Franciszek kontra mafia

Na południu Włoch mafia od lat przenika życie religijne, uczestniczy w lokalnych procesjach i świętach. Teraz papież próbuje jej tego zabronić.

20.07.2014

Czyta się kilka minut

Matka Boża nie kłania się przestępcom. To tylko jej figura się pokłoniła. Bez względu na to, co się stało, słowa papieża wypowiedziane tutaj paręnaście dni wcześniej pozostają w mocy”. Tak kard. Nunzio Galantino, sekretarz generalny Episkopatu Włoch, komentował dwa tygodnie temu niespodziewaną eskalację gestów w starciu, które w tym kraju ponownie rozgorzało między Kościołem a światem przestępczości zorganizowanej.

Pod koniec czerwca, odprawiając mszę dla 200 tys. osób w kalabryjskiej osadzie Sibari (znanej dzięki starożytnym sybarytom, dziś także ogarniętej – podobnie jak cały region – biedą i zastojem), Franciszek wypowiedział najostrzejszą jak dotąd krytykę mafii. „Ci, którzy podejmą w życiu drogę zła – mafiozi – nie są w komunii z Bogiem, są ekskomunikowani” – powiedział.

To, jak wielkie wywołało to kontrowersje i niedowierzanie, trudno jest ocenić bez znajomości kontekstu. Z oddali słowa te wydają się najzwyczajniej oczywiste i słuszne – tym bardziej że „drogą zła” nie kroczą przecież drobne złodziejaszki i wiarołomcy, ale żołnierze największej na świecie organizacji przestępczej, kontrolującej np. większość obrotu kokainą na wszystkich kontynentach.

Matka Boska (mafii) Łaskawa

Kalabryjska ‘ndrangheta – w przeciwieństwie do tradycyjnej mafii sycylijskiej – jest mniej widoczna i nie obrosła mitami popkultury. Ma „płynną” strukturę, trudniej jest opisać jej działalność – pozostaje jednak równie barbarzyńska w stosowaniu przemocy i bezwzględna w osiąganiu zysku za wszelką cenę. Przypomina bandy niepiśmiennych górskich rozbójników, tyle że wyposażonych w najnowsze technologie i mających na usługach najsprytniejszych bankierów.

Rozległy górski kompleks Aspromonte w środkowej Kalabrii to właśnie okolica endemicznego bandytyzmu, z którym nie radziła sobie żadna władza – i to od dwóch tysięcy lat. Tu nie kłaniano się ani cesarzom, ani książętom, ani faszystom, ani – tym bardziej – papieżom. To stąd – z maleńkiej, zagubionej wśród lasów mieściny Oppido Mamertina, której siatka ulic wciąż przypomina układ rzymskiej kolonii – nadeszła po dwóch tygodniach odpowiedź dzikiej Kalabrii na słowa Franciszka.

2 lipca uroczysta procesja uliczna z figurą Matki Boskiej Łaskawej zboczyła z trasy i zatrzymała się na dłuższy moment przed domem szefa lokalnej „rodziny”, odsiadującego dożywocie w areszcie domowym. Był to akt hołdu należny temu, kto naprawdę liczy się w mieście. Oraz, niewątpliwie, jest najhojniejszym parafianinem.

Z tłumu na znak protestu wyszli jedynie trzej miejscowi policjanci, innym notablom to nie przeszkadzało. Kościelne głosy sprzeciwu nadeszły dopiero nazajutrz, i to z góry – od wspomnianego kardynała Galantiny oraz miejscowego arcybiskupa, który zresztą już zeszłej zimy wydał zarządzenie zakazujące pod karą odwołania procesji jakichkolwiek postojów nieuzgodnionych wcześniej z proboszczem. Jednak w Oppido mogłoby to nie pomóc, bo tamtejszy proboszcz jest kuzynem mafioza.

Procesja z kartoteki

W innych miejscach duchowni muszą się liczyć z faktem, że mafia, jako jedyna działająca sprawnie instytucja i depozytariusz lokalnej tożsamości, przenika wszelkie formy życia zbiorowego. W tym także procesje i misteria. Pełnią one zresztą w południowej religijności nieporównanie ważniejszą niż u nas rolę; zdobycie „przydziału” do roli np. niosącego lektykę lub baldachim jest arcyważną oznaką prestiżu i środkiem ustalania nieformalnej hierarchii. To dlatego w ostatnią Wielkanoc w Sant’Onofrio miejscowy biskup wolał odwołać procesję niż zgodzić się, by władze powiatu ingerowały w skład ekip asystujących przy ceremoniach (chciano usunąć z nich osoby figurujące w policyjnych kartotekach). Decyzja ta nie musi oznaczać, że biskup chodzi na pasku miejscowego klanu. Może, po prostu, obawiać się zamieszek. A także tego, że przejęcie kontroli nad procesją przez obcych, nasłanych ze stolicy urzędników grozi jawnym buntem i pobiciem „zdrajców” – gotowych przyjąć z ich rąk zaszczytne funkcje.

Na fali tych i podobnych skandali – i w duchu zdecydowanego papieskiego napomnienia, by nie paktować z mafijnym diabłem – w wielu diecezjach Południa na razie zawieszono wszelkie uliczne święta religijne. Dopóki rzecz dotyczy parotysięcznej społeczności, jest to wykonalne. Co jednak zrobić z trzydniowymi obchodami ku czci świętej Agaty, na które w Katanii ściąga każdego lutego ponad milion ludzi? To jedyne zapewne święto religijne na świecie, którego organizatorów prokuratura chciała oskarżyć o udział w grupie przestępczej: cały komitet organizacyjny tych przepysznych, barokowych uroczystości to ludzie lokalnej rodziny Santapaola z rozmaitymi, typowo mafijnymi zarzutami na karku (m.in. wymuszenia i pranie brudnych pieniędzy).

Na czas święta grupka odważnych katańskich księży – przekonana, że zamiast chrześcijańskiego, czci się Boga mafii i przesądu – wynosi się z miasta. Tak przynajmniej twierdził rok temu najbardziej znany z buntowników, ks. Salvatore Resca. W prasowym wywiadzie mówił: „Czytałem wyniki rzetelnych badań, wedle których na Południu czci się tylko świętych. Ludzie chcą uzyskać od nich łaski, cuda, aby zstąpili i zastąpili naukę, medycynę, państwo. Na pierwszym miejscu ludzie modlą się do ojca Pio, na trzynastym dopiero jest Jezus Chrystus”.

Księża, którzy „rozumieją”

„Choreografia, bałwochwalstwo, przesąd. (...) Wezwanie do Boga to raczej rodzaj zaklęcia, magii, odczyniania uroku, a nie autentyczna modlitwa” – tak z kolei wielki znawca Sycylii, pisarz Andrea Camilleri, podsumował religijność capo di tutti capi Bernarda Provenzano. Ukrywał się on przed prawem przez 40 lat i zarządzał w tym czasie podległymi strukturami, rozsyłając krótkie bileciki; spora ich część wpadła w ręce policji i posłużyła Camilleriemu za materiał do analizy mentalności najważniejszych „ludzi honoru”. W kryjówce Provenzano miał 90 świętych obrazków, kilkanaście różańców i Biblię, noszącą ślady długotrwałej lektury, pełną podkreśleń i notatek (z tym że śledczy podejrzewają, iż znaczki np. w Księdze Liczb służyły raczej za podręczny materiał do szyfrowania nazwisk współpracowników, a nie materiał rekolekcyjny).

Notatki i listy z poleceniami były gęsto usiane wezwaniami do Bożej pomocy i aktami zawierzenia opiece Matki Boskiej lub świętych. Po ich częstości i treści najbliżsi współpracownicy poznawali nastroje i niewyrażane wprost intencje szefa. Gdy syn jego najbliższego consigliere przemycił ojcu, chwilowo siedzącemu w więzieniu, tekst „oczyszczony” z pobożności, ten stwierdził, że nic z tego nie może zrozumieć.

Inny historyczny boss z lat 70. Pietro Alghieri miał w swojej kryjówce urządzoną zwykłą kaplicę; stale odwiedzało go dwóch kierowników duchowych, zapewne z grona księży zwanych przez mafię „rozumiejącymi”. Chodzi przede wszystkim o rozumienie typowej dla mentalności Południa zasady zrzucania odpowiedzialności na innych lub sytuację: w dobrze zarządzanej rodzinie mafijnej takie grzechy jak zabójstwo zdarzają się jako ostateczność, gdy inne środki zapewnienia ustalonego porządku zawodzą. „A gdzie napisane, że mafia to grzech?” – odpyskował w konfesjonale palermitański mafiozo Giuseppe Guttadauro, kiedy podczas pielgrzymki do Lourdes trafił przypadkowo na „nierozumiejącego” spowiednika.

Biskup na celowniku

Także na Sycylii trafiali się księża nie umiejący zaakceptować, że zabójca idący wykonać zlecenie może zajść najpierw do kościoła prosić o wsparcie w wykonaniu roboty. Taki brak empatii często kosztował ich życie. Mafia nie boi się strzelać nawet do biskupów – w 1947 r. wykonała, na zlecenie wpływowych wówczas latyfundystów powiązanych z partią separatystów sycylijskich, nieudany zamach na pasterza diecezji Agrigento, zaangażowanego w walkę o rozbicie feudalnego ustroju i obyczaju wsi. Najsławniejszym męczennikiem stał się zastrzelony w 1993 r. ks. Pino Puglisi, który za mocno zaangażował się w pracę z młodzieżą w biednej dzielnicy Palermo (w minionym roku Franciszek wyniósł go na ołtarze). Pierwszy proces beatyfikacyjny świeckiej ofiary mafii – prokuratora Rosaria Livatino – trwa od trzech lat.

Ten sam typ de facto politeistycznej, magicznej religijności, nieźle już przebadany i opisany na Sycylii, przenika ludzi z sąsiednich kalabryjskich gangów, nadając im, w ich własnych oczach, znamię prawomocności. Czy wręcz – uświęcenia. „Od 26 lat jestem prokuratorem i nie pamiętam kryjówki, gdzie na poczesnym miejscu nie byłoby obrazu z Matką Boską z Polsi albo św. Michałem Archaniołem. Ostatnio zaczął coraz częściej pojawiać się ojciec Pio. Każdy rytuał afiliacji obejmuje symbole religijne, takie jak puszczanie kropli krwi na święty obrazek. W więzieniu zrobiliśmy sondaż – 88 ankietowanych gangsterów deklaruje się jako ludzie wierzący” – opowiadał niedawno włoskiej prasie Nicola Gratteri, prokurator ze stolicy regionu.

Na słowa papieża członkowie ‘ndranghety reagowali też w inny sposób: w jednym z więzień dwustu osadzonych w oddziale o zaostrzonym rygorze odmówiło uczestnictwa w niedzielnej mszy, deklarując, że skoro są ekskomunikowani, to ich obecność w kaplicy nie ma sensu. Zażądali jednocześnie rozmowy z kapelanem, który z kolei posłał do nich swojego biskupa. Po spotkaniu z nimi hierarcha udzielał wymijających odpowiedzi. A szkoda. Poznanie logiki jego rozmowy z mafiozami byłoby bardzo ciekawe: w jaki sposób dziś Kościół może okazać swoje „rozumiejące” oblicze ludziom, którzy poczuli się dotknięci do żywego tym, że ktoś odmawia im prawa do bycia pobożnymi.

Czy mafia musi się nawracać

Papież próbuje „zmienić bieg rzeki” – ocenia prokurator Gratteri. Nagły niepokój więźniów można tłumaczyć w kategoriach socjologicznych: oto stało się coś gorszego niż tylko potępienie ich zachowań. Papież próbuje zdelegitymizować zachowania duchownych, którzy spotykają się z nimi, przyjmują od nich publicznie deklaracje wiary, nadając w ten sposób szczególną sankcję, zarówno moralną, jak i całkiem doczesną. Bowiem to właśnie Kościół wzmacnia przekaz, na którym mafia od zawsze buduje swoje niewidzialne panowanie: „poza nami nie ma nic, jedyny ład, jaki panuje na tej ziemi, wyznaczamy my”.

Ale można też sięgnąć trochę głębiej. W powieści Leonarda Sciascii „Dzień puszczyka” – dającej lepszy niż sto uczonych rozpraw portret ludzi przenikniętych mafijnym obrazem świata – jest znamienna scena przesłuchania nietykalnego dotąd ojca chrzestnego: „Mówią, że jest pan bardzo pobożny” – zagaja policjant. „Chodzę do kościoła, daję pieniądze sierocińcom” – odpowiada mafiozo. „To pana zdaniem wystarczy?”. „Kościół jest wielki, bo każdy znajduje w nim miejsce na swój sposób”.

W 1993 r. w Agrigento Jan Paweł II jako pierwszy wystąpił przeciwko status quo na południu Włoch. Sam fakt, że użył słowa „mafia”, stanowił przełamanie tabu. „Żadna ludzka grupa, żadna mafia nie może deptać przykazania »nie zabijaj«! Nawróćcie się, kiedyś nadejdzie sąd Boży” – mówił wtedy. Kiedy się przyjrzy z bliska tej osobliwej sodalicji, jaką stanowi krąg przywódców mafii, widać, że ludzie mający na sumieniu tuziny zabitych własnoręcznie i setki rozkazów egzekucji mogli spokojnie te słowa ignorować. Uważali przecież, iż jako ludzie głęboko pobożni nie muszą się nawracać (w setkach znanych nam notatek Provenzana ani razu nie pada słowo „zabić”). Znajdowali miejsce w Kościele na swój sposób. Teraz Franciszek próbuje im go odmówić.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2014