Drzemka i wybaczenie

Lessing w autobiografii pomogła mi myśleć o moim własnym macierzyństwie. Nie odbywa publicznej pokuty, ale daje do zrozumienia, że w żadnym momencie nie mogła postąpić inaczej.

14.12.2010

Czyta się kilka minut

Książki tegoroczne leżą u mnie na nieużywanej kanapie, jakby przyszły w gości, nie mogę jakoś się zebrać w sobie i znaleźć dla nich miejsca na półkach, bo dawno straciłam nadzieję na jakikolwiek porządek, co dopiero ten we własnej bibliotece... Przeglądam je teraz, pytam, która zapadła mi w pamięć, serce, rozum, bez której nie wyobrażam sobie tej nowej szafy, jaką na pewno w końcu kiedyś gdzieś postawię; które powinnam natychmiast przeczytać, bo odkładanie na wakacje dawno nie działa: podczas wakacji będę pisać.

Było kilka ważnych książek, powieści, monografii, tomików wierszy. Na pewno. Wyciągam jedną i drugą ze stosu, cofam rękę przed trzecią. Sama nie wiem. Czuję, że najbardziej męczą mnie dwa tomy autobiografii Doris Lessing: "Pod skórą. Tom I, autobiografia do roku 1949" i "Spacer w cieniu. Tom II, autobiografia 1949-1962", wyd. Świat Książki 2010.

Wydane w Anglii w 1994 i 1997, opowiadające o czasach do 1962 r., a więc zamknięte na rok przed moim urodzeniem, zawierają kilka wątków powracających do mnie natrętnie. Nie dlatego, że to narracja noblistki albo że wielkiej pisarki. Pisarstwo Lessing nieco wyblakło, uleciały z niego duch zaangażowania i litera eksperymentu, choć niewątpliwie nadal imponuje jako ewoluujący przez kilkadziesiąt lat wielki projekt opowiadania zmian w świecie: między wojnami, między kolonializmem a postkolonializmem, między wiarą w postęp a rozczarowaniem, między walką o pozycję kobiet a pytaniami moralnymi. Dla wielbicieli Lessing jej wspomnienia są przewodnikami po podglebiu jej prozy. A mnie zwłaszcza zastanowiły kwestie dotyczące zawodu i powołania pisarki.

Kwestie ze skrajnie różnych rejestrów: te zasadnicze, związane z wyborami życiowymi, oraz te techniczne, związane ze sposobem organizowania dnia wokół pisania. Intymistyka pisarska pełna jest tego rodzaju dywagacji, jednak te sformułowane przez starą pisarkę - patrzącą na przeszłe decyzje z perspektywy osiągniętych sukcesów i wysokości poniesionych kosztów - wydają się wyjątkowe. Mężczyźni pisarze nie odczuwają na ogół dylematów: jakim być ojcem, mężem, synem, jak pogodzić obowiązki w gospodarstwie domowym z morderczym rytmem pisarstwa sięgającego spraw obywatelskich, egzystencjalnych, politycznych, ogólnoludzkich? Jeśli mają jakieś prywatne problemy, rozstrzygają je poza tekstem, w zaciszu domowym, może w sercu. Zmiana normy ciekawości po stronie odbiorców i intymności po stronie literatury wywołuje częściej pytania o to, kto pisarzom organizuje życie, dlaczego nie wspominają o żonach, nawet tych chorych i umierających? Dlaczego opiewając rodzinę w nowelach, miłość do kobiety w wierszach, można dzieci i kobiety wykreślić z dziennika? Gdzie są dzieci w czasie, gdy tata pisze? Czy pisarz płaci cenę w życiu prywatnym, nie na wojnie z cenzurą, wolnym rynkiem, systemem (jakikolwiek by był), lecz w swoim własnym życiu?

Inaczej z pisarkami, im się najpierw zadaje pytania o wypełnianie obowiązków rodzinnych. Z drugiej strony współczesna kultura stara się za wszelką cenę zakamuflować fakt, że dla kobiet decyzje dotyczące rangi ról społecznych są pierwszorzędne. Nieważne, czy są to decyzje redukujące obowiązki tradycyjnie "kobiece" na rzecz pracy twórczej, czy też odwrotnie: skłaniające do rezygnacji z ambicji zawodowych, artystycznych - zawsze w tle mamy społeczne przekonanie, że kobieta musi dokonywać wyboru i wytłumaczyć się z niego. W lansowanych przez kulturę masową historiach rzecz ma się inaczej: artystka zajmu-

je się pisarstwem niejako po godzinach macierzyńsko-małżeńskich, gdy mąż śpi, a dzieci właśnie wychodzą z domu.

Tak pisać można przede wszystkim powieści popularne i spowiedzi z nieudanego życia. Tak można się nawet wyzwolić, na chwilę, na sezon. Pisarstwo stawiane na wysokich półkach wymaga wieloletniej służby, warunków, może i staroświeckiego poświęcenia. Lessing zaczynała w czasach przed drugą wojną światową, w kolonialnej Afryce, przeniosła się do Londynu, żeby móc pisać więcej, pisać lepiej, pisać zawodowo. Niedługo miała wątpliwości, właściwie od początku wiedziała, że chce tworzyć prozę utrwalającą ferment epoki.

W autobiografii tworzonej po latach wraca do motywacji, nakazujących jej zostawić dzieci pod opieką pierwszego męża. Kontaktu z pierworodnym synem właściwie nigdy nie odzyskała. Co jednak najbardziej zaskakujące, Lessing opisuje swój silny instynkt macierzyński, każący jej zdecydować się na drugie dziecko w momencie, gdy miała świadomość, że nie uratuje małżeństwa. Rodzenie dzieci, karmienie niemowląt pokazuje jako etap swojego własnego dojrzewania, naświetlając tę sprawę zupełnie inaczej, niż można ją ująć w języku teorii macierzyństwa jako przymusu biologicznego lub jako zniewalającej konstrukcji kulturowej.

Powiem krótko: Lessing w autobiografii opowiada oczywiście o dramatach innego, historycznego czasu, ale pomogła mi myśleć o moim własnym macierzyństwie. Nie odbywa jakiejś publicznej pokuty, daje do zrozumienia, że w żadnym momencie nie mogła postąpić inaczej: musiała wyjść za mąż, pisać wiersze, rodzić w szpitalu odbierającym godność i wracać na tę samą salę porodową, choć już wiedziała, co ją tam czeka. Odejść, mieć kolejne dziecko i szukać dla niego ojca. Kochać, pragnąć desperacko miłości, by wreszcie dać sobie z tymi poszukiwaniami spokój. Zmieniać domy, budować sobie więcej niż "własny pokój", wypracowywać fizyczną i mentalną przestrzeń. Oddać dziecko do szkoły z internatem, choć szkoły z internatem to straszne miejsca. Pisać.

Po wielu perypetiach i diagnozach dotyczących świata, Lessing odkrywa także tajniki organizacji pracy: zaczynanie rano, drzemki, powroty do tekstu. Intensywność obcowania z własną fikcją. Zwłaszcza te kilkuminutowe, oczyszczające drzemki, dające coś w rodzaju stanu zero, redukcji fenomenologicznej, na tle której można snuć słowa, obrazy, metafory.

Lessing mówi do mnie, że pisarstwo jest zadaniem całego życia, nie znosi ustępstw, nie da się wpasować w przeciętne życie, ale pomagają mu drzemki koło południa. No właśnie, całego życia nie poświęcę, za późno, mogę przynajmniej drzemać między pisanymi stronami. Tekst brzmi wówczas lepiej, tajemnice wychodzą z kryjówek, frazy same dobierają do siebie przecinki. W dodatku więcej, choć nie wszystko, można sobie wybaczyć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 11 (51/2010)