Festiwal we wspomnieniach: Andrzej Wajda

Moje najcieplejsze wspomnienie związane z Festiwalem dotyczy roku 1977. Przyjechałem wówczas do Gdańska z „Człowiekiem z marmuru” – filmem, który został bardzo negatywnie przyjęty przez ówczesne władze.

07.09.2015

Czyta się kilka minut

Powstał i przebił się do świadomości widzów wyłącznie dlatego, że minister Józef Tejchma dał mu wsparcie. Film brał udział w konkursie, ale z powodów politycznych nie mógł liczyć na żadne wyróżnienia. Tym piękniejsza i bardziej zaskakująca była nagroda, jaką otrzymałem wówczas od dziennikarzy akredytowanych na Festiwalu. Zamiast tradycyjnej statuetki, otrzymałem od nich cegłę z podpisami wszystkich głosujących krytyków. Organizatorzy nie pozwolili, by nagrodę wręczono mi na scenie, więc uroczyste przekazanie odbyło się na schodach kina.

To była szczególna nagroda, bo środowisko dziennikarzy było wtedy bardzo podzielone. Byli w nim ludzie, którzy mieli legitymacje partyjne i którzy byli związani z partyjną prasą, a także tacy dziennikarze, którzy szukali w swoim zawodzie przestrzeni niezależności. Nagle zeszli się wszyscy razem i podpisali się na jednej cegle. Wiedzieli, że wiele ryzykują, a ich gest może zadecydować o dalszej karierze w mediach, wyrazili jednak swoje zdanie. Było to dla mnie bardzo wzruszające. Ale jeszcze bardziej wzruszające było to, że po wielu latach wszystkie te podpisy zniknęły z mojej cegły. Ot, takie poetyckie zakończenie historii.
Dziś wszystkie moje nagrody filmowe są zebrane we wrocławskim Ossolineum. I kiedy powstawał film dokumentalny o historii tych nagród, zatytułowałem go „Cegła i inne nagrody”, bo właśnie cegłę uważam za najcenniejszą spośród wszystkich nagród, jakie zdobyłem w swoim życiu.

To nie jedyne ważne wspomnienie związane z Festiwalem. Inne pochodzi z 1981 r., kiedy na Festiwalu pojawił się Lech Wałęsa. To był nasz gość – nie zapraszała go władza, ale filmowcy, którzy czuli się gospodarzami tej imprezy. I choć zaproszenie Wałęsy miało swoje reperkusje – władze przeniosły imprezę z Gdańska do Gdyni – pokazywało siłę środowiska filmowego. Bo Festiwal był przez lata świadectwem naszej jedności i siły, która z tej jedności wynikała. Oczywiście nawet wtedy środowisko było podzielone, ale to nie przypadek, że spośród wszystkich krajów bloku wschodniego to właśnie u nas udało się stworzyć zespoły filmowe. Dziś także trzeba, żeby twórcy filmowi wiedzieli, że ich siłą jest jedność, a „my” znaczy więcej niż „ja”. I Gdynia powinna o tym przypominać. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „40. Festiwal Filmowy w Gdyni