Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie takie słowa chcieli usłyszeć od papieża na powitanie prezydent, premier i polscy ministrowie. Czyli przedstawiciele władz, które „w myślach, słowach, uczynkach i zaniedbaniach” od wielu miesięcy konsekwentnie odmawiają udzielenia przez Polskę aktywnej pomocy uchodźcom i migrantom. A także, co może jeszcze gorsze, inicjują i podtrzymują u nas atmosferę uprzedzeń, lęków i wzajemnej podejrzliwości.
Franciszek, na szczęście, to człowiek inny niż oni. Nie traci czasu.
Przemawiając na Wawelu, mówił, że chrzest to nie wszystko. Owszem, właśnie w kontekście obchodów 1050. rocznicy przyjęcia chrześcijaństwa wspomniał o duchowej tożsamości Polski. Wcześniej jednak mówił o tym, że do zorganizowania wspólnoty narodowej na podstawie jej dziedzictwa, także religijnego, konieczna jest „świadomość tożsamości, wolna od manii wyższości”. Franciszek chce, żebyśmy byli – jednocześnie – otwarci „na odnowienie i na przyszłość”.
Papież – wbrew fobiom obecnej władzy – wyraźnie zaapelował o polską pomoc dla uchodźców. Wspominając najpierw o polskich emigrantach, powiedział: „Jednocześnie potrzebna jest gotowość przyjęcia ludzi uciekających od wojen i głodu; solidarność z osobami pozbawionymi swoich praw podstawowych, w tym do swobodnego i bezpiecznego wyznawania swojej wiary”.
Słuchali tego politycy, którzy, choć chętnie deklarują przywiązanie do chrześcijaństwa i ze wszystkich sił starali się przez ostatnich kilka dni pokazywać jak najbliżej Franciszka, zarazem głośno odmawiają potrzebującym miłosierdzia.
Tak jakby nigdy nie czytali Ewangelii. ©℗