Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Opowiadania z tego zbioru łączy wiejska tematyka i schyłkowy nastrój. To elegia o wsi polskiej. Wsi, która się kurczy – która się unowocześnia i unifikuje. „Unifikuje” to dobre słowo: bo przecież kołem zamachowym przemian są unijne dotacje. Za które się kupuje kostkę Bauma i anteny satelitarne.
Muszyński stawia na opozycję: dzisiaj/kiedyś. Jak w opisie wiejskich zabaw: „Gówno, nie zabawa. Paru drętwych ludzi, nowomowa z unii, na scenie organista za parę stów i rzadkie stoły. Nic nikomu nie wypada i ciągle leje. Jak ktoś dostanie w mordę, dzwonią po policję. Prawie nikt nie pije, palić nie wolno, więc o północy wychodzą. (…) Kiedyś były zabawy. Jezu Chryste, na zabicie. Robiło je oespe w każdą sobotę, chyba że lało. Na wszystko były pieniądze i czas”.
Język tego zbioru nie jest przezroczysty. Zmienia się, eksperymentuje, wreszcie: korzysta z gwary. Niektóre opowiadania są nią tylko inkrustowane, inne napisane w całości.
Znamienne, że zbiór ukazał się w wydawnictwie Czarne. Tym samym, które dziesięć lat wcześniej wydało sensacyjny debiut innego chłopaka urodzonego w 1984 r. na prowincji południowej Polski: Mirosława Nahacza.
Andrzej Muszyński, „Miedza”, Czarne, Wołowiec 2013