Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W czasie noworocznego spotkania z wiernymi Benedykt XVI nawiązał do planowanej na październik pielgrzymki do Asyżu, "by z przedstawicielami innych wspólnot chrześcijańskich oraz tradycji religijnych modlić się w intencji wolności wyznania gwarantującej pokój". Okazją pielgrzymki jest 25. rocznica Światowego Dnia Modlitw o Pokój, który z inicjatywy Jana Pawła II zgromadził tam wysokich przedstawicieli niemal wszystkich religii świata.
Podjęcie przez Benedykta XVI inicjatywy Poprzednika jest wymownym znakiem ciągłości. Jan Paweł II po latach tak wspominał tamto spotkanie: "Po raz pierwszy w historii mężczyźni i kobiety różnych wyznań i religii razem ze mną udali się do tego świętego miejsca, jakim jest Asyż, by błagać o dar pokoju dla całego świata. Bardzo pragnąłem owego spotkania; pragnąłem, aby w obliczu panujących w świecie podziałów i niebezpieczeństwa wybuchu wojny, z serca wszystkich wierzących popłynęło wspólne wołanie do Boga, który prowadzi człowieka drogami pokoju. Dzień ten wpisał się na karty historii naszych czasów, a kto brał w nim udział (...) do dziś wspomina ze wzruszeniem to wydarzenie. Nie mogło ono pozostać tylko epizodem".
Benedykt XVI w Orędziu na tegoroczny Światowy Dzień Pokoju pisał: "Dla Kościoła dialog między wyznawcami różnych religii stanowi ważne narzędzie współpracy ze wszystkimi wspólnotami religijnymi, która ma na celu wspólne dobro. Kościół nie odrzuca niczego z tego, co w różnych religiach jest prawdziwe i święte".
Wszystko to niby wiadomo, a do października jeszcze daleko, więc i temat może się wydawać mało aktualny. Tak jednak nie jest, skoro właśnie teraz, w "Plusie/Minusie" z 15 stycznia, czytam komentarz Pawła Lisickiego właśnie do tej decyzji Papieża. Autor stwierdza, że wspólne modły z 1986 r. wydają mu się "najbardziej kontrowersyjną częścią dziedzictwa polskiego papieża". Asyskie spotkanie, na którym ludzie różnych religii "byli razem, żeby się modlić", wyrażało, zdaniem Lisickiego, "uznanie dla równości ich nauki", przez co Kościół "sam relatywizuje swój przekaz. Tak jakby dawał znak, że rezygnuje z roszczenia do pełnego i powszechnego wyrażania prawdy religijnej".
Na nic tłumaczenie Benedykta XVI, że "wskazana droga nie jest drogą relatywizmu czy synkretyzmu religijnego", bo "Kościół jest zobowiązany nieustannie głosić Chrystusa, który jest »drogą, prawdą, i życiem«", w którym ludzie znajdują pełnię życia religijnego i w którym "Bóg wszystko pojednał ze sobą", co, stwierdza Papież, "nie wyklucza jednak dialogu i wspólnego poszukiwania prawdy w różnych dziedzinach życia", bowiem - tu Benedykt cytuje św. Tomasza z Akwinu - "wszelka prawda, przez kogokolwiek głoszona, pochodzi od Ducha Świętego".
Niezwykle szczery tekst redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej" jest ważny. Z pewnością wielu katolików ma podobne wątpliwości. Do tematu więc warto wracać, jak czyni to zresztą Benedykt XVI.
Byłem wtedy w Asyżu. Nie miałem poczucia, że moje Credo zostaje poddane relatywizacji. Nie było debat ani teologicznych sporów, była modlitwa, każdej grupy religijnej osobno, i były świadectwa wiary na wspólnym spotkaniu. Z pewnością nie była to, jak sugeruje Lisicki, "dość egzotyczna i różnobarwna zbieranina wszelkiej maści kapłanów, magów, czarowników, rabinów, wróży, mułłów, księży, pastorów, mnichów i działaczy".
Moje wrażenie było takie, że wszyscy oni zwracają się do Boga takiego, jakiego znają i wyznają, a On, "Ten, Który Jest" - INNY, niż człowiek zdoła sobie wyobrazić, większy, ponad wszelkimi różnicami, z miłością słucha ich modlitw.