Dobrze wychowani

Wydawałoby się, że odwieczny spór został rozstrzygnięty: rodzimy się dobrzy. Ale nie tak prędko.

19.06.2017

Czyta się kilka minut

Szympansy Golden i Glitter, 14-letnie bliźnięta z Parku Narodowego Gombe Stream w Tanzanii, wrzesień 2012 r. / Fot. Anup Shah / GETTY IMAGES
Szympansy Golden i Glitter, 14-letnie bliźnięta z Parku Narodowego Gombe Stream w Tanzanii, wrzesień 2012 r. / Fot. Anup Shah / GETTY IMAGES

Dwie rzeczy napełniają umysł coraz to nowym i wzmagającym się podziwem i czcią, im częściej i trwalej się nad nimi zastanawiamy: niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie” – pisał Immanuel Kant. W XXI wieku te słowa – skądinąd zgrabne – mogą wydawać się nieco przesadzone. Z nieba, zanieczyszczonego sztucznym światłem, zniknęły gwiazdy. Żeby się nimi móc zachwycić, trzeba wyjechać na odludzie (z czym Kant miałby problem – przez całe życie nie oddalił się zbytnio od rodzimego Królewca). Trudno zachwycić się również ludzką moralnością, pamiętając o okropieństwach wojen światowych czy terroryzmu.

W czasach Kanta o Wszechświecie i moralności pisali głównie filozofowie i teolodzy, ponieważ nauka, nadal wykluwająca się z filozoficznej skorupy, nie była jeszcze w stanie dobrać się do tych zagadnień. Dziś to się zmieniło – wykrywamy fale grawitacyjne powstałe ze zderzeń wypalonych gwiazd i rozważamy modele kosmologiczne sięgające poza Wielki Wybuch.

Również moralność (ku zmartwieniu wielu filozofów i teologów) znalazła się na celowniku naukowców. Nie każdego zachwyca, ale wszystkich fascynuje.

W stanie natury

Nauka może wskazać dwa źródła „prawa moralnego w nas”: biologię (geny) i kulturę. Oczywiście, moralność nie jest tu żadnym wyjątkiem – z punktu widzenia biologii wszystkie aspekty ludzkiego doświadczenia są produktem genów lub częścią jakiejś tradycji kulturowej. Innej możliwości – z definicji – nie ma.

Pytanie o źródła moralności można sformułować na różne sposoby. Przed Darwinem filozofowie nie rozważali, rzecz jasna, scenariuszy ewolucji moralności, ale zastanawiali się nad kondycją ludzkiej natury. Oczywiście nikt nie wątpił, że zdolni jesteśmy zarówno do dobra, jak i do zła. Ale jacy się rodzimy? Czy za nasze anielskie cechy odpowiada nasza natura, a dopiero wychowanie i dorastanie w społeczeństwie nas deprawuje, czy jest na odwrót? W tym pytaniu skrywa się także kwestia „stanu natury”, nad którym rozwodzili się oświeceniowi filozofowie. Czy przed nastaniem cywilizacji człowiek wiódł sielski żywot „szlachetnego dzikusa”, miłując bliźnich jak siebie samego, czy może okradał i mordował ich przy każdej okazji, będąc drugiemu człowiekowi wilkiem?

We wszystko miesza się także teologia, z kluczową w chrześcijaństwie ideą grzechu pierworodnego. Możemy więc zapytać, czy potrzebujemy odkupienia, ponieważ jesteśmy z natury skłonni do grzechu, czy może Bóg stworzył nas jako istoty dobre, tylko niestety sami, tworząc kulturę i cywilizację, doprowadziliśmy do własnego upadku? Ani teologia, ani filozofia, nie obstają stanowczo przy jednej odpowiedzi. Niektórych filozofów i teologów bardziej ucieszy stwierdzenie, że jesteśmy dobrzy z urodzenia. Innych – że szlachetne postępowanie wymaga poskramiania przeważających w nas negatywnych popędów.

Co na ten temat mówi nauka?

Teoria fasady

Frans de Waal twierdzi, że do niedawna w nauce przeważała negatywna wizja naszej natury. Moralność postrzegano jako cienką kulturowa otoczkę, skrywającą nasz egoistyczny rdzeń. De Waal nazwał taki pogląd „teorią fasady” i walce z nią poświęcił wiele swoich książek.

Za pierwszego zwolennika teorii fasady uchodzi Thomas Henry Huxley, brytyjski zoolog i paleontolog o sporym wkładzie w ewolucjonizm (to on ustalił, że płazy wywodzą się z kopalnych ryb, które wyszły na ląd). Huxley był pod wielkim wrażeniem prac starszego o kilkanaście lat Darwina, którego stał się niestrudzonym apologetą, choć, paradoksalnie, sam karykaturalnie wykrzywił prawdziwy obraz darwinizmu. Przyrodę postrzegał jako arenę walki na kły i pazury. Porównywał życie zwierząt do losu gladiatorów, z których może przeżyć tylko „najsilniejszy, najszybszy i najsprytniejszy (...), aby móc walczyć następnego dnia”.

Nie ma tu miejsca na litość, a postępowanie inne niż egoistyczne prowadzi do zguby. Człowieka, który stara się wieść żywot sprawiedliwego, Huxley porównał do ogrodnika walczącego w pocie czoła z naporem chwastów – aby zachowywać się przyzwoicie, twierdził, trzeba okiełznać własną naturę.

Dziś wiemy, że Huxley głęboko się mylił. Być może depresja po śmierci ukochanej córki nie pozwoliła mu dostrzec tego, że przyroda nie zorganizowała wcale konkursu brutalności – darwinizm polega na przetrwaniu dostosowanych, a nie najsilniejszych. Większe kły i ostrzejsze pazury nie zawsze górują nad współpracą i opieką nad innymi. Czasami ten, kto się zjednoczy i podporządkuje interesom społeczności, więcej zyska niż samotny wojownik.

Rosyjski uczony i późniejszy anarchista Piotr Kropotkin, nieco młodszy od Huxleya, przyjął zupełnie inną od niego perspektywę. Podczas kilkuletniego pobytu na Syberii na własne oczy zobaczył, jak organizmy – także należące do różnych gatunków – jednoczą siły w walce z surowym klimatem. Podobnie jak sam Darwin i wbrew Huxleyowi, którego poglądy ostro skrytykował, Kropotkin dostrzegał zaczątki moralności już u zwierząt, w ich społecznych instynktach. Wierzył, że ludzka moralność opiera się na ich rozwinięciu, a nie przezwyciężaniu.

W drugiej połowie XX wieku William Hamilton i Robert Trivers matematycznie wykazali, że opieka rodzicielska oraz altruizm wobec krewnych, a nawet osobników niespokrewnionych, przy różnych warunkach środowiskowych będą faworyzowane przez dobór naturalny nad ściśle egoistyczne strategie zachowania. Wkrótce potem odkryto zresztą wiele przejawów takich zachowań – natura naprawdę tworzy osobniki zdolne do altruizmu (ponoszenia kosztów na rzecz innych). Mimo to niektórzy uczeni pozostali przy Huxleyowskim sposobie myślenia. Przynajmniej w części winę za to ponosi błyskotliwa, choć nieco myląca metafora „samolubnego genu”, spopularyzowana przez Richarda Dawkinsa. Dawkins i inni zdawali się sądzić, że jeśli altruistyczne zachowanie jednostki „jest dobre” dla jej genów (czyli sprzyja ich powielaniu), to nie może być całkowicie szczere. I nawet jeśli ptaki i ssaki rzucają się na drapieżnika, ryzykując życiem dla ratowania potomstwa, albo dokarmiają młode, odejmując sobie od ust, to robią to ostatecznie z egoistycznych, a nie szlachetnych pobudek (kierowane „samolubnymi” genami). „Zadrap »altruistę«, a zobaczysz, jak »hipokryta« krwawi” – stwierdził biolog Michael Ghiselin, a wielu mu przyklasnęło.

Co małpy wiedzą o moralności

Tylko co z tego, że geny wpływają na zachowania, skoro one same nie mają żadnych intencji ani pobudek? Jeśli chcemy szukać w przyrodzie korzeni moralności, powinniśmy oceniać osobniki, a nie ich geny. Pozostając na poziomie genów, gubi się całą sferę emocjonalnych motywacji – przywiązania, uczuć – które bardziej niż kawałki DNA powinny decydować o szczerości czyichś działań. Oczywiście należy zachować rozsądek – wiele altruistycznych zachowań jest genetycznie zaprogramowanych i automatycznych, dlatego nikt nie będzie oceniał intencji mikrobów, owadów czy roślin. Ale już przyjrzenie się małpom może rzucić wiele światła na sprawę.

Właśnie to przez większość życia robił de Waal. Spotkał u małp, zwłaszcza szympansów, którym poświęcił najwięcej uwagi, powszechne przejawy bezinteresownej pomocy zniedołężniałym osobnikom, współpracy, opieki rodzicielskiej, pocieszania – pobite lub ranne osobniki są przytulane, iskane i całowane przez towarzyszy. Choć szympansy nie stronią od wewnątrzgatunkowej przemocy, zwłaszcza w konfrontacjach z członkami sąsiednich społeczności lub w rywalizacji o pozycję w stadzie, nie brakuje w ich życiu przejawów empatii, współczucia i troski. A to, zdaniem de Waala, jeden z filarów ludzkiej moralności.

Drugą stanowi poczucie sprawiedliwości, które w szczątkowej formie de Waal znalazł nawet u kapucynek, daleko z nami spokrewnionych małp Nowego Świata. W jednym z jego eksperymentów małpy denerwowały się, gdy widziały, że inny osobnik za wykonanie takiego samego zadania otrzymuje lepszą nagrodę (winogrono zamiast ogórka). Rozgoryczone małpy rzucały w naukowców ogórkiem, mimo że chwilę wcześniej uznawały go za satysfakcjonującą nagrodę. Jednak lepiej nagradzana kapucynka nie protestowała, co znaczy, że ich poczucie sprawiedliwości obejmuje wyłącznie własną perspektywę. Inaczej jest u szympansów, które potrafią odmawiać wykonania zadania, gdy spostrzegą, że ich towarzysz otrzymuje gorszą nagrodę.

Mówiąc o źródłach ludzkiej moralności, nie można, zdaniem de Waala, lekceważyć takich odkryć. Z szympansami łączy nas bliskie ewolucyjne pokrewieństwo. Jeżeli więc obserwujemy u tych małp zachowanie podobne do tego, które widzimy u ludzi, powinniśmy wnioskować, że leżą u jego podłoża te same procesy psychologiczne – np. te same emocje społeczne. A to sugeruje głębokie ewolucyjne korzenie moralności, wbrew wizji roztaczanej przez Huxleya i jego spadkobierców.

Szympansia powinność

Zachowania altruistyczne i opiekuńcze nie wyczerpują oczywiście katalogu ludzkich dobrych uczynków. Moralność ma wiele innych wymiarów – trudno nie wspomnieć o wolności (zrezygnowaliśmy z niewolnictwa), patriotyzmie (czujemy obowiązki względem ojczyzny), gospodarności (nie lubimy marnowania żywności) czy sferze seksualnej (oczekujemy wierności, a poligamia czy kazirodztwo budzą nasze oburzenie). Tego wszystkiego u małp raczej nie spotkamy, ale nie znaczy to, że ich zachowania pozbawione są wymiaru „normatywnego”.

Zachowania normatywne to po prostu te, które oceniamy jako moralnie dobre lub złe. Choć nie jest jasne, czy szympansy pomagają innym kierowane poczuciem, że właśnie tak powinny się zachować, to jednak, zdaniem de Waala, normatywność faktycznie pojawia się w tle ich społecznych relacji. Np. wtedy, gdy przestrzegają hierarchii i stosują kary za jej omijanie (jeśli jesteś samcem o niskiej pozycji społecznej, to lepiej żebyś na oczach przywódcy stada nie zalecał się do samic ani nie rzucał jako pierwszy na atrakcyjne pożywienie), choć nie dotyczy to młodych, dopóki nie wkroczą w pewien wiek (trzyletnie szympansy mogą jeszcze dobrać się do jedzenia poza właściwą kolejnością – ale starsze spotka kara).

Innym przykładem jest rozładowywanie napięć – gdy członków stada opanowało nadmierne pobudzenie i lada chwila może wybuchnąć awantura, małpy zaczynają się intensywnie iskać, by uspokoić sytuację. A gdy dwa osobniki stoczą walkę, często same próbują się pogodzić lub są do tego zachęcane przez innych. To wszystko wygląda tak, jakby małpy kierowały się jakimś wyczuciem idealnego stanu w stadzie – harmonii i świętego spokoju – i dążyły do jego zachowania lub przywrócenia. Moralność działa na podobnej zasadzie – czujemy się w obowiązku reagować, pomagając innym lub stosując kary, gdy ład społeczny zostanie naruszony. Być może małpy nie znają pojęcia dobra i zła, ale pewne zachowania są dla nich dopuszczalne, a inne nie – podsumowuje de Waal. Stąd już tylko niewielki ewolucyjny krok do pełnokrwistej ludzkiej moralności.

Niekoniecznie wrodzona

To jednak nie przynosi jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o źródła moralności oraz kondycję naszej natury. Wbrew długim sporom, nie musi być ona ani specjalnie dobra, ani specjalnie zła – może jest po prostu plastyczna, czyli nadzwyczajnie podatna na doświadczenia i wzorce kulturowe. Nawet opisy przedstawione przez de Waala sugerują, że ogromną rolę w rozwoju normatywnych zachowań odgrywa uczenie się – przez naśladowanie lub na własnych błędach. Mały szympans szybko zacznie szanować hierarchię, gdy pierwszy raz oberwie od samca alfa za naruszenie porządku społecznego. Gdy dorośnie i stanie na czele stada, także będzie karał innych, by podtrzymać porządek, który utrwala jego wpływy. To, co spotykane u innych zwierząt, a więc pozornie wyglądające na uzależnione od genów, może w istocie podlegać wpływom kulturowym. Nie tylko u małp – również u ludzi.

Często powtarzanym argumentem za wrodzonością jakiegoś moralnego komponentu u człowieka jest uniwersalność moralności. Nie chodzi, rzecz jasna, o to, że każda kultura wyznaje te same zasady moralne, ale o to, że każda stworzyła pojęcia dobra i zła i każda stosuje moralne kryteria w ocenie zachowania. To jednak nie jest wcale rozstrzygający argument: każda kultura buduje również schronienia i posługuje się ogniem, co jeszcze nie oznacza, że tendencję do budowania domów mamy zakodowaną w DNA. Moralność może być sposobem, w jaki radzimy sobie z wyzwaniami życia w grupie – podobnie jak budowanie domów i rozpalanie ognisk jest sposobem na borykanie się z pogodą i zagrożeniami ze strony drapieżników. Musi się ona opierać na naszej spuściźnie genetycznej, ale nie ma w tym niczego nadzwyczajnego – w jakimś stopniu wszystko na niej się opiera. Gdybyśmy byli ślimakami, nie musielibyśmy budować domów, a gdybyśmy byli rybami, trudno byłoby nam rozpalić ogień. To jednak zdecydowanie za mało, by jednoznacznie stwierdzić, że budowanie domów, rozpalanie ognia czy zachowania moralne są u nas wrodzone. Niewykluczone, że bez wychowania w kulturze wcale nie bylibyśmy tak bardzo skłonni do poświęcenia się na rzecz innych i pilnowania ładu społecznego.

Zdaniem wielu psychologia dostarcza argumentów na rzecz jakiejś formy moralnego natywizmu – zwłaszcza doniesienia o tym, że małe dzieci wykazują prospołeczne preferencje, a także obserwacja, że podejmując decyzje moralne, często spontanicznie kierujemy się afektem, a nie świadomą refleksją. Nie da się jednak wykluczyć, że w rozwoju moralnym noworodków większą rolę niż geny odgrywają wczesne doświadczenia – nauka przez naśladowanie, opieka rodzicielska i spójne reagowanie na potrzeby dziecka. Nie należy także mylić źródeł zachowań moralnych z mechanizmami podejmowania moralnych decyzji. Fakt, że w naszej moralności kierujemy się emocjonalnym kompasem, nie oznacza jeszcze, że wskazówki tego kompasu są wstępnie zaprogramowane w momencie przyjścia przez nas na świat. A właśnie coś takiego głosi moralny natywizm.

Nie jest to dziś popularny pogląd, ale jednak nie można wykluczyć, że moralność wcale nie znajduje się w naszym DNA, tylko raczej została przez nas wynaleziona, podobnie jak posługiwanie się ogniem czy budowanie domów. A fakt, że u małp spotykamy coś podobnego do ludzkiej moralności, wcale nie musi świadczyć o tym, że nie jest ona kulturowym wynalazkiem, tylko produktem biologicznej ewolucji.

Być może my wynaleźliśmy swoją moralność, a małpy – swoją. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i kognitywista z Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych oraz redaktor działu Nauka „Tygodnika”, zainteresowany dwiema najbardziej niezwykłymi cechami ludzkiej natury: językiem i moralnością (również ich neuronalnym podłożem i ewolucją). Lubi się… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2017