Europa za zamkniętymi drzwiami

Ratując się przed nadejściem imigrantów z Afryki, Europa wznosi „mur” już na Saharze. Bronią go wynajęci libijscy watażkowie, którzy niedawno sami szmuglowali ludzi.

13.11.2017

Czyta się kilka minut

Afrykańscy imigranci transportowani do obozu w Sabracie, Libia, październik 2017 r. / HANI AMARA / REUTERS / FORUM
Afrykańscy imigranci transportowani do obozu w Sabracie, Libia, październik 2017 r. / HANI AMARA / REUTERS / FORUM

Europejscy przywódcy są zachwyceni: liczba nieproszonych przybyszów, przeprawiających się przez Morze Śródziemne do Włoch, po raz pierwszy spadła. I to znacznie. Według jednych prognoz (rok 2017 jeszcze się przecież nie skończył) – o jedną trzecią. Według innych – nawet o połowę.

Mniej rozbitków utonęło też u wybrzeży wyspy Lampedusa, którą na miejsce lądowania upatrzyli sobie imigranci. „To działa!” – ucieszył się włoski premier ­Paolo Gentiloni, chwaląc swoich ministrów za umowy, jakie na początku roku zawarli w Libii z tamtejszym rządem. A także z tuzinami komendantów zbrojnych milicji, prywatnych i plemiennych, nikomu niepodlegających, za to kontrolujących wybrzeża, porty, pola naftowe i przemytnicze szlaki. „Widząc, co Włochom udało się osiągnąć w Libii, wszyscy powinniśmy iść za ich przykładem” – przyznał w sierpniu prezydent Francji Emmanuel Macron.

Szlak bałkański, szlak śródziemnomorski

Nieskrywany podziw Francuza dał Włochom szczególną satysfakcję. Kiedy w 2013 r. uchodźcy zaczęli masowo przybywać do Europy, Paryż nie spieszył z pomocą dla sąsiadów z południa i nie myślał też o tym, aby zaprosić do siebie choćby część z ponad pół miliona nieproszonych gości z Afryki, którzy w ostatnich czterech latach wylądowali na włoskich wybrzeżach.

Europa przejmowała się losem Grecji, państw bałkańskich, nawet Austrii i Niemiec. Już pod koniec 2015 r. Unia Europejska obiecała Turcji 6 mld dolarów w kredytach i gotówce oraz zniesienie wiz dla tureckich obywateli, byle tylko Ankara zatrzasnęła granice przed imigrantami z Bliskiego Wschodu. Bałkański uchodźczy szlak został zamknięty.

Natomiast w sprawie biegnącego z Afryki szlaku śródziemnomorskiego Europa nie wykazała się takim zdecydowaniem ani ofiarnością. Dwa lata temu Unia obiecała przeznaczyć 2 mld dolarów na inwestycje w krajach Sahelu, centrum światowego zacofania i biedy, żeby wspomóc tamtejsze gospodarki i zniechęcić miejscowych do wyprawiania się za chlebem za morze. Postanowiła też szkolić i zbroić libijską straż przybrzeżną, żeby lepiej pilnowała granic i skuteczniej walczyła z piratami szmuglującymi imigrantów do Europy. Ale suma 2 mld dolarów, przeznaczonych na sto inwestycji w 26 krajach, jest tylko kropelką w oceanie potrzeb. Jeśli kiedyś poprawią komuś los, to w najlepszym wypadku wnukom dzisiejszych Malijczyków i Senegalczyków.

Bruksela obiecywała też pieniądze tym państwom Sahelu, które najlepiej uszczelnią swoje granice i będą ich strzec przed imigrantami. Dodatkowe premie obiecywała tym, które zgodzą się przyjąć z powrotem rodaków odsyłanych z Europy.

Libia: dziura w ogrodzeniu

Z Senegalem, Nigrem czy Czadem udało się dogadać. Ale wojenny chaos w Libii i będące jego skutkiem bezkrólewie uniemożliwiały jakiekolwiek porozumienie. Zgodnie z międzynarodowym zwyczajem Bruksela mogła układać się jedynie z uznawanym przez ONZ rządem w Trypolisie. Ten nie panował jednak nawet nad stolicą, a władzę zawdzięczał przymierzom zawieranym z rozmaitymi milicjami zbrojnymi.

Włosi, najbardziej zagrożeni przez wędrówkę ludów z Afryki, uznali, że nie mogą czekać, aż Libijczycy pogodzą się i zakończą trwającą szósty rok wojnę domową. Kiedy liczba lądujących na włoskich plażach imigrantów zbliżyła się w 2016 r. do liczby 200 tys., Rzym postanowił działać, a zadanie zagrodzenia drogi imigrantom wziął na siebie minister spraw wewnętrznych Marco Minniti.

Nie mogąc liczyć na libijskiego premiera Fajiza as-Sarradża, postanowił dobić targu ze wszystkimi komendantami i watażkami, którzy zgodzą się uznać jego zwierzchność i zgodzą się pójść pod komendę ministra policji z Trypolisu.

Formalnie więc Włoch układał się nie z watażkami i plemiennymi kacykami, lecz z podwładnymi uznawanego przez świat libijskiego rządu. Szkolił, zbroił i opłacał nie komendantów zbrojnych milicji, lecz straż graniczną, policję i przyszłe oddziały rządowego wojska. Zaklinał się zresztą, że żadnemu z watażków nie zapłacił ani centa, bo wszyscy dali się przekonać obietnicami opłacalnej rządowej służby, współpracy z włoskimi przedsiębiorcami i udziału w sprawowaniu władzy.

Kto uszczelni granicę

Wpływy Włochów w Libii, ich byłej kolonii, są równie silne jak Francuzów w ich dawnych posiadłościach w Afryce – Senegalu, Mali czy Gabonie. Choć więc wojna domowa w Libii trwała w najlepsze, to włoski koncern naftowy ENI bez przeszkód wydobywał libijskie „czarne złoto”, a nad jego bezpieczeństwem czuwał wynajęty przez nafciarzy przemytniczy gang Abu „Wujaszka” Dabbasziego z Sabraty.

„Wujaszek” dał się przekonać także włoskiemu ministrowi policji i – tak jak tuziny innych libijskich komendantów i watażków – zgodził się zawiesić przemytnicze interesy. Zamiast szmuglować imigrantów, obiecał ich aresztować i trzymać w swoich więzieniach, które Unia Europejska i ONZ obiecały na własny koszt przerobić na obozy przesiedleńcze (zresztą docelowo Zachód chce rozmieścić takie ośrodki przesiedleńcze jeszcze dalej, na południowe skraje Sahary, w Nigrze i Czadzie).

W obozach tych wędrowcy z Afryki, bez potrzeby narażania życia podczas przeprawy przez Morze Śródziemne, będą mogli ubiegać się o azyl polityczny w Europie. Ci, którym zostanie przyznany, bez przeszkód pojadą na Stary Kontynent. Ci zaś, których spotka odmowa lub się rozmyślą – bo rozpatrzenie wniosków azylowych może trwać długo, a ponieważ trzy czwarte emigrantów wyjeżdża za chlebem, to szanse na uzyskanie azylu mają niewielkie – będą odstawiani w rodzinne strony. Również na koszt ONZ i Europy.

Obietnice Włochów i Europy skusiły nawet niekoronowanego króla Tobruku, generała Chalifę Haftara, najpotężniejszego z libijskich komendantów. Włada on całą wschodnią Libią i nie uznaje rządu z Trypolisu. „Sam uszczelnię wam granicę na pustyni tak, że mysz się nie prześliźnie. Ludzi mam dosyć, ale musicie mi podesłać pieniądze, bezzałogowe samoloty, śmigłowce, noktowizory i auta terenowe – zaproponował Haftar Włochom i zachodnim przywódcom. – Nikomu innemu nie płaćcie, bo nikt wam nie zapewni tego, co ja. Dziś weźmie, ile dajecie, a jutro zażąda dwa razy więcej”.

W ten oto sposób, dzięki przemianie partyzanckich komendantów, plemiennych watażków, przemytników i piratów w strażników granic Zachodu, główny uchodźczy szlak z libijskich wybrzeży przez Morze Śródziemne do Włoch stał się latem tego roku ślepym zaułkiem.

Ośrodki w więzieniach

Kilkanaście dni temu w Trypolisie ogłoszono, że wyszkolona i wyposażona przez Europejczyków libijska straż przybrzeżna uratowała na Morzu Śródziemnym prawie 300 rozbitków-imigrantów podążających nielegalnie do Europy. Zostali przewiezieni na libijskie wybrzeże i umieszczeni w ośrodku przesiedleńczym, gdzie ich nakarmiono i udzielono pomocy lekarskiej.

Według ONZ w całej Libii takich ośrodków przesiedleńczych – tworzonych w dawnych więzieniach – działa już ok. 30 i przebywa w nich 15-20 tys. ludzi (choć według innych źródeł tyle osób przetrzymywanych jest tylko w Sabracie, głównym porcie libijskich piratów). Ludzie ci zostali zawróceni lub wyłowieni z morza, przez które przeprawiali się do Europy, albo uwolnieni z rąk gangów przemycających ludzi. Z pomocy ONZ w dobrowolnej repatriacji z ośrodków przesiedleńczych w Libii do krajów pochodzenia tylko w 2016 r. skorzystało ponad 4 tys. niedoszłych imigrantów.

Raporty rewizorów z ONZ, Unii Europejskiej, organizacji humanitarnych, a także sprawozdania nielicznych dziennikarzy (kilkanaście dni temu wyniki wspólnego dziennikarskiego śledztwa w sprawie sytuacji w libijskich ośrodkach przesiedleńczych opublikowały gazety „Guardian”, „Le Monde”, „El País”, „La Stampa”, „Der Spiegel” i „Politiken”) dowodzą jednak, że ludzie zmierzający do europejskiej ziemi obiecanej trafiają w Libii do piekła na ziemi.

Obiecywane przez Zachód pieniądze sprawiły, że obławy na imigrantów stały się dla libijskich przemytników i piratów bardziej opłacalne niż dotychczasowa kontrabanda ludzi przez pustynię i morze. Rywalizując między sobą o to, kto złapie więcej uchodźców, kto wykaże się większą skutecznością i bardziej przypodoba się Europejczykom, libijskie milicje walczą o jeńców, a nawet urządzają polowania na czarnoskórych Afrykanów mieszkających w Libii legalnie (w Libii, jednym z największych krajów Czarnego Lądu, ale zamieszkanym zaledwie przez 6 mln ludzi, zawsze brakowało rąk do pracy, zwłaszcza przy wydobyciu ropy. Dyktator Muammar Kaddafi sprowadzał do siebie Afrykanów także dlatego, że przez całe życie pretendował do roli przywódcy całego kontynentu).

Współcześni niewolnicy

Dzięki pieniądzom z Europy zbrojne milicje rosną w potęgę, za sprawą której nabierają politycznego znaczenia. W nadziei na europejskie dotacje watażkowie prześcigają się też w budowaniu więzień-ośrodków przesiedleńczych. Według dziennikarskiego śledztwa sześciu gazet poza trzydziestką więzień uznanych już przez ONZ za ośrodki przesiedleńcze, w Libii, a zwłaszcza na jej południu, może działać ich jeszcze ponad sto. Przetrzymywanych w nich – de facto w niewoli – może być nawet pół miliona ludzi.

Z wizytacji w więzieniach – tych oficjalnie uznanych za ośrodki przesiedleńcze (do innych nie są wpuszczani) – przedstawiciele ONZ wracają wstrząśnięci warunkami, w jakich przetrzymywani są imigranci. Relacje dyplomatów i urzędników potwierdzają dziennikarze, którzy odwiedzili Libię, a także uchodźcy, którzy po libijskiej odysei wrócili do rodzinnych krajów.

Wszyscy opowiadają o brudnych, zatęchłych celach urządzonych w kontenerach, hangarach, magazynach czy fabrycznych halach. W zatłoczonych klitkach często brakuje miejsca, by się położyć. Głodzeni, upokarzani, okradani i bici, imigranci czekają tygodniami, aż zostanie rozpatrzony ich wniosek o azyl w Europie – lub prośba o pomoc w powrocie do domu. Przebywające w niewoli kobiety są gwałcone, zmuszane do prostytucji, a mężczyźni sprzedawani do pracy w polu i na budowach.

Lekarze bez Granic i Human Rights Watch alarmują o niewolniczych targach w miejskich parkach, na parkingach, targowiskach i placach. Urządzają je komendanci milicji wynajętych przez Zachód do zatrzymywania i internowania imigrantów. „Kiedy cię złapią, zamykają w więzieniu i biją. Krzyczą, żeby dzwonić do domu i prosić o przysłanie pieniędzy. Biją cię też, gdy dzwonisz, żeby przerazić twoich krewnych i ponaglić ich do działania. Obiecują, że jak zapłacisz okup, wypuszczą cię na wolność, żebyś mógł na własną rękę wracać, skąd przyszedłeś. Czasami wystarczy 500 dolarów, ale zdarza się, że żądają i tysiąca – opowiadali dziennikarzom Afrykanie o pobycie w tych ośrodkach. – Ale zanim nadejdzie okup, sprzedają ludzi jak niewolników. Nic dziwnego, że ci, którzy usiłowali uciec z Afryki do Europy, sami proszą, żeby ich odesłać z powrotem”.

W ujawnionej przez dziennikarzy depeszy dyplomatycznej MSZ Niemiec porównało libijskie obozy przesiedleńcze do obozów koncentracyjnych. A po październikowej wizycie w Trypolisie wysoki komisarz NZ ds. Praw Człowieka, jordański książę Zeid Ra’ad al-Husajn, załamywał ręce nad bezprawiem panującym w tych obozach. Dodał jednak, że jest optymistą, gdyż władze w Trypolisie zapewniły go, że robią wszystko, by poprawić sytuację.

Kaddafi i libijski „bufor”

Działacze praw człowieka oskarżają Zachód, że nie potrafiąc poradzić sobie z zalewem imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki – co roku o azyl w Europie prosi ponad milion nowych przybyszów – próbuje przerzucić odpowiedzialność za uchodźczy kryzys na Libię i w ogóle na Afrykę.

Europejscy politycy podpowiadają, że bezludna, za to bogata w ropę Libia mogłaby przyjąć u siebie kilka milionów imigrantów. Węgierski premier Viktor Orbán rzucił nawet w zeszłym roku pomysł, aby za europejskie pieniądze zbudować w Libii specjalne miasto dla uchodźców. Szefowi brytyjskiej dyplomacji Borisowi Johnsonowi wymknęło się, że Londyn gotów jest zainwestować w Libii spore pieniądze, o ile wcześniej „posprząta się tam trupy”.

Nie pierwszy raz Europa próbuje przekształcić Libię w strefę buforową, zabezpieczającą ją przed uchodźczym potopem. W zamian za 5 mld dolarów, otrzymanych w 2008 r. od premiera Silvia Berlusconiego jako odszkodowanie za 30 lat włoskiego panowania kolonialnego w latach 1912-42, Kaddafi podjął się być strażnikiem Europy i nie przepuszczać przez Saharę oraz Morze Śródziemne wędrujących za chlebem imigrantów.

Dotrzymał słowa. W 2010 r. – ostatnim roku jego panowania (dyktator zginął z rąk powstańców jesienią 2011 r.) – z Libii do Włoch przedostało się tylko 5 tys. imigrantów. Kaddafi przechwalał się, że tylko jemu Europa zawdzięcza to, iż nie jest jeszcze czarnoskóra. Wściekły na Zachód, że go zdradził i poparł rewolucjonistów arabskiej wiosny, jeszcze w 2011 r. otworzył wybrzeże dla imigrantów.

Silvio Berlusconi i Muammar Kaddafi na rzymskim lotnisku, 10 czerwca 2009 r. / CUCCURU EMMEVI / LEEMAGE / EAST NEWS

„Trzeba było go nie obalać” – pouczają dziś przywódcy Afryki prezydentów i premierów z Europy. – „Macie, co chcieliście, więc teraz płaćcie, jak się płaci za błędy”. Czarny Ląd nie poczuwa się do odpowiedzialności za uchodźczy kryzys i wini za niego Zachód. Podobnie jak za plagę dżihadyzmu, która po obaleniu Kaddafiego nadciągnęła na Saharę i Sahel. Korzystając z chaosu, jaki zapanował w Libii po obaleniu dyktatora, nieliczni i słabi dotąd afrykańscy mudżahedini zawłaszczyli sobie arsenały libijskiego pułkownika. To dzięki nim podbili Mali, wywołali zbrojne powstanie nad jeziorem Czad, podkładają bomby od Mogadiszu po Abidżan.

Nowy „mur berliński”

Nowe wojny, religijny fanatyzm i stara bieda – wszystko to sprawia, że miliony Afrykanów, nie widząc przyszłości na Czarnym Lądzie, wyruszają co roku do Europy.

Afrykańscy przywódcy narzekają, że zamiast z korzyścią dla wszystkich przerwać wojnę domową w Libii, Europejczycy znów myślą tylko o sobie. Stać ich na to, więc wynajmują libijskich watażków na strażników swoich twierdz i do walki z dżihadystami – nie myśląc o tym, że dzięki ich pieniądzom watażkowie umocnią się, a to nie przyniesie pokoju Libii, lecz może jeszcze bardziej oddalić jego perspektywę.

„Europejczycy wszystko to doskonale wiedzą. Ale kiedy przyjeżdżają do nas, chcą rozmawiać tylko o tym, czego nam trzeba, żeby powstrzymać imigrantów – mówił dziennikarzowi pisma „Foreign Policy” jeden z dowódców libijskiej straży przybrzeżnej. – Europa chce pobudować w Libii nowy »mur berliński« i odgrodzić się nim od Afryki”.

Mur ten wznoszony jest jednak na nietrwałym fundamencie. Napotkawszy przegrodę w Libii, uchodźcza rzeka już zmieniła kierunek i drąży nowe koryto: przez Algierię i Tunezję. W tym roku do Hiszpanii przedostało się nielegalnie trzykrotnie więcej imigrantów niż rok temu.

Osiemset milionów

Będzie ich coraz więcej. Instytut ­Tony’ego Blaira na rzecz Globalnej Zmiany oblicza, że w ciągu 20-30 lat ludność pięciu krajów Sahelu – Czadu, Mali, Nigru, Burkina Faso i Mauretanii – wzrośnie z obecnych ok. 80 mln do ponad 200 mln. Z rachunków uczonych z kalifornijskiego uniwersytetu w San Diego wychodzi z kolei, że w tym czasie ludność Nigerii wzrośnie do 400 mln, Tanzanii do ponad 100 mln, zaś liczba tzw. rdzennych Europejczyków zmniejszy się o jedną dziesiątą, a dodatkowo zestarzeje.

Mówiąc inaczej: w ciągu najbliższych 20-30 lat w Afryce ma pojawić się prawie 800 mln młodych ludzi – tylu, ilu liczy dziś z grubsza biorąc ludność Europy (całej, a nie tylko z krajów Unii). Będą oni szukali pracy i lepszego życia. Jeśli nie znajdą ich u siebie w Afryce, powędrują na północ. Nie zważając na morze, pustynię i przegradzający ją nowy „mur berliński”.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2017