Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zapowiadana od dłuższego czasu, a teraz mocno forsowana idea integracji strefy euro, w tym wspólne ponadnarodowe zarządzanie finansami, musi budzić obawy pozostałych członków Unii. I budzi. Nie chodzi bowiem o samą ideę silniejszej integracji na poziomie politycznym i ekonomicznym państw eurolandu, ale o równoległy proces temu towarzyszący, czyli wykluczenie pozostałych krajów, na przykład Polski, z procesu zarządzania. De facto utrwalenie podziału na bogatych i biednych, albo na nas i na tamtych, lub lepszych i gorszych. Unia Europejska w swoim zamyśle miała jednoczyć państwa i ich obywateli. Zasada solidarności wiodła dotąd prym. Jeśli zostanie zastąpiona inną, Unię czeka wielka zmiana. Jak wiadomo, podziały łatwiej się tworzy niż niweluje.
Problem jednak w tym, że strach przed upadkiem całej strefy euro, a co za tym idzie rozpadem wspólnoty europejskiej, jest dziś większy niż kiedykolwiek. Istnieje bowiem ryzyko, że jakieś państwo wybierze ekstremalnie trudny wariant, by ratować swoje finanse samemu, i opuści euroland nie zważając na nic. Taki pomysł mogą mieć tylko kraje bardzo bogate, bo najszybciej poradzą sobie z trudnościami, a teraz łożą na Unię najwięcej. Dlatego wyjście np. Niemiec oznaczałoby rozpad całej Unii Europejskiej.
Ale nawet pozbycie się ze strefy euro zainfekowanej kryzysem Grecji - co jest niemożliwe w świetle obowiązujących w Unii przepisów - tworzy niebezpieczny precedens. Efekt takiego scenariusza też byłby trudny do przewidzenia z powodu wywołanego chaosu, który mógłby doprowadzić nawet do upadku euro, a nie jego uratowania.
Niebagatelną rolę w tej układance odgrywają oczywiście pieniądze, których w czasie kryzysu dla wszystkich i na wszystko nie wystarczy. Nowy podział wewnętrzny Unii z pewnością zmieniłby przepływ funduszy, straciłyby kraje peryferyjne, czyli te poza eurolandem. Państwa drugiego obiegu mogłyby z pewnością postarać się wejść do elitarnego grona euro, ale czy wyśrubowane nowe - zapewne - warunki będą w ich zasięgu, nawet jeśli uporządkują swoje finanse, nadszarpnięte kryzysem?
Można mieć nadzieję, że długoletnia stabilizacja polityczna okaże się cenniejsza niż chwilowy rachunek kryzysowych strat.