Dobro i zło w Kościele

List Jana Pawła II, który Jerzy Turowicz otrzymał w kwietniu 1995 r. z okazji 50-lecia założenia „TP”, początkowo odebrano w redakcji jako wyróżnienie.

03.12.2012

Czyta się kilka minut

Z zięciem, aktorem i reżyserem Jerzym Jogałłą podczas rozmowy z Janem Pawłem II, Rzym, czerwiec 1980 r. Po lewej Otto Erich Kress, producent wyreżyserowanego przez Jogałłę filmu „Missa Cracoviensis”. / Fot. Arturo Mari / Archiwum Jerzego Turowicza
Z zięciem, aktorem i reżyserem Jerzym Jogałłą podczas rozmowy z Janem Pawłem II, Rzym, czerwiec 1980 r. Po lewej Otto Erich Kress, producent wyreżyserowanego przez Jogałłę filmu „Missa Cracoviensis”. / Fot. Arturo Mari / Archiwum Jerzego Turowicza

Oto papież, czytelnik i autor „Tygodnika”, na którego łamach debiutował w marcu 1949 r., z którym Jerzy Turowicz od lat się przyjaźnił i któremu w czasach krakowskich pożyczał np. książki na wakacje – napisał długi list, w którym dawał wyraz osobistemu przywiązaniu do pisma, podejmuje z nim dyskusję. Nawet słowa: „Pan daruje, jeżeli powiem, iż oddziaływanie tych wpływów [oskarżenia o klerykalizm, o rzekomą chęć rządzenia Polską ze strony Kościoła] odczuwało się jakoś także w »Tygodniku Powszechnym«. W tym trudnym momencie Kościół w »Tygodniku« nie znalazł, niestety, takiego wsparcia i obrony, jakiego miał poniekąd prawo oczekiwać; »nie czuł się dość miłowany« – jak kiedyś powiedziałem” – nie dawały jeszcze odczuć swojej niemiłosiernej ostrości. Następne zdanie brzmiało przecież: „Dzisiaj piszę o tym z bólem, gdyż los »Tygodnika Powszechnego« i jego przyszłość bardzo leżą mi na sercu”, a w kolejnym następowała obserwacja, że sytuacja uległa poprawie. Turowicz, zainspirowany listem przyjaciela, którego pontyfikat uważa za wielki, pisze tekst „Dobro i zło w Kościele”, w którym broni swojego stanowiska o konieczności krytyki tego, co nie służy misji Kościoła, bo jest przejawem triumfalizmu ludzi Kościoła, odrzuceniem środków ubogich na rzecz bogatych, czy, po prostu, zwyczajnej arogancji wobec inaczej myślących. Pisze, nie po raz pierwszy zresztą: „dobro, które Kościół sprawia w świecie, sprawia Chrystus rękami ludzi. Natomiast zło, o którym mówimy, pochodzi od ludzi, którzy działają w Kościele czy też w jego imieniu”.

BURZA, KTÓRA ROZPĘTAŁA SIĘ PO PUBLIKACJI LISTU, nie miała jednak nic wspólnego z dyskusją na temat granic krytyki Kościoła. Dla „prawdziwych Polaków” i „prawdziwych katolików” była sygnałem do zaatakowania instytucji i osoby, której zasługi chciało się zdezawuować albo chociaż pomniejszyć. Józefa Hennelowa powie po latach: należało nie publikować, tylko wsiadać w samolot i próbować Papieżowi wytłumaczyć, jak te sformułowania są krzywdzące. Inni pytali: dlaczego PAX-owi, który z ochotą wspierał PRL przez cały czas istnienia systemu, żaden z hierarchów rachunku sumienia publicznie nie robił, za to musiało to spotkać Turowicza, który zasług swoich wobec Kościoła i społeczeństwa dowodzić nie musi? Są i tacy, którzy wietrzą w tamtym liście ślady działalności ludzi z – już wówczas nieistniejącego – Departamentu IV MSW, powołanego do walki z Kościołem, któremu jeszcze przed 1989 r. zależało na skłóceniu Papieża ze środowiskiem „Tygodnika” i Znaku. Tego nie ustalimy. Krótko po jubileuszu Jerzy Turowicz zaprosił do siebie ks. Adama Bonieckiego, który jako generał zakonu marianów mieszkał wówczas w Rzymie. Pokazał mu teksty, tytuły, pomówienia, insynuacje... Przeczytał parę fragmentów – popis Schadenfreude „prawdziwych katolickich publicystów”, dla których słowa Papieża okazały się katalizatorem.

KS. BONIECKI OPISZE PAPIEŻOWI SPOTKANIE W LIŚCIE. Zostaje zaproszony na kolację: „Byliśmy tylko my dwaj, nie było ks. Dziwisza. Przy nakryciu Papieża leżał mój list. Papież wydawał się zaskoczony i zmartwiony takim obrotem spraw; powiedział, że nie miał takiego zamiaru i że nie wie, jak to naprawić, że zaczynał kilka razy pisać do Jerzego, ale czuł, że tego listem się nie załatwi”. Wspólnie ustalają, że broń z ręki oszczerców mogłoby wytrącić publiczne spotkanie Papieża z Jerzym Turowiczem i redakcją „Tygodnika” podczas zbliżającej się pielgrzymki do Polski w 1997 r. Ks. Boniecki: „Ojcu świętemu wyraźnie się to spodobało, powiedział, że sprawę omówi z ks. Dziwiszem. Nazajutrz zadzwonił do mnie ks. Dziwisz i mocno poirytowany pytał, czy zwariowałem, bo pielgrzymka jest już zaplanowana w każdym detalu i Papież, co najwyżej, może się spotkać z Turowiczem, ale nie z redakcją. Na tym, ostatecznie, stanęło”. Turowicz widzi się z Papieżem w niedzielę, 8 czerwca, o godz. 9.05. O dziesiątej dochodzi do zapaści sercowej, ląduje w klinice przy Skawińskiej prof. Andrzeja Szczeklika. „Papież skrytykował Turowicza po raz drugi” – wśród tych, którzy spotkanie zauważyli, były i takie komentarze. Niesłusznie: mającego już wówczas kłopoty ze zdrowiem naczelnego „TP” wyczerpało wzruszenie. On sam, ze szpitalnego łóżka, przygotował dla „Tygodnika” krótką notatkę o rozmowie. To było ich ostatnie osobiste spotkanie, po którym Turowicz napisał do redaktorów i współpracowników pisma świętujących wydanie 2500. numeru „Tygodnika”, że Papież modli się za nich wszystkich codziennie: „(...) to, że Ojciec święty modli się za nas codziennie, stanowi dla nas ogromne zobowiązanie służenia Kościołowi w Polsce i pomagania mu, by stawał się takim, jakim chce go widzieć Ojciec święty. Oczywiście chodzi tu nie tylko o służbę Kościołowi, ale po prostu o służbę Polsce, zgodnie z całym sensem przesłania Ojca świętego”.

JERZY TUROWICZ POD KONIEC ŻYCIA MIAŁ PRAWO CZUĆ GORYCZ PORAŻKI. „Tygodnik” – bez końca oskarżany, często bezpodstawnie – o upolitycznienie, tracił czytelników. Nigdy nie odzyskał zaufania Kościoła hierarchicznego, który każdą krytykę odbierał jak atak albo nieuprawnione wtrącanie się świeckich w wewnętrzne sprawy Kościoła. Na pewno także jego osobistym sukcesem był model ułożenia stosunków Kościół–państwo oparty na neutralności światopoglądowej państwa i wolności Kościoła, co Turowicz definiował jako „przyjazny rozdział” i co znalazło wyraz w konkordacie i konstytucji. To jednak tylko dokumenty – Kościół osobistego świadectwa, któremu nie marzy się pisanie ustaw, ale zajmuje się szukanie zagubionej owcy (do czego, wydawało się, było tak blisko pod koniec lat 80.). Pozostało przekonywać – cóż więcej może zrobić publicysta? – jak w wypowiedzi dla „Znaku” z 1997 r.: „Przyszłość Kościoła w Polsce zależy od sposobu jego obecności w życiu naszego kraju. Ta obecność ma tylko dwa wyznaczniki: głoszenie Ewangelii i świadectwo dawane Ewangelii. To świadectwo decyduje o wiarygodności Kościoła”. I modlić się o to – cóż więcej może zrobić człowiek wierzący? – bo „wtedy wszystko znika, zostaje tylko spotkanie z Bogiem, przeżywane w milczeniu. Ta modlitwa sprowadza się do trzech słów: Fiat voluntas Tua”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2012

Artykuł pochodzi z dodatku „Turowicz na nowy wiek