Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zaskakująca była temperatura tej dyskusji, zważywszy, że ciężar, który zamierzano zdjąć z emerytów, rencistów i bezrobotnych, to roczna kwota 186,70 zł (jeśli miesięcznie płaci się 17; opłata za radio to miesięcznie ok. 5 zł). Oczywiście, są ludzie, dla których to nie jest mało. Nie pamiętam debaty na temat przyznania darmowych przejazdów miejską komunikacją osobom po siedemdziesiątce, nie pamiętam, by deliberowano o "karcie seniora", która kosztuje mniej niż normalny bilet z Krakowa do Warszawy, a przez rok upoważnia do 50-procentowej zniżki.
Padające z sejmowej trybuny informacje nie bardzo pozwalały się w tym wszystkim zorientować. Powiedziano np., że po wprowadzeniu ustawy wiele rodzin (czytaj: oszustów) zarejestruje odbiornik na dziadka emeryta, powiedziano, że wpływy z abonamentu emerytów są najważniejsze, co jest w przypadku radia słuszne, bo to oni mają zarejestrowane odbiorniki radiowe i płacą, a inni po prostu nie płacą. Powiedziano też, że te wpłaty to kropla w morzu potrzeb. Nie powiedziano, w jakim stopniu spadną wpływy (telewizja utrzymuje się w 30 proc. z abonamentu, w 70 proc. z działalności komercyjnej, Polskie Radio odwrotnie) i z jakich pieniędzy te ubytki będą (jeśli będą) uzupełniane. Powiedziano też, że telewizja publiczna jest okropna, że emeryt, nawet jeśli ogląda taniec na lodzie, nie powinien za to płacić, bo taniec na lodzie to nie żadna misja.
Czyli: zamiast naprawić publiczną telewizję, będziemy jej mniej płacić. Czy od tego zrobi się lepsza? Zobaczymy. Milcząco też zakładano, że posiadanie telewizora (radioodbiornika) jest nienaruszalnym prawem każdego obywatela Rzeczypospolitej. Tym, których nie stać na korzystanie z nich, musi zagwarantować je państwo.
Sądzę, że debata o jakości programów, o zarządzaniu publicznym radiem i telewizją, o sposobach wydawania przez te instytucje pieniędzy, ma niewiele wspólnego z opłacaniem abonamentu przez emerytów i rencistów. Miałoby z nią związek znalezienie sposobu skłonienia tych, którzy zwolnieni z opłat nie są, do płacenia za korzystanie ze świadczonych im usług. Jeśli mi nie odpowiada jakaś gazeta, to jej nie kupuję, a nie biorę jej z kiosku za darmo. Na filmy, które chcę kontestować, nie chodzę na gapę, ale po prostu nie chodzę.
Podejrzewam, że tej burzy w Sejmie nie wywołała troska o los emerytów i rencistów. Być może nowelizację ustawy potraktowano jako krok w kierunku całkowitego zniesienia abonamentu, nazwanego, nie wiedzieć czemu, "haraczem". Abonament zaś jest - a w każdym razie może być - podstawą autonomii publicznych mediów, które opłacane z budżetu państwa staną się nie tyle publiczne, co rządowe. Chodzi więc o autonomię, w przypadku radia nawet o istnienie. A o to rzeczywiście warto kruszyć kopie.