Dziś Brecht robiłby rap

Załóżmy, że Bertolt Brecht i Kurt Weill nie urodzili się w kajzerowskich Niemczech, lecz w Polsce czasu neoliberalnej transformacji. Chcą dziś wystawić „Operę za trzy grosze”, by w mocnych tekstach i muzyce oddać głos społecznemu rynsztokowi. Jaka będzie reakcja? Oczywiście panika od prawa do lewa.
w cyklu WOŚ SIĘ JEŻY

24.01.2019

Czyta się kilka minut

Rafał Woś / Fot. Grażyna Makara /
Rafał Woś / Fot. Grażyna Makara /

Język, muzyka i postacie dzisiejszej „Opery za trzy grosze” byłyby oczywiście zupełnie inne. Zamiast jazzu, sprostytuowanych pomywaczek i cuchnących pijaków mielibyśmy pewnie rap, zaćpanych dilerów oraz niezbyt sympatycznych i żyjących na bakier z prawem ziomków z osiedla. W zasadzie więc możemy od razu założyć, że Bertolt Brecht (syn Bertolda Friedricha – ur. 1898 w Augsburgu) mógłby się nazywać Tomasz Chada (syn Bogdana, ur. 1978 w Warszawie). A Kurt Weill (ur. 1900 w Dessau) nazywałby się Marcin „Kali” Gutkowski (ur. 1981 w Krakowie). Chada i Kali to polscy raperzy, zaliczani do nurtu tzw. rapu ulicznego. O pierwszym z nich powstaje właśnie film fabularny „Proceder”, który współtworzę. Z drugim zrobiłem rozmowę, opublikowaną niedawno w „Tygodniku Powszechnym”.

Reakcje na wciąganie twórców z tego najbardziej rynsztokowego nurtu hip-hopu na publicystyczne salony rozpięte są od zdziwienia po przyganę. Ta pierwsza postawa sprowadza się do przekonania, że rap (w końcu muzyka nienowa) jest już przecież dobrze reprezentowany w opiniotwórczym „głównym nurcie”. Od czasu do czasu pojawi się wszak rozmowa ze Szczecinianinem Łoną, który w swoich błyskotliwych i niebywale zabawnych (porównywalnych frazą do Przybory) tekstach łaje polską zaściankowość, ksenofobię czy zacietrzewienie. Jest też miejsce na pochodzących z zasłużonego muzycznie rodu Waglewskich raperów Fisza i Emade. Albo na zblazowanego millenialsa Taco Hemingwaya. O co więc chodzi? Czy naprawdę jeszcze musimy zawracać sobie głowę jakimś Chadą i Kalim, którzy rymują o tym, że „łatwe dziewczyny za towar biorą w usta / marzą o nowych butach, sylikonowych biustach” albo „ziomek zbiera na kaucję, sąsiadka z klatki na zabieg”.

Druga reakcja to oburzenie. Czasem na sam język (wulgaryzmy). Częściej zarzut brzmi „I po co to promować? Przecież to patologia! Czy nie lepiej zająć się pozytywnymi historiami? Tych, co wzięli sprawy w swoje ręce i wydostali się z bagna?”. Pomijam już fakt, że „branie spraw w swoje ręce” to chyba najczęstszy motyw powracający w całym rapie, mówi o tym zresztą Kali w wywiadzie dla „Tygodnika”. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że przyczyna oburzenia tkwi gdzieś głębiej. Jest niewypowiedziana i nikt się do niej nie przyzna, ale wydaje mi się (poprawcie mnie, jeśli się mylę), że jest tu zaszyty jakiś rodzaj przekonania, że sztuka to nie jest coś, co powinno wychodzić z takich miejsc jak ulica, osiedle czy cela więzienna (i Chada, i Kali byli skazani za różnego typu przestępstwa). Owszem – my, stojący po stronie kultury wysokiej – chcielibyśmy, żeby szerokie masy konsumowały kulturę i stąd rytualne utyskiwania, że „Polacy nie czytają książek” (oczywiście chodzi nie o „nas”, Polaków oświeconych, tylko o „tamtych”, Polaków z klas niższych). Widać to, ilekroć „tamci” Polacy za robienie sztuki się biorą. Towarzyszy im obojętność, szydera lub grymas gniewu opiniotwórczych mediów. I podstawianie im jak najgorszych motywacji.


Czytaj także: Uratowany przez rap - rozmowa Rafała Wosia z Marcinem "Kalim" Gutkowskim


Wobec raperów stosowana jest cała paleta zarzutów: od hedonistycznego materializmu (kult hajsu, bryk i drogich ciuchów), po sympatie prawicowo-nacjonalistyczne. Gdyby na podobnej zasadzie rozumowali odbiorcy „Opery za trzy grosze”, to Brecht i Weill mieliby poważne kłopoty. Słynną balladę pomywaczki Jenny o tym, jak to kiedyś powystrzela tych wszystkich wielkich państwa, którzy mają ja za ostatni śmieć, da się przecież czytać jako nawoływanie do przemocy! A gdy oszust i morderca Mackie Majcher pyta retorycznie „Czym jest włamanie do banku wobec założenia banku? Czym jest zamordowanie człowieka wobec wynajęcia człowieka?” Przecież to jawne podważanie wiary w sens uczciwej pracy i moralny relatywizm! Z kolei słynne „Najpierw żarcie, potem moralność” to wszak nic innego, jak schlebianie najniższym instynktom i promowanie „roszczeniowej postawy”.

Do tej listy należałoby dopisać jeszcze jeden zarzut. Stawia mi go Jan Jęcz z magazynu „Kontakt", przyznając nawet, że uliczny rap coś tam ważnego o niesprawiedliwościach polskiego kapitalizmu opowiada. Ale – radzi Jęcz – tych, którzy próbują to (po swojemu) nazwać, należałoby najpierw bardzo dokładnie przebadać pod kątem słuszności poglądów. Sprawdzić, czy Kali albo Chada nie są przypadkiem homofobami, mizoginami, ksenofobami, przemocowcami, miłośnikami łowiectwa albo przeciwnikami przyjmowania uchodźców, a następnie zadać sobie pytanie, czy możemy się nimi interesować, skoro nie widać w ich twórczości mocnego stawiania (skądinąd ważnego) tematu praw osób transpłciowych albo praw reprodukcyjnych kobiet. Nota bene te wszystkie zarzuty można by postawić nie wspomnianym artystom i Wosiowi, który ich promuje, lecz także... Bertoldowi Brechtowi, u którego np. motywy queer też pojawiają się dość rzadko.

Proszę mnie źle nie zrozumieć. Jestem wdzięczny za wszystkie krytyczne uwagi (oby wyrażane w formie innej niż „ten kretyn Woś”). Dziękuję za inspirację i zwrócenie uwagi na rapera Sabę, którego nie znałem (szkoda, że gość jest z Chicago, a nie z Kielc). Będę się jednak upierał przy paru sprawach.

Po pierwsze, zwracam uwagę, że zainteresowania „rapem rynsztokowym” jest w pierwszej lidze publicystyki zbyt mało. A szkoda, bo da się z nich wyczytać kawał historii polskiej transformacji i polskiego kapitalizmu. Tego nie znajdziecie ani u Łony, ani u Fisza, Bisza, Quebo i Taco, ani tym bardziej w doskonale wypranej ze społecznych treści muzyce popularnej. Bez Chady i Kalego będziemy biedniejsi.

Po drugie, postuluję jednak więcej szacunku dla rapu ulicznego i mniej instynktownej wrogości wobec jego przedstawicieli. Trzeba pamiętać, że w III RP za parawanem liberalnej demokracji doszło do klasowej przemocy. Polskie klasy pracujące straciły podmiotowość wywalczoną w wielkich bólach w poprzednich 100 latach, stając się przedmiotem darwinistycznej gry podaży i popytu, rozgrywanej w coraz to bardziej zglobalizowanej skali. Towarzyszył temu zalew negatywnej propagandy, wymierzonej w tych, którzy nie chcą się pogodzić z „nieuchronnymi” zmianami i „globalnymi trendami”. W okrutny sposób przeciwstawiano „zaradnych”, którym udało się wyrwać z biedy, reszcie „luzerów”. Tym drugim pozostała bezgłośna wściekłość. Rap uliczny próbuje ten porządek kontestować. Daje nadzieję tym, których reszta społeczeństwa się wyrzekła. Uszanujmy i naprawmy błąd, zamiast go pogłębiać.

Po trzecie, zachęcam do otwarcia serc i uszu na to, co właściwie raperzy tacy jak Chada i Kali do nas mówią. Zamiast z diabloczułym detektorem różnego typu „izmów” (od seksizmu po antysemityzm), wejdźmy w tę muzykę z… ciekawością. Wiem, że to trudne. Bo najpierw samemu trzeba odrzucić najstraszniejszy „izm” opiniotwórczych elit. Czyli klasizm. Przekonanie, że „tamci” są od nas gorsi, głupsi i mniej szlachetni.

Po czwarte (i to już jest argument dla tych, co odwołują się do wartości chrześcijańskich). Przypomnijcie sobie, jak Jezus odpowiada na przekazane mu przez uczniów pytanie, dlaczego jada wspólnie z celnikami i grzesznikami? I czy przypadkiem swoją dość oczywistą odpowiedzią nie doprowadził do „samozaorania” pytających.

Polecamy: "Woś się jeży" - autorska rubryka Rafała Wosia co czwartek w serwisie "TP"

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej