Dzisiaj w Betlejem

Ile Maria miała lat, gdy rozpoczął się poród? Czy towarzyszył jej tylko Józef, a może też położna? Jeśli była w tych chwilach sama, musiała przeżywać osobistą Pasję.

11.12.2016

Czyta się kilka minut

Bazylika Narodzenia Pańskiego w Betlejem. Pod jej prezbiterium znajduje się Grota Narodzenia, a w niej miejsce, gdzie według tradycji miał przyjść na świat Jezus. / Fot. Nayef Hashlamoun / REUTERS / FORUM
Bazylika Narodzenia Pańskiego w Betlejem. Pod jej prezbiterium znajduje się Grota Narodzenia, a w niej miejsce, gdzie według tradycji miał przyjść na świat Jezus. / Fot. Nayef Hashlamoun / REUTERS / FORUM

Dwa tysiące lat temu mogło być tutaj jak dzisiaj: kilkanaście stopni, pochmurno z czasowymi przejaśnieniami, niewielki deszcz.

Nocami temperatura mogła spadać niemal do zera, ziemia była mokra, powietrze rześkie. Musiała być bardzo zmęczona, nawet jeśli niósł ją na grzbiecie osiołek, bez którego ta scena, wielokrotnie odtwarzana w naszej wyobraźni, wydaje się nieprawdopodobna. Około stu pięćdziesięciu kilometrów po nierównym, kamienistym, górzystym terenie mogli pokonać w tydzień, nie krócej. Szli powoli, z mozołem. Maria była przecież w dziewiątym miesiącu ciąży. Może sądziła, że sobie poradzi – nie była to w końcu jej pierwsza taka podróż. Poprzednio w drogę z Nazaretu do Judei ruszyła zaraz po widzeniu, w którym anioł oznajmił nowinę jej życia: że oto ma urodzić Syna Boga. I jeszcze, że tam, w judejskich górach, w podjerozolimskim miasteczku, starsza krewna Marii Elżbieta właśnie oczekiwała dziecka. Nowina tyleż wspaniała, co nieprawdopodobna – czy więc Maria nie dowierzała aniołowi? Poszła do Judei, by sprawdzić, czy miał rację? Raczej nie, przecież relacjonuje ewangelista Łukasz słowa powitania Elżbiety: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana”.
Maria została u niej zapewne – wierząc wyliczeniom Łukasza – do porodu, po czym wróciła do domu. Sto pięćdziesiąt kilometrów z Ein Karem do Nazaretu – odległość, którą samochodem można dziś pokonać w dwie godziny – ona, w zaawansowanej ciąży, pokonywała dniami i nocami, na piechotę, osiołkiem, pod górę.

Ucieczka przed plotką

Po co więc Józef zabierał w kolejną taką podróż – z Nazaretu do Betlejem – kobietę tuż przed rozwiązaniem? Ewangelia św. Łukasza daje z pozoru wyczerpującą odpowiedź: z rozporządzenia Cezara Augusta w całej Judei przeprowadzono akurat spis ludności. W miesiącu zimowym, nieprzypadkowo, bo po zbiorach, gdy ludność nie była już przykuta do pól. Należało się udać do miasta swojego narodzenia, by dać się zapisać – a więc Józef, urodzony w Betlejem, musiał pojawić się tam osobiście. Ale co z Marią z Nazaretu? Jej obecność wcale nie była konieczna.

Być może był to symboliczny gest Józefa, przyjmującego Marię i dziecko, które lada chwila miało się narodzić, do swojej rodziny? Musiał zdać sobie sprawę z trudnej sytuacji, w jakiej się znalazł. Może bał się, że najbliżsi i sąsiedzi zaczną wytykać go palcami. Bo jakże to: Maria brzemienna? Przecież jeszcze nie zamieszkali razem. Mieli za sobą dopiero zaślubiny, wedle obowiązujących wówczas reguł pierwszy etap żydowskiego ślubu. Józef nie miał prawa zbliżyć się do Marii, dopóki nie przekroczyła progu ich wspólnego domu – skoro więc Maria zaszła w ciążę, zanim doszło do nocy poślubnej, znak, że któreś z nich zachowało się nieprzystojnie. Może dziecko wcale nie należy do Józefa?

Święty Mateusz odnotowuje, że Józef nawet przez chwilę nie podejrzewał Marii o zdradę, nie godził się też na jej zniesławienie, bo to doprowadziłoby do ukamienowania. Zamierzał po cichu zerwać zaślubiny (ile smutku i goryczy musiało przelewać się w jego sercu!). Tej samej nocy przyszedł do niego anioł. Uspokoił go i zalecił objęcie Marii opieką; Józef przyjął ją do swojego domu. Może więc tygodniowa podróż z Nazaretu do Betlejem, w najtrudniejszym, dziewiątym miesiącu ciąży Marii, nie wynikała z chęci spełnienia obywatelskiego obowiązku, lecz ze zwykłego strachu przed ostrzem ludzkiego języka? Może – skoro nadarzyła się okazja, by poród odbył się w innym miejscu – należało z tego skorzystać. Mogli rozmawiać o tym wszystkim w drodze, mogli dzielić się radością i wątpliwościami. Tymczasem zbliżali się do Betlejem. Tuż przed wjazdem do miasta, w miejscu, w którym w czasach bizantyjskich wzniesiono oktagonalny kościółek Kathismę, a nieopodal którego prowadzi dziś droga z Jerozolimy do Betlejem, Maria miała poczuć pierwsze bóle porodowe.

Schronienie z litości

„A ty, Betlejem, ziemio Judy, nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy” (Mt 2, 6) – mówią Mędrcy w Ewangelii św. Mateusza, powołując się na proroka Micheasza. Oddalone od Jerozolimy o 11 km, przez wieki pozostawało w cieniu miasta, wiodąc senny żywot przedmieścia. Ale nigdy nie zapomniano Betlejem jego dawnej chwały: to tutaj narodził się król Dawid, to tutaj żyli przodkowie Jessego. Nic dziwnego, że Józef mógł uznać Betlejem za godne miejsce narodzenia dla Boskiego Syna – godniejsze na pewno niż Nazaret.

Jeśli faktycznie tak myślał, to, co zastał na miejscu, musiało go bardzo zasmucić. Betlejem, do którego przybyli ze znużoną Marią, wcale nie przyjęło ich z otwartymi rękami. Nie tego spodziewał się po rodzinnym mieście. Może plotka wyprzedziła ich w drodze, może zniewaga rodziny dotarła tutaj pierwsza? Czy zabolała do tego stopnia, że aż „nie było dla nich miejsca w gospodzie” (Łk 2, 7) – nawet w tak szczególnej sytuacji? Na chwilę przed porodem? To były dramatyczne chwile; Maria musiała cierpieć. Zapadał zmrok, błądzili pewnie wąskimi uliczkami między domami z jasnego kamienia, lecz żadnych drzwi im nie otwarto. Pochodzący z Nablusu św. Justyn męczennik w „Dialogu z Żydem Tryfonem”, spisanym w II w., opisuje tę wędrówkę po mieście, zakończoną odnalezieniem bezpiecznego miejsca. Musieli wzbudzić litość czyjegoś serca: właściciel jednej z pobliskich grot pozwolił im na przenocowanie.

Prawdą jest, że w położonym na wapiennych wzgórzach Betlejem naturalne jaskinie mieszkańcy wykorzystywali m.in. do przechowywania zwierząt. Badania archeologiczne potwierdzają, że nad jaskiniami budowano niekiedy domy, by wytwarzane przez zwierzęta ciepło ogrzewało ich podstawy. Może więc Maria z Józefem, schodząc do groty, znaleźli upragnione ciepło; może towarzyszyły im też zwierzęta, jak w rozsławionym później fragmencie Księgi proroka Izajasza: „Wół zna swego gospodarza i osioł – żłób swego pana”? Że było to miejsce dla zwierząt, nie ma wątpliwości Orygenes, który w III w. napisał o słynnej w okolicy betlejemskiej grocie, już wtedy tłumnie nawiedzanej przez pielgrzymów chrześcijan. Nad czczoną grotą cesarzowa Helena wzniosła w IV w. bazylikę Maryi Matki Bożej. W VI w. Justynian postawił na tym miejscu kolejną, imponującą rozmachem i wykończeniem. U początku XVIII w. najświętsze miejsce Betlejem oznaczono czternastoramienną gwiazdą z łacińskim napisem: „Tu z Maryi Dziewicy narodził się Jezus Chrystus”.

Pierwsza pasja Marii

Trudno sobie wyobrazić, co musiała czuć, gdy rozpoczął się ten poród, pierwszy przecież w jej życiu. Ile Maria mogła mieć wtedy lat? Czternaście, piętnaście? Żadne źródło tego nie potwierdza, choć z tradycji wiadomo, że kobieta rozpoczynała życie żony i matki wkrótce po pierwszej miesiączce. Czy Józef zdążył poprosić we wsi o pomoc, czy towarzyszyły Marii jakieś kobiety, położne, jak sugeruje Protoewangelia Jakuba? Jeśli nie, Maria przechodziła wówczas osobistą Pasję. Odrzucona przez rodzinę swoją i Józefa, w bólach i strachu wydawała właśnie na świat syna, o którym anioł powiedział, że będzie Zbawicielem.

„Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie”, napisze Łukasz, a obecność drewnianego żłóbka potwierdzi na przełomie IV i V w. święty Hieronim. Maria i Józef musieli czuć nieadekwatność zaistniałej sytuacji do okoliczności: oto obiecany im Syn-Mesjasz przyszedł na świat w ubogiej grocie, pośród zwierząt, a zamiast w kołysce, przygotowanej pewnie zawczasu przez cieślę Józefa, złożono go w żłobie. Wkrótce pojawili się w grocie pasterze z okolicznych pól, kłaniając się Dzieciątku. A „Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2, 19).
Co do dalszych losów młodej Świętej Rodziny ewangeliści Mateusz i Łukasz niezupełnie się zgadzają. Rozbieżność pojawia się już w samym datowaniu opowieści o narodzeniu Chrystusa: spis ludności, o którym pisze Łukasz, gdy „wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz”, według historycznych źródeł odbył się w 6 r. n.e., zaś król Herod Wielki, wpleciony w treść opowieści Mateusza, zmarł w 4 r. p.n.e. Różnica może wynikać z tłumaczenia albo też z faktu, że trudno precyzyjnie umiejscowić na osi czasu wydarzenia sprzed dwóch tysięcy lat.

Mateusz wprowadza dramatyczną opowieść o rzezi niewiniątek i zemście króla Heroda. Oto Mędrcy ze Wschodu, rozpytując władcę o miejsce narodzenia króla żydowskiego, budzą w Jerozolimie ogromny popłoch. Herod nie może pogodzić się z nadejściem potencjalnego następcy tronu, wydaje więc wyrok na wszystkich chłopców do lat dwóch narodzonych w Betlejem.

Lęk przed utratą władzy

Kim jest Herod – król Judei, przed którym ostrzegł Józefa we śnie sam anioł? Pomocą w rozeznaniu służy nam Józef Flawiusz. Z jego „Dawnych dziejów Izraela” dowiadujemy się, jak wyglądała droga Heroda do tronu, jak ożenił się z Mariamme z królewskiego rodu Hasmoneuszy, i jak dzięki swoim koneksjom i zdolnościom uzyskał władzę nie tylko nad Jerozolimą, ale też nad częścią dzisiejszej Jordanii, Libanu i Syrii. Ukazuje naszym oczom elastycznego polityka, zarządcę potrafiącego utrzymać się przy władzy i przypodobać, komu trzeba. Takiego, który Twierdzę Antonię buduje na cześć Marka Antoniusza, Cezareę dla Cezara, dla Żydów rozbudowuje Drugą Świątynię w Jerozolimie. Historyczne potwierdzenie zyskuje też biblijna sugestia o morderczych zamiarach Heroda wobec wszystkich tych, którzy mogliby mu zagrozić. Zamordował m.in. swojego pierworodnego syna, Mariamme i jej synów. Ze strachu przed utratą władzy zgładził drugiego z nich zaledwie na kilka dni przed własną śmiercią. Czy jednak Mateuszowa opowieść o rzezi niewiniątek znajduje potwierdzenie w dokumentach historycznych? Nie, nie wspominają o niej żadne inne źródła poza Ewangelią. Czy więc zgładzenie kilkunastu czy kilkudziesięciu dzieci w wiosce Betlejem w obawie przed utratą tronu można uznać za prawdopodobne? Nie można tego wykluczyć, sądząc po tym, co wiemy o Herodzie, jego rozchwianej psychice i paranoicznej trosce o władzę.

Skoro więc anioł pojawił się we śnie Józefa i nakazał uciekać do Egiptu, Maria przytuliła dziecko do piersi i wyruszyła w kolejną podróż. Tradycja głosi, że po drodze – zaledwie dwieście metrów od groty, w której narodził się Jezus – zatrzymali się na chwilę, a z piersi karmiącej Marii upadło kilka kropel mleka i zabarwiło grotę na biało. Dwa tysiące lat później w tym miejscu kobiety nadal modlą się o macierzyństwo, a bezpłodne pary otrzymywały od Boga dar życia.

Strach przed Herodem nie musi być jedynym, co popchnęło Świętą Rodzinę do ucieczki. W perspektywie mieli przecież powrót do Nazaretu. Według Łukasza mieli wrócić tam zaraz po obrzezaniu Jezusa, według Mateusza – po śmierci Heroda. Czy bali się, że wraz z ich powrotem ożyją plotki sprzed wyjazdu? Ale Józef i Maria podążali za Bożym planem: mieli przecież Syna, który w przyszłości miał dokonać Zbawienia. Musiało się wypełnić proroctwo: „Nazwany będzie Nazarejczykiem” (Mt 2, 23).

Za betonowym murem

Dwa tysiące lat później droga z Betlejem do Nazaretu i Jerozolimy nie wygląda już tak samo. Zamiast liczyć kilometry w linii prostej, należy uwzględnić linię granicy, dostępne checkpointy, meandry dróg przejezdnych w zależności od tego, czy jest się Żydem, Palestyńczykiem, czy kimś zupełnie obcym. Trzeba zatrzymać się przed betonowym murem, otworzyć torbę, udokumentować prawo do poruszania się po tym czy tamtym obszarze, cierpliwie znieść długość kolejki. Nie przestraszyć się czerwonej tablicy ostrzegającej przy wjeździe do sąsiadującej z Betlejem wioski Beit Jalla: „Ta droga prowadzi do strefy A. Wjazd zabroniony dla obywateli Izraela, stanowi zagrożenie dla ich życia i wykroczenie przeciwko izraelskiemu prawu”. Gdyby więc Jezus miał przyjść na świat właśnie dzisiaj, jego żydowscy rodzice nie dotarliby do Betlejem wcale.

Dwa tysiące lat później w Betlejem dźwięk dzwonów z Bazyliki Narodzenia miesza się z głosem muezina z minaretu pobliskiego meczetu Omara. Wyznawców Chrystusa – tych, którzy ciągnęli do Betlejem przez wieki – jest z roku na rok coraz mniej. Trudna sytuacja ekonomiczna, niekończący się konflikt i zmiana charakteru miasta skłaniają Palestyńczyków-chrześcijan do trwałej emigracji.

Ale przez kilka grudniowych tygodni Betlejem stroi się w choinki i lampki, czeka na przyjście Jezusa. Czeka z radością, bo to dla mieszkańców czas jaśniejszy i lepszy, w którym na chwilę można zapomnieć o sytuacji politycznej, braku perspektyw i pracy. W miasteczku tłumnie gromadzą się turyści i dziennikarze, a gdy wyjeżdżają, opowiadają światu o tym, jak trudno żyje się w świętym mieście za betonowym murem. I że Betlejem prosi o pokój.

I tak rok w rok, nieustannie, w kółko, jakby to Narodzenie trzymało miasteczko przy życiu, nie tylko w znaczeniu materialnym. Faktycznie: bo któż lepiej niż wcielony Bóg zrozumiałby ludzki strach, biedę, odrzucenie i upodlenie? Za kilka dni znów tam się urodzi. ©

Za wspólną podróż z Jerozolimy do Betlejem, przybliżenie realiów życia w Judei w czasach narodzenia Chrystusa i opiekę merytoryczną nad tekstem dziękuję dominikaninowi o. Łukaszowi Popce z Francuskiej Szkoły Biblijnej i Archeologicznej w Jerozolimie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. w 1987 r. w Krakowie. Dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego” z Izraela, redaktorka naczelna polskojęzycznego kwartalnika społeczno-kulturalnego w Izraelu „Kalejdoskop”. Autorka książki „Polanim. Z Polski do Izraela”, współautorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2016