Anatomia zwycięstwa

W Warszawie trwa zaprzysiężenie Andrzeja Dudy, nowego prezydenta Polski.

25.05.2015

Czyta się kilka minut

Andrzej Duda, wieczór wyborczy 24 maja 2015 r.  / / fot. Reporter
Andrzej Duda, wieczór wyborczy 24 maja 2015 r. / / fot. Reporter

Dla wyniku wyborów prezydenckich kluczowe było to, co zaczęło się dziać w polskiej polityce na początku kwietnia, kiedy pracownie badania opinii społecznej odnotowały trend wzrostowy dla Pawła Kukiza. To właśnie on utorował Andrzejowi Dudzie drogę do zwycięstwa: w ramach podziału na PO i PiS wynik kandydata wyznaczonego przez Jarosława Kaczyńskiego byłby znacznie trudniejszy do osiągnięcia. Paweł Kukiz zebrał bowiem i zmobilizował elektorat społecznego protestu: jego wynik w pierwszej turze był sygnałem niezadowolenia z klasy politycznej aż jednej piątej wyborców. Nie można było powiedzieć, że to wyborcy oczadziali propagandą PiS, otumanieni smoleńską mgłą czy atmosferą spisków. Kukiz z Kaczyńskim nie miał nic wspólnego, więc nie pomogły zaklęcia części elit, że Polacy dali sobie zohydzić własny kraj. Krytyka sytuacji w Polsce wymknęła się z podziału PO–PiS.

Andrzej Duda wygrał, bo sztab Bronisława Komorowskiego tej zmiany nie zrozumiał: po przegranej w pierwszej turze zaczął składać kolejne obietnice i jeszcze mocniej straszyć wyborców PiS-em. Wyborcy, którzy pewnie nigdy nie zdecydowaliby się zagłosować na tę partię w zwykłych wyborach, postanowili ukarać Komorowskiego i PO za brak wyczucia.

Wydaje się więc, że to Kukiz skanalizował falę buntu, dzięki której Dudzie udało się wygrać. Głosowanie na niedzielnego zwycięzcę było nie tylko poparciem PiS-u (choć prezydentura jesienią może tej partii bardzo pomóc), ale sygnałem sprzeciwu wobec PO. Dlatego nie pomogły argumenty o tym, że za Dudą stoją Kaczyński z Macierewiczem, ani przypominanie że sam kandydat prawicy nie wyklucza, że w Smoleńsku doszło do zamachu. W głosowaniu „przeciw” nie miało to większego znaczenia.

Kluczowe dla zrozumienia wyniku Dudy jest również spojrzenie na poparcie, jakie uzyskał w różnych grupach społecznych. Np. 60 proc głosów osób przed trzydziestką – a więc grupy zawierającej 12 roczników młodych wyborców. Dwie trzecie uczniów i studentów głosujących na kandydata PiS to odwrócenie dotychczasowych trendów. PO z partii „młodych, wykształconych z dużych miast” stała się partią establishmentu. Na Dudę głosowali mieszkańcy wsi, robotnicy i rolnicy, ale też właśnie młodzież, która kontestowała sytuację w kraju.

To, czego nie zrozumieli sztabowcy Komorowskiego, dobrze wyczuła ekipa Dudy. PiS zrobił bowiem bardzo dobrą kampanię wyborczą. Nie tylko wstrzelił się w emocje, które wisiały w powietrzu, ale potrafił je zwielokrotnić. W internecie nie tyle poprowadził bezprecedensową kampanię, co umiejętnie zarządzał już obecnym tam spontanicznym ruchem społecznym. Dla wielu wyborców to media społecznościowe stały się źródłem informacji o tym, co mówią i robią kandydaci. One też stały się przestrzenią wyrażania poparcia, np. przez zamieszczanie memów, czyli de facto robionych z własnej inicjatywy przez internautów materiałów wyborczych. Bronisław Komorowski w tym czasie skupił się na mediach tradycyjnych – udzielał wywiadów w radiu i prasie, wziął udział w dwóch debatach, miał statyczne konwencje, licząc na transmisje telewizyjne. Co ciekawe: pod koniec kampanii sztaby Dudy i Komorowskiego zamieniły się rolami. Obecny prezydent robił to, co na ogół robi opozycja – krytykował kontrkandydata, z kolei przyszły prezydent snuł wizję przyszłości i składał obietnice lepszej Polski. Zamiast do negatywnych, odwoływał się do pozytywnych emocji, do aspiracji i ambicji obywateli, którzy uważają, że Polskę stać na więcej.

Paradoksalnie jednak ten sukces jest teraz największym wyzwaniem. Sporą część w opowieściach jego środowiska o Polsce zajmowała narracja o PiS jako ofierze złych sił: przeciw tej partii miały być elity, mainstreamowe media, wielki biznes i cały establishment. Teraz jednak udało się wygrać i choć pomógł w tym antysystemowy Kukiz, PiS będzie musiał zmienić retorykę – odwoływać się właśnie bardziej do aspiracji niż strachów. Czy mu się uda?

MICHAŁ SZUŁDRZYŃSKI jest dziennikarzem "Rzeczpospolitej"

  • Tekst pierwotnie ukazał się w maju tego roku

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2015