Franciszek, biskup Rzymu

Papież Franciszek wyszedł na balkon w białej sutannie i stule, bez mucetu, czerwonej pelerynki, zwykle na ten moment źle skrojonej. Ponoć kiedy ceremoniarz podawał ją papieżowi, ten mruknął: „a to niech sobie ksiądz sam na siebie włoży”.

16.03.2013

Czyta się kilka minut

 /
/

Dlaczego nikt nie przewidywał wyboru Jorge Maria Bergoglia? Jak to nikt? A Francesco Saverio Torrese? Włoski pisarz i adwokat w niedawno wydanej powieści „Pierścień rybaka” przedstawił człowieka, który wybrany na Stolicę Piotrową przyjmuje imię Franciszek i za cel swego pontyfikatu obiera odnalezienie prawdziwego sensu wiary. Ponieważ autor czerpał inspiracje z watykańskich afer, zwłaszcza z „VatiLeaks”, i książka świetnie się wpisuje w dominujący dziś obraz Kościoła, nic dziwnego, że została uznana niemal za proroctwo i studia telewizyjne wyrywały sobie jej autora, by komentował wybór nowego papieża.
W prognozach watykanistów kard. Bergoglio nie był obecny, choć powinien, jeśli na konklawe przed ośmiu laty właśnie on był najpoważniejszą alternatywą dla kard. Ratzingera. Myśleliśmy, że w ciągu tych ośmiu lat na kardynalskim firmamencie wzeszły nowe gwiazdy, a tymczasem... i tym razem Bergoglio.

Tym razem kardynałowie mieli mnóstwo czasu na refleksję. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że wszyscy elektorzy chcieli wybrać papieża najlepszego dla Kościoła. Różnice – a takie musiały istnieć, jeśli nie wybrali przy pierwszym głosowaniu – wynikały z rozumienia, jaki będzie najlepszy. Trudno całkowicie negować, że decydowała o tym nie tylko tajemnicza inspiracja Ducha Świętego, ale także aspekty bardziej ziemskie. Być może różnice w ocenie ewentualnego kandydata nie miały podstaw doktrynalnych, takich jak „otwartość” czy „tradycjonalizm”, stosunek do Soboru Watykańskiego II, nawet nie talenty i doświadczenia duszpasterskie. Być może chodziło o powiązania – lub brak powiązań – z aktualną kurią rzymską, a ściślej z tymi, którzy mieli w niej największe wpływy, niekoniecznie z racji kompetencji. Być może...
Papież Franciszek (już imię Biedaczyny ma swoją wymowę!) wyszedł na balkon w białej sutannie i stule, bez mucetu, czerwonej pelerynki (zwykle na ten moment źle skrojonej – patrz Jan Paweł II w analogicznym momencie). Ponoć kiedy ceremoniarz podawał ją papieżowi, ten mruknął: „a to niech sobie ksiądz sam na siebie włoży”.
W pierwszym przemówieniu ani razu nie użył słowa „papież”. Kilkakrotnie za to, także wspominając poprzednika, mówił „biskup Rzymu” – niejako przypominając zasadę „primus inter pares” – jest się papieżem dlatego, że jest się biskupem Rzymu. Na nocleg nie pojechał papieską limuzyną, lecz autobusem, z innymi kardynałami. Zanim odprawił pierwszą papieską Mszę, polecił ołtarz w Kaplicy Sykstyńskiej odsunąć od ściany i odprawiał twarzą do zebranych. Homilii nie wygłosił z papieskiego krzesła, ale od pulpitu i nie – jak chce zwyczaj – po łacinie, lecz po włosku (z błędami, np. kilkakrotnie powtórzone „perta” zamiast „pietra”). Homilia była prosta i program, który przedstawił („iść, wyznawać, budować”) nie miał w sobie nic z wyrafinowanej teologii. Zachował swój prosty krzyż biskupi, a nie skorzystał ze złotego, który był przygotowany. Mówiąc o prymacie biskupa Rzymu, użył zwrotu św. Ignacego z Antiochii: „pierwszy w miłości”. Do kościoła Santa Maria Maggiore pojechał zwykłym samochodem – była to zresztą wizyta w jego ulubionym kościele; tam właśnie założyciel jezuitów św. Ignacy Loyola złożył pierwsze śluby zakonne, więc był w tym też gest lojalności wobec macierzystej wspólnoty. Sam pojechał po swoje rzeczy do Casa Internazionale del Clero (Via della Scrofa 70) i sam zapłacił za hotel...

Świat z uwagą wychwytuje te szczegóły i – jak my wszyscy – stara się z nich wyczytać odpowiedź na pytania: kim jest i jakim biskupem Rzymu będzie. Uśmiech, prostota, swoboda wobec „odwiecznych” zwyczajów budzą sympatię. Sympatię zyskuje mu również „staż” w świecie, przed wstąpieniem do jezuitów, o czym z dużą swobodą mówi w wywiadzie rzece.
Moje serce podbił pierwszym papieskim słowem, skierowanym do Miasta i Świata. Ileż trzeba wewnętrznej wolności, spontanicznej życzliwości i wyczucia chwili, żeby zaraz po wyborze na papieża wyjść na balkon i do wielotysięcznych tłumów powiedzieć całkiem po prostu, tak jak się mówi wchodząc do przyjaciół: „dobry wieczór”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2013