Ekstra polski Eurypides

Włodzimierz Staniewski: Powołując się na Wincentego Kadłubka, twierdzę, że Grecy na szlaku bursztynowym znad Morza Czarnego szli do Morza Bałtyckiego i proszę archeologów, żeby mi w Gardzienicach szukali kolumn jońskich. Rozmawiał Grzegorz Nurek

20.06.2011

Czyta się kilka minut

Ifigenia w Taurydzie. Na zdjęciu: Dorota Kołodziej, Martin Quintela / fot. Robert Andrzejewski / OPT Gardzienice /
Ifigenia w Taurydzie. Na zdjęciu: Dorota Kołodziej, Martin Quintela / fot. Robert Andrzejewski / OPT Gardzienice /

Grzegorz Nurek: Spektaklem "Ifigenia w T..." opartym na "Ifigenii w Taurydzie" powraca Pan do cyklu jej poświęconemu. W 2007 r. powstał spektakl "Ifigenia w A..." i było to studium fanatyzmu, próba ukazania końca świata wspólnoty. Czym jest "Ifigenia w T...", gdy rzeczywistość w Polsce staje się konkurencyjnym teatrem, sceną pełną dramatycznych podziałów i kłótni?

Włodzimierz Staniewski: Spektakl teatralny jest jak przędza, a jego autor (reżyser) - jak pająk, który nić snuje. Ale jest też śledczym chodzącym po labiryntach myśli cudzych i własnych. Prowadzi dochodzenie, bada motywy i okoliczności, nawet te najodleglejsze. Stawia hipotezy. Cały świat, który jest w nim - projektuje na intrygę, którą prześwietla. Tam, gdzie brakuje powiązań - zdaje się na intuicję. Założyłem, że osią konstrukcyjną "Ifigenii w Taurydzie" Eurypidesa jest podział na dwa przeciwstawne światy: Europy dwóch prędkości. Odwieczne w historii napięcia, funkcjonujące między tzw. cywilizowanymi a tzw. barbarzyńcami; między centrum a prowincją; między salonem a ulicą.

Pamiętam z młodości, w jak deliryczny nastrój wprawiły mnie stronice którejś z biografii Napoleona, gdzie było opisane, jak to przyszły imperator, pogubiony (i często brudnawy) w gorączce końcówki paryskiej rewolucji biegał między wampirycznymi tłumami na ulicach a salonami. Na salonach knuto, jak wziąć hydrę za łeb, ale nie było śmiałka, który by się podjął gromić masy. Salon zdał się na - niewiele wówczas znaczącego - Bonapartego, widząc w nim jedno z narzędzi swojej polityki. Ten zaś, mając mandat salonu na zrobienie porządków, wypalił z armat do tłumu pod Wersalem. Pierwszy raz w historii walono z armat do ulicznych demonstrantów. Jakże skutecznie. Tak narodził się kult strategicznego geniuszu. A z perspektywy historycznej - idol symbolizujący kwintesencję cywilizacji sięgnął dna barbarzyństwa, a barbarzyński motłoch stał się symbolem szlachetnej ofiary.

I jak to się ma do Eurypidesa?

U Eurypidesa mamy metropolitalne Ateny i prowincjonalną Taurydę. To tak, jakby dziś widzieć Paryż i Warszawę. Z Aten do Taurydy przybywają, na wspaniałej pięćdziesięciowiosłowej galerze, Orestes i Pylades. Typy przewrotne i podstępne. Fanfaroni. Na starożytnych malowidłach jawią się niczym wyjęci z dzisiejszego komiksu. Celebryci. Awatary wszystkich możliwych "post". Taurowie zaś to przykładowi barbarzyńcy, wspólnotowi prostaczkowie, obrzędowcy, bogobojni... Nieco okrutni, ale trudno przesądzić, czy okrutniejsi od Greków. Eurypides odmalowuje ich w sumie z sympatią.

Taurowie - trzeba pamiętać - to lud historyczny, żyjący na terenach dzisiejszego Chersonezu na Ukrainie. Jak blisko Krakowskiego Przedmieścia! A jeszcze bliżej Gardzienic!

No dobrze, konstrukcja oparta na przeciwstawieniu dwóch światów... Znamy to też z Josepha Conrada, znamy i z dzisiejszej Polski. Tu paniska - tam prostaczkowie. Ci mają barbarzyńskie zapędy i nadwyrężone życiorysy - tamci mordercze skłonności, którym gotowi dać upust w imię obrony świętych przedmiotów.

Sprawy się jednak komplikują, bo przywódca bogobojnych, Toas jest analogią Achillesa (ikony cywilizowanych). W tej kompozycyjnej polifonii leży geniusz Eurypidesa. Jeśli Toas jest analogonem Achillesa, to druga z trzech podróży Ifigenii byłaby na zaślubiny z Achillesem/Toasem (mnożenie wcieleń bohaterów jest powszechnym zjawiskiem od praczasów!).

Pierwsza podróż, z Argos do Aulidy - to wezwanie na krwawe gody. Ślub z Achillesem posłużył za podstęp do zwabienia Ifigenii, w celu złożenia jej w morderczej ofierze, dokonanej ręką ojca (Agamemnona).

Trzecia podróż Ifigenii, z Taurydy do Brauronu pod Atenami, to wezwanie do pełnienia obowiązków kapłanki Artemidy, ale też do ustanowienia nowych obrzędów inicjacyjnych oraz kultu samej Ifigenii.

Jednak to druga podróż, z Aulidy do Taurydy, jest najbardziej tajemnicza i otwierająca pole do snucia rozlicznych hipotez. Mogło to być wezwanie - jak już się rzekło - do właściwych godów, tyle że z Toasem. W moim przedstawieniu Taos jest już w podeszłym wieku, co dodatkowo podkręca zjadliwość relacji z młodą, przewrotną, grającą nim Ifigenią. Staje się ona wszak nie tylko kapłanką świątyni, ale również depozytariuszką władzy Toasa, powiernicą, godną jego największego zaufania. Toas jest uzależniony emocjonalnie od Ifigenii. Czy tylko emocjonalnie?  Ifigenia jest współrządczynią kraju Taurów. Ona - obcoplemienna.

Gdzie tu jest miejsce na współczesną, polską interpretację?

Wyobraźnia i świadomość niezliczonych interpretacji mitów greckich każe się zastanowić, jak Toas odnalazł Ifigenię i jak ją zaadoptował? To, że spada czy spływa z nieba, w obłoku, jest skrótem, który obraża naszą wyobraźnię. Bo jakże to? Pierwsza i trzecia podróż ma tyle opisowego mięcha, a w tej do Taurydy mamy zadowolić się skrótem? Spadła na głowę Taurom i od razu została arcykapłanką tubylczych obrzędów? Fenomen nagłego zstąpienia Ifigenii nie da się przypisać nawet jakiejś rozwiniętej funkcji deus ex machina (którą nota bene wymyślił Eurypides). Ewidentnie brakuje ogniwa. Może zaginęło?

Pamiętajmy, że Eurypides miał boski dar kreowania narracji mitogennych. Brakuje ogniwa i trzeba je dodać, dokomponować, skoro gdzieś to umknęło. A może zaginęła część tej historii? Potrzebujemy związku Toasa z Ifigenią, żeby wyeksponować następny problem w polifonicznej konstrukcji Eurypidesa - problem intrygi i zdrady. Jakże nisko Ifigenia zdradza Toasa. Tyle mu zawdzięcza, a zdradza go tak podle. Toas odnalazł ją jako nagie, sponiewierane w Aulidzie truchło ludzkie. Przyjął i ubóstwił.

Mity i bohaterowie rodzą się z katastrofy. Czarny meteor rozdziera niebo ognistą raną i spada na Ateny, spada na Efez, na Taurydę. Staje się obiektem kultu, ikoną. Artemida Wschodu ma czarne oblicze, Czarna Madonna namalowana na fragmencie stołu wieczernego, przez  Łukasza Ewangelistę, odbywa długą wędrówkę (przez Efez?, przez kraj Taurów?) na Jasną Górę.

Widzę Ifigenię rzuconą 10 kwietnia na Krakowskie Przedmieście, gdzie powietrze drży od odwiecznego polskiego wołania: "Zdrada!" i "Pod Twą opiekę...!". Pod opiekę Czarnej Madonny, którą Voltaire w liście do Katarzyny Wielkiej porównuje do taurydzkiej Artemidy. Z sugestią zaprowadzenia porządków u zacofańców, bękartów barbarzyńskich ludów przeszłości. Voila! Może u Mickiewicza Bóg być zaklinanym carem; może więc też u mnie Atena być carycą Katarzyną. Tym bardziej, że caryca była owładnięta mitem Ifigenii, Artemidy i Taurydy...

Ze spektaklu na spektakl coraz bardziej interesują Pana sprawy społeczne - problem ofiary, władzy... W "Ifigenii w T..." pojawiły się czytelne nakierowania na tragedię smoleńską i to, co się działo później pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, przestawianie, zbieranie zniczy...

Jest scena grania zniczami, czyli grania o przyszłość i scena czystki. Ale mnie interesuje historia jako Wielka Prostytutka, co nie zmienia faktu, że jest też nauczycielką życia... Prostytutka!

Wprowadza Pan głosy dotykające tematów polskich. Hasła rzucane przez bohaterów spektaklu, np. "nierozliczona przeszłość PRL", "IPN", "autorytety" ("Żyją? Nie żyją?").

To są tzw. gnomy, krótkie przebitki na modłę ludową, sentencje i eksklamacje stosowane w pieśniach chóru. Eurypides był w tym specjalistą.

W naszym przedstawieniu wylewają się z opłakiwań eurypidesowego chóru i przechodzą w zawodzenia, z aluzjami do tego, co nas otacza, co nas uwiera i czym jesteśmy infekowani. Ludowo- -jarmarczne gorzkie żalenie się nad samym sobą. Ekstra polskie.

Witając  gości przed spektaklem, powiedział Pan: "Eurypides, ojciec Unii Europejskiej".

Mógłby nim być. Mógłby być przedmiotem sporu o to, z czyjego dziedzictwa wyłania się prakoncepcja federacji; z chrześcijańskiej Karola Wielkiego czy hellenistycznej Aleksandra Wielkiego.

Człowiek przeciera oczy ze zdumienia, kiedy sobie uświadamia ogrom ładunku, jaki niósł hellenizm. Wspólny język (koine), uniwersalizm z szacunkiem dla odrębności regionów, wolny handel, synkretyzm religijny, rozkwit kultury, techniki, nauk, budowa gimnazjonów, teatrów, bibliotek, w jakimś szaleńczym porywie... Zdolność do współżycia cywilizacji i kultur o skrajnie różnych korzeniach.

Kim był Eurypides dla jemu współczesnych?

Eurypides umarł w Pelli, stolicy Macedonii w roku 405 p.n.e., na dworze Archelaosa, przodka Aleksandra Wielkiego. Tu napisał "Bachantki". Legenda mówi, że poszedł (swoim zwyczajem) na bezdroża i rozszarpały go psy. Niechciany w Atenach, ubóstwiony w Macedonii, ale i tu, i tam, i w całym niemal basenie Morza Egejskiego uznawany jest za jedną z najgłośniejszych legend epoki. Hołd pośmiertny składa mu Sofokles. Legendy mówią, że Sokrates wyszedł demonstracyjnie z premiery "Elektry", ale też, że był obecny na każdej "premierze" Eurypidesa.

Nazywano go filozofem sceny. Był legendarnym kompozytorem. Po klęsce pod Syrakuzami w 413 p.n.e. niektórzy Ateńczycy otrzymywali od ludzi jedzenie i picie za śpiewanie pieśni jego autorstwa.

Wybitny malarz, reżyser, autor układów choreograficznych, znawca tajników dusz ludzkich. Przy tym samotnik, mizogin, religijny prowokator, bibliofil, który zgromadził w swojej grocie na Salaminie najcenniejsze naonczas zbiory. Dostaje wilczy bilet w Atenach, wynosi się do Macedonii, gdzie jego idee, jego nauki kształtują kulturę umysłową Pelli.

Pięćdziesiąt lat po śmierci Eurypidesa Aleksander uczyć się będzie jego dzieł i dzieł Homera na pamięć. W przerwach swoich wojennych kampanii każe budować teatry i wystawiać Eurypidesa.

To nie ksenofobiczny Arystoteles mógł wpoić Aleksandrowi kosmopolityczne idee. I to nie Homer. Źródłem wizji świata wspólnoty wielu cywilizacji, wielu narodów, wielu kultur mógł być Eurypides, orędownik współistnienia, przyjaciel Herodota.

Jak długo trwały prace nad spektaklem "Ifigenia w T..."?

Dwa lata. Z długimi przerwami. Skokowo. Nie mamy jeszcze warunków do pracy ciągłej nad nowym spektaklem. Robimy przecież dziesiątki różnych innych projektów. Każdy nowy spektakl jest też u nas jak wyprawa do innego wymiaru. Trzeba wymyślić i opanować nowe środki wyrazu, powołać nową konstelację ludzi, znaleźć źródła świeżej energii...

Czy co roku na zimę Gardzienice przenoszą się do Warszawy?

Od trzech lat. Na dłuższą lub krótszą rezydencję. Najwyższy czas jednak na stałą bazę w Warszawie. Naszą siłą ruch, dynamika, nowe otwarcia. Jeśli nie dostaniemy jakiegoś przytułku w mieście, drugiego płuca dla ekspansji, to ta "czarna sotnia", która porusza się za nami, w końcu nas zdusi.  Mówię o demonicznym fenomenie zawłaszczania ludzi, idei, terytoriów, które zagospodarowywałem przez trzy dekady.

W 2008  r. zrealizowali Państwo film na motywach "Ifigenii w A..." w Delfach. Zdjęcia do filmu z udziałem Krzysztofa Globisza zrobił Wojciech Staroń, tegoroczny laureat krakowskiego Festiwalu Filmów Dokumentalnych za reżyserię dokumentu "Argentyńska lekcja".

Wojciech Staroń trafił do nas przez Joasię Kos i Krzysztofa Krauzego, jako znany już, wybitny operator. A od niemal dwudziestu lat robimy od czasu do czasu coś razem z Jackiem Petryckim, mercedesem kinematografii polskiej, jak się o nim mówi w środowisku.

"Gardzienice" to ekskluzywny klub dla najlepszych, stąd przygoda i z Krzysztofem Globiszem, i z Andrzejem Sewerynem.

Jak dzisiaj przebiega budowa Europejskiego Ośrodka Praktyk Teatralnych w Gardzienicach? Podczas prac budowlanych natrafiono na ciekawe archeologiczne znaleziska, co pewnie opóźni jego otwarcie.

Nie sądzę. Muszę tylko pilnować, żeby nie dotknął nas syndrom schodów Stadionu Narodowego lub chińskiej autostrady. Mam świetną ekipę koordynowaną przez Wojciecha Golemana, zastępcę do spraw administracyjnych, mam dobry nadzór. Dogadujemy się z Konserwatorem Wojewódzkim. Dwa zespoły architektoniczne z Krakowa i Białegostoku to specjaliści najwyższej klasy, spolegliwości i kultury.

Z wybitnymi polskimi badaczami od historii architektury i od archeologii przeżywamy sporą fascynację tym, co się odsłania i wychodzi z ziemi. Ziemia mówi, a kamienie śpiewają. Warto więc było dać się, przez 33 lata, na tym zesłaniu donikąd, czasami sponiewierać i mimo tylu wyrzeczeń, tylu zajazdów, tylu prób eksmitowania, wracać do tego skrawka ziemi, i dźwigać go z ruin, z badziewia, i uszlachetniać krok po kroku, i opowiadać (za biskupem Kadłubkiem), że tędy musieli chadzać od praczasów starożytni Grecy. Ze swoich czarnomorskich i ukraińskich kolonii, na Bałtyk. Jedyne, co potrzeba do pełnego szczęścia, to żeby p. Łukasz Rejniewicz, archeolog, wykopał kapitel kolumny jońskiej. Przywleczony może, wieki temu, z dzisiejszego Cherzonesu, legendarnej ziemi Taurów, gdzie stała piękna świątynia Artemidy.

Pieprzu całemu inwestycyjnemu przedsięwzięciu dodaje fakt, że budują nam właśnie lotnisko, 15 minut jazdy z Gardzienic, i autostradę z sąsiednich Piask. Tylko pomyśleć: jeszcze na początku lat 90., żeby wydostać się do Lublina, trzeba było iść do Piask na piechotę lub podjechać furmanką (jeśli chłop zechciał zabrać, a nie obatożyć), zaś w Piaskach czekać godzinami, aż na horyzoncie pojawi się autobus lub okazja.

W zimie, słotną jesienią nie było do śmiechu. Wypijaliśmy po setce w knajpie "Rarytas", słynnej z flaków, i skracaliśmy czas, grając na szosie w brazylijski futbol, czyli w kopanie puszki po konserwach. Droga dalej, do rodzin we Wrocławiu, Warszawie, Poznaniu, Krakowie i w innych miastach, to też była gehenna. Trzeba było mieć charakter.

Ta budowa na razie idzie zgodnie z planem i do 2013 r. powinniśmy oddać wszystkie obiekty do użytku.

Jakie będzie ich przeznaczenie?

W Spichlerzu - Akademia Praktyk Teatralnych. Przez ostatnie dwie dekady Akademia miała polowe warunki; osławiony "kurnik", gumna okolicznych rolników, czyli - gdzie popadnie i gdzie da się spartańsko przeżyć. Z Akademii - trzeba to przypomnieć - wyszły zastępy młodych twórców, którzy nieźle dają czadu w kulturze polskiej. Nie tej masowej oczywiście.

W Małej Oficynie będzie Pracownia Historii Bliskiej, rodzaj instytutu badawczego, służącego odnawianiu i przywracaniu pamięci o tradycjach, o nacjach, które współtworzyły kulturę tych ziem. Dość przypomnieć, dla przykładu, że Piaski i okolice były nazywane żydowskimi. Przywracanie pamięci o starszych braciach w wierze stało od początku, od 1977 r., u podstaw mojej działalności.

W przestronnych, owianych legendami piwnicach pałacu będą eksponowane wykopaliska, jako super atrakcja dla podróżników. Będą też nastrojowe wnętrza dla artystycznych zgromadzeń, czyli teatralnych jam-sessions, które odbywają się po spektaklowych maratonach.

Odprawię odpowiednie obrzędy, żeby do naszych piwnic przeniósł się duch Piwnicy pod Baranami, miejsca wzniosłych przeżyć mojej studenckiej młodości. Wstępne rytuały, kiedy Zygmunt Konieczny pracował z nami nad "Ifigenią w Aulidzie" - mamy już za sobą. W  sali balowej pałacu budujemy scenę teatralno-koncertową.

Oprócz naszych spektakli i spektakli gościnnych chcę mieć ekskluzywne koncerty tego, co w kameralistyce najlepsze. Ale zgodnie ze starą hipotezą roboczą - ma tutaj współgrać muzyka z tzw. kultury wysokiej z muzyką z tzw. kultury niskiej, rytualnej, obrzędowej.

Dla kogo to wszystko?

"Gardzienice", powstałe na nowo, z ruin i z ducha muzyki, z idei, że drogą do praktykowania humanistyki nie jest - jak u Grotowskiego - próba tworzenia nowego człowieka (skąd my to też znamy?), ale tworzenie nowego naturalnego środowiska sztuki; takie "Gardzienice" będą  generatorem  nowych przedsięwzięć teatralnych. Tak było dotychczas, ale będzie jeszcze odważniej.

Wyobraźmy sobie, że przyjeżdża na kilka tygodni zespół z Columbia University z Nowego Jorku, żeby wygenerować swój nowy spektakl (z premierą u nas), albo pojawia się Andrzej Seweryn z grupą artystów, żeby dać narodziny nowemu przedsięwzięciu. W spokoju, w izolacji od zgiełku wielkiego miasta, w skupieniu na pracy, tak jak to robił Bergman na Gotlandii. I nasi ludzie. Przede wszystkim nasi ludzie.

Co jeszcze będzie w tej naszej Republice Marzeń? Biblioteka multimedialna, umożliwiająca podróże w czasie i przestrzeni, małe studio filmowe, odpowiednie wyposażenie dla międzynarodowych sympozjonów, a może nawet garderoby dla aktorów i muzyków. Aczkolwiek to wymaga negocjacji z władzą wdrożeniową. Przepisy. Będzie taras widokowy u stóp odkopanych murów średniowiecznej fortalicji.

Będzie sanktuarium początków teatru "Gardzienice" w kaplicy ariańskiej, czyli tam, gdzieśmy przez pierwsze kilkanaście lat zraszali ściany i podłogę tej 5 na 7 metrów salki - łzami, potem, pieśnią i krwią. Literalnie.

Lasów otaczających kompleks pałacowy nikt - na razie - nie wytnie, parowów roztoczańskich - nie zasypie, łęgów, co się rozciągają jak ocean - nie zaasfaltuje, rzeki Giełczewki - nie wysuszy...

A wokół pałacu piękny ogród...

Kultura zawsze zaczyna się od ogrodu. W momencie, kiedy społeczeństwa niszczyły ogrody, tak jak to było w komunizmie, same sobie zakładały stryczek na szyję. Jak ziemia przestaje śpiewać, to dusza umiera.

WŁODZIMIERZ STANIEWSKI (ur. 1950) jest reżyserem, założycielem i dyrektorem Ośrodka Praktyk Teatralnych "Gardzienice". Laureat nagrody im. Konrada Swinarskiego, odznaczony medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis". Visiting professor w Rose Bruford College - Londyn.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2011