Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z zainteresowaniem przeczytałem rozmowę redaktora M. Zająca z biskupem Wiesławem Meringiem, w którym Jego Ekscelencja podjął się próby odpowiedzenia na pytania zadane mu przez O. Wiśniewskiego. Niewątpliwie należy docenić, że bp Mering zdecydował się podjąć dialog. W ten sposób udało się przełamać impas pytań zbywanych pogardliwym milczeniem, które stało się fundamentem kolejnego muru dzielącego Kościół katolicki w Polsce: na ten „dobry konserwatywny” i „zepsuty liberalny”. Nagannym jest jednak, kiedy z ust osoby liczącej się w Kościele, która cytuje Prymasa Tysiąclecia i twierdzi, że „kocha Ojczyznę jak własne serce”, padają przykre oraz niesprawiedliwe słowa: „Dwa miliony młodych ludzi wyjechały za granicę. Wyjeżdża najlepsza część narodu – wykształceni, sprawni, przedsiębiorczy. Te większe gapy życiowe zostają”.
Jestem osobą młodą, mam 26 lat, pracuję, płacę podatki, dostrzegam, a niekiedy nawet odczuwam na własnej skórze słabości trapiące Polskę, podchodzę krytycznie (nie krytykancko) do rządzących, jestem jednak świadom tego, że nikt nie dysponuje „magiczną różdżką działającą cuda – czyniącą Polskę krainą mlekiem i miodem płynącą”. Uważam, że porównywanie do życiowych nieudaczników ludzi takich jak ja jest nie tylko bardzo krzywdzące, ale przede wszystkim niebezpieczne dla przyszłości kraju. Jeżeli ludzie darzeni szacunkiem, mający posłuch wśród społeczeństwa, będą postrzegać młodych, którzy pozostali w kraju, jako życiowe niedorajdy, może się kiedyś okazać, że Polska stanie się państwem ludzi starych. A ludzie młodzi wyjadą, bo kto lubi, jak go publicznie nazywają naiwniakiem?