreślił.
Kiedy w 1996 r. poprosiliśmy Miłosza o sporządzenie do wydanego na jego 85-lecie „Apokryfu” („TP” nr 26/1996) prywatnej antologii polskich wierszy, poeta zamieścił w niej dwa wiersze Gałczyńskiego (z 1934 r.): „Piosenka” i „O naszym gospodarstwie”. Można przypuszczać, że Gałczyński przeczytał „Zniewolony umysł”, nie ma wątpliwości, że Miłosz znał „Poemat dla zdrajcy”. Włączenie wierszy Gałczyńskiego do „prywatnej antologii” świadczy, że pamiętliwy na ogół autor „Ocalenia” nie żywił do „trubadura” śmiertelnej urazy. Wspominam o tym dlatego, by wyrazić podziw dla Jerzego Turowicza, który potrafił zachować serdeczną przyjaźń z obu poetami, mimo burzliwości ich wzajemnych relacji.
Wracam do książki. Inspiracją do powstania tych zapisków był brulion ofiarowany Gałczyńskiemu przez przyjaciela w obozie jenieckim. Zanotował, że kiedy go dostał, zaczęły go „osaczać tysiączne problemy słownictwa, składni, słowem wiecznie ciężki problem stylu”. Pisze dalej: „Którejś nocy wreszcie zdecydowałem się na temat alegoryczny, bo wydaje mi się, że tylko na tej drodze powinienem osiągnąć statyczność konstrukcji ponad kłębiącą się otchłanią naszego czasu”.
„Temat alegoryczny...”. Nie wiem, co pod tym określeniem autor miał na myśli. Jedno jest pewne: „Notatki” nie są reportażem ze stalagu. To zauważa każdy. Wszyscy wyławiają piękne frazy poetyckie, jak ta o mgle, „do której można się było przytulić”. Takich zdań, w których zostały zatrzymane chwile zachwytu, jest w „Notatkach” mnóstwo, lecz pod warstwą bardziej lub mniej głębokich, autentycznych przemyśleń, modlitw, marzeń, miłości i tęsknoty do najbliższych znajdziemy – czasem tylko naszkicowaną – rzeczywistość obozową. Obóz, jego realia, opisywane z lekkością, bez śladu cierpiętnictwa, czasem wręcz z nutką humoru, mogą się wydać w miarę znośne, niemal normalne. Tylko czasem spod pospiesznie notującego pióra poety wymkną się takie frazy jak ta: „Patrząc na te dziesiątki twarzy na pryczach, twarzy wykrzywionych różnymi rodzajami cierpień, przypomina się Goya, a więc jeszcze jeden wiatr 1789. A ta profuzja narodów, języków, piosenek, przekleństw, a wszystko w cieniu skrzydeł śmierci, z której się koniec końców kpi...”. Jeńców Altengrabow Niemcy zatrudniali do pracy jako parobków rolnych. Wątek tych prac przewija się przez cały brulion: prace przy lucernie, oskard i kamienisty grunt, gdzie się robi rów kanalizacyjny, kartofle, węgiel, drewno na ręcznym wózku... Gałczyński wspomina, że walczyli o uznanie ich praw do bycia traktowanymi jako jeńcy wojenni. On sam bierze w tym czynny i ryzykowny udział.
Ale to wszystko w tle. Na pierwszym planie jest to, co się dzieje we wnętrzu człowieka: pędzące myśli, idee, tęsknota i modlitwa. Po tej lekturze zrozumiałem, skąd się wzięły „Notatki z nieudanych rekolekcji paryskich”. Zawsze mnie zastanawiało, skąd u Gałczyńskiego ta erupcja religijnej głębi, skąd to autentyczne przeżycie dramatu wiary u poety, który pisze o Kociubińskiej Hermenegildzie pachnącej dorszem, o astronomie Pandafilanda zauważającym zbliżający się „koniec Ziemi albo całego kosmosu”, o rozmawiających flagach i żołnierzach, którzy „czwórkami do nieba szli”, czy nawet o Matce Boskiej Stalagów. Te wszystkie wiersze są świetne, mądre, wzruszające czasem i często zabawne, ale „Notatki...”? Teraz już wiem.
Notatnik wypełniają modlitwy, refleksje, wypisy z lektur, zanotowane strzępy rozmów. A wszystko to po polsku, po łacinie, francusku, niemiecku, nawet raz po hiszpańsku. Jarosław Mikołajewski napisał we wstępie, że nie trzeba streszczać „Notatnika” czytelnikowi, który go nie zna, bo „te zapiski czytają się same”. To prawda, są świetnie skonstruowaną i napisaną książką, nie tylko czytają się same, lecz także zostają w nas, jak zawsze przy spotkaniu z prawdą człowieka, którego – zdawało nam się – doskonale znamy. ©℗
Konstanty Ildefons Gałczyński, NOTATNIK Z ALTENGRABOW, Prószyński i S-ka, Warszawa 2016