Duch demokracji

Bez wolnych wyborów i rządów wyłonionej przez nie większości, nie ma mowy o demokracji. Ale to nie wszystko.

18.10.2007

Czyta się kilka minut

Czy istnieje duchowy wymiar demokracji? Czy mówienie o duchu demokracji jest uprawnione? Demokracja to pewien system ustrojowy, zespół praw, urządzeń instytucjonalnych i reguł proceduralnych. Czy mówiąc o duchu demokracji nie przemyca się myślenia ideologicznego, które może zakłócać funkcjonowanie tych reguł? Mają one wszak stać na straży obiektywizmu. Reguły, w przeciwieństwie do sporów duchowych, są neutralne wobec wartości.

A jednak uważam, że wymiary duchowe demokracji istnieją, a mówienie o nich jest i uprawnione, i - zwłaszcza dziś - potrzebne. Posłużę się rozumowaniem poprzez analogię. Mówimy przecież o literze i o duchu prawa. Zarówno prawa w ogóle, jak i konkretnych przepisów. Mają one być stosowane nie tylko zgodnie z ich literą, lecz i duchem.

Łatwo można sięgnąć do przykładów z najbliższej przeszłości, by pokazać, jak często próbom interpretacji prawa nie towarzyszy zgodność z jego duchem. Nie chodzi mi o rozpatrywanie szczególnych przypadków, forteli czy kruczków prawnych, lecz o to, jak pojmujemy - zwłaszcza ci, którzy sprawują rządy - stosunek do prawa i jaką demokrację kształtujemy jako naród.

Skłonny jestem odczuwać demokrację jako pojęcie niemal tożsame z cywilizacją zachodnią. Z tym wszystkim, co ją ukształtowało i co stanowi ona w ochronie osoby ludzkiej, wolności człowieka i podmiotowości obywatelskiej. To prawda jednak, że istnieją inne cywilizacje, często starsze od europejskiej, które nadają - lub, miejmy nadzieję, nadawać będą - ochronie wartości ludzkich inną postać. Warto o tym pamiętać. Inaczej mówiąc, głęboko cenię demokrację ukształtowaną w cywilizacji zachodniej, lecz nie wierzę w jej eksport, zwłaszcza czyniony siłą.

Co zatem w naszej cywilizacji określa charakter demokracji i jej ducha? Rządy większości? Z pewnością bez wolnych wyborów i rządów wyłonionej przez nie większości nie ma mowy o demokracji. To ją w najprostszy sposób odróżnia od wszelkich dyktatur jednostek czy grup. Ale nie tylko to. Sama zasada rządów większości nie wypełnia ducha demokracji. Już Alexis de Tocqueville, wielki klasyk demokracji, pisał:

"Maksymę, która głosi, że większość ma prawo czynić w sferze rządzenia krajem wszystko, co zechce, uważam za bezbożną i godną pogardy, a jednak przyznaję, że wszelka władza powinna wywodzić się z woli większości. Czy pozostaję w sprzeczności z sobą samym?

Istnieje pewne ogólne prawo, które zostało sformułowane czy też przyjęte nie przez większość takiego lub innego narodu, ale przez większość ludzi na świecie. Tym prawem jest sprawiedliwość. Sprawiedliwość określa więc granice praw każdego społeczeństwa.

Naród jest jakby sądem przysięgłych, któremu powierzono reprezentowanie społeczeństwa ogólnoludzkiego i stosowanie sprawiedliwości stanowiącej prawo tego społeczeństwa (...). Kiedy więc ktoś odmawia posłuszeństwa niesprawiedliwemu prawu, nie odmawia wcale większości prawa do rządzenia. Odwołuje się jedynie od suwerenności ludu do suwerenności rodzaju ludzkiego".

Ta Tocqueville'owska "suwerenność rodzaju ludzkiego" wydaje mi się niczym innym jak prawem naturalnym w tradycji chrześcijańskiej, na której cywilizacja nasza się wspiera. A także - co dla pozytywistów prawnych może brzmieć bardziej przekonująco - niczym innym niż sformułowane w obecnej epoce powszechne Pakty Praw Człowieka.

Konstytucja polska z 1997 r. - wbrew obelgom, które towarzyszyły jej powstaniu - nie jest konstytucją nihilistyczną, ma ona swój fundament aksjologiczny. Wyraża go przede wszystkim art. 30 mówiący o "przyrodzonej i niezbywalnej godności człowieka", którą państwo ma chronić i dla której szacunkiem ma się kierować przy ustalaniu praw. Mowa w tym artykule o przyrodzonej godności człowieka, a więc nie nadanej przez państwo, lecz wynikającej z samej istoty człowieczeństwa, z istoty tego, kim jest osoba ludzka. Podstawy aksjologiczne określa także preambuła stanowiąca jakby sformułowanie naszej współczesnej tożsamości, tego, co jest i co powinno być na tyle wspólne, aby każdy obywatel pluralistycznego społeczeństwa czuł się w państwie demokratycznym u siebie, w domu.

Należąca również do podstaw demokracji zasada państwa prawnego wyraża się tym, że urzędy mogą działać tylko w ramach określonych przez ustawy, obywatel zaś może czynić to, co przez prawo nie jest zabronione. Zarazem zasada państwa prawa, jako podstawa ładu demokratycznego, to przede wszystkim nadrzędność konstytucji nad wszystkimi instytucjami i prawami. Większość parlamentarna może dążyć do zmiany konstytucji, lecz ma obowiązek ją respektować. Wola aktualnej większości nie może stać ponad wolą konstytucji.

W systemie demokratycznym szczególną wagę ma zatem niezależność instytucji, które mają zapewnić przestrzeganie tak litery, jak i ducha ustawy zasadniczej. Tę rolę spełnia u nas zwłaszcza Trybunał Konstytucyjny.

Do właściwości demokracji należy jednak także to, że nie wszystko da się określić prawem, nawet gdy chodzi o instytucje mające podstawowy wpływ na politykę państwa. Nie ma współczesnej demokracji bez funkcjonowania partii politycznych. Ale sposób, w jaki realizują one swoje cele, w jaki nie tylko dążą do poszerzenia swoich wpływów, ale szanują cele ogólne, trudno jest określić przepisami prawa.

Szczupłość przepisów konstytucyjnych odnoszących się do partii politycznych we współczesnych konstytucjach jest znamienna. Powściągliwość ta bierze się z trudności materii, która miałaby podlegać uregulowaniu. Jak bowiem wyrazić w przepisach prawa przestrzeganie przez partie troski o dobro wspólne, kojarzenie interesów partyjnych z dobrem ogólnym, nie naruszając wolności politycznych i samej zasady pluralizmu politycznego? Pozostaje więc szeroka przestrzeń, w której jakość demokratycznej rzeczywistości określa stan kultury politycznej społeczeństwa, obecność w niej właśnie owego ducha demokracji.

"Rządy demokracji - pisał Tocqueville - sprawiają, że pojęcie praw politycznych znane jest najskromniejszemu nawet obywatelowi. Podobnie jak podział dóbr pozwala wszystkim ludziom zaznać prawa własności. Jest to moim zdaniem jedna z największych zasług demokracji. Nie twierdzę bynajmniej, że ludzi można łatwo nauczyć korzystania z praw politycznych. Powiadam tylko tyle, że jeżeli to jest możliwe, przynosi wielkie rezultaty. Trzeba dodać, że jeżeli kiedykolwiek należałoby zrealizować to zadanie, to za naszych dni". Podpisuję się zwłaszcza pod ostatnimi słowami: "to za naszych dni".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2007