Formuła ocalenia

„Mam na imię Marytė” – to nie tylko tytuł książki. To również zdanie-wyznanie, które w książce Alvydasa Šlepikasa ma moc ocalania życia, choć bywa też śmiercionośne.

10.10.2016

Czyta się kilka minut

Tej elementarnej frazy uczy się, w obcym, litewskim języku mała Renata. Dziewczynka pochodzenia niemieckiego żyje, a właściwie próbuje przetrwać, w powojennych Prusach, gdzie osoby jej narodowości traktowane są przez radzieckich żołnierzy jak zwierzęta. „Podchodzą bliżej, ale wiedzą, że trzeba czekać na rozkaz, na pozwolenie. Każdy bowiem dostanie tyle, ile zdoła wyszarpać”. Jest zima, rodzina Renaty i inni Niemcy są głodni i coraz bardziej zobojętniali na wszechobecne trupy. Mała dziewczynka już nie boi się śmierci, nie przerażają jej zamarznięte ciała. Lęka się jedynie ciemności, bo przecież wciąż jest dzieckiem. Musi nauczyć się zdania, które przynajmniej na chwilę zamaskuje jej niemieckie pochodzenie – tak radzi jej przed śmiercią matka, tak mówi jej też litewska para, która chce zaopiekować się dziewczynką. Nowe imię i sposób przedstawienia się zyskują w tej opowieści najwyższą wartość. Dobrze wypowiedziane mogą przedłużyć życie, zamaskować inność dziecka i ocalić przed przemocą, która jest karą za inność. Jednak dla bliskich Renata-Marytė oznacza nieszczęście – jest omenem przynoszącym śmierć. „Mówiłam jej, że nie wolno ciebie brać, mówiłam, że ty śmierć jesteś” – słyszy mała Niemka, która pragnie tylko nazywać się Marytė.

W posłowiu do książki autor wskazuje, że to książka inspirowana prawdziwymi losami niemieckich dzieci, które po wojnie szukały schronienia na Litwie. Na niespełna 200 stronach Šlepikas rozwija niezwykle przejmującą historię „wilczych dzieci”. Bardzo ascetyczny, surowy język, „filmowość” obrazów (historia początkowo, jak opowiada autor, miała być pokazana jako film) zbierających odłamki historii, którą przechowała pamięć. W tej pamięci są trupy, groby, ruiny, wilki zjadające ludzkie mięso i przerażająco puste dziecięce oczy. Każde zdanie przeszywa niczym ostrze, trafiając tak, że lektura staje się doświadczeniem boleśnie cielesnym. Śmierć i przemoc są tutaj niezbywalnym elementem tej „napadniętej, zgwałconej i zabitej rzeczywistości”, to rzeczy powszednie, obojętne, pozbawione jakiejkolwiek metafizycznej sankcji. A przez tę powszedniość tym bardziej dotykające, tak samo jak dotykające po lekturze staje się tytułowe zdanie. „Mam na imię Marytė” to fraza, która wciska się w oczy i długo nie daje się usunąć, niczym ostry odłamek historii. ©


Alvydas Šlepikas „Mam na imię Marytė”, przeł. Paulina Ciucka Kolegium Europy Wschodniej Wrocław-Wojnowice 2015

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2016

Artykuł pochodzi z dodatku „Angelus 2016