Epitafium dla Otylii

Stare cmentarze są jak zwierciadło: odbija się w nich obraz świata, którego już nie ma. Tak jest również z cmentarzem chrześcijańskim w Drohobyczu.

05.11.2018

Czyta się kilka minut

Drohobycz, koniec września 2018 r. / WOJCIECH PIĘCIAK
Drohobycz, koniec września 2018 r. / WOJCIECH PIĘCIAK

Trudno ustalić, kto został tu pochowany jako pierwszy. W każdym razie jednym z najstarszych z około tysiąca zachowanych kamiennych nagrobków jest ten, pod którym spoczął Anton Till, „KK Huttenmeister in Drohobycz” – zmarły w 1808 r. ck hutman, czyli cesarski nadzorca żup solnych. Austriackie władze zaborcze szybko położyły rękę na surowcu, który od średniowiecza dawał bogactwo temu miastu. Bo w dawnej Rzeczypospolitej były dwa ośrodki produkcji soli: zagłębie wielicko-bocheńskie i właśnie Drohobycz (inaczej niż tam, tu sól pozyskiwano nie z kopalń, lecz z podziemnych jezior, przez odparowanie solanki).

Wiadomo, że powstał w 1790 r., gdy władze austriackie zakazały chowania zmarłych przy kościołach i cerkwiach w miastach. Jest więc o cztery lata młodszy od cmentarza Łyczakowskiego we Lwowie i starszy o 13 lat od krakowskich Rakowic (i jest rówieśnikiem Powązek). Założono go na podmiejskich wtedy gruntach, kilometr na południe od rynku, przy drodze na pobliski Truskawiec (zanim jeszcze ta podgórska wioska stała się w XIX w. uzdrowiskiem); stąd obecna nazwa ulicy: Truskawiecka. Najstarszy zachowany cmentarz Drohobycza jest też jednym z najstarszych cmentarzy chrześcijańskich w Galicji Wschodniej. Oraz być może (bo to rzecz gustu) najpiękniejszych.

Czas zatrzymał się tu w połowie lat 70. XX w., gdy zakazano dalszych pochówków (wyjąwszy grobowce rodzinne). Wcześniej przyjmował wszystkich chrześcijan: Polaków, Ukraińców i Austriaków, katolików rzymskich i greckich (stąd mylne jest określenie „polski cmentarz”, czasem spotykane). A także niechrześcijan: po 1944 r. na tym nobliwym przecież miejscu kazały chować się lokalne sowieckie elity (czasem, by zyskać miejsce, niszcząc stare nagrobki).

Zanim podczas II wojny światowej i w wyniku jej skutków zniknął tamten świat, osobne cmentarze mieli tu Żydzi, którzy w 1918 r. stanowili 44 proc. populacji w 26-tysięcznym Drohobyczu; Polaków była wtedy jedna trzecia, Ukraińców jedna czwarta. Dziś w 70-tysięcznym mieście Polaków jest jeszcze paruset, Żydów może około setki.

W tamtym świecie, którego już nie ma, było to jedno z najzamożniejszych miast Galicji (Wschodniej i Zachodniej). Wtedy już mniej dzięki soli, a przede wszystkim dzięki ropie naftowej: od II połowy XIX w. rejon Drohobycza i Borysławia stał się (obok Gorlic i Krosna) głównym w Austrii miejscem eksploatacji ropy: w 1909 r. wydobyto tu jej 2 mln ton. Podział był taki, że robotnicy zamieszkiwali pobliski Borysław, a mieszczaństwo i kadra techniczna rafinerii – Drohobycz.

Ślady tamtej zamożności widać dziś nie tylko w zabytkowym śródmieściu (gdzie dominują wille i kamienice godne Lwowa czy Krakowa, a także stawiane z rozmachem liczne budynki użyteczności publicznej), lecz także na cmentarzu. Określenie „obywatel Drohobycza”, widniejące na wielu grobowcach, było najwyraźniej powodem do dumy także po śmierci.

Rafinerie Polminu – w II RP jednego z ważniejszych koncernów państwa – pracowały pełną parą także po 1939 r., za okupacji sowieckiej i potem niemieckiej. Na tyle, że zachodni alianci uznali, iż Drohobycz wart jest nalotu: 25 czerwca 1944 r. Amerykanie zbombardowali zagłębie, zginęło 120 pracowników. Był wśród nich Polak Adam Nowosiad, 53-letni inżynier, który zostawił żonę Franciszkę i 17-letnią córkę Otylię (i spoczął przy Truskawieckiej).

Otylia była, wolno tak chyba sądzić, kobietą pewną siebie, silną i niepokorną. W Drohobyczu spędziła całe życie – wyjąwszy tych kilka lat, gdy trafiła do łagru na Syberii. Młodą dziewczynę sowiecki sąd skazał, bo była pyskata: w kolejce po chleb miała krytykować Stalina. Tak opowiadali ci, którzy zdążyli poznać Otylię, zanim starość i choroba zmąciły jej umysł. Odtąd wspomnienia wracały już tylko pod postacią strzępków, emocji – jak wówczas, gdy nagle zaczęła przywoływać sceny z łagru, chyba z walk między więźniarkami o przetrwanie.

Ale nawet wtedy, gdy choroba odebrała pamięć – zostawiając jednak umiejętność czytania (na koniec najchętniej bajek) – Otylia zachowała figlarny, łobuzerski uśmiech. Witała nim braci bonifratrów, gdy trzy razy dziennie zachodzili do jej domku na przedmieściu, gdzie od lat żyła samotnie (mama i mąż zmarli dawno, dzieci nie miała). Przychodzili codziennie. Rano, by zmienić pampersa, uczesać, podać leki i nakarmić. W południe, by podać obiad i poćwiczyć chodzenie po pokoju (póki ciało pozwalało). Wieczorem, by założyć pampersa, zmówić pacierz i utulić do snu. Dobrzy bracia (boni fratres) z tutejszego klasztorku i Stacji Pomocy Socjalnej w ostatnich latach byli jej rodziną.

Otylia zmarła w styczniu tego roku. Spoczęła przy Truskawieckiej, jako ostatnia pochowana tu jak dotąd osoba. Nie w grobowcu rodzinnym (to było technicznie niemożliwe). Ale całkiem blisko mamy, do której – jak w ostatnich latach często powtarzała – tak bardzo chciała wrócić wtedy, z Syberii. ©℗

Autor dziękuje Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej za wsparcie, które umożliwiło podróże na Ukrainę.

Czytaj także: Ks. Grzegorz Strzelczyk: W gościnie u zmarłych

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2018