Dziennik z bunkra Miła 34

6-ty dzień, 24.4.43 – Spokój aż do 12-ej godziny, „Alarm”, Niemcy są w naszym domu, szczęśliwie przeszedł, śpimy dalej.
Reprodukcja fragmentu dziennika,  plan został narysowany w niedzielę  2 maja 1943 r.  / Fot. W zbiorach Kibucu bojowników getta, Izrael
Reprodukcja fragmentu dziennika, plan został narysowany w niedzielę 2 maja 1943 r. / Fot. W zbiorach Kibucu bojowników getta, Izrael

Porządek dnia jest u nas odwrócony, śpimy w dzień, gotujemy i jemy w nocy. Znajdujemy się w schronie przeciwlotniczym, panuje tam wielka cisza, Jest 20-ta godzina, słychać kroki na zewnątrz schronu. Ktoś puka w „Judasza” (zamaskowany otwór obserwacyjny), przez kilka minut jest wielki niepokój.
Ludźmi, którzy pukają jest p. Rosenheim i p. Sonia. Alarmują nas, że pali się. Wszyscy młodzi ludzie wychodzą na podwórze, dom stoi w płomieniach, podpalony został front domu. Płoną mieszkania, przystępujemy do akcji gaszenia. Natychmiast otwieramy zbiorniki wody, którą zalewamy mieszkania leżące ponad nami. Wyglądamy przez okno i widzimy jak całe ghetto, pali się stojąc całe w płomieniach.
Podziwiamy naszych chłopców w roli strażaków. Nie mają żadnego stracha przed ogniem, gdyż i tak skazani są na śmierć; kto nie oglądał tego widoku ten zaoszczędził sobie wiele nerwów i zdrowia.
Chłopcy gasili ogień do 2-ej w nocy. Pan Kerman budzi nas, wychodzimy do mieszkania, znajdującego się nad nami, zakręcamy kurki wodociągowe, ponieważ woda biegnie do piwnicy. To wszystko czyni p. Arenbrand, jego żona i ja. Czerpiemy wodę z 3-go piętra, jednak próżna praca – Niemcy są z powrotem w pobliżu. Biegniemy z powrotem do schronu.
W godzinach południowych Niemcy ponownie podpalili dom, tym razem nie górną część domu, lecz podłogę, leżącą nad naszym głównym schronem przeciwlotniczym.
Postanowiliśmy nie gasić ognia, samiśmy podpalili schody prowadzące do naszej piwnicy, oraz wszelkie drzewo i materiały łatwopalne, wałęsające się po podwórzu i po mieszkaniach. Nie tylko my. lecz wszyscy Żydzi w domu uczynili tak. O 6-ej rano idziemy spać. Ghetto pali się wciąż jeszcze.

8-my dzień, poniedziałek 26-4-43
Nasz dom płonie dalej. Dom od strony ulicy Zamenhofa, gdzie ludzie ukrywali się, pali się również. Ludzie uciekają z tamtąd i przybywają do nas, ciężka (katastrofalna) sytuacja zbliża się. Ze względu na ilość ludzi jest w schronie ciasno, a jeszcze więcej chce się dostać doń. Szturmują „Judasza” i proszą o wpuszczenie. Ludzie krzyczą i sprzeczają się między sobą, każdy chce się dostać do schronu. O każde pomieszczenie jest tymczasem ciężko. Około rana sprawa się nieco wyklarowała, wielu ludzi umieszczono w innych schronach. Innych znowu umieszczono w schronie u p. Sowy i Rosenheima, resztę umieszczono u nas.
Przez dym i swąd ognia pobyt w piwnicy stał się prawie niemożliwy. Zaklejamy szpary od drzwi paskami papieru. Chcę pójść do mego brata, który znajduje się w innym bunkrze drugiego podwórza, jednak jest to zbyt daleko i zbyt niebezpiecznie.
Powietrze w piwnicy jest straszliwe, ludzie duszą się prawie, wielu traci już przytomność, sytuacja jest bardzo ciężka, o spaniu nie ma mowy, gdyż w takim wypadku istnieje możliwość uduszenia się.

ty dzień, wtorek 27. 4-43.
Właściciele bunkru siadają po raz pierwszy do narady. Chodzi o ludzi, którzy przybyli z innych bunkrów i nie mają nic do jedzenia, ponieważ nie mają zapasów żywności. Po za tym panują sprzeczki i tumult w naszym bunkrze. Zapadło następujące postanowienie, przy którym był obecny p. Bychowski, przybyły z innymi ludźmi: Codziennie wydawać się będzie dodatkowo 1 talerz zupy i kubek kawy na osobę. Racje mają wydawać najstarsi, ci którzy gotują jadło. Wybrano najstarszego do podziału jedzenia, który już poprzednio zajmował się tymże. Wszyscy byli zadowoleni z tego załatwienia sprawy.
Następnie wybrano kilku ludzi dla zaprowadzenia porządku w bunkrze, po za tym ustanowiono wartę, najstarszym wybrano p. Mordecho. W ten sposób zakończył się dzisiejszy dzień. O 6.30 wszyscy leżeli w łóżkach, jeśli w naszych warunkach można to nazwać łóżkami; w mojej koi (łóżku) położono małego chłopczyka. Mały leżał tak niespokojnie, tak kręcił się i rzucał, że mnie boki zaczęły boleć, jednak Bogu dzięki dzień przeszedł dobrze. Nagle trzask, granat ręczny pękł w pobliżu, ludzie podnoszą się, jednak w dalszym ciągu panuje jaknajwiększa cisza. Nieprzyjaciel jest dookoła naszego domu, szuka nas. Naszą obroną jest jaknajwiększy spokój. O 6-ej mam wartę. Z dali słychać strzały.
Mamy obecnie godzinę 19tą min. 35.

Wieczór, środa 28. 4-1943 r.
Dziś dziesiąty dzień, który przeżywamy w bunkrze. 10 dni walki z naszym najkrwawszym wrogiem, który zamierza nas całkowicie zniszczyć. Ten sam rozpoczął z granatami i tankami i kończy podpalaniem domów. My mamy wytrwałość i miejmy nadzieję, że przetrwamy. Walczymy o sprawiedliwość i o prawo do życia. Tymczasem bombardowanie i ostrzeliwanie uspokoiło się i niebezpieczeństwo odwróciło się od nas. Ludzie myją się, rozdaje się kawę, gotuje jedzenie – wszystko robi się w spokoju. Wszyscy ludzie i wartownicy pracują dzielnie, wszystko według wskazówek kierującego w bunkrze. Dzień przeszedł normalnie.

11 dzień, czwartek 29. 4-43 r.
Była bardzo krytyczna noc. O godz. 4-ej popołudniu nieprzyjaciel rzucił granat do naszej piwnicy. Skutek był duży. W przedniej ścianie utworzyła się dziura wielkości palca, mówi się że wróg podłożył maszynę piekielną. Taką samą noc miał nasz sąsiad, Sowa. U niego granat ręczny zerwał dach, Bogu dzięki wszystko przeszło szczęśliwie. Dzień był normalny. Higiena stoi na „najwyższym poziomie”.
Wydaje się, jakgdyby człowiek zbudził się z głębokiego snu, człowiek poczyna realnie myśleć. Zaczyna się myśleć o ucieczce na aryjską stronę. Kto ma możliwość, ten zaczyna się przygotowywać, to są realne myśli, ale nie dla każdego przystępne, gdyż u nas w piwnicy nie ma możliwości utrzymania się na dłuższy czas. Nieprzyjemne powietrze, wszy i ciasnota panuje przede wszystkim. Cóż nam za tym pozostaje – wyjść i ryzykować życie, czy też tutaj umrzeć? Kto posiada możliwość i odwagę ucieczki na drugą stronę, powinien to uczynić jednak trzeba parę dni poczekać. Jeżeli nieprzyjaciel odstąpi od szturmu, możliwość ucieczki będzie większa. A zatem czekamy.

Piątek, 30. 4–1943
Dzień przebiegł normalnie, w nocy mieliśmy wszyscy wielkiego stracha, wróg szuka nas wszędzie. Nadsłuchuje, puka, kręci się wszędzie, naszą obroną jest największa cisza i spokój. W sobotę w nocy mieliśmy także godzinę niepokoju, od godz. 11-ej po południu był już wróg czynny. Eksplozje granatów nie pozwoliły ludziom na sen.
O godz. 12-ej rozpoczęłam z p. Tabacznikiem służbę. Słyszymy, że wróg pracuje robi coś przy ścianie domu, przygotowuje coś. Trzask pękających granatów zbliża się coraz bardziej. Nagle straszliwy huk, mury zadrżały, prawie wszyscy wyskoczyli z łóżek. Nic jednak się nie stało. Znów panuje wśród nas największa cisza. Z daleka słychać jeszcze huki i eksplozje, akcja toczy się dalej. Spałam 2 godziny, zegar wskazuje 4-tą w nocy.
Dziś nie rozdzielaliśmy kawy, ponieważ u p. Sowy w schronie pękła rura wodociągowa i z tego też powodu zamknął on wodę (t.zn. zakręcił). Po raz pierwszy czerpiemy wodę z naszej studni. Woda jest tylko do gotowania, gdyż od mniej więcej 2-óch miesięcy nie była filtrowana. Nasz schron jest jak łaźnia, t.zn. jest tu tak gorąco.
Brak powietrza staje się coraz większy. U niektórych ludzi zauważa się nawet wysypkę na ciele i skórze, co jest nie dobrym objawem. „Judasza” (otworu) nie otworzono dzisiaj. Nasi „aryjczycy” nie mogą wyjść, sytuacja jest niejasna, czekamy.
Wieczorem nasz wywiad stwierdził na ulicy wielki niepokój, prawdopodobnie akcja trwać będzie w nocy. Za dnia i w nocy musimy pozostać w naszej kryjówce.

Rano – Niedziela, 2. 5-43.
Nasza akcja rozpoczyna się oczyszczeniem z krwi przed naszym schronem. O godz. 13-ej słychać mocne głosy głośne rozmowy, dalej słychać na schodach przedniego frontu (t. zn. na schodach któreśmy spalili) głośne ruchy. To są ludzie z pracy oczyszczającej. Jak opowiada p. Sowa, Niemcy znaleźli wczoraj ludzi z naszego domu, którzy przez kilka dni wałęsali się po podwórzu, zażądano od nich, aby powiedzieli prawdę i pokazali dojścia do schronów. Na szczęście ludzie ci nie mieli o tym pojęcia.
Jestem obecnie na warcie, mam jeszcze 2 godziny czasu. Nakreślę tutaj plan naszego bunkru ze wszystkimi dostępami. Myśl zbudowania bunkru wypłynęła dopiero po akcji styczniowej [tu rysunek bunkra].
Stale byliśmy zdania, że należy się dobrze ukrywać. Ludzie, którzy posiadali „ausweisy” pracy, i pokazywali się w czasie blokad, byli zabierani. Pozostali jedynie ci, którzy ukryli się. Z tego powodu budowa bunkrów stała się masową, dniem i nocą pracowano z wielkim zapałem, budowano n.p. prycze, podłogi, schody, wykopano studnię. Drzewo do budowy wzięto z mieszkań (t.zn. z opuszczonych mieszkań). Budowanie trwało 6 tygodni. W czasie budowy zaopatrzono się na później w prowiant. To wszystko kosztowało nas wiele nerwów i zdrowia, ale nie mówmy o tem. Wszystko co przyniesiono było majstersztykiem (t.zn. rekordem mistrzowskim). Aryjczycy przychodzili do pracy jedynie dla szmuglu. Zabierali ze sobą cukier i inne rzeczy a w zamian za to przynosili inny prowiant. To trwało aż do ostatniej akcji. Budowniczym naszego bunkru był p. Arenbrand. Najprzód zabudował on małą piwniczkę, która przytykała do ściany muru przy ul. Miłej 34. Z wejściem od lewej strony. Z chwilą, gdy wraz z wujkiem przeglądnęłam plan bunkru, powstała myśl rozszerzenia budowy na wszystkie piwnice. Wejście z prawej strony zostało zamurowane, tak że wszystkie nasze piwnice stworzyły jeden schron. Na początku budowa poszła szybko naprzód. Sporządzono [? – słowo nieczytelne] i wykonano wiele planów i obliczeń, aż t.zn. zanim bunkier otrzymał swój obecny wygląd. Ażeby dostać się do bunkra należy otworzyć klapę, która znajduje się na lewej ścianie muru, klapa ma rozmiar 45 x 30 cm. Po otworzeniu klapy należy się opuścić na głębokość 90 cm, następnie przejśc ½ metra w pochylonej pozycji, w końcu wejść po kilku schodkach i jest się w naszym schronie.
D.c.n.
W końcu po 5-ciu dniach ponownie wzięłam ołówek do ręki. Przeszło 5 ciężkich i tragicznych dni, ciężkich pod każdym względem. W tym krótkim czasie przeszliśmy bardzo wiele. Nasze warunki życia od chwili wejścia były bardzo złe, a zwłaszcza od czasu kiedyśmy 45-ciu ludziom udzielili gościny. Większość była bez odzieży i prowiantu. Sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej, gdy w poniedziałek o północy Elektrownia wyłączyła dopływ prądu. Stoimy przed trudnym problemem, na czym będziemy gotować? Większość zaopatrzona jest w prowiant, z którego w niegotowanym stanie nie można korzystać. Przyczyna jest prosta. Nie mamy żadnych pieców prowadzących do kominka. Najstarsi rozstrząsali tę sprawę przez 3 dni, w międzyczasie powstała sprzeczka. Sprzeczka przybrała takie rozmiary, że nawet brat z siostrą, przyjaciel z przyjacielem i wszyscy między sobą kłócili się. Głód nie zaoszczędził nikogo. Kłótnia była tak głośna, że z pewnością słychać ją było nazewnątrz bunkra. Sytuacja była zarówno okropna jak i niebezpieczna i prawie nie do rozwiązania. Wszystkie nasze usiłowania zawiodły, byliśmy bezradni. Wszyscy nasi fachowcy i ludzie mający jakie takie pojęcie o tym zasiedli do narady w jaki sposób rozwiązać problem ujścia dymu.
Duchowy stan ludzi był krytyczny. Nie mogą oni wytrzymać sytuacji, leżą częściowo bez przytomności na ziemi, zwłaszcza dzieci są najbardziej dotknięte, z ledwością żyją jeszcze, cebuli prawie już nie ma.
Przeszły już 3 dni, 3 dni bez ciepłego jedzenia. Ta sytuacja wpływa w dużym stopniu na zatargi między ludźmi. Problem kuchni jeszcze nie jest rozwiązany. Każdy był innego mniemania. Mimo długich utarczek i kłótni kuchnia została wreszcie postawiona, znaleziono ujście dla dymu. Nie wolno z nikim rozmawiać, ażeby utrzymać ciszę. Na wszystkie pytania otrzymuje się wstrętne i ordynarne odpowiedzi, ludzie w bunkrze, w przeciwieństwie do poprzedniego zachowania się, przyjęli bardzo niedelikatny sposób zachowania się.
O godz. 3 w nocy p. Tabacznik i ja postawiliśmy w przyległej komórce piec. Jedyny garnek rodziny Arenbrand był w użyciu.
Noc była straszna, panowała wielka nerwowość. Przez kilka godzin byłam świadkiem okropnego epizodu.
Ze znajdującego się w sąsiednim domu bunkra wyciągnięto Żydów. Podczas mojej 4-o godzinnej warty nocnej leżałam przy „Judaszu” i słuchałam rozmowy jaka się toczyła nazewnątrz. Rozmowa Niemców była pełna ironii i sadyzmu, u mnie wywołała ona lodowate zimno i burzącą się krew. „Tak”. Niemcy uważają, że mają rację. My mamy być mordercami, a oni chcą być wzorem dla etyki i humanitarności. Należało tylko słuchać tych pytań jakie oni sobie wzajemnie zadawali, pełne ironii i cynizmu. Straszliwa nienawiść w stosunku do nas, ściganych i męczonych działa tak, jakgdyby sypało się sól na otwarte rany. Ich dyskusja kończyła się stale podłym śmiechem, ten kto tego nie słyszał zaoszczędził sobie wiele wzburzenia. Tra, ta, ta, ra, ta, ta – Bum! Nieprzyjaciel strzela z karabinów maszynowych i rzuca granaty w bunker. Bunker zostaje częściowo zarzucony gruzem. Ludzie w bunkrze zachowują się jednak odważnie i z całym spokojem spoglądają śmierci w oczy. W milczeniu czcimy śmierć spalonych ludzi na stosie. Niemcy, każdego Żyda, którego znaleźli lub złapali rozstrzeliwują i palą na stosie w podwórzu Gminy Zamenhofa 19. Zwolennicy Hitlera, pachołkowie katowscy poddali się całkowicie pod rozkazy swego głównodowodzącego i wypełnili wszystko według rozkazu, który brzmi, że w roku 1943 nie będzie ani jednego Żyda w Europie.
W dniu dzisiejszym panowała długa cisza. Aż do późnego wieczoru leżeliśmy na pryczach po czterodniowym głodzie. Tej samej nocy gotowałam jedzenie tylko sobie, tak cicho jak to uczynił p. Tabacznik. Noc przeszła normalnie, Niemcy pracowali gdzieś w pobliżu, ludzie budzą się ze snu. Prościej mówiąc nie potrafią spać na twardych pryczach i na twardej ziemi, kości bolą ich. Monchak [?] zwarjował, zatkał przewód luftowy, w ten sposób wytworzył się mocny dym. Wskutek tego cierpi bardzo p. Sametowa [?], która choruje na serce. Wielokrotnie mdlała i Izak podtykał jej amoniak pod nos. Dzięki temu przyszła ponownie do siebie. Amoniak jednak spalił jej nieco usta. Oczyściliśmy przewód luftowy i poczęliśmy gotować, wszyscy byli zadowoleni z tego i z lepszym humorem ułożyli się do spania bo zjedli trochę. Ci, którzy mieli zupełnie zapadłe policzki uzyskali lepszy wygląd, oczy im pojaśniały i ponownie widać w nich iskierki życia. Teraz każdy wierzy, że przetrzyma wszystko. Niespodziewanie mamy znów światło elektryczne. Może zaświeci jeszcze słońce dla nas? Już najwyższy czas. Staje się jaśniej. W fantazji moje wydaje mi się przez chwilę, że schron nasz jest tonącą łodzią. Jesteśmy odcięci od całego świata, bezsilni i liczący tylko na własne siły. O ratunku nie ma żadnej mowy. Z niezwykłym wysiłkiem przedłużamy nasze istnienie.
Życie jest obecnie bardzo zagrożone a poziom życia szalenie niski. Ludzie nawpół nadzy, źle odziani, biegają melancholijnie po kamiennej posadzce, nie potrafią żyć, nie potrafią również umrzeć.
Najmniejszy szum albo dalekie pękanie granatów wywołuje reakcję u ludzi, gdyż wszyscy są przez stosunki wewnątrz przedenerwowani. A zatem, krótko mówiąc, mała łódka z wieloma ludźmi, z małym zapasem żywności, która płynie na wzburzonych falach i dla której nie ma ratunku. Niewesołe perspektywy. Czyni wrażenie, jakgdyby woda szukała słabego miejsca w łodzi, ażeby zrobić z nią szybki koniec. Biada nam. S.O.S.?
Sama się dziwię jak to jest możliwe, że w takich warunkach mogliśmy żyć i przetrzymać 3 tygodnie. Bardzo dobrze wiemy jaka to jest akcja, jeśli ona już naprzód była zapowiedziana. To jest likwidacja żydostwa warszawskiego, a zatem nasz koniec i wyniszczenie. Niemcy atakowali nas przez cały czas nocą, obecnie, rozszerzają ataki swe i na dnie. Musimy więc zachowywać się cicho na naszych pryczach, aby wróg nas nie usłyszał gdzie my jesteśmy. Nocą można się jednak odważyć, wyjść na ulicę. Dzień przeszedł dobrze przy odgłosie strzałów karabinów maszynowych i pękaniu granatów.
Nagle tumult. Jedni biegną z kubłami wody inni żądają kropli walerianowych. Ludzie padają bez przytomności na ziemię. „Co się stało?”. Sprawa wyjaśnia się. Przed krótkim czasem gotowaliśmy na gazie, dlatego też lekkie zatrucie, ten stan trwa aż do 2-go alarmu. Wychodzę na ulicę, pali się. Wszystko dookoła płonie, ulice: Miła, Zamenhofa, Kurza, Nalewki, Lubeckiego krótko mówiąc, wszystkie ulice płoną. Płoną mieszkania, warsztaty, magazyny, sklepy i całe domy. Całe ghetto jest morzem płomieni. Jest bardzo silny wicher, rozdmuchuje iskry z palących się domów w niepalące się i natychmiast niszczy wszystko. Obraz wstrząsający. Ogień rozszerza się tak bardzo, że ludzie nie dążą uciec z domów i giną w nich w tragiczny sposób. Pożar wywołuje wielki ruch na ulicy. Ludzie z węzełkami biegną od domu do domu z ulicy na ulicę, niema żadnego ratunku, nikt nie wie gdzie się schronić. Rozpaczliwie szukają i nic – żadnego ratunku, żadnej osłony, wszędzie panuje śmierć. Mury ghetta są całkowicie otoczone, nikt nie może wyjść ani wejść. Odzież pali się na ciele ludzi. Oni Krzyczą z bólu i płaczą, domy i bunkry palą się, wszystko, wszystko stoi w płomieniach. Każdy szuka ratunku, każdy chce ocalić swe życie.
Przez dym duszą się ludzie. Wszyscy wołają o pomoc. Wielu prawie wszyscy wzywają Boga „Boże, pokaż Twoją siłę, ulituj się nad nami”. Jak sfinks milczy Bóg i nieodpowiada. A wy narody czemu milczycie, czy nie widzicie jak się nas chce zniszczyć? Czemu milczycie?
[...nieczytelne] odpowiedzi. W jaki jest... [nieczytelne]
Wszystkie siły przeciwko nam.
Panuje wielki brak powietrza. Ludzie padają, częściowo bez przytomności, na ziemię. Bez przerwy bombarduje wróg granatami i bez końca słychać strzały karabinów maszynowych. Stale grzmi w powietrzu ogłuszając prawie. Mimo wszystkich niebezpieczeństw Żydzi biegną przez ulice, by uratować nagie życie. Wszystko jest ogarnięte przez ogień. Wygląda jakgdyby był już koniec świata. Ratujcie się, kto może. Jest okropnie, wszystko chce się ratować – kolosalna walka. Piekło wstąpiło na ziemię. Dantejskie inferno – nie do uwierzenia i nie do opisania...
Straszliwa noc przeszła, nieprzyjaciel daje w końcu spokój…
Nieprzyj Wróg rozpoczyna znów swoje dzieło zniszczenia… Dzień rozpoczął się. Z nowym dniem nastąpiła równocześnie cisza śmierci. Ludzie leżą w swoich kryj kątach bez jedzenia i picia. Płonący cmentarz. Słychać brzęk stłuczonego szkła i padanie palących się belek.
Chłopcy z naszej partii przyszli odwiedzić nas. Z podziwem i otwartymi ustami słuchamy opowiadań chłopców. Partia została rozpuszczona. Każdy pracuje na własną rękę i ryzyko. Według opowiadania chłopców w ghecie padło około 300 Niemców. Grupa „szczotkarzy” stawiała silny opór. Rozbili oni 2 auta ciężarowe z łotewskimi żołnierzami. Chłopcy z partii biegają wszędzie, brudni, nieogoleni i niewyspani. Ghetto płonie już 14-y (?) dzień, stoją jeszcze tylko kominy i szkielety spalonych domów. W pierwszej chwili przy oglądaniu tego widoku przechodzą człowieka drgawki. „Tak”, to jest dzieło wandalów hitlerowskich, którzy chcą całemu światu nadać ten wygląd. Z pewnością im się to nie uda.
Myślami cofamy się wstecz. Długoletnim trudem zdobyte rzeczy utraciliśmy. Jedynym co nam zostało jest schron. Oczywiście na dłuższy czas nie jest to bezpieczne schronienie. Żyjemy dniem, godziną, minutą
Tak się kończy rękopis.

 

Zachowano przekreślenia, pisownię i interpunkcję oryginalnego dokumentu. W nawiasach kwadratowych zaznaczono odniesienia oraz nieodczytane lub przypuszczalne brzmienie słów.

Czytaj także: Piotr Weiser: Jakim słowem określić dziennik z ulicy Miłej 34, prowadzony w piwnicy w czasie Powstania w Getcie? Głosem z podziemi?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2013