Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przy pomocy aplikacji badającej poglądy użytkowników Facebooka zebrała ona dane 50 mln osób, by na ich podstawie zbudować algorytm umożliwiający wpływanie na Amerykanów w wyborach prezydenckich w 2016 r.
Jak do tego doszło? Na przełomie lat 2013-14 grupa 320 tys. Amerykanów dobrowolnie skorzystała z aplikacji, dostając w zamian po kilka dolarów. Nie wiedzieli, że aplikacja zbierze także dane ich przyjaciół na Facebooku. W tym czasie wiceprezesem Cambridge Analytica był Steve Bannon, główny doradca Trumpa w pierwszym roku jego prezydentury. W zarządzie firmy Bannon był do sierpnia 2016 r., kiedy to odszedł, by zostać szefem kampanii Trumpa.
Jednak po tym, jak poczynania Cambridge Analytica ujawnił „Observer”, najwyższą cenę płacą teraz nie politycy czy firma kradnąca dane (były użyczone do badań naukowych, a wykorzystała je bezprawnie do kampanii), lecz Facebook. Jest oskarżany o zbyt słabą ochronę danych użytkowników, o bagatelizowanie sprawy przez dwa lata (już w 2015 r. zablokował złodziejską aplikację), a nawet o okłamywanie brytyjskich i amerykańskich polityków. Szef Facebooka Mark Zuckerberg zareagował dopiero po pięciu dniach, gdy akcjonariusze firmy stracili już 50 mld dolarów. W liście opublikowanym na swojej platformie napisał, że Facebook został nieuczciwie wykorzystany. Ma rację: największą winę ponosi tu polityka. ©℗
Czytaj także:
Sekrety Facebooka i kłamstwa Zuckerberga - Radosław Korzycki o Cambridge Analytica
Miecz Bannona nad głową Trumpa - Jan Smoleński o rosyjskim śledztwie w Waszyngtonie