Druga głowa

Jakoś ostatnio, podczas rutynowego, porannego przeglądu fizjonomii, które to audyty – rzec trzeba szczerze – przynoszą co po raz spostrzeżenia nader przykre, zauważyliśmy coś absolutnie rewelacyjnego z punktu widzenia medycyny, fizjologii i ewolucji.

15.05.2017

Czyta się kilka minut

Była to jakby narośl. W pierwszym odruchu obmacaliśmy ją, badając trwożliwie stopień bolesności, nabrzmienia, by nie rzec wprost: złośliwości. Gula owa – a nie jest to wcale przesada – była drugą, nową głową, wyrosłą obok tej pierwszej, oryginalnej, i doskonale do niej podobną. Pukając w nią paluchami, dłubiąc a to w drugim nosie, a to w trzecim i czwartym uchu, słowem stosując klasyczne metody palpacji w elementarnym badaniu struktur anatomicznych, uznaliśmy w końcu, że w ciągu nocy majowej zostaliśmy ubogaceni przez naturę drugą, kompletną głową, jak jakiś smok albo, za przeproszeniem, orzeł pruski bądź to – do diaska – austriacki czy też rosyjski.

Zgodnie z pierwotnie pojętą zaradnością próbowaliśmy sobie jedną z głów natychmiast urwać, zawiązując nitkę na jej szyi, by, nim wyjdziemy na ulicę, głowa zbędna prędko uschła i odpadła, ale efekt był żaden. W tej sytuacji, zgodnie z modą i przymusem dzisiejszym, wezwaliśmy szalenie kosztownego znachora celebrytę. Tenże przybywszy ogromnym porsche, w towarzystwie znachorczyka, zbadał strukturę naszego koryta, tzn. uczynił lewatywę, odradził gluten, antybiotyki, szczepienia ochronne, kazał wycofać mięso z diety, gruntownie nas odkwasił, podał smoothie z perzu i ekologicznej mszycy, a w końcu rzekł, byśmy miast iść do roboty oddali się hygge, czyli duńskiej sztuce szczęścia, i nie uprawiali polskiej sztuki nieszczęścia. Głowa druga – powiadał – sama rychło odpadnie i zamieni się w ożywczy kompost idealny do niealergicznego prania bielizny, dodatek do pieczonego w domu chleba bądź to w proszek wymarzony do kraszenia twarogu. Zainkasowawszy za te złote rady dziesięciokrotność średniej krajowej brutto, wyszedł zostawiając nas dwugłowymi bez zmian, choć trzeba przyznać, że obie głowy solidarnie jakby nieco sczezły. Owa druga, nowo wyrosła, będąc w stanie ekologicznej nadżerki, zwabiła zaraz stado muszek owocówek, które wesoło zaczęły na niej żerować i takoż, pośród cichusieńkiego pobzykiwania, poczęły się – jakże by inaczej – bzykać i składać w ogromnym tempie festony jajek, bynajmniej nie takich jak owe smaczne od kurki zielononóżki.

Zmartwieni brakiem oczekiwanego efektu zadzwoniliśmy po doktora medycyny konwencjonalnej, wspomaganego oczywiście przez banki, zbrodnicze koncerny farmaceutyczne, wydawnictwa pornograficzne, biura podróży, kliki polityczne, fabrykantów drobiu klatkowego i urządzeń do opryskiwania pestycydami naszych rzewnych „pól malowanych zbożem rozmaitem”.

Ów, przyjrzawszy się głowie, wyłożył na stół akcesoria chirurgii, tak białej, jak i czerwonej, i, rzecz jasna bez znieczulenia, głowę drugą nam – ciach – obciął, ssąc przy tym z upodobaniem tabletkę antybiotykową, a nam robiąc odkażający wlew z najbardziej zbrodniczej mieszanki sulfonamidów i rujnujących psychikę środków antykoncepcyjnych. Doktorowi podaliśmy z wdzięcznością kawę oraz koniak i poprosiliśmy, by pokrótce objaśnił nam powody zwyrodnienia. Nie bawiąc się w uprzejmości, rzekł on, że jest to teraz zjawisko nagminne. Wynikające z... tu użył bardzo modnego terminu: przebodźcowania społeczeństwa przez Gospodarza. Polaków głowy pierwotne (tak to ujął) są tak przesycone, że zabrakło w nich miejsca na niedosyt. Natura zaczęła więc produkować nam drugie głowy, w których mieści się tylko niedosyt. „Niedosyt czego?” – zapytaliśmy rezolutnie. A ów takoż odrzekł, posługując się przykładem z życia wziętym: „Gospodarz ostatnio swych nieprzyjaciół oskarżył, że są wynajęci. Nie stało mu śmiałości i już nie powiedział przez kogo. Nie dodał, że przez Żydów, obcy kapitał bądź przez Werwolf i KGB. I to właśnie, przy równoczesnym przesycie jego elukubracjami, wywołało powszechny niedosyt”. Co powiedziawszy doktor wstał i pojechał do kolejnego pacjenta.

Taka to historia. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2017