Gabriel od Genesis

Nikt tak jak Peter Gabriel nie potrafi tym swoim coraz bardziej ojcowskim głosem poruszać, wzruszać, łączyć ciepło z mądrością, a z ironią – czułość. Po prostu czułość.

19.02.2018

Czyta się kilka minut

Peter Gabriel  na próbie z chórem  przed koncertem „46664 – Poświęć minutę swego życia dla AIDS”. W koncercie tym wzięli też udział Bono, Queen, Eurythmics i wielu afrykańskich muzyków. Kapsztad, RPA, listopad 2013 r. / FRANK MICELOTTA / GETTY IMAGES
Peter Gabriel na próbie z chórem przed koncertem „46664 – Poświęć minutę swego życia dla AIDS”. W koncercie tym wzięli też udział Bono, Queen, Eurythmics i wielu afrykańskich muzyków. Kapsztad, RPA, listopad 2013 r. / FRANK MICELOTTA / GETTY IMAGES

Kamera szybuje nad zielonymi polami hrabstwa Surrey, z oddali wyłaniają się kępy drzew i monumentalne budowle, soczyście połyskuje świeżo przystrzyżony trawnik, na którym chłopcy rozgrywają kolejną partię krykieta. Zabudowania osadzone są na planie dawnego klasztoru kartuzów, który od początku XVII w. stał się siedzibą Charterhouse School – jednej z najbardziej prestiżowych public schools Wielkiej Brytanii.

Kaplice, mury, krużganki, którymi przemykali niegdyś ministrowie, generałowie, poeci, drużyna krykieta, „domy”, barwy (cztery punkty dla Gryffindoru!), mieszanka opresji i snobizmu tak dobrze znana ze „Stowarzyszenia Umarłych Poetów”. Tak, powiedzmy sobie szczerze – Charter­house przypomina raczej tło teledysku do „We don’t need no education” niż matecznik rocka.

Charterhouse działa do dziś, pobierając czesne w wysokości circa 40 tys. funtów za rok i szczycąc się faktem, iż właśnie stamtąd wywodzi swe początki formacja rockowa, której filarem był nasz dzisiejszy bohater.

Na początku było Genesis

Peter Brian Gabriel – ikona rocka, world music, wokalista, flecista i perkusista, producent, postać – urodził się 13 lutego 1950 r. w Chobham, jako syn Ralpha Partona Gabriela, inżyniera elektryka, i Edith Irene, z domu Allen, która jako biegła pianistka zaszczepiła synowi nie tylko miłość do muzyki, ale i niezwykłą wszechstronność. Jednym z przodków Petera był Sir Thomas Gabriel, burmistrz Londynu w drugiej połowie XIX w.

Stosownie do klasy, w której się urodził, Peter ukończył najpierw Cable ­House, następnie St Andrew’s Prep School, by w końcu trafić do Charterhouse School w Godalming, gdzie w 1967 r. wraz z innymi jej uczniami – Tonym Banksem, Anthonym Phillipsem, Mikiem Rutherfordem i perkusistą Chrisem Stewartem stworzy formację Genesis.

Nazwę zespołu zasugerował pierwszy impresario, Jonathan King (również Old Carthusian, jak mawiają o sobie absolwenci Charterhouse), on także sprawił, że na świat wyszedł debiutancki album „From Genesis to Revelation” z singlem „Silent Sun”. Grupa zwróciła na siebie uwagę w Wielkiej Brytanii, jednak jak się okazało, tak naprawdę „wielcy” byli początkowo we Włoszech, Belgii i Niemczech. Po rozstaniu z Kingiem podpisali kontrakt z Charisma Records, zaś skład zmierzał w stronę kwintetu: Peter Gabriel – wokal, Tony Banks – klawisze, Steve Hackett – gitary, Mike Rutherford – bas, gitary, oraz Phil Collins – perkusja/wokal.

Zespół zwracał uwagę dzięki niezwykłej plastyczności Gabriela, kompozycjom Banksa, zaangażowaniu i młodości – zaczynali wszak karierę jako 15-17-latkowie – oraz dzięki mieszance folku, art-rocka i rocka progresywnego, posiłkującego się rozbudowanymi formami muzycznymi, erudycyjnymi tekstami i odwołaniem do snobizmu słuchaczy. Przełomem w karierze wczesnego Genesis było wprowadzenie szokujących kostiumów scenicznych – odkąd w „Melody Maker” ukazało się zdjęcie wokalisty z maską lisa na twarzy i w czerwonej sukience, stali się pieszczochami mediów. W odróżnieniu jednak od Davida Bowiego, który był inspiracją tych przebieranek, Gabriel nie tyle tworzył ­alter ego odpowiedzialne za całość ­concept ­album, co wcielał się w role bohaterów płyty: jako Foxtrot, Watcher of the Skies, Britannia, The Reverend, Old Man, Slipperman czy wreszcie Rael, główna postać z „The Lamb Lies Down on Broadway”.

Zanim ku rozpaczy fanów Gabriel odszedł z Genesis w 1975 r., nagrał z nim sześć klasycznych albumów: „From Genesis to Revelation” (1969), „Trespass” (1970), „Nursery Cryme” (1971), „Foxtrot” (1972), „Selling England by the Pound” (1973) oraz „The Lamb Lies Down on Broadway” (1974). Dynamika wewnątrz zespołu przechodziła od naiwnej euforii do mniej lub bardziej otwartej rywalizacji – Gabriel i Banks nie byli już dwoma chłopcami, którzy ścigali się w Charterhouse, kto pierwszy dopadnie pianina, reszta zespołu również nie chciała być zaledwie elementami tła, właśnie miała narodzić się pierwsza córka wokalisty Anna-Marie Gabriel.

Drugie życie

Po odejściu z Genesis rozpoczął karierę solową, jednak zanim w 1986 r. podbił świat genialnym „So”, wydał cztery płyty: „Car”, wyprodukowaną przez Boba Ezrina, „Scratch” – wykreowaną brzmieniowo przez gitarzystę King Crimson, Roberta Frippa, „Melt” oraz „Security”.

Pierwszym przebojem solowym Gabriela było „Solsbury Hill”, co prawda niezbyt odległe od brzmienia Genesis, opartego na dwunastostrunowej gitarze i flecie. Jednak dzięki mocnemu, nieparzystemu rytmowi i fantastycznie świeżemu głosowi wokalisty pozwoliło mu znaleźć własny ton. „Scratch” nagrany z Frippem docenili raczej krytycy niż słuchacze, stąd też miłą odmianą był sukces albumu „Melt”, który przyniósł światu nie tylko dwie świetne piosenki: „Games Without Frontiers” (z Kate Bush w tle) oraz „Biko”, ale także słynne „bramkowane bębny”, które dzięki włączeniu elektronicznych limiterów w mikserze oraz wyłączeniu talerzy z partii perkusji dawały połączenie potężnego brzmienia z ciszą, która nastaje po nim. Phil Collins, który nagrywał perkusję na płytę Gabriela, wykorzystał ten patent we własnym wielkim przeboju „In the Air ­Tonight”, zaś dla Gabriela uzyskanie potężnego, „plemiennego” brzmienia stało się podstawą do tworzenia gęstych, splątanych faktur rytmicznych, na których opierał swe frapujące melodie. Co szczególnie istotne, na pokładzie „Melt” pojawił się ­Fairlight Computer Music Instrument, wczesny sampler, z ośmiocalowymi dyskietkami i zielono fosforyzującym ekranem, oraz konsoleta Solid State Logic 4000 B. Kiedy za kilka lat Paul Simon zapragnie nagrać swe „Graceland”, będzie musiał pofatygować się do Afryki – Gabriel dzięki Fairlightowi miał możliwość dowolnego korzystania z gotowych próbek dźwięku.

Dalszy ciąg eksploracji świata techniki stanowiło „Security” – pełne zagęszczonych tekstur i poodwracanych rytmów. Przebojem z tej płyty było „Shock the Monkey”, zimnofalowe, pełne emocji arcydzieło, w którym monoszept zmagał się z polirytmią, a przechodzenie od barytonu do słynnego Gabrielowskiego falsetu okraszono znakomitym teledyskiem. Gabriel poszedł za ciosem serią koncertów, na których pojawiły się rekwizyty, akrobacje, układy choreograficzne, zespół zaś, który wraz z wokalistą ogolił głowy, dał świadectwo swej wirtuozerii albumem „Plays Live”.

W tym samym czasie Gabriel spotka dwie istotne postaci – reżysera filmowego Alana Parkera, który właśnie szuka kompozytora muzyki do swego filmu „Ptasiek” (ekranizacji powieści Williama Whartona), oraz młodego kanadyjskiego multi­instrumentalistę i producenta Daniela Lanois, który wraz z Brianem Eno wykreował przestrzeń „Joshua Tree”, bestsellerowego albumu formacji U2. Właśnie z nim nagrywa Gabriel nie tylko soundtrack do filmu Parkera, ale i „So”, na którym znajdziemy energetyczne „Red Rain”, „Sledge­hammer” czy „In Your Eyes”, a także przepiękny liryczny duet z Kate Bush. Jak wspomina Lanois, „Don’t Give Up” nagrywano w Ashcombe House Studio, zbudowanym w dawnej oborze, dlatego za reżyserką mieścił się mały pokoik, przez którego okno zaglądały krowy. Kiedy piosenka im się podobała – dodaje Gabriel – lizały szybę. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby pokazano im nowe teledyski Gabriela – „Sledgehammer” na całe lata ustalił nowe standardy operowania obrazem i dźwiękiem.

W 1989 r. powstaje ścieżka dźwiękowa do „Ostatniego kuszenia Chrystusa” Martina Scorsese, niosąca klasyczną dla Gabriela mieszankę ulotności i groove’u. Trzy lata później, w 1992 r., w samym oku ­grunge’owego cyklonu, Gabriel wydaje znakomite „Us”.

Takie sobie

Był to w jego życiu czas zawirowań: rozpadu małżeństwa, konfliktu z córkami (zwłaszcza z Anną-Marie, której poświęcił „Come Talk to Me”), związku z aktorką Rosanną Arquette (i nie tylko). Piosenki Gabriela maskujące prywatne klęski, lęki, poczucie samotności po raz kolejny paradoksalnie stawały się częścią naszej świadomości, jako piosenki popowe, co kiedyś gorzko skwitował amerykański singer-songwriter Dave Matthews: „Funny the way it is / Not right or wrong. / ­Somebody’s broken heart become your favorite songs”. Na pierwszy ogień poszło zatem „Digging in the Dirt”, brudnopis z psychoterapii, zimny prysznic po epoce szalejącej hybris, opisanej przez Sinéad O’Connor frazą: „Podziwiam Kate Bush, bo Peter Gabriel próbował ją przelecieć, a ona się nie dała. To jedyna kobieta na świecie, której ta sztuka się udała. Nawet ja nie dałam rady”. Tak, tak, to był Gabriel, jakiego się nie spodziewaliśmy – wystarczyło lekko postukać w drzewo genealogiczne, by usłyszeć głosy jego hiszpańskich przodków, których morze wyrzuciło na angielskie plaże po klęsce Wielkiej Armady.

Gabriel wychynął ze swej nyży dopiero w 2000 r. z „OVO”, albumem uświetniającym otwarcie londyńskiego Millenium Dome – niestety można tu mówić raczej o dobrze wykonanej pracy niż popisie zdyscyplinowanej furii, którą Gabriel zaskakiwał nas przez lata.

Dopiero dwa lata później pojawiło się „Up”, pierwszy album studyjny od dekady. W czasach, gdy rozgłośnie radiowe najchętniej puszczałyby w kółko „Song 2”, z którym Damon Albarn i Blur uwinęli się w dwie minuty dwadzieścia sekund, Gabriel ze swymi ponadsześciominutowymi utworami mógł liczyć tylko na wierną, „albumową” publiczność, która towarzyszyła mu także na trasie koncertowej zarejestrowanej jako „Growing Up Live + Still ­Growing Up: Live & Unwrapped”.

W latach późniejszych skupił się Gabriel na eksploatowaniu orkiestrowych wizji piosenek zarówno własnych, jak i zapożyczonych: słyszymy je na płytach „Scratch My Back” (2010), złożonej wyłącznie z coverów (m.in. Davida Bowiego, Lou Reeda czy Radiohead), „New Blood – Live in London”, gdzie artysta sięgnął po kompozycje własne, oraz „And I’ll Scratch Yours” (2013). W tzw. międzyczasie zdąży nagrać finałową piosenkę do filmu animowanego „WALL-E” i otrzymać za nią nagrodę Grammy.

Od bonobo do Wałęsy

W streszczeniu kariery Gabriela nie sposób nie poruszyć kwestii jego zaangażowania w czynienie tego świata lepszym. Teoretycznie wszystko zaczęło się od „Biko” – pieśni poświęconej południowoafrykańskiemu bojownikowi przeciw apartheidowi, zamordowanemu przez policję RPA – ten genialny protest song, oparty, jak to często u Gabriela bywa, na prostej zdawałoby się grze słów: „Biko / Because”, zapoczątkował wejście do grona artystów, którym nie było wszystko jedno. Za piosenką poszły m.in. koncerty Amnesty International i Human Rights Now, wspieranie Witness, będącej programem siostrzanym względem Amnesty International, ba, działania humanitarne skrzyżowały jego tropy z Catem Stevensem/Yusufem Islamem, na którego płycie „Mona Bone ­Jakon” zagrał mgławicową partię fletu.

Jak się jednak zdaje, tym, co kierowało Gabrielem, było poczucie odpowiedzialności i odpowiedniości, wynikające z przeświadczenia, iż świat to coś więcej niż przydomowy ogródek. Inicjatywy w rodzaju multikulturowego i multimedialnego festiwalu World Of Music, Arts And Dance (WOMAD) czy stworzenie Real World Studios, grupujących artystów takich jak Youssou N’Dour czy ­Nusrat Fateh Ali Khan – gdzie Gabriel działał jak mistrz/inspirator – oswajając nas z muzyką świata, z brzmieniem ormiańskiego duduka czy arabskiej lutni oud, niemal podprogowo wsączały w nas gotowość do otwarcia na innych.

Kto wie, czy ten rozmach, odwaga, myślenie skalą świata nie wynikały z faktu, iż podobnie jak Robert Baden-Powell – twórca światowego skautingu – jest Gabriel absolwentem Charterhouse? Być może dlatego tak łatwo przyszło mu stworzenie w 1999 r. wraz z Richardem Bransonem, potentatem finansowym i wizjonerem, tzw. Elders – Rady Starszych, którzy, dzięki nieformalnym związkom, mieliby wpływ na losy świata. W 2006 r. laureaci Pokojowej Nagrody Nobla wręczyli Gabrielowi (rękami Lecha Wałęsy zresztą) nagrodę Człowieka Pokoju, zaś magazyn „Time” nazwał go jednym ze stu najbardziej wpływowych ludzi świata.

No właśnie, być może z perspektywy prostego fana Gabriel jawi się jako artysta nadmiernie zaangażowany w kwestie pozamuzyczne. Dla kogoś czekającego dekadę na jego nową płytę wręcz irytujące bywa doniesienie, że bierze udział w projekcie ApeNet, mającym na celu nawiązanie pierwszej międzygatunkowej komunikacji internetowej, bądź że rozmyśla nad jam session z szympansami bonobo. Ale to chyba należy przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza – znacznie lepiej czekać na Gabriela dekadę niż otrzymywać co dwa lata zlepek wytworów od jakiegoś nadproduktywnego improduktywa.

Bo chyba nikt jak Gabriel nie potrafi tym swoim coraz bardziej ojcowskim głosem poruszać, wzruszać, łączyć ciepło z mądrością, a z ironią – czułość. Po prostu czułość. Bo tylko ona pozwala oswoić nas z tym ostatecznym Innym.©

Korzystałem z książek: Spencer Bright „Peter Gabriel. Misterny świat”, Daryl Easlea „Peter Gabriel”, Graeme Thomson „Zmysłowy świat Kate Bush”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, muzyk, kompozytor, śpiewający autor, recenzent muzyczny, felietonista i krytyk literacki, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Zadebiutował w 1992 roku na 28. Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie, zdobywając I nagrodę oraz stypendium im.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2018