Domek rycerza

Życie traktował jako zadanie, wizję „wiecznego odpoczywania” brał za makabrę. Niebu stawiał warunek: musi tam trwać prawo do twórczości. W tym sensie walczył o niebo już na ziemi.

08.05.2012

Czyta się kilka minut

Wiesław Chrzanowski swoimi dokonaniami mógłby obdzielić kilku pracowitych ludzi. Zmarł 29 kwietnia w Warszawie, w wieku 89 lat; pogrzeb odbył się 7 maja na Powązkach.

Marszałek Sejmu I kadencji, minister sprawiedliwości i prokurator generalny. Twórca Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, poseł i senator. Opozycjonista, zaangażowany w Solidarność i zespół informacyjny przy Prymasie Wyszyńskim. Profesor prawa, adwokat niedopuszczany przez 21 lat do wykonywania zawodu. Więziony przez władze PRL. Powstaniec warszawski i żołnierz Armii Krajowej. Kluczowa postać polskiej prawicy i ruchu narodowego, mądry komentator życia publicznego, ważny człowiek w rodzimym Kościele.

Obrzucany wyzwiskami, fałszywie oskarżany o zdradę i współpracę z SB, pogardzany przez „swoich”: Żyd i mason, agent bezpieki, paleo-endek...

Z dzieciństwa zapamiętał, jak matka czytała mu powieść, której szczerze nie lubił: o rycerzu robiącym wszystko, żeby wybudować sobie ładny domek. Mały Wiesław Chrzanowski zniesmaczony zachodził w głowę: „Jak to, buduje dom, i co on będzie w tym domu robić?!”.

Profesor przywołał to wspomnienie na koniec długiej, osobistej rozmowy. Nasze wcześniejsze spotkania stały się tylko pretekstem do tego ostatniego, w którym – z tego, co wiem – najbardziej odsłonił się ze swoim życiem wewnętrznym. Przede mną, który mógłbym być jego wnukiem... Na pierwsze spotkanie szedłem z tremą: człowiek-historia, niepotrzebnie będę mu zawracać głowę. Poznałem jednak człowieka-zadanie. Był typem aktywisty: nie zatrzymywał się na przeszłości, lecz ciągle myślał o tym, co może z siebie dać.

„Jak muszę teraz bywać w swoim środowisku kombatanckim – mówił – żeby nie uznano, że się nad kogoś wynoszę, to się po prostu męczę. Bo to jest wspominanie: tu zdobywaliśmy kościół św. Krzyża, tam dom, ten stał na tej pozycji, tamten na innej – stał, i stoi dalej te kilkadziesiąt lat”. A Chrzanowski był w drodze. Swoje życie traktował jako dług wobec tych, którzy zginęli – w tym wobec rozstrzelanego brata, który wciągnął go do podziemia – oraz przyjaciół zamordowanych w latach stalinowskich, w tym najbliższego mu Tadeusza Łabędzkiego.

Walczył jako żołnierz oddziału „Harnaś” w powstaniu, mimo że był mu przeciwny; później postulował postawienie odpowiedzialnych przed sądem wojskowym. Sześć lat spędził w więzieniu, oskarżany o działalność antypaństwową. Wtedy świadomość życia jako zadania do wypełnienia nabrała ostatecznego kształtu. „Modlę się codziennie za ludzi, których rozstrzelano w 1947. Znaliśmy się mało, zjeżdżaliśmy z całej Polski, mieliśmy pomysł na ruch chrześcijańsko-narodowy, który wykorzysta legalne formy działalności – wspominał. – Chodzi o kogoś, wobec kogo czuje się zobowiązanie. Ono ma kształt, i choć kształt z biegiem lat się zmienia, samo zobowiązanie wciąż jest aktualne; tak jak gdybyśmy byli dziś razem”. Obecności Rozstrzelanych w swoim życiu doświadczał jako świętych obcowania.

Późniejsze prace związane z prawem oraz karierą akademicką uważał za rodzaj abdykacji. Za cel postawił sobie podtrzymywanie twórczego dyskursu narodowego (ale z prymatem osoby) oraz propagowanie katolickiej nauki społecznej, którą za komuny dyskredytowano jako lansowanie kapitalizmu, a w demokracji jako przejaw nostalgii za socjalizmem. On jednak robił swoje, nawet kiedy dwa pokolenia jego wychowanków kończyły daleko od ideałów Profesora.

Poznałem więc mężczyznę silnego, który wystawiając sobie gorzki rachunek życia (bo tyle jeszcze do zrobienia...), nosił w sobie nadzieję. Szczupły i zgarbiony. Z oczami niebieskimi jak u niemowlęcia. Uśmiechnięty. Nieco staromodny. Zwrot „proszę pana”, od którego zaczynał odpowiedzi, akcentował na kilkanaście sposobów, zdradzając całkiem różne emocje. Za każdym razem dyskutowaliśmy po kilka godzin, siedząc w jego legendarnym mieszkaniu na warszawskim Powiślu: 45 metrów w bloku niedaleko Tamki. Solec 79A. Przez przeszło cztery dekady legendarny adres dla polskiej prawicy i ruchu narodowego, których był ojcem chrzestnym i nestorem. Przy stole w pokoju siadywali ważni politycy, na dywanie sypiali opozycjoniści.

Profesor Chrzanowski w ostatnich latach został uhonorowany Orderem Orła Białego, najwyższym polskim odznaczeniem, oraz orderem św. Grzegorza, najwyższym papieskim medalem dla osób świeckich.

Ze spokojem myślał o śmierci. „Jestem człowiekiem samotnym, więc skończyć to życie też muszę samotnie. Nie mam na tym punkcie obsesji. Wyobrażam sobie, że po śmierci w dalszym ciągu coś się dzieje. Chrześcijaństwo to religia historyczna, która się dzieje. Mogą być przecież inne rzeczywistości, o których nie wiemy. Ale prawo do obecności, prawo do twórczości z pewnością trwają”.


Rozmowę z Wiesławem Chrzanowskim „Twoja wiara bez uczynków” wraz z niepublikowanymi dotąd fragmentami przypominamy na: tygodnik.com.pl/twoja-wiara-bez-uczynkow

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2012