Dzień spalenia Zbawiciela

Komunizm był szary. Więc gdy się z niego wyzwoliliśmy, pozłociliśmy dachy i oblepiliśmy świat wizerunkami tanich kiełbas, bananów i cytryn. Tak, jesteśmy ledwo ucywilizowanymi plemionami, jak mówi podtytuł nowej książki Ziemowita Szczerka.

17.07.2018

Czyta się kilka minut

Ziemowit Szczerek, Kraków, listopad 2015 r. / ADAM GOLEC / FORUM
Ziemowit Szczerek, Kraków, listopad 2015 r. / ADAM GOLEC / FORUM

Pierwsza mundialowa rozgrywka biało-czerwonych nie odbyła się wcale na moskiewskiej murawie Spartaka. Odbyła się w mediach społecznościowych. „Soar, eagles, soar” – dopingował producent oficjalnych strojów naszej reprezentacji. Pomni debiutanckiej okładki nadwiślańskiego „Vogue’a” internauci zamarli skonsternowani. Oszołomieniu sesją zdjęciową, prezentującą orła wplecionego w oddychającą materię drużynowych trykotów, towarzyszyła niepewność, czy traktować ją jak wznoszącą piłkarskie gacie do poziomu haute ­couture kampanię godną nowej kolekcji Vetements czy niskobudżetową, złośliwą prowokację.

Poszło o scenografię. Mariaż narodowych dresów z postkomunistyczną przestrzenią handlowo-usługową i mieszkalną uderzył w nasz czuły punkt, podbijając kompleks wyszehradzkich krewnych Europy. Może i sexy, ale jednak – biednych. Vivienne Westwood miała kiedyś powiedzieć, że w tej części kontynentu moda nie ma racji bytu, tymczasem od kilku sezonów na światowych wybiegach króluje, wykorzystany także w sesji firmy Nike, postsowiecki szyk: kibicowskie szaliki, basenowe klapki w landrynkowych kolorach, bluzy z logotypami firm kurierskich, złote łańcuchy i białe skarpety dziergane cyrylicą, naciągnięte na nogawki dresów. „Squatting Slavs in tracksuits” (w spol­szczeniu: slawskłacze) weszli na salony i showroomy.

Jak przed laty, gdy w poszukiwaniach estetycznych za żelazną kurtynę zapuszczało się pokolenie punka, Zachód syci się nostalgią za przełomem lat 80. i 90., fetyszyzując i kapitalizując walkę o tożsamość młodych demokracji bloku wschodniego. Jednak slawskłacz, który dla projektantów francuskich czy hiszpańskich domów mody jest podniecającą fantazją o Rurytanii, Bordurii czy Krakozji, dzikiej i przaśnej słowiańszczyźnie, w krajach byłego bloku wschodniego drażni jako nośnik stereotypów, sankcjonowany okładkami luksusowych pism.

„To może wolelibyście nudną patriotyczną kampanię z wąsatymi husarzami?” – dopytywał jeden z internautów w twitterowej dyskusji pod zdjęciami kibicowskiej sesji. Żart okazał się nader proroczy. Słynny spot oznaczony zdradzającym jednak pewien kompleks tagiem #RespectUs, którego twarzą został Jacek Gmoch, rzutki trener wojów spod Cedyni i Kłuszyna, przygotował podatny grunt pod kolejną, godną szanującej się reprezentacji kolekcję, w której zamiast obcych naszej kulturze klapek i łańcuchów pojawią się swojskie szyszaki, karwasze i skrzydła.

Taki mamy kontekst i mimo że biało-czerwoni z wyprawy po swoje dawno już wrócili, walka husarii ze slawskłaczami toczy się w najlepsze na kartach nowej powieści Ziemowita Szczerka „Siwy dym”, w której rozochocone „gówniarzęta polskie” bez zastrzeżeń łykają już wyobrażenia Zachodu na swój temat.


Czytaj także: Ziemowit Szczerek: Moja wymarzona ojczyzna


I tak to leci: „Kucają, kucęta, w kucki, piją mocne piwa w wintydżowych puszkach, palą mocne papirrosy, którym odrywają ustniki, a jak się tu jaki zachodni slawskłacz napatoczy, a napataczają się, bestyje, to od nich podglądają, jak tu Słowianinem być jeszcze bardziej. (...) Bo od czasu, jak się Siwy Dym pojawił, to słowiańskość z jej całą duchowością wyobrażoną bardzo się na Zachodzie popularna stała. Mniej więcej tak samo jak indiańskość wśród pierwszych hipisów”.

Umarła powieść, niech żyje proza

Oto kolejna po „Międzymorzu” książka Szczerka, która sprawdza temperaturę zanurzonych w nacjonalistycznym smogu państw środkowej Europy. Pretendująca do powieści, choć raczej wyzwolona z rygorów gatunkowych awanturnicza proza sięga po elementy reportażu (głównie spod znaku gonzo) oraz eseju, bo taki slapstickowy remiks ma szansę uchwycić i na gorąco zreferować paranoiczno-surrealistyczną dynamikę naszych socjo-politycznych przemian.

Jeszcze kilka lat temu, gdy Polska ogłaszała się „zieloną wyspą” wśród pogrążającego się w recesji kontynentu, tematy, które spędzały sen z powiek rodzimym publicystom i sączącej koktajle z buraka hipsterii, dotyczyły głównie polityki przestrzennego zagospodarowania naszego kraju – począwszy od krwiożerczej deweloperki, na wszechobecnej pastelozie i szyldozie ulic skończywszy.

Jesteśmy narodem ekstremistów, diagnozował Andrzej Stasiuk w posłowiu do „Wanny z kolumnadą” (2013) Filipa Springera. Wolność od estetycznej poprawności i napomnień znawców („dizajnerskich paniczyków”, jak nazwie ich później Szczerek) na przekór obowiązującym trendom – jednak mu wtedy imponowała. Te seledynowo-malinowe fasady domków, przed którymi wędrują lwy, wielbłądy i krasnale, przydrożne mazowieckie zamki obłożone styropianem czy drewniane gospody wielkości krążowników, serwujące fantazję o chłopskim jadle, od których zwykliśmy odwracać wzrok, okazały się materią atrakcyjną literacko. Nie tylko dla Stasiuka.

Rok po „Wannie z kolumnadą” ukazała się „Siódemka” Szczerka, której bohater –popijając za kierownicą starego opla (wybór powodowany faktem, że w logotypie tej marki umieszczono Blitzkrieg) wódkę z colą i spotykając na swej drodze pokręconych mieszkańców ze Świętokrzyskiego, tworzy z siedmiu cudów trasy Kraków-Warszawa osobliwą księgę zachwytów.

Bo Szczerek swoje oszołomienie dzikością polskich serc i posesji nie tyle familiarnie, jak Stasiuk, deklaruje, co lepi z niego powikłany, nurzający się w ciężkich zwidach, język i świat. W tym świecie warszawski Plac Zbawiciela, osławiony Zbawiks, „centrum lewackiej, hipsterskiej, dandysowskiej, dolczewitowskiej Warszawy” i politycznej poprawności, płonie chyżo niby podpałka do grilla.

Ma swoją drogą Szczerek upodobanie do wysadzania w powietrze hipsterskich miejscówek i tożsamości, zdejmowania z popijających sojowe latte brodaczy całej tej „wrażliwo-przemądrzalskiej estetyki” i wyciągania na wierzch skrywanego wstydliwie Radomia.

Cóż, „Szczerek pisze Szczerkiem” – podsumował kiedyś na tych łamach Grzegorz Wysocki. Mieliśmy wystarczająco dużo czasu, by przyzwyczaić się, że zamiast ładnie skrojonych, okrągłych fabuł i zdań dostajemy tyleż fikuśny, co karkołomny melanż niepopularnych nad Wisłą gatunków i konwencji, przepuszczony przez halucynogenną wyobraźnię i językową maszynkę, którra zmieli wszystko, podkręci do maksymalnego rejestru i obsypie tęczowym brokatem popkultury, stosownie do krajobrazów miejsc, które opisuje.

Europa plemion

Po wędrówce przez Ukrainę w nominowanym do Nagrody Nike „Tatuażu z tryzubem” (2015) oraz przeprawie przez „Międzymorze” (2017) Ziemowit Szczerek bunkruje się na moment w dorzeczu Wisły. „Siwy dym” to opowieść o targanej plemiennymi wojnami Europie 2050 r. Opowieść, dodajmy, mocno wysmażona. Pojawiające się już wcześniej w twórczości Szczerka wprawki à la reporter wojenny z okresu narodzin New Journalism, w „Siwym dymie” udają po prostu dziennikarską robotę z linii frontu. Rozgorączkowana, pączkująca dygresjami, pełna kolokwializmów i makaronizmów proza, wypełniona hukiem rozrywających ciała bomb i odgłosów pijackich burd, odmalowuje Europę środkową jako miejsce totalnego chaosu. Dodatkowo akcja zanurzona zostaje w klimacie bliskim „Łowcy androidów”: ludzi identyfikują tu wyświetlane w wizorach tagi, a wzrok drażnią namolne hologramy reklam.


Czytaj także: Ziemowit Szczerek: Spis paradoksów Międzymorza


Bohaterem jest Marcin Szreniawa, postać nota bene historyczna. Jerzy Marcin Lubomirski herbu Szreniawa bez Krzyża był jednym z największych polskich awanturników końca XVII wieku. W jego barwnym życiorysie znalazł się także epizod przewodzenia bandzie rozbójników grabiących krakowskie ziemie. W powieści Szreniawa jest dziennikarzem neuropejskich (tj. działających na terenie Nowej Europy) portali, niestroniącym – jak na bohatera w stylu gonzo przystało – od narkotyków i alkoholu oraz momentami naprawdę niewiarygodnych rozrób, z zabójstwami włącznie.

Szreniawa przemieszcza się z Bałkanów przez Węgry, Czechy i Słowację aż do samej Warszawy, próbując zdawać na bieżąco relację z rozwoju wypadków coraz mocniej destabilizujących Mittel­europę. Tak jak większości krajów tej części kontynentu, Polski już nie ma – została podzielona na księstwa Pagłady i Brodacza. Z czym się kojarzy tym, którzy ją jeszcze pamiętają? „Ojciec gadał cały czas o ­husarzach, o hetmanach, którzy po tych polach, lasach i po tej pustce rzekomo galopowali na swoich rumakach rączych i mówili pół po polsku, pół po łacinie. Czytał na głos Paska (...), twierdząc, że nie było w historii bardziej wyrazistego Polaka niż tenże. I dowiadywałem się, jak to Pasek pokonał Turka, jak przecwaniaczył rokoszan Lubomirskiego, jak króla Wiśniowieckiego królem samojeden wybrał, i myślałem sobie, że to był ostatni czas, kiedy Polska była może i głupia, ale przynajmniej była sobą. (...) Gdy w opowieściach ojca dochodziło do rozbiorów tego dziwacznego Paskoidalnego tworu, to zawsze czułem coś w rodzaju ulgi”.

W odróżnieniu od poprzednich książek w „Siwym dymie” spotykamy nie tylko porte-parole Szczerka w roli łotrzyka i wojaka czy Szczerka-reportera, ale i Szczerka-socjologa. Tym razem podróżuje przez wyobrażoną, fantasmagoryczną raczej niż rzeczywistą Europę, albo – przez Europę, która porzuciła swój „zewnętrzny layout”, jak mówi sam autor, ujawniając etniczny partykularyzm grupowy. Bo przeżywa dzisiaj na nowo, we wszystkich dziedzinach, namiętność wspólnotową.

Państwa, które znamy, zmieniają się w leżące na sporym obszarze społeczności lokalne z ledwie zauważalnymi, nieszczelnymi granicami, pisze w „Retro­topii” – ostatniej swojej książce – Zygmunt Bauman. Tymczasem historyczne regiony, co wiemy z codziennych newsów, coraz bezwzględniej walczą o objęcie dotychczasowej roli państw, nawołując do wznoszenia murów i poddawania obcych plemion ekstradycji.

Pozbawiona mocy, by kształtować przyszłość, polityka przenosi się w przestrzeń pamięci zbiorowej. Znacznie bardziej podatną na manipulację i zarządzanie, co z kolei równie świetnie obrazuje ukazująca się równolegle z „Siwym dymem” powieść Marcina Kołodziejczyka „Prymityw”, w której politycznie unieważniony upływ czasu otworzył Wielkim Bohaterom Przeszłości drogę do ekshumacji i dyskontowania gwałtownego postępu gospodarczego. U Szczerka zbiorową wyobraźnią rządzą już nawet nie żołnierze wyklęci, a Światowidy.

W Europie, zwłaszcza środkowo-wschodniej, wciąż istnieje wiele ognisk potencjalnych konfliktów, których źródłem może być mentalność plemienna, przy czym do głosu dochodzą także duże grupy „wykluczonych”, którzy nie czerpią korzyści z przemian cywilizacyjnych i procesów integracji europejskiej, pisze profesor Jakub Potulski na łamach „Gdańskich Studiów Międzynarodowych”. „Wykluczeni”, próbując zagospodarować swoją wściekłość, szukają poczucia bezpieczeństwa w wąskich grupach społecznych, często izolując się z życia publicznego.

Zamiast „wspólnego europejskiego domu”, czytamy u Potulskiego, mamy do czynienia z coraz mocniej skłóconymi i wzajemnie się oskarżającymi wspólnotami, z których każda stara się realizować swoje własne interesy. To właśnie ci Europejczycy, którzy jeszcze 20 lat temu zachłystywali się odzyskaną wolnością i jej możliwościami, mieszkańcy Szczerkowej Poradziecji, są dziś najbardziej zaniepokojeni perspektywą otwartego świata.

My, Irokezi Europy

Przestrzeń wschodnioeuropejska wciąż pozostaje przestrzenią pionierską w podobny sposób jak amerykańska, dopowiada Szczerek w jednej z prasowych relacji z rumuńsko-węgierskiej granicy. Żyjemy na terytorium, które należało wypełnić treściami ze starej Europy, bo własnych mieliśmy niewiele.

Komunizm był szary. Więc gdy tylko się z niego heroicznie wyzwoliliśmy, zaczęliśmy gromadzić wokół siebie tony kolorowego plastiku, pozłociliśmy dachy i oblepiliśmy okna oraz drogi wielkimi płachtami, które codziennie uspokajają nas, że te góry kiełbas, bananów i cytryn cierpliwie czekają w najbliższym markecie. Tak, jesteśmy ucywilizowanymi plemionami, mówi podtytuł książki Szczerka, odsyłając czytelnika do historii amerykańskich Indian, którzy pragnąc utrzymać pokój z białasami z Południa, przejęli ich zwyczaje i porządki.

My, Irokezi subkontynentu, jesteśmy wobec prawdziwej Europy wtórni. Jako kraj w swojej historii zarazem kolonialny i kolonizujący odczuwamy jednocześnie wyższość, ale też pokrewieństwo z „niższością” byłych kolonii, co czyni nasze życie dość wstrętnym, jeśli nie nieznośnym, o czym przeczytamy sporo w „Siódemce”. Ale to błędne koło dominacji zyskało teraz dodatkowy napęd, mówi w „Siwym dymie” Szczerek. Lokalny partykularyzm zaczyna przeważać nad poczuciem europejskiej, czy nawet narodowej, wspólnotowości (a może właśnie zawsze przeważał, o czym świadczyć mogłaby rozpoczęta zaraz po upadku Poradziecji wojna na Bałkanach).

Buzują w nas coraz częściej dopuszczane do głosu prymitywne instynkty, których opis zajmuje większą część powieści Szczerka. Ale też – polityczna poprawność (ta w hipsterskim stylu) zostaje doprowadzona do absurdu: w przyszłości, w której rozgrywa się akcja „Siwego dymu”, Unia Europejska upadła, bo „nikt nie miał odwagi być złym człowiekiem”. Fizyczne granice obecnych państw to już jedynie zewnętrzny layout. Życie pulsuje pod spodem, w obrębie wyobrażonych, nieistniejących na mapie krain.

Mgła znad Gopła

Gdyby prześledzić splątane ścieżki Szczerkowej wyobraźni, w której dyskurs o Polsce rozpięty jest pomiędzy tezą o immanentnej dzikości nieskutecznie cywilizowanych plemion a ich wyobrażeniem o własnej potędze, nie sposób nie zobaczyć w autorze „Siwego dymu” podobieństw do kosmity polskiego teatru, Krzysztofa Garbaczewskiego.


Czytaj także: Wobec i wbrew: Dariusz Kosiński o teatrze Krzysztofa Garbaczewskiego


Ten ironiczny, niefrasobliwy, balansujący często na granicy komunikatywności czy znużenia teatr, począwszy od zrealizowanego w Teatrze Nowym w Warszawie „Życia seksualnego dzikich”, przez poznańską „Balladynę” po wystawiany w Starym „Poczet królów polskich”, konsekwentnie grzebie w naszych kompleksach i rozpracowuje narodowe mity.

Jest w powieści scena, w której Szreniawa wdziera się w kłębach trującego dymu na Czarny Zamek, by pod wpływem jędzowatych „przyspieszaczy” rozmówić się z królewskimi kryptami, a następnie skraść koronę i czaszkę Kazimierza Wielkiego, którą – wytrzeźwiawszy – ostatecznie bezcześci, wykorzystując jako popielniczkę. Obaj autorzy w wędrówce przez takie właśnie „twory bzdury”, jak mówi Garbaczewski, pląsają w krwawych promieniach zmierzchu romantycznego paradygmatu, sięgając w równym stopniu po futurystyczny sztafaż, przaśny realizm i groteskę.

I jeszcze coś. Kostryn z „Balladyny” gra u Garbaczewskiego w trykotach polskiej reprezentacji. Z początku niewinnie wymienia z Balladyną podania, po czym zarządza recytację martyrologicznego „Wyznania wiary dziecięcia polskiego” Władysława Bełzy w rytm żołnierskiego treningu. „Padnij, powstań! Padnij, powstań!” – krzyczy do dziewczyny, wściekle kopiąc piłką o stalową ścianę. „To jak – grozi – będziecie nas szanować?”. ©

Ziemowit Szczerek, SIWY DYM, Czarne, Wołowiec 2018

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Od 2018 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, dziennikarka i redaktorka Działu Kultury, wydawczyni strony TygodnikPowszechny.pl. W 2019 r. nominowana do nagrody Polskiej Izby Książki za najciekawszą prezentację książek i czytania w mediach drukowanych. Od… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2018