Dziwaczny i fascynujący

52. Biennale sztuki w Wenecji: Ilja i Emilia Kabakowie, "Łódź Sziwy"

26.06.2007

Czyta się kilka minut

TYGODNIK POWSZECHNY: - Czym jest dzisiaj Biennale Sztuki w Wenecji i w ogóle imprezy tego typu? Okazją do zobaczenia panoramy dzisiejszej sztuki czy targowiskiem próżności?

SEBASTIAN CICHOCKI: - Takie imprezy artystyczne organizowane są obecnie niemal pod każdą szerokością geograficzną, i to coraz częściej w miejscach odległych od dotychczasowych centrów kultury. Władze różnych miast czy regionów szybko zdały sobie sprawę z ekonomicznych i promocyjnych konsekwencji art-turystyki. Publiczność dużych wystaw jest wierna i wytrwała, pokonuje setki kilometrów, jest wymagająca, ale i hojna. To ekskluzywny typ turysty, którego można porównać z podróżnikiem sprzed wieków, poszukującym wiedzy i przygód. Oprócz stale rozrastającej się imprezy weneckiej funkcjonuje kilka innych prestiżowych biennale, które za punkt honoru przyjęły prześwietlenie tego, co istotne w sztuce aktualnej. Najciekawsze - choćby biennale w Stambule czy w Berlinie oraz "nomadyczne" Manifesta - to przedsięwzięcia zaawansowane ideologicznie i konceptualnie. Kuratorzy nie stawiają tu na spektakularne widowiska, nie wabią widzów nazwiskami gwiazd. Ich celem jest poszukiwanie nowych zastosowań sztuki, testowanie jej skuteczności, multidyscyplinarnych fuzji, związków z socjologią, ekonomią czy polityką.

Pamięć i polityka

- A jak na tym tle wygląda Biennale w Wenecji ze swoją ponad stuletnią tradycją?

- W porównaniu chociażby z Documenta w Kassel - swoim głównym konkurentem - jest dosyć zachowawcze. Biennale weneckie opiera się na nieprzystającym do dzisiejszych realiów podziale na pawilony narodowe, co od lat 60. stanowi przedmiot krytyki. Sama architektura poszczególnych pawilonów, ich usytuowanie w Giardini, sposób promocji wystaw to pochodna dawnych i dzisiejszych ambicji narodowych, konfliktów politycznych, a nawet dążeń niepodległościowych. Obecnie pawilony nie są już - jak niegdyś - autonomicznymi terytoriami poszczególnych krajów (swoistymi "ambasadami"), ale nadal mówią wiele o aktualnej sytuacji politycznej. Spójrzmy choćby na pawilon, który przez kilka dekad służył Jugosławii - przed dwoma laty wystawiały w nim wspólnie Serbia i Czarnogóra, a dzisiaj jest już wyłącznie "terytorium" serbskim. Pamiętajmy też, że nie wszystkie kraje zostały dopuszczone do tego artystycznego panteonu. Swoje pawilony narodowe w Ogrodach mają oczywiście takie kraje jak Rosja, Francja, Niemcy czy Wielka Brytania, ale też, w wyniku rozmaitych zrządzeń losu, przypadku czy roszad politycznych, pojawiły się inne, nie tak oczywiste - np. Korea, Urugwaj...

- ...czy Polska.

- Polakom bardzo zależało na uczestnictwie w Biennale Weneckim. W Ministerstwie Spraw Zagranicznych już w latach 20. podkreślano, że nasz udział w tym największym święcie sztuki spełnić może pozytywną rolę propagandową, sankcjonować nasze miejsce na europejskiej mapie ośrodków kulturalnych. Od początku lat 30. mamy własny pawilon na wyspie Św. Heleny, przylegającej do Giardini.

Dzisiaj Biennale jest tworem dość dziwacznym, ale i fascynującym. Nie ulega wątpliwości, że udział w tak nagłośnionej medialnie i środowiskowo imprezie to dla artysty i kuratora bardzo istotne doświadczenie, często przesądzające o dalszej karierze. Biennale jest oczywiście targowiskiem próżności, wabikiem dla turystów, kreatorów mody, dziennikarzy z całego świata, ale i poligonem dla artystów, którzy starają się rozbić czy zaburzyć konserwatywny podział na narodowe pawilony. Cztery lata temu mieszkający w Meksyku artysta Santiago Sierra, igrając z narodową konwencją Biennale, wpuszczał do pawilonu Hiszpanii tylko osoby, które mogły wylegitymować się paszportem tego kraju... Słabości Biennale mogą być więc inspirujące. Wenecka impreza to lustro, w którym odbijają się światowe napięcia, aspiracje i traumy. Główne hasło wystawy jest zawsze na tyle ogólne i abstrakcyjne, by można było pomieścić w nim bardzo różnorodne postawy i strategie, a mimo to spontanicznie pojawiają się wspólne tematy. W tym roku jest to problematyka pamięci i amnezji w historii najnowszej, zwłaszcza w krajach byłego Bloku Wschodniego. Wystarczy przyjrzeć się "1:1" Moniki Sosnowskiej, szkieletowi upadającego modernistycznego budynku, który pokazano w pawilonie polskim, ale też zajrzeć do pawilonu rumuńskiego, w którym grupa artystów wystawia swe dzieła pod hasłem "Niskobudżetowe pomniki", obejrzeć prace Mrdjana Bajicia z Serbii czy projekt Andreasa Forgasiego z Węgier o powojennych domach kultury w Budapeszcie. We wszystkich tych pawilonach można znaleźć odniesienia do niechcianej spuścizny komunizmu, jego monumentów, architektury. Zwłaszcza do modernizmu, który jako nurt architektoniczny stał się w Europie Środkowowschodniej narzędziem społecznej kontroli. Pomyślmy chociażby o składanych z prefabrykatów, identycznych blokach mieszkalnych. Nie jest to zresztą problem tylko naszego regionu. W pawilonie portugalskim Ângela Ferreira przestawia historię modernistycznego pawilonu, który został przewieziony w częściach i zmontowany w Kongo jako niewątpliwa manifestacja europejskiej przewagi cywilizacyjnej. Po kilkudziesięciu latach wrócił do Francji, kupiony przez jednego z tamtejszych kolekcjonerów. Podobnych, niespodziewanych zbieżności jest na tegorocznym Biennale znacznie więcej.

- Jakie są inne tematy tegorocznego Biennale?

- Wątek autobiograficzny, czy raczej kreacyjno-biograficzny. Myślę tu o wzbudzającym bardzo sprzeczne komentarze pawilonie niemieckim z rzeźbami Isy Genzken, francuskim z Sophie Calle czy też brytyjskim z Tracey Emin. To budowanie prywatnych mitologii, z nieodłącznie towarzyszącym im blichtrem, upozowaniem. Twórczość Emin, która była wcześniej śmieciarska, brudna, żywiąca się pornografią, tabloidowymi emocjami, została całkowicie oswojona, umuzealniona. Jej prace zostały zgrzebnie oprawione, pokazane w idealnie białych wnętrzach, dopieszczone. To samo stało się z projektem Sophie Calle, wszystko jest tu eleganckie, wysmakowane - wyreżyserowane tak bardzo, że przestajemy wierzyć w jego autentyczność.

- W wielu pawilonach znajdujemy bezpośrednie odniesienia do aktualnej polityki.

- Zwróciłbym uwagę przede wszystkim na pawilon holenderski. Jego kuratorka Maria Hlavajova inauguruje kolejną debatę na temat kryzysu europejskiej demokracji, skupiając się na niewielkim "laboratorium", jakim jest Holandia. To wielowątkowy projekt wychodzący poza ramy Biennale: nie tylko wystawa (znakomite filmy Aernouta Mika), ale i cykl dyskusji panelowych, zamiast tradycyjnego katalogu przygotowano obszerny reader - książkę z esejami krytyków sztuki, filozofów, socjologów. Sztukę potraktowano jako pełnoprawne narzędzie do analizy rzeczywistości społeczno-politycznej. Bardzo interesujący i świetnie przygotowany jest też pawilon litewski "Villa Lituania". Punktem wyjścia dla Nomedy i Gediminasa Urbonasów była historia ambasady w Rzymie, uważanej za ostatni okupowany przez Rosję fragment Litwy. To jeszcze jeden pawilon poświęcony problemowi selektywnej pamięci w naszej części Europy.

Biali w średnim wieku

- Tradycyjnie częścią Biennale jest duża międzynarodowa wystawa, w tym roku pod hasłem "Myśl zmysłami, czuj rozumem. Sztuka w czasie teraźniejszym". To ogromna ekspozycja, prezentowana w dwóch miejscach: w dawnym pawilonie włoskim na terenie Ogrodów oraz w Arsenale. Jej kurator Robert Storr (dyrektor całego Biennale) deklarował, że pragnie pomóc w rozpoznaniu, co jest aktualne w sztuce teraz powstającej. Czy to się powiodło?

- I tak, i nie. Robert Storr to z pewnością dobry pedagog, ale jego pomysł na wystawę wenecką jest akademicki i mało wyrazisty. Dotyczy to przede wszystkim sekcji w pawilonie Italia. Uderza liczebna przewaga artystów z USA i Europy Zachodniej, których można by ironicznie scharakteryzować jako białych, robiących karierę mężczyzn w wieku średnim. Do tego nadobecność wielkoformatowego malarstwa: Sigmar Polke, Gerhard Richter czy Ellsworth Kelly. Zamiast trudniejszych prac wideo, pokazano głównie eleganckie animacje. Co prawda Storrowi udało się zebrać prace cenionych artystów, ale zabrakło tu logiki, wizji kuratorskiej. Gdzie podziały się - wpisane w dzisiejszą sztukę - dramaty, pułapki, konfrontacje? Dużym zaskoczeniem była dla mnie natomiast druga część wystawy, prezentowana w Arsenale. Storr stworzył prezentację z politycznym pazurem, mroczną, bardzo emocjonalną. Znaczącą część tej wystawy zajmują prace poświęcone konfliktom, wojnom, napięciom etnicznym. Są tam dzieła odwołujące się do niedawnego konfliktu bałkańskiego czy do sytuacji w Autonomii Palestyńskiej. Co ciekawe, wystawa ta, po mocnym wstępie zaczyna się wyciszać...

-...choćby w przypadku utopijnego projektu Ilji i Emilii Kabakowów, którzy zaproponowali budowę tajemniczego, pełnego symbolicznych odniesień miasta Manas w Tybecie.

- A nieopodal instalacji Kabakowów znajdziemy znakomite prace Francisa Al?sa, będące hipnotyzującą pochwałą codziennych, powtarzalnych gestów oraz osobną salę "wanitatywną", m.in. z przejmującą, bardzo prostą pracą wideo Yanga Zhenzhonga. Takich intrygujących elementów jest w Arsenale więcej.

- Jedną z ambicji tegorocznego Biennale jest korekta dotychczasowej geografii artystycznej. Taką próbą jest wystawa "Check List Luanda Pop" w pawilonie afrykańskim (będącym zresztą integralną częścią ekspozycji głównej) i nagrodzenie Malicka Sidibé, fotografa z Mali, Złotym Lwem za całokształt twórczości. Czy po fascynacji sztuką Chin - czas na Afrykę?

- Nie jest to pierwsza próba zwrócenia uwagi na sztukę zmarginalizowanych obszarów geograficznych, wyrzuconych poza historię sztuki najnowszej, pisanej pod dyktando Europy i Ameryki Północnej. Te wyprawy na nieznane lądy bywają jednak powierzchowne. Po sztukę Dalekiego Wschodu czy Afryki sięgamy najczęściej wtedy, gdy przypomina nam ona formalnie tę tworzoną w Europie czy USA. To trochę tak, jak stołować się w McDonaldzie podczas wyprawy do New Delhi tylko dlatego, że serwowane tam potrawy już znamy. Legitymujemy w ten sposób nasze wcześniejsze upodobania i kanony, myśląc: zobaczcie, "oni" też potrafią robić taką sztukę jak my! Tak też stało się w przypadku "pawilonu afrykańskiego"; pokazano głównie artystów funkcjonujących w zachodnim obiegu galeryjnym albo od lat mieszkających czy nawet urodzonych na Zachodzie (Chris Ofili, Yinka Shonibare, Ghada Amer).

Weneckie Biennale to trudna miłość, wymagająca sporo czasu i uwagi. Na pewno nie należy ograniczać się jedynie do wizyty w Ogrodach i w Arsenale, lecz wybrać się na długi spacer po mieście, gdzie w pałacach, mieszkaniach, ogrodach, a nawet na okolicznych wyspach ukryte są pawilony krajów "mniej uprzywilejowanych". Ich liczba, tak jak i odwiedzających Biennale art-turystów, systematycznie rośnie, co jest dowodem, że czar tonącego miasta wcale nie słabnie.

Wenecja, 11 czerwca 2007

SEBASTIAN CICHOCKI (ur. 1975) jest socjologiem i krytykiem sztuki, kuratorem polskiego pawilonu na 52. Międzynarodowym Biennale Sztuki w Wenecji. Od 2006 r. pełni funkcję dyrektora Kroniki, centrum sztuki współczesnej w Bytomiu. Prowadzi zajęcia w Studium Kuratorskim UJ.

10 czerwca 2007 r. otwarto 52. Międzynarodowe Biennale Sztuki w Wenecji. W tym roku można oglądać twórczość artystów z 77 krajów, co jest rekordem w dziejach tej imprezy. Główną wystawę międzynarodową zorganizowano pod hasłem "Think with the Senses - Feel with the Mind. Art in the Present Tense" (Myśl zmysłami, czuj rozumem. Sztuka w czasie teraźniejszym). Zgromadzono na niej dzieła blisko 100 artystów ze wszystkich kontynentów, m.in. Louise Bourgeois, Valie Export, Jenny Holzer, Ilji i Emilii Kabakowów, Bruce'a Naumana, Gerharda Richtera i Chen Zhena. W pawilonie polskim swoją pracę "1:1" pokazuje Monika Sosnowska. Głównym prezentacjom Biennale towarzyszy ponad 30 innych wystaw, m.in. Lecha Majewskiego "Blood of a Poet" (Krew poety). Przyznano już główną nagrodę Biennale - Złotego Lwa za całokształt twórczości. Otrzymał ją Malick Sidibé z Mali. Pozostałych nagrodzonych poznamy jesienią. Biennale potrwa do 21 listopada.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2007