Dominikanie i demokracja

Są wyjątkowymi zakonnikami. Jeśli zaczynają się spierać, robią to przy otwartych drzwiach. A sposób, w jaki rozstrzygają spory, może być ważny dla całego Kościoła w Polsce.

25.09.2017

Czyta się kilka minut

O. Paweł Gużyński na planie programu „Dzień dobry TVN”, 2011 r. / PIOTR BŁAWICKI / EAST NEWS
O. Paweł Gużyński na planie programu „Dzień dobry TVN”, 2011 r. / PIOTR BŁAWICKI / EAST NEWS

Dyskusja toczy się w internecie i na łamach prasy od końca wakacji. Rozpoczął ją 70-letni o. Andrzej Potocki z klasztoru na warszawskim Służewie: opublikował list otwarty do prowincjała zakonu, w którym skrytykował innego zakonnika, młodszego o ponad 20 lat o. Pawła Gużyńskiego z Łodzi, i zażądał, aby go zdyscyplinować. Kilka dni później prowincjał o. Paweł Kozacki zapowiedział powołanie specjalnej komisji, która zbada sprawę. – Nie chodzi tu tylko o list Andrzeja – mówi o. Kozacki w rozmowie z „Tygodnikiem” i ujawnia, że od jakiegoś czasu otrzymuje maile w sprawie medialnych wypowiedzi o. Gużyńskiego. Od kilku tygodni w środowiskach „obrońców życia”, na Facebooku, ale też za pośrednictwem kilku pism katolickich, zbierane są podpisy pod kolejnymi protestami.

Głosu dominikanów, ostatnio zwłaszcza o. Gużyńskiego, w polskich mediach nie brakuje. Ich wypowiedzi, wywiady czy artykuły publikują „Gazeta Wyborcza”, „Gość Niedzielny”, „Newsweek”, „Tygodnik Powszechny”, „Nasz Dziennik”. To całe spektrum, od lewa do prawa. Od lewa do prawa rozkładają się też sympatie zakonników – co stanowi jedną z przyczyn wewnętrznego sporu. W polskim Kościele niezwykłego o tyle, że od czasów ­PRL-u przetrwał w nim pogląd, że katolicy wobec nieprzyjaznej, komunistycznej rzeczywistości powinni stanowić monolit. Krytyka skierowana wobec własnych szeregów nie jest już wprawdzie rzadkością, ale nadal wywołuje konsternację.

Nie u dominikanów jednak. – Wolność dyskusji, swoboda wypowiedzi, wręcz pewna namiętność do debatowania są zgodne z naszą tradycją i z posłannictwem zakonu – tłumaczy o. Tomasz Dostatni z Lublina, sam regularnie publikujący m.in. w „Gazecie Wyborczej” i aktywny na Facebooku. – Poza tym w wolności i do wolności nas, dzisiejszych pięćdziesięciolatków, wychowali w zakonie tacy ojcowie jak Aleksander Hauke-Ligowski, Jan Andrzej Kłoczowski, Tomasz Pawłowski, Jacek Salij i inni.

Wszyscy oni, dodajmy, w czasach PRL-u, byli związani z demokratyczną opozycją i sami zabierali głos odważnie, nie bacząc na ograniczenia cenzury.

Ręka i nocnik

O co poszło? Pod koniec sierpnia o. Gużyński udzielił wywiadu portalowi Gazeta.pl. Medium to należy do spółki Agora, dlatego bywa mylone z „Gazetą Wyborczą”. Tworzy go jednak – co ze szczególną mocą podkreślają dziennikarze „Wyborczej” – zupełnie inna redakcja, a treści są tam typowo internetowe: o znacznie lżejszym charakterze i podawane sensacyjnie. Łódzki dominikanin zgodził się na narzuconą przez portal konwencję rozmowy: mówił, że Episkopat dwa lata temu poparł PiS, „a teraz obudził się z ręką w nocniku”; prawica zyskiwała poparcie duchowieństwa powtarzając „mantrę »Bóg, honor, ojczyzna«”; w sprawie wycinki w Puszczy Białowieskiej podejrzewać można „jakiś zyskowny szwindel”.

Prowadzący wywiad dopytywał też o kolejną próbę zmiany ustawy antyaborcyjnej – przypomnijmy, że inicjatywa „Zatrzymaj aborcję” zbiera podpisy pod projektem, który ma doprowadzić do zakazu przerywania ciąży, kiedy występuje duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. O. Gużyński odpowiedział, że naruszenie obecnie obowiązującego kompromisu może się skończyć tym, że po kolejnych wyborach wahadło wychyli się w drugą stronę. I mówił, że w ogóle jest przeciwny zbieraniu podpisów pod kościołami w jakichkolwiek sprawach. Powracające próby zmian ustawy antyaborcyjnej skwitował stwierdzeniem: „pierwsze skrzypce grają tu pobudki polityczne lub ideologiczne”, chodzi o pozyskiwanie „przedstawicieli skrajnych grup obywateli”. „Kościół katolicki ma prawo i obowiązek przekonywać społeczeństwo do swojego stanowiska w kwestii aborcji. Jednocześnie powinien nieustannie podejmować głęboką refleksję nad złożonością problemów bioetycznych i społecznych związanych z ochroną życia rodzących i nienarodzonych – mówił łódzki dominikanin. – Trzeba tu jednak odróżnić horyzont moralny od faktu popierania konkretnych inicjatyw ustawodawczych. Gdy np. w Sejmie pojawił się projekt Ordo Iuris, to biskupi nie podzielali zawartego w nim pomysłu karania kobiet więzieniem za aborcję”.

Wywiad pod tytułem „Biskupi zaangażowali się po stronie PiS. Teraz budzą się z ręką w nocniku. Dominikanin oskarża” opublikowano 29 sierpnia. Petycja pod tytułem „Zakaz wypowiedzi dla o. Pawła Gużyńskiego OP” pojawiła się w internecie nazajutrz. Jej inicjatorzy pisali: „O. Paweł Gużyński stwierdził, że prawo do życia dla niepełnosprawnych dzieci i starania o jego zapewnienie powinny być uzależnione od opinii bliżej nieokreślonych ekspertów”. I dalej: „To bulwersujące twierdzenie jest dyskryminujące i niezgodne (...) z niezbywalnym prawem do życia dla każdego poczętego dziecka, niezależnie od jego stanu zdrowia”.

Dialog i knebel

Sześć dni po wywiadzie o. Gużyńskiego portal Fronda opublikował pismo zatytułowane „List otwarty”. Jego autorem był o. Andrzej Potocki, adresatem – prowincjał dominikanów, 52-letni o. Paweł Kozacki. „Proszę Ojca o podjęcie działań, które ukrócą medialną aktywność o. Pawła Gużyńskiego, przynosząc dziś Zakonowi oczywistą niesławę” – pisał o. Potocki, wyliczając: „gorszące wypowiedzi, kontestujące opinie i działania Episkopatu Polski”, „wypowiedzi obraźliwe wobec wielu Księży Biskupów, zarzuty tępoty u ludzi Kościoła, „haniebną kpinę” z „tak pięknie zadomowionego w naszej ojczyźnianej tradycji hasła »Bóg, Honor, Ojczyzna«”. „W szczegóły nie wchodzę” – pisał o. Potocki, ale zaraz potem dodawał, że jego zdaniem posługę duszpasterską Kościoła o. Gużyński uparcie postrzega „przez pryzmat polityki”, co „daje mu podstawę do nieuprawomocnionych, politycznych insynuacji. Zresztą sam wyraźnie zinstrumentalizowany przez lewicowo-liberalne media i w efekcie wobec nich służebny, daje się wykorzystywać w politycznej grze. Także w walce z katolicyzmem i Kościołem”.

List o. Potockiego, który jest profesorem socjologii w Wydziale Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego, został przedrukowany przez wiele katolickich i świeckich mediów. Kilka dni po jego publikacji o. Kozacki ogłosił powołanie komisji, która ma sprawę o. Gużyńskiego ocenić, wcześniej badając jego wypowiedzi i działając „w dialogu z zainteresowanym i jego oskarżycielami”. Jej skład pozostaje niejawny; wiadomo jednak, że liczy trzy osoby.

Prowincjał podkreśla, że powodem powołania komisji jest nie tylko list otwarty, bo skargi na wypowiedzi o. Gużyńskiego pojawiały się już wcześniej. – Oczekuję, że członkowie komisji wysłuchają zarówno krytyków, jak i samego o. Gużyńskiego, zbadają jego wypowiedzi i ocenią ich zgodność z nauczaniem Kościoła – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem”. – Ale ostateczną decyzję podejmę ja, jako przełożony, bo zdanie komisji ma tylko charakter fachowej opinii.

I dodaje: – Kierować się będę wyłącznie przesłankami merytorycznymi. Milion listów protestacyjnych mnie nie przekona!

O. Kozacki zastrzega przy tym, że jako próby nacisku odbiera nie tylko petycje „obrońców życia”, ale też wypowiedzi sympatyków o. Gużyńskiego. Na portalu Gazeta.pl, w artykule o powołaniu komisji, pojawiły się spekulacje o rzekomo grożącym łódzkiemu zakonnikowi „zakazie wypowiadania się w mediach”, podobne rozważania snuje na swoim blogu publicysta Jarosław Makowski. Internetowy wpis tego ostatniego jest opatrzony jednoznacznymi słowami kluczowymi – tagami: „Dominikanie, Gużyński, Knebel, Kościół, Milczenie”.

Polityka i liturgia

O. Kozacki zapewnia, że nie ma nic przeciwko wymianie poglądów, różnicom i ich otwartym wyrażaniu. Dominikanie zawsze się spierali i nie ma w tym nic złego. – Jesteśmy normalną grupą dorosłych mężczyzn. Dominikanów jest w Polsce ponad 400. Trudno w przypadku takiej zbiorowości o jednomyślność – wyjaśnia. – Nie chciałem jednak, by ludzie przychodzący do naszych kościołów, niezależnie, do jakiej opcji politycznej należą, mogli odnieść wrażenie, że jesteśmy za jedną czy drugą stroną politycznego sporu. Naszym zadaniem jest głoszenie Dobrej Nowiny każdemu człowiekowi, bez względu na to, do jakiej partii należy i jak patrzy na polityczną rzeczywistość.

Dominikanie, spierając się, jednocześnie muszą razem żyć, mieszkać, wspólnie siadać do posiłków. – Napięcia między braćmi się zdarzają – przyznaje o. Kozacki. Czasem nie chodzi o poglądy, ale o różnice charakterologiczne czy ambicje. Bywa, że nie wiadomo, co braci poróżniło, choć wszyscy wiedzą, że im ze sobą nie po drodze. Odwiecznym polem sporów jest też liturgia: ma być śpiewana i długa czy recytowana i krótka? Po polsku czy po łacinie? Komunię świętą przyjmować do ust czy na rękę?

Zakonnicy demokratycznie wybierają przełożonych i na tym tle też czasem tworzą się napięcia. Jak to w demokracji, niełatwe bywają również decyzje budżetowe. – Ostre dyskusje polityczne pamiętam z lat 90.: Wałęsa kontra Mazowiecki, Unia Wolności kontra Porozumienie Centrum – wspomina ojciec Kozacki. – Potem zauważyliśmy, że z tych dysput nic nie wynika. Każdy zostaje przy swoim, a życie klasztorne płynie dalej: odprawiamy msze, spowiadamy, prowadzimy duszpasterstwa…

Różnice polityczne nie zniknęły więc, ale zakonnicy przestali o nich rozmawiać. – Staramy się w klasztorach szanować swoją odmienność, budować na tym, co ważne i wspólne, nie poruszać tematów, o których wiadomo, że nie rzutują bezpośrednio na życie wspólne – opowiada ojciec Kozacki. – A gdy trzeba coś rozstrzygnąć? Jak to w demokracji: rozmawiamy, spieramy się, próbujemy szukać porozumienia, wreszcie głosujemy i przyjmujemy wolę większości, choć nie wszystkim dana decyzja się podoba.

Wolność i dojrzałość

Prowincjał polskiej części zakonu odpowiada m.in. za to, żeby bracia, wypowiadając się publicznie, pozostawali wierni doktrynie Kościoła. W rozmowie z „Tygodnikiem” przyznaje, że już kilka lat temu wystosował list do całej wspólnoty, który miał studzić temperamenty polityczne niektórych zakonników. – Wtedy chodziło mi o zbyt jednoznaczne wchodzenie w spory polityczne, wręcz partyjne – opowiada. – Napisałem więc do wszystkich braci z prośbą o powstrzymanie się od politycznych deklaracji, zwłaszcza jeśli padały w kontekście duszpasterskim. A do tych, którzy konkretnie wzbudzili wtedy moje zastrzeżenia, wysłałem ten sam list, już w kopercie, zaadresowany specjalnie do nich. Chyba trochę poskutkowało – mówi.

Sam o. Gużyński rozmawiać nie chce, uznając, że skoro powołano komisję, to jemu w swojej sprawie publicznie wypowiadać się nie przystoi.

O sporach wewnątrz zakonu opowiada za to o. Dostatni. – Jakieś 10 lat temu Tadeusz Bartoś, który wtedy jeszcze był dominikaninem, udzielił wywiadu „Magazynowi Gazety Wyborczej” – wspomina. Wywiad nie spodobał się przeorowi poznańskiego klasztoru, którym był wówczas… o. Kozacki. – Miał odmienne zdanie, więc napisał tekst do poznańskiego dodatku do „Wyborczej”. Z imienia i nazwiska skrytykował Bartosia, sam się pod tym tekstem podpisał – mówi. – To była otwarta, uczciwa dyskusja. Nikt nie miał pretensji ani do Bartosia, ani do Kozackiego. Ale wysyłanie listów otwartych do prowincjała z sugestiami, żeby „ukrócić” czyjeś wypowiedzi, to zupełnie inna sprawa. Takie działania nie powinny mieć miejsca – uważa o. Dostatni.

Podobnie publicznie rozegrał się spór między o. Ludwikiem Wiśniewskim a jego krytykiem, o. Michałem Mrozkiem. Pierwszy, zasłużony duszpasterz akademicki w czasach PRL-u, opublikował w 2013 r. na łamach „TP” krytyczny tekst o upolitycznieniu polskiego Kościoła, piętnując szczególnie działania Radia Maryja. O. Mrozek, dominikanin młodszy o dwa pokolenia, odpowiadał mu na łamach „Gościa Niedzielnego”. Polemika, choć miejscami soczysta, nikogo nie dziwiła. Więcej: obszerne relacje na jej temat publikowała dominikańska strona internetowa, dominikanie.pl.

„Zadaniem przełożonego nie jest stworzenie idealnego i jednorodnego klasztoru czy prowincji, ale zadbanie, by każdy z braci mógł maksymalnie dojrzewać w wolności, a jako dojrzały i wolny człowiek podejmował decyzję o życiu zgodnym z Duchem Jezusa Chrystusa – pisał w maju 2015 r. w miesięczniku „W Drodze” w tekście na 800-lecie powstania zakonu o. Kozacki. – Przełożony nie ma sam kierować każdą sprawą, ale pomagać braciom, by zgodnie ze swoimi kompetencjami i umiejętnościami odczytywali wolę Bożą i podejmowali słuszne decyzje”.

Szantaż i szatan

Jeden z naszych dominikańskich rozmówców, prosząc o nieujawnianie nazwiska, nie kryje oburzenia postępowaniem o. Potockiego. – Ja rozumiem, że się dyskutuje, ale to, co on zrobił, to nie dyskusja, tylko donos albo snucie intryg – mówi. – Jak ktoś źle ocenia postępowanie swojego współbrata, to może mu albo zwrócić uwagę, albo napisać polemikę, albo poprosić o interwencję przełożonych. Ale robi się wtedy albo jedno, albo drugie, albo trzecie. A Potocki z jednej strony pisze do prowincjała, a z drugiej ten list publikuje, próbując swojego zwierzchnika szantażować. Jakby coś podobnego zrobił ksiądz diecezjalny, na pewno skończyłoby się suspensą!

Warto przypomnieć, że o. Potocki już wcześniej zasłynął kontrowersyjnymi zachowaniami. W 2014 r., w kazaniu wygłoszonym w kościele na Służewie, skrytykował innych dominikanów – o. Gużyńskiego (za występ w programie Tomasza Lisa) i o. Kozackiego (za wywiad dla „GW”), wymieniając ich obu na ambonie z nazwisk i grzmiąc pod ich adresem cytatem z Ewangelii: „Idź precz, szatanie!”. Żaden tamtego wydarzenia nie skomentował, choć sytuację opisywano w mediach.

Przed rokiem z kolei o. Potocki zabrał głos w obronie Jacka Międlara (wówczas jeszcze księdza). W rozmowie z „TP” twierdzi, że zrobił to, bo poproszono go jako profesora socjologii religii o zaopiniowanie duszpasterskiej działalności tego kapłana. Międlar był związany ze środowiskiem nacjonalistów z ONR; odprawiał dla nich msze i głosił kazania, w których nie krył swoich przekonań. – Nacjonalizm rozumiany jako miłość do własnej ojczyzny jest oczywiście dobry. Zły jest szowinizm, podszyty nienawiścią do obcych. Tego akceptować nie można – mówi o. Potocki. I przekonuje: – Ks. Jacek był świetnym kaznodzieją! Pamiętam, jak swego czasu mówił do uczestników Marszu Niepodległości w Warszawie, pod Stadionem Narodowym. Miał świetne wyczucie odbiorców. Wiedział, do kogo mówi, zaczął zatem w takiej gorącej, hasłowej tonacji wiecu, ale potem bardzo umiejętnie wprowadził słuchaczy w rzeczywistość modlitwy. Szkoda, że nie pełni już posługi kapłańskiej. To był wielki talent.

Wypowiedzi o. Gużyńskiego o. Potocki ocenia zdecydowanie bardziej krytycznie. Na pytanie, co sądzi o powołaniu komisji, która ma badać wypowiedzi współbrata, odpowiada: – Co tam jest do badania? Lepiej badajmy Listy św. Pawła, a nie wypowiedzi ojca Gużyńskiego!

Dodaje jednak, że rozumie potrzebę powołania komisji. – O. Gużyński chodził do programów Tomasza Lisa w habicie! To był widzialny znak, jakoby tam reprezentował, wyjaśniał opinie Kościoła. Dlatego nie powinien był wypowiadać się tak, jak się wypowiadał! Dziś rzecz nie w jakimkolwiek „kneblowaniu” ust o. Pawłowi, ale w jego opamiętaniu! Chodzi o wierność Kościołowi – jego nauczaniu i jego Pasterzom.

Werdykt i wybory

O. Kozacki uważa, że stanowisko w sprawie o. Gużyńskiego będzie gotowe w ciągu kilku tygodni, może miesięcy. – W styczniu mamy wybory, kończy się moja kadencja i przestaję być prowincjałem. Demokracja – mówi z uśmiechem. – Chcę, żeby do tego momentu ta sprawa była zamknięta.

Demokratyczne procedury zakon wypracowywał 800 lat, więc co może wciąż brzmieć dziwnie w rozpolitykowanej Polsce, tu wydaje się oczywiste. Że zanim podejmie się decyzję, trzeba wysłuchać głosu obu stron i zasięgnąć opinii osób niezaangażowanych. Że nie trzeba ulegać medialnej presji, ale zarazem nie można udawać, że nic się nie stało. Że trzeba skupiać się nie na konflikcie personalnym, ale na meritum: zgodności z nauką Kościoła wypowiedzi o. Gużyńskiego, a nie na tym, w jakim miejscu padły.

O. Kozacki wie, że jego decyzja może nie spodobać się którejś ze stron, ale nie wydaje się tym przejęty. Najwyżej go nie wybiorą.

W ośmiuset latach dominikańskiej historii zdarzały się większe kryzysy.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2017