Dwa oblicza saudyjskiego delfina

Następca tronu Arabii Saudyjskiej chce być uważany za reformatora. Ale książę nie znosi krytyki, a jego represje uderzają zarówno w islamskie feministki, jak i w sunnickich kaznodziejów.
ze Stambułu

10.09.2018

Czyta się kilka minut

Kobiety w Arabii Saudyjskiej mogą już same prowadzić auto; tu jeszcze ćwiczą na symulatorze,   Riad, czerwiec 2018 r. / FAYEZ NURELDINE / AFP / EAST NEWS
Kobiety w Arabii Saudyjskiej mogą już same prowadzić auto; tu jeszcze ćwiczą na symulatorze, Riad, czerwiec 2018 r. / FAYEZ NURELDINE / AFP / EAST NEWS

Na pozór to się nie klei. Saudyjski książę delfin Mohammed bin Salman zerwał z wieloma tabu w swoim kraju. Kobietom wolno oglądać dziś mecze piłki nożnej, od ponad dwóch miesięcy mogą też, nareszcie, samodzielnie prowadzić auto. Po raz pierwszy od kilku dekad Saudyjczycy mogą chodzić do kina i na koncerty, podczas gdy z punktu widzenia rygorystycznej wahabickiej interpretacji islamu jedno i drugie to rzecz nie do przyjęcia.

Ponadto następca tronu chce zliberalizować gospodarkę, wzmocnić jej prywatny sektor, tworzyć miejsca pracy dla kobiet i młodzieży oraz otworzyć kraj dla turystów. Mohammed bin Salman wziął się też za projekt wyjątkowo ambitny: chciałby wzmocnić umiarkowaną interpretację islamu. Arabia Saudyjska miałaby stać się na powrót tym, czym – z jego punktu widzenia – była do końca lat 70. XX w.: społeczeństwem liberalnym, otwartym na świat.

Do takiego wizerunku reformatora i zwolennika modernizacji (kraju oraz islamu), nad jakim intensywnie pracuje 33-letni książę – osobiście, np. podczas wielotygodniowego pobytu w USA wiosną tego roku, i z pomocą zatrudnionych w tym celu profesjonalnych zachodnich firm PR-owych – kiepsko pasuje jednak inne oblicze rządów Mohammeda bin Salmana: aresztowania wśród saudyjskich przedsiębiorców, wśród działaczy i działaczek na rzecz praw człowieka oraz praw kobiet, a także wśród sprzeciwiających mu się duchownych. Książę ma też najwyraźniej wyjątkowo cienką skórę – źle znosi krytykę swoich poczynań, także gdy płynie ona z zagranicy. Albo, precyzując, nie znosi jej wcale.

Fala aresztowań

Przykładem los trójki kobiet: Loujain al-Hathloul, Iman al-Nafjan oraz Aziza al-Yousef od ponad trzech miesięcy siedzą w areszcie. Zostały zatrzymane w maju, razem z co najmniej 14 innymi kobietami ze środowisk aktywnych na rzecz praw człowieka – akurat tuż przed tym, jak weszło w życie prawo pozwalające Saudyjkom na prowadzenie samochodu, o co wcześniej właśnie one walczyły.

W kontrolowanych przez państwo mediach aresztowane kobiety nazywano nie inaczej jak tylko „zdrajczyniami”, „szpiegami” i „agentkami obcych ambasad”. Pod koniec lipca w więzieniu wylądowały trzy kolejne prominentne aktywistki, wśród nich Samar Badawi – siostra więzionego od lat blogera Raifa Badawiego. Gdy kanadyjska minister spraw zagranicznych Chrystia Freeland skrytykowała aresztowania, saudyjskie królestwo zareagowało wyjątkowo ostro: zamknęło ambasadę Kanady, zawiesiło relacje handlowe, skreśliło bezpośrednie połączenia lotnicze do Toronto i zażądało od tysięcy saudyjskich studentów, uczących się na kanadyjskich uczelniach dzięki państwowym stypendiom, aby wrócili do Arabii Saudyjskiej.

Organizacje praw człowieka twierdzą, że Samar Badawi może zostać postawiona w stan oskarżenia przed specjalnym sądem karnym, który jest właściwy dla osądzania podejrzanych o terroryzm.

Dziennik „Okaz” twierdzi, że również przed tym sądem ma stanąć dziewięcioro spośród aresztowanych w maju. Pozostała ósemka została zwolniona. Sąd ten znany jest z drakońskich wyroków.

Prokurator chce kary śmierci

Jakby takiej perspektywy było mało, w sierpniu prokurator zażądał kary śmierci dla pięciorga aresztowanych działaczy na rzecz praw człowieka – jest wśród nich 29-letnia aktywistka Isra al-Ghomgham. Amnesty International twierdzi, że oskarżenie zarzuca dziewczynie udział w protestach, które miały miejsce w prowincji Katif (zamieszkanej w większości przez szyitów, którzy nie godzą się z rolą obywateli drugiej kategorii w sunnickim królestwie). Isra al-Ghomgham jest też oskarżona o to, że dokumentowała te protesty, „wspierała moralnie chuliganów” i złamała ustawę o przeciwdziałaniu przestępczości cybernetycznej, gdyż zamieszczała w serwisie Facebook zdjęcia i nagrania z tych protestów.

Szyici, którzy mieszkają przede wszystkim we wschodniej części kraju – bogatej w zasoby ropy naftowej – w ciągu ostatnich dekad wielokrotnie buntowali się przeciw dyskryminacji, której doświadczają ze strony sunnickiego domu panującego. Na początku 2011 r. doszło do masowych protestów, podczas których aresztowano setki szyitów. Na początku 2016 r. dom panujący rozkazał stracić prominentnego szyickiego duchownego: Nimr ­al-Nimr został ścięty, a wraz z nim trzech innych szyitów.


Polecamy: Strona świata - specjalnny serwis "TP" z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego


Na krótko przed tym policja aresztowała Isrę al-Ghomgham i jej męża. Wyrok jeszcze nie zapadł, proces ma być kontynuowany w październiku. Ali Shihabi, założyciel think tanku The Arabia Foundation w Waszyngtonie, uważa, że jest „bardzo mało prawdopodobne”, aby sąd przychylił się do żądań prokuratora. Jednak organizacje praw człowieka są zaalarmowane tym precedensowym przypadkiem. „Każda egzekucja jest straszna, ale domaganie się kary śmierci dla takiej aktywistki jak Isra al-Ghomgham, której nie zarzuca się nawet stosowania siły, jest czymś monstrualnym” – powiedziała Sarah Leah Whitson, szefowa wydziału bliskowschodniego organizacji Human ­Rights Watch.

Także duchowni za kratami

Ale karząca ręka ambitnego księcia delfina spada nie tylko na szyickich opozycjonistów, liberałów i obrońców praw człowieka. W ostatnich miesiącach do więzień trafiło także wielu sunnickich duchownych, którzy sprzeciwiają się kursowi księcia Salmana. Wielu z nich zalicza się do ruchu Sahwa (Przebudzenie), który występuje przeciw jakiejkolwiek obecności wojsk amerykańskich (i w ogóle wszelkich wojsk zachodnich) w regionie.

Ruch ten jest bardzo niespójny religijnie i politycznie. Wśród aresztowanych są fundamentalistyczni kaznodzieje – jak szejk Safar al-Hawali, Awad al-Karni i Nasser al-Omar. Niektórzy wzywali w przeszłości otwarcie do przemocy i siedzieli już w więzieniu, nawet przez wiele lat. Inni z kolei, jak szejk Salman al-Awdah – aresztowany we wrześniu 2017 r. wraz z dziesiątkami innych duchownych – domagają się dziś reform w kierunku demokracji (w przeszłości Awdah nie stronił od wzywania do obalenia domu panującego, za co był chwalony przez twórcę Al-Kaidy Osamę bin Ladena; potem odsiedział wieloletni wyrok i zmienił poglądy). Jeszcze inni aresztowani narazili się władzom, gdyż krytykowali saudyjską blokadę sąsiedniego Kataru. Wspólne dla nich wszystkich jest to, że mają łącznie miliony zwolenników, co z punktu widzenia księcia delfina czyni ich niebezpiecznymi.

Na początku września organizacje praw człowieka i państwowe media saudyjskie poinformowały, że Salman al-Awdah jest oskarżony o terroryzm i że prokuratura domaga się dla niego kary śmierci. Akt oskarżenia ma obejmować 37 punktów – jest wśród nich, prócz kierowania organizacją terrorystyczną, także sianie niepokojów i podżeganie przeciw królowi.

Reformator i władca absolutny

Obserwatorzy skłaniają się do tezy, że za falą aresztowań uderzających w tak różne środowiska stoi właśnie następca tronu. Czy to sprzeczność z jego reformatorskim obliczem? Niekoniecznie: w ten sposób Mohammed bin Salman – idąc śladem innych autokratów Bliskiego Wschodu – może umacniać swoją pozycję i zmuszać krytyków do milczenia. A także wysyłać sygnał, że Arabia Saudyjska pozostanie monarchią absolutną, w której reformy mają dokonywać się z woli panującego, a nie jako efekt oddolnego nacisku.

Salman to tyran – tak uważa saudyjska antropolożka Madawi al-Rasheed, wykładająca na London School of Economics. Rasheed twierdzi, że jego autorytaryzm jest tylko maskowany sekularyzmem i wizją reform – i porównuje księcia do Mustafy Kemala Atatürka (twórcy tureckiej republiki, niemal sto lat temu) albo do szacha Persji.

Ale represje mogą być też sygnałem, że pozycja delfina nie jest tak mocna, jak się to wydaje zewnętrznym obserwatorom. Mianując oficjalnie swojego syna następcą tronu, prawie 83-letni król Salman nie tylko odsunął na bok całą generację książąt (mających wszak swoje ambicje), lecz zniósł również swoisty system podziału władzy, jaki panował wewnątrz rodziny królewskiej.

Nawet jeśli w przeszłości system ten nie dawał wolności, to dawał przynajmniej pewność, że kraj nie będzie reagować nieadekwatnie na krytykę z zagranicy – jak to się stało teraz, w przypadku Kanady. ©

Przełożył WP

INGA ROGG jest reporterką szwajcarskiego dziennika „Neue Zürcher Zeitung”, specjalizuje się w tematyce Bliskiego Wschodu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2018