Feministka, teolożka, siostra

Amerykańskie zakonnice właśnie przyznały jej nagrodę, na co zaprotestował prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Kim jest siostra Elizabeth Johnson, która wywołuje irytację kardynałów?

11.05.2014

Czyta się kilka minut

Siostra profesor Elizabeth Johnson (ur. 1941) ze Zgromadzenia Sióstr Świętego Józefa, teolożka z Uniwesytetu Fordham w Nowym Jorku. / Fot. Macey Foronda
Siostra profesor Elizabeth Johnson (ur. 1941) ze Zgromadzenia Sióstr Świętego Józefa, teolożka z Uniwesytetu Fordham w Nowym Jorku. / Fot. Macey Foronda

To pierwsze ciepłe dni po długiej zimie, więc wiosenne słońce wpada przez neogotyckie okna jej gabinetu na nowojorskim Uniwersytecie Fordham. Zgodziła się na spotkanie w przedświąteczny poniedziałek, choć korzystając z wolnych dni zaraz zaczyna rekolekcje. Siostra profesor Elizabeth Johnson – niewysoka, energiczna siedemdziesięcioparolatka w pastelowym żakiecie. Ikona feministycznej teologii. Konferencja Przełożonych Zakonów Żeńskich (LCWR), największa organizacja zakonnic w USA, postanowiła ją nagrodzić, co prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. Gerhard Müller uznał za prowokację, skoro episkopat amerykański orzekł przed laty, że jej publikacje zawierają błędy doktrynalne. Czy naprawdę zawierają?

Inny wybitny teolog, kard. Walter Kasper, pytany kilka dni temu o s. Johnson, zauważył, że również św. Tomasz został potępiony przez swego biskupa – „jest ona zatem w dobrym towarzystwie”.

Niedoszły kapitan holownika

Wita tak serdecznie, jakbym była dawno niewidzianą krewną. Ośmielona, od razu opowiadam o zachwycie, z jakim jako studentka pierwszego roku przeczytałam przetłumaczony przez kolegę fragment jej książki o obrazie Boga jako matki, która jest w ciąży. Bóg w ciąży ze stworzeniem: a więc można tak myśleć i pisać! Dopiero parę lat później udało mi zdobyć zużytą kopię „She who is” (Ta, która jest), w której Johnson pisze właśnie o kobiecych obrazach Boga. Po chwili prawie zapominam, że jest słynną siostrą profesor. Lekki brooklyński akcent przypomina, że wychowała się właśnie tu, najstarsza z siedmiorga rodzeństwa, pośród – jak podkreśla – licznych kotów i psów. Teraz rozumiem, gdzie ma korzenie empatia, z jaką pisze o stworzeniu w swojej ostatniej książce.

Dawna przewodnicząca Stowarzyszenia Amerykańskich Teologów Katolickich, dorastając z widokiem na port, marzyła, by zostać kapitanem holownika. Wstąpiła jednak do nowojorskich Sióstr Świętego Józefa z Brentwood. Sobór zastał ją jako nauczycielkę w podstawówce, ale wzbudził w niej zainteresowanie teologią. Doktorat zrobiła na początku lat 80., potem uczyła na uniwersytecie, uczestnicząc jednocześnie w dialogu luterańsko-katolickim. Jednak na progu profesury jej kariera zawisła na włosku.

Wszyscy ostrzegali, żeby nie pisała nic feministycznego przed uzyskaniem stałej uniwersyteckiej posady. Jeden mariologiczny artykuł sprawił, że sprawę jej zatrudnienia rozpatrywała Kongregacja Nauki Wiary oraz komisja amerykańskich kardynałów. Co takiego w nim było? S. Johnson śmieje się: – No właśnie, wydawało mi się, że jest zupełnie niewinny.

I tłumaczy, że wśród katolickich i protestanckich teolożek w końcu lat 70. były liczne głosy, że należy odwrócić się od Maryi, bo to pokorna, dziewicza matka, która dziś nie może być dla nikogo wzorem.

– Czytałam to ciągle, ale przecież wyrosłam w wielkiej pobożności maryjnej. Czy naprawdę, chcąc być teolożką feministyczną i zadając pytania kobiet, muszę pozbawić się Maryi, czy też mogę spojrzeć w źródła i ją dla siebie i innych ocalić? Czy jest w tej postaci coś dobrego dla kobiet? Zajęłam się trzema nurtami kobiecej krytyki i przyznałam, że są zasadne, ale winna temu jest nie sama Maryja, lecz patriarchalna tradycja. I odpowiedziałam na to, przywołując trzy nowotestamentowe obrazy Maryi, i… – ścisza głos, śmiejąc się jednocześnie – doprowadziłam biskupów do szału!

Buntowniczka

Faktycznie, choć był to koniec lat 80., aby uzyskać pierwszą nadaną kobiecie na Amerykańskim Uniwersytecie Katolickim w Waszyngtonie profesurę, musiała mieć aprobatę Kongregacji Nauki Wiary. Kard. Joseph Ratzinger zalecił amerykańskim kardynałom weryfikację jej dorobku, a konkretnie treści tego mariologicznego artykułu. Ostatecznie profesurę otrzymała, ale wkrótce opuściła Waszyngton, żeby objąć stanowisko na jezuickim Uniwersytecie Fordham w Nowym Jorku. Mówi, że nie można robić teologii, gdy ktoś cały czas zagląda ci kontrolnie przez ramię. Jeszcze dziś, kiedy rozmawiamy o tamtej sytuacji, przez jej pogodną twarz przebiega grymas.

Czy zdecydowała się zostać feministyczną teolożką właśnie wtedy, wychodząc z przesłuchania przed gronem kardynałów? Kiedyś mówiła, że skoro już mieli ją za taką straszną feministkę, postanowiła nią faktycznie zostać. A może z rozmysłem zaplanowała karierę buntowniczki? Znów wybucha śmiechem: – Gdzie tam. Wychowałam się w przedsoborowym Kościele, byłam bardzo pobożna i posłuszna. Ale człowiek dorasta, kultura się zmienia, a ja wsłuchiwałam się w głosy kobiet. To było dla mnie pewnego rodzaju nawrócenie.

Już wcześniej, w późnych latach 70., jako młoda adeptka teologii założyła z koleżankami WIT – Women in Theology, grupę wsparcia i dyskusji. Tłumaczy, że do dziś zaleca własnym studentkom, żeby znalazły sobie albo założyły taką grupę: – Nie możesz tego robić sama. Gdyby nie ta i kolejne grupy, nie robiłabym tego.

Uwielbiała studiować teologię, ale odkrywała w rozmowach, że kobiety mają pytania, sama je miała. – Pomyślałam, że coś jest nie tak – wspomina. – Ten obraz był jednostronny, a wielu mężczyzn nas nie rozumiało, bo nigdy nas o nic nie pytali, nigdy nie próbowali słuchać. Kiedy studiowałam, uczyli mnie sami mężczyźni, czytaliśmy tylko książki napisane przez mężczyzn, w lekturach do egzaminu doktorskiego nie było żadnej autorki, nigdy nie miałam kobiety profesorki. Uznałam więc, że skoro zaczynam uczyć na uniwersytecie i mam pozycję teolożki, jestem odpowiedzialna, żeby pytania i perspektywę kobiet przekazać dalej. Teraz stało się to już moją naturą. Niezależnie od tego, jakim problemem się zajmuję, rozpoczynam rozumowanie od zastanowienia się, jakie są pytania kobiet w tej kwestii. Robiąc to, odnajdujesz zwykle nową, bogatą ścieżkę interpretacji, która ożywia całość.

Kara

Johnson nie zajmuje się tylko teologią feministyczną. Zajmuje się po prostu teologią, nie zapominając nigdy o kobiecej perspektywie. Ostatnio sięgnęła po dzieło Darwina, by po jego uważnej lekturze napisać ekoteologiczną książkę „Ask the Beasts. Darwin and the God of Love” (Zapytaj zwierząt. Darwin i Bóg miłości). Tłumaczy w niej m.in., że Bóg kocha całe stworzenie i że nasze dewastowanie go jest grzechem.

Przy poprzedniej publikacji – „Quest for the Living God” (Poszukiwanie żywego Boga) – znów nie uniknęła kontrowersji. Komisja teologiczna episkopatu wydała oświadczenie, że nie należy jej zalecać w szkołach katolickich, gdyż Johnson nie przyjmuje za punkt wyjścia wiary Kościoła, lecz radykalnie krytykuje wizję Boga obecną w Biblii i Magisterium. Ci, którzy książkę znali, czytali opinię biskupów ze zdziwieniem. Johnson swoją drugą odpowiedź komisji zakończyła stanowczo: „Ta książka podkreśla, że Bóg żywy, który jest świętą tajemnicą miłości, nie może być wyrażony w sposób zrozumiały ani zawarty w żadnych słowach, niezależnie od tego, jak piękne, święte, oficjalne czy prawdziwe będą. Zawsze będzie więcej do odkrycia poprzez modlitwę i w posłudze cierpiącemu światu”.

– Ludzie pytali, jaką dostanę karę? – wspomina s. prof. Johnson. – A jaką mogę dostać? Jedyne, co mnie spotkało, to drastyczny wzrost sprzedaży mojej książki – śmieje się, choć od jej znajomych usłyszę, że ciosy ze strony instytucjonalnego Kościoła jednak ją bolą. Taki rodzaj krytyki podważył jej wieloletnią pracę.

Opowiada jednak dalej, że w efekcie kontrowersji książka jest tłumaczona na koreański. – Zrobili mi świetną reklamę, choć faktycznie nikt nie chciałby być w ten sposób krytykowany – mówi. Wezwana przez komisję, na zarzuty odpowiedziała pisemnie (komisja nie była zainteresowana spotkaniem). Punkt po punkcie tłumaczyła, że została źle zrozumiana. Biskupi zarzucali jej, że chce zastąpić tradycyjne określenia Boga żeńskimi. Ona twierdziła, że chce tylko poszerzyć terminologię o żeńską.

Czytam uwagi komisji biskupów i swoje notatki na marginesie „Quest for the Living God”. Johnson pisze, że obraz męskiego władcy jest oderwany od współczesnych doświadczeń i stanowi świetną glebę dla ateizmu. O metaforach Boga – że gdy stają się martwe, są świetnymi bożkami. Zapominamy, że obrazy i symbole jedynie przybliżają, a nie określają całkowicie. Że Bóg im się zawsze wymyka. Ale czy to naprawdę ma znaczenie, jakich metafor używamy, mówiąc o Bogu, i że większość z nich jest męska?

– Jest bardzo ważne, w jaki sposób mówimy o Bogu – stwierdza stanowczo. – Użyłam kiedyś sformułowania, które było wielokrotnie cytowane, że „symbol Boga działa”. Jeśli Bóg jest zawsze obrazowany jako mężczyzna, to działa i sprawia, że Bóg staje się męski, a mężczyźni uzyskują przywileje w społeczeństwie i Kościele. Więc jeśli masz inną wizję Królestwa Bożego, to zmiana obrazu Boga jest częścią zmian, jakie się muszą dokonać. Pisząc „She who is” odkryłam, ile kobiecych obrazów Boga jest w Biblii, a niedawno zwróciłam też uwagę na obrazy kosmiczne i zwierzęce, np. na niedźwiedzicę... Uwielbiam je! Nazywać Boga ojcem jest tak samo obrazem, jak nazwać Go niedźwiedzicą.

– Zaraz ktoś jednak powie, że Jezus nazywał Boga ojcem, więc słusznie przyznajemy temu obrazowi priorytet – zauważam. – Zgoda – przytakuje siostra profesor. – Ale nazywał go również na wiele innych sposobów. Pamiętasz przypowieść o kobiecie szukającej szekli, która pojawia się zaraz po figurze dobrego pasterza? Jak obecny w ikonografii jest dobry pasterz, a gdzie jest ta kobieta? Moja odpowiedź jest prosta: patriarchalna tradycja tego nie zauważyła, pominęła. Gdy uczyłam w Meksyku pewna kobieta powiedziała mi: „Każda biedna kobieta, która zgubi swoje pesos, przewróci dom do góry nogami, żeby je znaleźć i kupić tortille dzieciom”. To pełna mocy, zapomniana metafora.

Czy jednak po ponad 20 latach od wydania najczęściej tłumaczonej jej książki nastąpiła jakaś zmiana? Krótko podsumowuje: – W liturgii nie zmieniło się nic, na uczelniach zaimek „On” używany jest z większym wahaniem do określania Boga. Nie umiem ocenić, co się dzieje w prywatnej religijności, na ile ludzie modlą się do Boga, używając żeńskich lub innych symboli i imion.

Teologia uprzywilejowanych mężczyzn

Można mieć wrażenie, że komisji nie podoba się sposób uprawiania teologii, o jakim pisze Johnson. Jednocześnie książka zebrała entuzjastyczne recenzje wielu teologów i ludzi Kościoła za to, że przystępnym językiem przedstawia szerokiej publiczności XX-wieczne debaty o Bogu, o oddolnym poszukiwaniu, próbach wyrażenia doświadczenia teologicznym językiem. Johnson pisze we wstępie, że to praca właśnie o uprawianiu teologii. Opowieść o niekończącym się poszukiwaniu Boga, które prowadzi ludzkość.

Czym jest dla niej uprawianie teologii we współczesnym świecie? – Dla mnie wciąż podstawowa jest definicja Anzelma, według której to wiara szukająca zrozumienia, ale dodałabym: wiara szukająca zrozumienia w celu praktykowania miłości – odpowiada. – Nie zatrzymujemy się na rozumieniu, ono przeradza się w praktykę. Po drugie, wiara która szuka zrozumienia, to dziś wiara ludzi, którzy wcześniej nie uprawiali teologii. Niegdyś twórcami teologii byli wykształceni mężczyźni, a w Kościele katolickim wyłącznie celibatariusze. Ich sposób widzenia świata kształtował teologię. I są w niej rzeczy zachwycające, które uwielbiam. Ale ogrom doświadczenia Boga jest wyrzucony poza jej nawias, podobnie jak wiele pytań. To punkt widzenia uprzywilejowanej grupy. Jeśli słuchasz głosów i doświadczeń nieuprzywilejowanych – tych, których uciszano (a czy Jezus nie wychodzi do ludzi z marginesu?), lub gdy niektórzy z nich zdobywają teologiczną edukację i sami interpretują swoje doświadczenie w świetle Tradycji, dzieje się to, co widzimy teraz: renesans.

Brzmi pięknie; w książce czytam, że chrześcijaństwo przeżywa żywiołowy rozwój swoich poszukiwań żywego Boga. Gdzie to widać? – Racją jest, że słowa o żywotności i żywiołowości mało pasują do obrazu chrześcijaństwa w Europie – mówi z zapałem prof. Johnson. – Ale gdy za 100 lat ktoś napisze książkę o tym, co działo się na przełomie XX i XXI w., nie będzie pisał tylko o religijności białych Europejczyków. Bo gdy rozglądniesz się po świecie...

Wciąż mówi o roli doświadczenia Boga w uprawianiu teologii: doświadczenia biednych, kobiet, doświadczenia reszty świata. Jakie znaczenie ma doświadczenie? – Znów wróćmy do Anzelma – tłumaczy nieco belferskim tonem. – Wiara to relacja z Bogiem, której doświadczamy we wspólnocie ze sobą nawzajem. W doświadczeniu modlitwy, liturgii, dziękczynienia, wątpliwości i zmagań z własnym sumieniem. Jeśli masz żywą relację z Bogiem, masz te wszystkie doświadczenia. A nawet jeśli nie masz, ale poszukujesz takiej relacji, brakuje ci jej, masz poczucie nieobecności Boga, jak wielu dziś, to doświadczenie jest właśnie tym, co stanowi wiarę, chyba że rozumiesz wiarę jako zgodę z konkretnymi stwierdzeniami, ale to nie wiara w biblijnym sensie.

– Zawsze mówię studentom: jest coś takiego jak historia teologii. Jeśli mamy historię, to znaczy, że teologia się zmieniała, nie była zapisana w kamieniu, każde pokolenie dodawało wnioski zbudowane na swoich doświadczeniach.

Trzeba jednak zaznaczyć, że Kościół nie lubi przyznawać się, iż się zmienia, używa raczej eufemizmów mówiących o pogłębiani, rozwijaniu... – No dobrze, przypomnijmy Karla Rahnera, który opisywał historię Kościoła jako relację miłosną: zakochujesz się, masz fantastyczne doświadczenie, ale jeśli zostaniecie razem na całe życie, to sposób doświadczania tej drugiej osoby się zmieni, z czasem poznasz ją lepiej, poznasz też lepiej siebie – odpowiada s. Johnson. – Nic na tym świecie nie pozostaje niezmienne, nawet jeśli niektórzy nie chcą tego przyznać. Bóg jest z nami w Chrystusie mocą Ducha Świętego. Jak to się wyraża w praktyce, w modlitwach, ideach? Przykładem niewolnictwo: Jezus nie mówi nic przeciw niemu. Biskupi w Ameryce mieli niewolników, podobnie jak miały ich parafie i katolickie rodziny. To nie było przeciw zasadom Kościoła, aż Sobór Watykański II nazwał niewolnictwo grzechem.

Często zmiany inicjowane są z zewnątrz, nie przez nas. – Z obu źródeł: z kultury i z naszego starania, by żyć w niej jako uczniowie Jezusa – ciągnie prof. Johnson. – Kościół nie był pierwszym, który zauważył problem niewolnictwa, ale wczytał się głęboko we własne nauczanie i znalazł tam odpowiedź. A teraz to samo będą musieli zrobić z kobietami, rozumiesz?

Niesprawiedliwy sędzia i natrętna wdowa

Może papież Franciszek coś zmieni? Johnson przyznaje, że w wielu wzbudził nadzieję. Słyszymy ładne słowa, ale poczekajmy na czyny. Słowa też bywały jednak kłopotliwe. Co nestorka feministycznej teologii sądzi o niedawnym wezwaniu papieża, by tworzyć teologię kobiety? – A czym zajmowałyśmy się przez ostatnie 40 lat?! – wykrzykuje. – Przecież mamy teologię kobiety – wystarczy wygooglować i wyskoczy tysiące odnośników.

Zanim się spotkałyśmy, rozmawiałam z wieloma katolickimi feministkami jej pokolenia. Wiele z nich było rozgoryczonych, wiele znalazło się poza Kościołem z poczuciem, że tyle powinno się zmienić. A ona? Została, bo obca jest jej ich frustracja? Tłumaczy, że trwa dzięki wspólnocie, w której ma oparcie. Z całej rozmowy przebija jednak optymizm i nadzieja. Nieco mentorskim tonem mówi: – Jest jak w przypowieści, jedni sieją, inni pielęgnują, a jeszcze inni zbierają plon. Nie masz gwarancji, że to ty zbierzesz plon. Nie jesteś odpowiedzialna za zbawianie świata. Rób to, co możesz zrobić: ucz, pisz, mów, sadź te ziarna. To się kumuluje, więc masz swój wkład.

Wciąż nie jestem przekonana. Czy naprawdę nie zniechęca jej, że ciągle trzeba powtarzać to samo? – Pamiętasz przypowieść o natrętnej wdowie, która w końcu otrzymuje od niesprawiedliwego sędziego to, co chciała? – pyta. – Czasem trzeba być natrętną.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2014