Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ona miała wiarę. A przeciwieństwem strachu nie jest odwaga, lecz właśnie wiara” – tak wspomina ją mąż, Enrico. Klara Corbella Petrillo zmarła 6 lat temu, 18 lipca rozpoczął się jej proces beatyfikacyjny.
Kard. Agostino Vallini, który prowadził pogrzeb Klary, powiedział, że to „druga Joanna Beretta Molla”. 28-latka, kiedy na początku ciąży wykryto u niej raka, zdecydowała się opóźnić chemioterapię, żeby nie zaszkodzić dziecku. Liczne przerzuty sprawiły, że jej stan po porodzie był już terminalny.
Klara i Enrico, którzy pobrali się w 2008 r., mieli za sobą dramatyczną historię poprzednich ciąż: Maria zmarła 50 minut po narodzinach z powodu bezmózgowia, podobnie Dawid – ze względu na brak nerek i deformację płuc. Dzieci ochrzcili i czuwali przy nich do ostatniej chwili. Badania genetyczne nie wykazały czynników ryzyka. Dlatego Klara i Enrico zdecydowali się na kolejną próbę: tym razem płód był zdrowy. Spokojne oczekiwanie na narodziny przerwała diagnoza: owrzodzenie na języku Klary okazało się nowotworem złośliwym. Lekarze wycięli, co się dało, nie zapobiegło to jednak rozwojowi choroby.
Świadkowie ostatniego roku życia Klary wspominają, że mimo cierpienia – ból onkologiczny obezwładnia – wychodzili od niej zbudowani. Ufała Bogu, ale nie na zasadzie oczekiwania na cud, tylko zawierzając Mu siebie i rodzinę. Nie skarżyła się, ale dziękowała: także za to, że mogła poznać swoje dzieci i spędzić z nimi choć chwilę. Synkowi Franciszkowi zostawiła list: „Idę do nieba, aby zaopiekować się Marią i Dawidem, ty zostajesz tutaj z tatusiem. Będę się za ciebie modlić”. ©℗