Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Do parku Ciutadella, w którym stoi budynek katalońskiego parlamentu, dziś nie wejdę: drogę zagradzają policyjne furgonetki i uzbrojeni funkcjonariusze w czerwono-granatowych beretach. W parlamencie, do którego zjechało trzystu burmistrzów katalońskich miast i miasteczek, właśnie przegłosowano deklarację niepodległości: 10-stronicowy dokument, ustanawiający “Republikę katalońską jako państwo niepodległe i suwerenne, państwo prawa, demokratyczne i socjalne”. Z obawy przed represjami, jakie mają spotkać posłów ze strony hiszpańskiego wymiaru sprawiedliwości, głosowanie było tajne; tylko deputowani głosujący przeciw przed wrzuceniem karty do urny pokazywali ją reporterom. Głosów na tak było 70, głosów na nie - 10, pustych - 2. Pozostałych 53 posłów opuściło salę na znak protestu, zostawiając w ławach flagi Katalonii i Hiszpanii. Kiedy ogłoszono wyniki, dziesiątki tysięcy ludzi zgromadzonych w pobliżu parlamentu podskoczyło z radości. Wybuchły race i szampany.
To było o 15:27, teraz jest szesnasta. Ludzie stojący w szerokiej alei pod dworcem Estació de França machają esteladami (flagami niepodległej Katalonii), jakiś starszy pan trzyma swoją na długiej wędce. Niektórzy rzucają się sobie w ramiona, inni wołają “Visca Catalunya!” (Niech żyje Katalonia!), większość przyciska do uszu słuchawki, śledząc relację na żywo z parlamentu. Zagraniczni turyści (w Barcelonie nie ma ich już zbyt wielu), zatrzymują się z walizkami i patrzą zdziwieni. Jeden z nich robi zdjęcie grupie młodych Katalończyków, którzy, gdy kończą pozować, proszą go po angielsku: “Opowiedz o nas Europie!”. Nagle tłum się ożywia, słychać brawa, gwizdy i okrzyki - wszystko na widok przechodzącej chodnikiem kobiety. Wydawało mi się, że znam już wszystkie twarze tego ruchu, ale tej nie rozpoznaję. “To dziennikarka naszego radia, katalońskiego radia publicznego - wyjaśnia mi jedna z oklaskujących. - Bardzo spójna w poglądach, zawsze była za niepodległością”. Siadam na dworcowych schodach obok innej palaczki i proszę o ogień. Szuka po kieszeniach, a gdy wreszcie znajduje, wybucha śmiechem: zapalniczka jest żółto-czerwona, z białą gwiazdą w niebieskim trójkącie. Ogień niepodległości.
Niedaleko stąd kilka dni temu miała miejsce dziwna sytuacja. Kilku przysłanych przez Madryt hiszpańskich policjantów (w Katalonii jest ich już 14 tysięcy) upiło się w barze. Gdy barmani powiedzieli im, że będą zamykać, zaczęli rozbijać kufle i demolować wnętrze. Na pomoc wezwano katalońską policję; według relacji świadków, hiszpańscy policjanci krzyczeli do barmanów: “Jesteśmy kur…wskim prawem, będziecie otwierać i zamykać, kiedy wam powiemy!”. Wczoraj napisały o tym katalońskie dzienniki.
Żółty helikopter hiszpańskiej policji krąży teraz po bezchmurnym niebie. Jest ciepło, 23 stopnie, jesień ma przyjść dopiero w niedzielę, więc korzystam z przedostatniego dnia lata i idę na plażę. Dziewczyny, które siedzą obok mnie na ciepłym piasku, rozmawiają o tym, co właśnie stało się w Madrycie: senat przegłosował ograniczenie autonomii Katalonii, czyli słynny artykuł 155 konstytucji Królestwa Hiszpanii. Jeszcze tego samego popołudnia rzecz zostanie ogłoszona w elektronicznym dzienniku ustaw.
Przed zmierzchem idę pod Palau Generalitat, siedzibę katalońskiego rządu. Zatrzymuję się pod barem z hot-dogami w wąskim przejściu między pl. San Miguel a pl. Jaume. To ostatnie miejsce, gdzie da się jeszcze stanąć. Zazwyczaj czuć tu woń smażonych parówek, dzisiaj przykrywa ją słodki zapach marihuany. Za mną, w restauracyjnych ogródkach, siedzą obok siebie turyści i independentyści, stoją wozy transmisyjne i karetki Czerwonego Krzyża. Pod moimi nogami węszy miniaturowy pies z esteladą na grzbiecie. Przede mną - tłum szczęśliwych ludzi z puszkami piwa, dalej scena i muzycy. Grają cover pieśni katalońskiej wokalistki Marii del Mar. “Què volen aquesta gent?” (“Czegoż chcą ludzie ci?”, po polsku śpiewane przez Edytę Geppert) zostało skomponowane w 1968 roku, w odpowiedzi na frankistowskie represje. Opowiada o zaangażowanym w konspirację studencie, który skoczył z okna, gdy o świcie przyszła po niego policja. Pieśń przypomniano kilka tygodni temu, gdy aresztowano liderów katalońskich niepodległościowych stowarzyszeń. Po ostatniej zwrotce wybrzmiewa inny refren: “Fora, fora, fora, la bandera espanyola!” (Precz, precz, precz z flagą Hiszpanii!). Flaga wciąż jeszcze powiewa nad gotyckim pałacem. Na dachach urzędów miasta w Sabadell i Gironie już jej nie ma.
Gdy wracam do domu, wszystkie telewizje pokazują wystąpienie premiera Hiszpanii. Mariano Rajoy oznajmia, że zdecydował o usunięciu ze stanowisk przedstawicieli katalońskiego rządu, rozwiązaniu katalońskiego parlamentu i rozpisaniu nowych wyborów lokalnych. Mają się odbyć wcześniej niż przypuszczano: 21 grudnia.