Dorosła Pippi

Moni Nilsson uczula na to, co dzieje się z naszymi dziećmi tuż przed okresem dojrzewania.

21.10.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Mia Carlsson
/ Fot. Mia Carlsson

W starym domu otoczonym ogrodem mieszkała dziewczynka. „Miała dziewięć lat i mieszkała zupełnie sama. Nie miała ani mamusi, ani tatusia i dlatego nie było nikogo, kto by mógł jej mówić, żeby szła spać właśnie wtedy, gdy bawiła się w najlepsze, i nikogo, kto zmuszałby ją do picia tranu, skoro wolała cukierki”. Tylko co by było potem? Jak by się ułożyło dorosłe życie Pippi? – Myślę – Moni Nilsson rzuca spojrzenie zza okularów, czarna kredka wokół oczu rozciąga się w uśmiechu – że jako nastolatka wplątałaby się w nieodpowiednią miłosną historię. Młodociana ciąża, samotne macierzyństwo, tak to widzę.

ZAWSZE Z MIŁOŚCI

Moni Nilsson, urodzona w 1955 r., jest córką polskiej Żydówki: – Mamę, kilkuletnią, dziadkowie wysłali do Niemiec, stamtąd dostała się do Szwecji. Zdążyła jeszcze przed wszystkim – odwraca wzrok. Nagle znów patrzy w oczy: – Myślę, że kiedyś pojadę do Łodzi.

W Polsce mamy już serię jej książek o Tsatsikim, uczniu pierwszej, a potem kolejnych klas szkoły podstawowej, i jego zwariowanej Mamuśce, grającej na basie w zespole rockowym. Tsatsiki dostał imię na cześć swojego greckiego taty. Jego przygody, przyjaźnie i miłości, jego kłopoty z dorastaniem z dala od taty, za to w bliskości z kolejnym partnerem mamy – Nilsson opisuje w niezwykle empatyczny sposób. – Tak – szwedzka pisarka cała się rozjaśnia – bardzo często ludzie przychodzą i mówią, że napisałam o nich. To wspaniałe.

Pomysł Joanny Olech, by mówić o matce Tsatsikiego jako o dorosłej Pippi, bardzo jej się podoba. Mamuśka jest Fizią Pończoszanką. Uczuciowa i spontaniczna, humorzasta i nadopiekuńcza, w dorosłym życiu stała się uwielbianą, chociaż wcale nie idealną matką. To matka, która niesiona siłą macierzyństwa jest w stanie załatwić wszystko, i której w ferworze walki o dobro swego dziecka zdarza się zapomnieć o... dziecku. – Ale to zawsze z miłości – przypomina Nilsson. Nagle wpływowa, po tym, jak książka „Tsatsiki i Mamuśka” okazała się bestsellerem, przekształciła jeden z wielkich budynków w centrum Sztokholmu na dom kultury. Działała tam, dopóki wystarczyło pieniędzy, po kilku latach wciąż trudno jej pogodzić się z jego upadkiem. – To był wspaniały dom kultury – ze smutkiem potrząsa głową.

Zanim odniosła sukces jako pisarka, uczyła w szkole i przedszkolu, współtworzyła audycje radiowe dla dzieci, sprzątała samoloty. „Tsatsikiego” pisała w latach 90. z myślą o własnych dzieciach. – Chciałam czegoś, co opowie im ich własne doświadczenie, a nie mogłam znaleźć książki o dziecku wychowywanym tylko przez mamę. Samotne matki były wtedy rodzicami drugiej kategorii. No i Mamuśka jest bardzo młoda. Ciąża nastolatki... to dopiero było tabu – wspomina.

Dziś samotne macierzyństwo albo np. homoseksualizm to częste tematy szwedzkiej literatury i Nilsson dziwi się, kiedy słyszy, że jej książki przełamują jakieś tabu. Myśli raczej, że kłopot z nimi może polegać na czymś innym. – Trudno się do tego przyznać, zwłaszcza w kraju szczycącym się doskonałą opieką nad dziećmi, ale rodzice żyją często w specyficznym zakłamaniu – mówi. Kryją przed dziećmi swoje prawdziwe uczucia, kiedy się np. rozwodzą, ale pozwalają im oglądać telewizję, słuchać Britney Spears i grać w okrutne gry komputerowe. Wydaje im się, że takich spraw jak uczucia rozwodzącej się pary dzieci nie zrozumieją, chcą je chronić, a jednocześnie nie zabraniają im ubierać się tak, jak chcą, często nad wiek dorośle, w ciuchy podkreślające seksualność.

CAŁUSY DŁUGODYSTANSOWE

– Dzieci żyją we współczesnym świecie – tłumaczy Moni Nilsson. – Są jego częścią, czy tego chcemy, czy nie, a my się zachowujemy tak, jakbyśmy nie chcieli, żeby widziały ten świat.

Spogląda poważnie, ale zmarszczki na jej twarzy nieustająco układają się w uśmiech. Burza ciemnych włosów jakimś cudem nie opada jej na twarz: – Tak, nie wstydzę się emocji, a co?

Mówić z dziećmi o seksie też się nie wstydzi. Jej 9-letni bohater bawi się w „namioty” – całuje się z Sarą „długodystansowo”, schowany pod kocem. Nie, Nilsson nie uważa, że jej czytelnicy są za mali na takie doświadczenia. – Uważam, że nauczyciele wychowania seksualnego powinni ćwiczyć się w kontakcie ze sobą z czasów dzieciństwa. Ja się nie wstydzę, dlatego, że po prostu pamiętam! – podnosi głos. – Pamiętam, jak w zerówce dotknęłam pierwszy raz ręki chłopca: jak zrobiło mi się nagle gorąco i dziwnie słabo, i jakie to było przyjemne...

To jest zupełnie inna seksualność niż ta dorosła, która zaczyna się wraz z dojrzewaniem. – W wieku do 12 lat nie potrafię jeszcze rozdzielić serca od emocji i od odczuć płynących z ciała – tłumaczy autorka serii o Tsatsikim. – To jest jak gra – tak emocjonujące. A jednocześnie uczucie zakochania wtedy jest cudowne: mocne, obezwładniające i dodające skrzydeł. Niczym się nie różni od zakochania takiego, jakie odczuwamy później, jako dorośli, tylko że kiedy mam mniej niż 12 lat, moja miłość jest jeszcze niezniszczona przez społeczne wzorce, przez przykre doświadczenia. Po prostu idę za swoimi uczuciami.

Moni Nilsson uczula na to, co dzieje się z naszymi dziećmi tuż przed okresem dojrzewania. Mówi, że to, co przeżywają, to jak wyprawa na biegun północny, gdzie wszystko trzeba zrobić od początku, pierwszy raz, zupełnie samemu. Później, w okresie nastoletnim, też dzieją się niezwykłe rzeczy, z którymi zresztą dorośli mają równie duże problemy. Tylko wtedy sprawa jest prostsza: lęki dorosłych skupiają się wokół tego, że nastolatki mogą uprawiać seks. A z młodszymi jest inaczej, lęk dorosłych jest równie silny, a nawet może mocniejszy, przez to, że nie jest konkretny. – Młodsi mają gorzej – twierdzi Nilsson stanowczo. Dzieci szybko kojarzą tajemnicze nienazwane zagrożenie ze zmianami, które zachodzą w ich ciałach i sercach. Dostają przekaz, że o tym, co się z nimi dzieje, nie da się / nie można rozmawiać. Nie rozmawiają więc z nikim, nawet z najlepszym przyjacielem. Wtedy zaczyna się samotność polarnika. – Jakbym była – Moni Nilsson obniża głos do szeptu – jedyną osobą na całym świecie, która ma taki problem. A byłoby tak pięknie, gdybym mogła się dowiedzieć, że właściwie wszyscy mają tak jak ja.

Tsatsiki może tu pomóc. I jego koledzy, i koleżanki też. – Czasem żałuję, że pozwoliłam Tsatsikiemu tak szybko dorosnąć – mówi Moni Nilsson.


Nakładem wydawnictwa Zakamarki w przekładach Barbary Gawryluk ukazały się książki Moni Nilsson: „Tsatsiki i Mamuśka”, „Tsatsiki i Tata Poławiacz Ośmiornic”, „Tylko Tsatsiki”, „Tsatsiki i miłość” oraz „Tsatsiki i Retzina”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Nauczycielka, współzałożycielka Szkoły Demokratycznej w Krakowie, autorka tekstów i wywiadów publikowanych m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, dotyczących zwłaszcza problematyki wychowania oraz literatury dziecięcej.

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2013