Festiwal odkryć

To platforma dla branży muzycznej i playlista dla publiczności. 19 kwietnia w Poznaniu rozpocznie się piąta odsłona festiwalu Spring Break – okna wystawowego, a zarazem wizytówki młodej polskiej sceny.

16.04.2018

Czyta się kilka minut

Taco Hemingway na Enea Spring Break 2016, plac Wolności, Poznań, 22 kwietnia 2016 r. / JACEK MÓJTA / SPRING BREAK
Taco Hemingway na Enea Spring Break 2016, plac Wolności, Poznań, 22 kwietnia 2016 r. / JACEK MÓJTA / SPRING BREAK

Jeśli festiwale muzyczne zapewniają ogrom bodźców, showcase’y idą jeszcze dalej. Podczas kilku dni w kilkunastu klubach odbywa się liczba koncertów narzucająca tempo jak z japońskiej wycieczki. Nacisk kładzie się tu na poznawanie kolejnych artystów, a nie smakowanie ich twórczości. Jest więc szybko, gęsto i intensywnie.

Podczas odbywającego się ­19-21 kwietnia showcase’u Spring Break w 18 poznańskich klubach wystąpi 130 artystów. O większości z nich nie mają państwo pojęcia. Proszę się nie obruszać – ja również. Na tym właśnie polega idea showcase’u, czyli okna wystawowego dla wytwórni, agencji koncertowych i festiwalowych, i oczywiście samych zespołów. Wydawcy przedstawiają tu nowych wychowanków i poszukują kolejnych, dziennikarze wypatrują potencjalnych gwiazd, a muzycy starają się złapać kilka srok za ogon. Ci ostatni – wyposażeni w listę akredytowanych na festiwal delegatów – już kilka tygodni wcześniej zapraszają imiennie na koncerty, rozsyłają płyty i linki do piosenek. Działania, które przed każdym festiwalem uznałbym za niezręczne, tutaj znajdują swoje uzasadnienie. W końcu to impreza branżowa, a więc nie ma miejsca na idealizm. Poza tym konkurencja na Spring Break jest naprawdę ogromna.

Odbywające się nawet kilka razy w tygodniu europejskie showcase’y ściągają również publiczność niezwiązaną w żaden sposób z branżą. I trudno się dziwić, bo ich filozofia idealnie wpisuje się w dzisiejsze doświadczanie muzyki.

– Jeśli nie podoba ci się jakaś piosenka, serwis streamingowy pozwala momentalnie zmienić ją na dowolną inną – mówi Tomasz Waśko, dyrektor poznańskiego showcase’u. – Spring Break możesz potraktować jak taką playlistę. Zmieniasz kluby, tak jakbyś zmieniał piosenki.

W tym roku Spring Break będzie bardziej otwarty na artystów z zagranicy. Organizatorzy zapewniają co prawda, że rewolucji w doborze artystów nie należy się spodziewać, ale jednak następuje jakiś zwrot. Poprzednie edycje podkreślały silne związki z rodzimą branżą muzyczną. Taka zmiana może się tylko przysłużyć polskim wytwórniom, agencjom koncertowym i festiwalowym – o samych artystach nie wspominając. Przykłady innych show­case’ów z tej części Europy – słoweńskiego Ment czy Tallinn Music Week – pokazują, że to droga, której nie należy się obawiać.

Walka o kontrakt

Idea Spring Break zrodziła się w głowach Tomasza Waśki i Łukasza Minty z agencji koncertowej Go Ahead. Przez lata objeżdżali mnóstwo zagranicznych imprez tego typu, by spotykać się z menadżerami, podpatrywać młode zespoły i śledzić kolejne trendy. Kiedy zaczynali, szlaki dla polskich artystów przecierali Myslovitz i ­Robotobibok. Minta widział też podobno, jak na niewielkiej scenie uwagę środowiska próbuje przyciągnąć Adele. Równie ważne, jak poznawanie rokujących artystów, było dla poznaniaków nawiązywanie znajomości z europejskimi agentami i menadżerami. W tym celu latali więc co roku na holenderski Eurosonic, niemiecki Reeperbahn, brytyjskie Great Escape czy norweski by:Larm. Co roku spotykali tam coraz większą delegację z Polski.

– Dochodziło do absurdalnej sytuacji, kiedy przedstawicieli polskiego środowiska muzycznego najłatwiej było poznać za granicą – wspomina Waśko. – To był jeden z impulsów, który sprawił, że zaczęliśmy pracować nad Spring Break. Platforma promocyjna dla zespołów to jedno, ale również branża potrzebowała takiego integrującego wydarzenia.

Warto zaznaczyć, że historia polskich showcase’ów jest dłuższa. Próby stworzenia takiego wydarzenia podejmował Instytut Adama Mickiewicza, współpracując m.in. z warszawskim festiwalem Warsaw Music Week czy targami Co Jest Grane.

– Spring Break od początku miał nad nimi tę przewagę, że jest robiony przez branżę dla branży – mówi Michał Hajduk z Instytutu. – Oczywiście, to jest komercyjne wydarzenie, które ma zarobić na biletach, ale w odróżnieniu od poprzednich inicjatyw towarzyszy mu środowiskowa świadomość.

Showcase to jednak nie tylko miejsce spotkań menadżerów z agentami, ale także szansa na błyskawiczny rekonesans w muzycznych trendach.

– Głównym walorem Spring Break jest to, że młodzi artyści mogą tu powalczyć o kontrakty – mówi Tomik Grewiński z wytwórni Kayax. – Jesteśmy obecni w Poznaniu od samego początku i to właśnie tutaj zobaczyliśmy Bownik, Kroki i Julię Wieniawę, którym zaproponowaliśmy współpracę. Dwa pierwsze zespoły wydały już u nas swoje płyty, Julia dołączy do tego grona jeszcze w tym roku.

Nieco inną drogę przebył wyprzedający dziś sale koncertowe Kortez.

– Nie mieliśmy już miejsc, ale menadżer Paweł Jóźwicki bardzo nas prosił, żebyśmy zrobili dla niego wyjątek – wspomina Waśko. – Zależało mu na tym, aby skonfrontować Korteza z wymagającą publicznością i przedstawić go środowisku. Niedługo później jego pierwszy singiel zaczął robić karierę na antenie Trójki. Na showcase’ach warto więc bywać choćby dlatego, by zobaczyć przyszłą gwiazdę w niewielkim klubie.

– Uczucie towarzyszące takiemu odkryciu jest wspanialsze niż emocje, jakie może zapewnić koncert ulubionego zespołu – deklaruje Andraž Kajzer, menadżer słoweńskiego Mentu, który odwiedza Poznań każdego roku. Początkującym artystom przyglądają się więc w trakcie Spring Break dziennikarze, menadżerowie i melomani amatorzy. Choć reprezentują różne grupy, ich nadrzędny cel jest w zasadzie ten sam – usłyszeć coś wyjątkowego, zanim usłyszą to inni.

130 puzzli

Zorganizowanie 130 koncertów w ciągu trzech dni wymaga wielomiesięcznej organizacji i odpowiedniego zaplecza infrastrukturalnego. W temacie tego ostatniego trudno nie odnieść wrażenia, że podobne wydarzenie nie mogłoby się odbyć w żadnym innym mieście w Polsce. Tylko w Poznaniu znajdziemy kilkanaście klubów, które dzieli tak niewielki dystans. We Wrocławiu, Gdańsku czy Krakowie – zabrakłoby scen gotowych przyjąć muzyków, w Warszawie natomiast nie obyłoby się bez autobusów i tramwajów. Tutaj udało się zachować ludzką skalę tego festiwalu. Artystów dopasowano do konkretnych klubów. Nie chodzi tylko o wielkość sali, ale także o dostępne nagłośnienie i sprzęt.

– To się wydaje oczywiste, ale na jednym z showcase’ów byłem już świadkiem takiej sytuacji, kiedy w klubie miał grać ośmioosobowy zespół, ale nagle okazało się, że on w żaden sposób nie zmieści się na scenie – wspomina Waśko. – Przy takiej liczbie zespołów musisz wszystkie tego typu aspekty potraktować bardzo poważnie.

Przy planowaniu showcase’u trzeba również uwzględnić preferencje muzyczne stałej publiczności współpracujących klubów. Fani muzyki rockowej powinni od razu udać się do Starego Kina czy Pod Minogą, podczas gdy amatorzy muzyki klubowej czy hip-hopu mogą ominąć je szerokim łukiem i wybrać Projekt LAB. Tym bardziej że na występy artystów, których jesteśmy szczególnie ciekawi, najlepiej pójść z pewnym wyprzedzeniem. Pomimo zaawansowanej logistyki i wewnętrznej konkurencji, ­podczas Spring Break kluby nierzadko pękają w szwach. Sam pamiętam dobrze, jak z grupką osób podsłuchiwałem koncertu grupy New People, stojąc na ulicy przed kamienicą, w której znajdował się klub. Na szczęście ktoś łaskawie otworzył okno.

– Nie wszystko da się przewidzieć – tłumaczy Waśko. – Czasami zapraszamy mało znany zespół, a kiedy przychodzi pora na przyjazd do Poznania, jest już wokół niego spore zamieszanie.

Problematyczna bywa również selekcja zespołów na showcase. Z jednej strony organizatorom zależy na pokazaniu jak najlepszego oblicza polskiej sceny, z drugiej jednak są otwarci na propozycje agencji artystycznych, wytwórni i dziennikarzy muzycznych. Przyjmują również bezpośrednie zgłoszenia od zainteresowanych zespołów: – Od początku takie było założenie, że to nie będzie festiwal Tomka Waśki, który zaprasza do Poznania swoje ulubione zespoły. Oczywiście, do nas należy ostatnie słowo, ale staramy się zarzucać sieci jak najgłębiej.

Szefowie innych festiwali zwierzają się w mediach, że zaproszenie jakiegoś muzyka było ich prywatnym marzeniem. Gusta muzyczne i osobowości Artura Rojka (Off Festival), Mikołaja Ziółkowskiego (Open’er Festival) czy Filipa Berkowicza (kiedyś Sacrum Profanum, Misteria Paschalia, teraz m.in. Opera Rara, Actus Humanus, Kromer) mają wyraźny wpływ na organizowane przez nich festiwale. W tym sensie Spring Break nie jest festiwalem kuratorów.

Wśród artystów występujących w Poznaniu osobną grupę tworzą gwiazdy polskiej sceny. Nie wszystkim podoba się fakt, że występują one na największych scenach, grając za festiwalowe stawki, podczas gdy pozostali liczą przede wszystkim na możliwość zaprezentowania się branży. Organizatorzy nie mają jednak wątpliwości, że to koncerty takich artystów jak O.S.T.R. czy Kortez sprzedają karnety. A im więcej osób kupi bilety na festiwal, tym większy procent odwiedzi również te niewielkie kluby, w których prezentują się debiutanci. Choć z ekonomicznego punktu widzenia takie podejście wydaje się racjonalne, niektórzy uważają, że taka formuła tworzenia programu musi się wkrótce wyczerpać.

– Z każdym rokiem coraz trudniej będzie znaleźć setkę nowych, wartych uwagi polskich artystów – uważa Hajduk. – Już w ubiegłym roku widać było lekką zadyszkę. Uważam, że z tego powodu Spring Break mógłby postawić na internacjonalizację. Jeśli podczas showcase’u zaprezentuje się kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu artystów z zagranicy więcej, to uda się zachować opiniotwórczy charakter, a festiwal wciąż będzie przecież reprezentować polskie środowisko.

Szansa na eksport

Fakt, na europejskim rynku ­show- case’ów Spring Break wyróżniał się ­lokalną perspektywą. Oczywiście, ­by:Larm promuje Skandynawów, a Great Escape – Brytyjczyków, ale i tam relatywnie często trafimy na artystę z zagranicy. I nie dzieje się tak dlatego, że organizatorom zachodnich imprez brakuje utalentowanych zespołów na własnym podwórku. Powody są inne, ekonomiczne.

– Żeby Spring Break mógł eksportować polskie zespoły, musi w większym stopniu skupić się na stronie międzynarodowej festiwalu – nie ma wątpliwości Hajduk. – Agenci, wytwórnie, biura eksportu muszą mieć możliwość coś sprzedać w Poznaniu, aby zacząć tu kupować.

Zauważa to również Andraž Kajzer, którego Ment od początku stawiał na relacje import–eksport. On sam jest zresztą najlepszym dowodem na to, że otwarcie na zagranicę może przynieść wymierne korzyści. Zespoły Niemoc, Sotei oraz Eric Shoves Them in His Pockets wystąpiły w Lublanie, ponieważ menadżer zobaczył ich koncerty podczas Spring Break. Po tegorocznej odsłonie takich zaproszeń może być więcej, ponieważ poznaniacy rzeczywiście rozwijają relacje międzynarodowe. To pokłosie zaangażowania w europejską sieć showcase’ów INES, czego mniej lub bardziej bezpośrednim rezultatem są tegoroczne zaproszenia dla kilku młodych zespołów z Węgier, Francji i Rosji. Organizatorzy zapowiadają również, że duża część towarzyszących imprezie paneli odbędzie się w języku angielskim.

Mówiąc o nieśmiałym otwieraniu się na świat, organizatorzy Spring Break zapewniają zarazem, że absolutną większość programu wypełnią koncerty artystów z Polski. Bo siłą poznańskiego showcase’u jest siła polskiej sceny muzycznej. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i krytyk muzyczny, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” (2018 r.).

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2018