Drapieżnicy na lewicy

Powyborczy pejzaż polskiej lewicy przypomina cmentarzysko z krążącymi nad nim dwoma politycznymi drapieżnikami. To Donald Tusk i Janusz Palikot kołują nad lewicowym cmentarzem.

25.10.2011

Czyta się kilka minut

Kampania wyborcza do parlamentu w 2007 r. Donald Tusk i Janusz Palikot odwiedzają gospodarstwo rolne w Lipowcu (powiat biłgorajski) / fot. Rafał Michałowski / Agencja Gazeta /
Kampania wyborcza do parlamentu w 2007 r. Donald Tusk i Janusz Palikot odwiedzają gospodarstwo rolne w Lipowcu (powiat biłgorajski) / fot. Rafał Michałowski / Agencja Gazeta /

Tusk potrzebuje ludzi, a przede wszystkim posłów lewicy, aby powiększyć rozmiar swego zwycięstwa, aby rządzić wreszcie zupełnie samemu, z uległym Pawlakiem i upokorzonym Schetyną. Premier, zaraz po wyborach, poprosił prezydenta o kwartał, który zamierzał w całości wykorzystać na wzmocnienie własnej politycznej pozycji. Dostał od Komorowskiego połowę tego czasu, który już zdążył wykorzystać do całkowitego spacyfikowania sytuacji w Platformie. Przez kolejne tygodnie w jego imieniu Arłukowicz, Rosati i Borowski mieli składać kolejne propozycje transferów politykom SLD. Jeszcze bowiem do momentu wyboru Leszka Millera na stanowisko szefa klubu SLD politycy Sojuszu miotali się po Warszawie i po mediach jak kura z uciętą głową po wiejskim podwórku. Nic, tylko kusić i brać.

O ile Tusk potrzebuje lewicy, aby rządzić samemu i niepodzielnie, Palikot stał się nadzieją tych wszystkich, którzy osobistą władzę Tuska pragnęliby ograniczyć. Na Palikota jako nowy ośrodek organizacyjny lewicy, z którą Tusk musiałby się w ten czy inny sposób liczyć, a w przyszłości może nawet podzielić się władzą, postawiły początkowo dwie ważne postacie z lewicowego zaplecza, dwaj "ojcowie chrzestni" wszystkich wcześniejszych prób budowania lewicy "ponad historycznymi podziałami", w tak czy inaczej interpretowanej formule LiD-u. Jerzy Urban i Aleksander Kwaśniewski - każdy z nich po wyborach zainteresował się Palikotem, każdy w nieco innej formie, wiążąc z nim nieco odmienne nadzieje i trochę inaczej myśląc o własnym wpływie na kształt nowej formacji. Każdy z nich przedstawiał rozproszonej i upokorzonej lewicy najważniejszy argument: SLD nie ma dzisiaj lidera, Ruch Palikota ma lidera wyłącznie, w tej sytuacji konieczność współpracy nasuwa się w sposób oczywisty.

Wielkie przegrupowanie

Spośród "ojców chrzestnych" lewicy najbardziej bezwarunkowo wskazał na Palikota Jerzy Urban. Postawił na niego już w kampanii wyborczej, miał na listach Ruchu Palikota własnych ludzi, niektórzy weszli do Sejmu. Wicenaczelny tygodnika "Nie" Andrzej Rozenek, po tym, jak już został posłem Ruchu Palikota, zrezygnował co prawda z redakcyjnej funkcji, ale nie przestał być naturalnym pośrednikiem pomiędzy Urbanem a Palikotem. Zresztą i Palikot, i Urban, aby się rozumieć, nie potrzebują pośredników. Palikot nigdy nie mówił, że Urbanem się "brzydził", jak lubią to czasami powtarzać nawet politycy, którzy z przysług tygodnika "Nie" sami korzystali. A Urban naprawdę ujrzał w Palikocie charyzmatycznego lidera, który zbuntuje nie tylko polskie elity, ale także polski lud przeciwko klerykalnemu status quo, przeciwko niekwestionowanej wcześniej przez nikogo, nawet przez Millera i Kwaśniewskiego, formalnej i nieformalnej, nie tylko religijnej czy kulturowej, ale i politycznej pozycji Kościoła w Polsce. Właśnie dlatego Urban wpycha lewicowy elektorat i lewicowy aparat w ramiona Palikota. A wobec "starych", którzy "postmodernistycznemu" Palikotowi ciągle nie ufają, Urban użył argumentu ostatecznego. Oświadczył, że sympatię dla Palikota wyraził sam Wojciech Jaruzelski.

Nieświadomymi sprzymierzeńcami Urbana są ci wszyscy po stronie Kościoła i na polskiej prawicy, którzy na pojawienie się Ruchu Palikota zareagowali dokładnie tak, jak powinien reagować "ciemnogród" z antyklerykalnych pamfletów. Każde zawołanie o. Rydzyka w rodzaju "sodomici weszli do Sejmu!" zwiększa szanse Palikota na otwarcie coraz szerszej antyklerykalnej szczeliny w polskim status quo.

Aleksander Kwaśniewski swoje warunkowe poparcie dla Palikota wypowiedział najbardziej może precyzyjnie, w kategoriach ściśle politycznych. Wezwał rozmaite lewicowe środowiska w Polsce, aby wyborczą porażkę SLD i upadek zawadzającego praktycznie wszystkim Napieralskiego wykorzystały do wielkiego przegrupowania, do nowego początku. Przyszła polska lewica - według wizji Kwaśniewskiego - miałaby się składać z Ruchu Palikota, z SLD, ale także ze środowiska "Krytyki Politycznej", Kongresu Kobiet, środowisk feministycznych i Partii Zielonych. Łatwo zauważyć, że na tej liście były prezydent umieścił także grupy albo nie mające jeszcze politycznych ambicji ("Krytyka Polityczna"), albo politycznie słabe, wręcz nieistniejące (Zieloni). Kwaśniewski podkreślał różnorodność takiej przyszłej lewicowej formacji, organizowanej z udziałem lub nawet wokół Palikota, bo sam chciał w niej zachować solidny pakiet kontrolny.

Korona i berło

Problem z Palikotem jako potencjalnym liderem lewicy jest o tyle poważny, że ten były biznesmen jest dziś antyklerykałem, ma też lewicowo-liberalne poglądy obyczajowe, ale w kwestiach gospodarczych nie był nawet liberałem, ale wręcz libertarianinem, który swoim zwolennikom obiecywał obniżenie "podatkowych haraczy" i obalenie "urzędniczej biurokracji krępującej biznesową aktywność Polaków". Autentycznym lewicowcom społecznym to się podobać nie może. Rozumieją jednak argumentację Kwaśniewskiego ("w rozproszeniu polegniecie wyłuskiwani przez Tuska pojedynczo; razem wystawicie Tuskowi wyższy rachunek za polityczną współpracę"). Zeszliby się zatem z Palikotem, ale tylko gdyby nowa formacja antyklerykalizm i liberalne postulaty obyczajowe uzupełniła pakietem społeczno-ekonomicznym przesuniętym nieco bardziej na lewo. Palikot to wszystko doskonale rozumie, dlatego pospiesznie uzupełnia swój program o ludzi (Ikonowicz) i postulaty (wzrost płacy minimalnej, tanie mieszkania czynszowe, większa aktywność państwa w gospodarce), których użycie uczyniłoby go bardziej wiarygodnym w oczach lewicy społecznej.

Jeśli Aleksander Kwaśniewski w stosunku do Palikota zachowuje jednak większą ostrożność niż Jerzy Urban, to nie chodzi mu wyłącznie, ani nawet przede wszystkim, o ideową czystość lewicowego przesłania Ruchu Palikota. Musi widzieć, że nowy enfant terrible polskiej polityki wraz z Tymochowiczem przejął nie tylko piar "Samoobrony", ale także część elektoratu, struktur, interesów stojących wcześniej za Andrzejem Lepperem. Ofiarowywanie w tej sytuacji Palikotowi korony i berła nowej wersji LiD-u bez żadnych dodatkowych gwarancji czy mechanizmów kontrolnych byłoby ogromnym ryzykiem, na które Kwaśniewski nie potrafi się do końca zdecydować. Tym bardziej że Palikot jako lider lewicy nie podoba się wielu postaciom, których głos także jest przez lewicowe środowiska słuchany. Przeciwko Palikotowi ostro wystąpili Aleksander Smolar i Włodzimierz Cimoszewicz. Palikot nazwał kiedyś Smolara publicznie "człowiekiem z »czarodziejskiej góry«", niedobitkiem inteligenckiej formuły Unii Wolności zupełnie nierozumiejącym polityki współczesnej, wręcz "postpolityki", opartej na marketingu i czarnym piarze, czasami brutalnym. Smolar nigdy nie zapomniał Palikotowi tego publicznego odesłania go do politycznego grobowca. Ale nie tylko o osobistą urazę tu chodzi. Smolar naprawdę widzi w Palikocie niebezpiecznego populistę, nieprzewidywalnego zarówno jeśli chodzi o wyznawane idee, jak też o stosowane w polityce metody. Podobną nieufność wobec Palikota wyraża Włodzimierz Cimoszewicz, który ma na lewicy autorytet, ale sam nie jest typem lidera zdolnego do jakiejkolwiek politycznej inicjatywy. Złośliwcy twierdzą, że zostałby przywódcą lewicy tylko wówczas, gdyby cała formacja przyszła do niego z koroną i berłem na aksamitnej poduszce. A to się oczywiście nie zdarzy. Ryszard Kalisz został przez Palikota bardzo ostro i publicznie zaatakowany. Wszedłby w projekt "nowego LiD-u", tym bardziej gdyby był on budowany pod cichym patronatem Kwaśniewskiego, ale miłości do Palikota z jego strony już nigdy nie będzie.

Potencjał

Alternatywa dla Palikota i skupionego wokół niego "szerokiego frontu lewicowych środowisk" - wedle listy precyzyjnie przedstawionej przez Kwaśniewskiego - to już tylko Tusk. I jego propozycja transferów. Lewica złowiona przez Tuska będzie jednak miała tak samo suwerenną pozycję jak Sikorski, Arłukowicz, Rosati czy Kluzik-Rostkowska. Będzie "wisiała" wyłącznie na Tusku, służąc mu przede wszystkim do ucierania nosa "spółdzielniom" i konserwatywnemu skrzydłu PO. Gowin, Mucha, Zdrojewski, Grupiński, Schetyna... - uzyskali dobre wyniki wyborcze. Mimo że dziś rozproszeni i pokonani, mogą się kiedyś Tuskowi postawić. A wtedy liderowi PO potrzebni będą lewicowi spadochroniarze.

Ale jest też inny, ważniejszy cel transferów z lewicy. Chodzi o to, żeby do następnych wyborów nie powstała silna centrolewicowa partia, która zbierze większy elektorat i z którą Tusk naprawdę będzie musiał solidnie podzielić się władzą. Taką formację mógłby wokół siebie zbudować wyłącznie Palikot.

Po wyborze Leszka Millera na szefa klubu SLD sytuacja na lewicy ułożyła się dla Tuska wprost idealnie. Teraz jest - i przez jakiś czas pozostanie - co najmniej dwóch twardych pretendentów do panowania nad 20-procentowym lewicowo-liberalnym elektoratem. W dodatku Palikot i Miller nawet nie myślą o jakimkolwiek współdziałaniu. Miller odmawia Palikotowi prawa do nazywania się człowiekiem lewicy. Z kolei Palikot uważa Millera za beton i nie ukrywa, że ma zamiar zaprosić do swojej partii wszystkich ewentualnych dysydentów z SLD. Dopóki Palikot z Millerem będą walczyć ze sobą o władzę nad lewicą, żaden z nich nie powalczy z Tuskiem o władzę nad państwem. Przeciwnie, Millerowi dobre ułożenie się z Tuskiem, zawarcie z nim paru sytuacyjnych kompromisów pomoże w umocnieniu własnej pozycji w mocno osłabionym SLD. Miller potrafił kiedyś stworzyć bezwzględną opozycję wobec AWS, punktując każdy błąd przeciwnika, licząc nawet "zamarzniętych bezdomnych". Jednak wówczas odebranie przez niego władzy słabnącemu Krzaklewskiemu było kwestią czasu. Dziś Miller nie jest w pozycji, z której mógłby jakkolwiek zagrozić Tuskowi. Będzie więc raczej - jak sam to już zapowiedział - opozycją bez porównania bardziej "odpowiedzialną za państwo". Za sukces uzna raczej głosowania, które pomoże wygrać Tuskowi, niż te, w których wygraniu by premierowi przeszkodził. Palikot jest zmuszony do bardziej konfrontacyjnej postawy wobec Donalda Tuska. Połowa elektoratu Ruchu Palikota wywodzi się z Platformy, Palikot może jej zabrać drugie tyle, jeśli ustabilizuje swój radykalny przekaz, a bardziej liberalni wyborcy PO przestaną się bać Kaczyńskiego. Janusz Palikot ma potencjał większy, niż można przypuszczać. Będzie uderzał z obu skrzydeł. Wraz z Ikonowiczem będzie wytykał Tuskowi polską biedę, ściągając do siebie wyborców SLD, a młodszych wyborców PO będzie do siebie przyciągał antyklerykalizmem i obyczajową otwartością.

***

Dziś jeszcze sytuacja rozdrobnionej lewicy w stosunku do Platformy kierowanej przez Tuska przypomina czasy sanacji. Pod koniec jej rządów nikt w II RP nie walczył o jej obalenie; socjaliści, liberałowie, endecy marzyli już wyłącznie o nadaniu jej nieco bardziej pożądanego przez siebie kształtu. Dzisiaj Miller, Arłukowicz, Borowski czy Rosati nie walczą nawet o to. Tusk nie czuje z ich strony żadnego nacisku.

Ale sytuacja może się wkrótce zmienić, a najbliższy wyrośnięcia na konkurenta Tuska, stanie się jego koszmarem, jest właśnie Palikot.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2011