Doktor w praktyce

Zamiast złościć się na lekarzy, którzy „znów czegoś chcą”, spróbujmy wsłuchać się w ich głos.

05.01.2015

Czyta się kilka minut

Nie sposób zrozumieć konfliktu, który znowu toczy ochronę zdrowia, bez przypomnienia tego, co działo się w niej prawie 20 lat temu. Niewydolny system chylił się wówczas ku upadkowi – szpitale zadłużały się niemiłosiernie, a państwowe dotacje nie wystarczały już na ich reanimację. Trzeba było obniżyć koszty. Dlatego wymyślono (a właściwie skopiowano z wzorców zachodnich) lekarza rodzinnego – lekarza, który pełniłby jednocześnie funkcję internisty, pediatry i geriatry, a zarazem byłby przyjacielem osób powierzonych jego medycznej opiece. Chodziło o rozbicie wielkich przychodni-molochów – niewydolnego i kosztownego komunistycznego reliktu. Kolejne rządy – Włodzimierza Cimoszewicza, a potem Jerzego Buzka – zachęcały więc lekarzy do tego, aby zakładali, grupowo i indywidualnie, Praktyki Lekarza Rodzinnego. Można było dostać na to specjalne dotacje; pamiętam też, że po 1999 r. na Mazowszu Kasa Chorych zorganizowała specjalny konkurs „Oj, boli” na najlepszego lekarza rodzinnego.

Tysiące lekarzy w Polsce zaufało tym obietnicom. Trzeba było się nauczyć być lekarzem rodzinnym: poznać przepisy prawa, czasem porzucić pracę w szpitalu – wynająć gabinet, pomalować ściany, stworzyć Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej, zatrudnić ludzi, kupić sprzęt, wziąć dotację czy kredyt. Przede wszystkim jednak: uwierzyć politykom, że można zmienić siermiężną służbę zdrowia w sensownie działający system. Niejeden zaangażował w te przemiany całe swoje życie (kredyty trzeba było potem spłacać i dbać o to, aby było z czego), ale generalnie towarzyszyła im atmosfera nowości i radości.

Rządy jednak się zmieniały; wymieniano szyldy, hasła i programy. Po przegranych wyborach AWS-u do władzy doszedł SLD, który zlikwidował Kasy Chorych i powołał Narodowy Fundusz Zdrowia. Przekształcenia w Podstawowej Opiece Zdrowotnej zostały zahamowane. Część ZOZ-ów do dziś po staremu należy do samorządów. Mnóstwo takich niezreformowanych przychodni działa w województwach kujawsko-pomorskim czy świętokrzyskim; w Warszawie stare SPZOZ-y, których właścicielem jest miasto, obsługują aż 90 proc. mieszkańców! Gigantyczne molochy, w których lekarze nie są pracodawcami, tylko pracownikami, nie protestują: podpisując z NFZ byle jakie umowy, oszczędzają potem na pacjentach. Mieszkańcy stolicy znają efekty takiej polityki doskonale: żeby dostać się do lekarza, muszą czasami stanąć w kolejce przed szóstą rano. A o upadek stare SPZOZ-y nie muszą się martwić – będzie byle jak, ale jakoś zawsze będzie, bo samorząd musi pomóc i pomoże.

Takiego komfortu lekarze z NZOZ-ów nie mają. Dlatego protestują. Nie po raz pierwszy i nie tylko przeciwko kolejnym obciążeniom, jakie chce na nich włożyć kolejny rząd, ale także przeciwko temu, że nie ma w Polsce polityki kontynuacji: że zostali oszukani, że z liderów ochrony zdrowia w ciągu kilkunastu lat stali się jej outsiderami.

Lekarze z Porozumienia Zielonogórskiego są odsądzani przez ministra zdrowia od czci i wiary, tymczasem pozostają oni, czy się to komuś podoba, czy nie, lekarską elitą – popieraną zresztą przez lekarzy innych specjalności (listy poparcia wystosowały m.in. Naczelna Rada Lekarska oraz Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy). To ludzie, którzy są odważni: jak potrzeba, potrafią tupnąć nogą i narazić się opinii publicznej. Ale co ważniejsze: to ludzie, którzy czują się odpowiedzialni nie tylko za swoje gabinety i powierzonych im pacjentów, ale także za całą ochronę zdrowia.


MAREK NOWICKI jest dziennikarzem Faktów TVN.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2015