Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Polska nie jest, rzecz jasna, oazą szczęśliwości i na GPW także ożywienia nie było. Trochę nadziei dawać może fakt, że spadków prawie nie było, w odróżnieniu od giełd zachodnioeuropejskich (zwłaszcza w Wiedniu i Paryżu, o Moskwie już nie wspominając).
Najgorsze jednak jest to, że nic - poza nawoływaniem do spokoju - nie można zrobić, aby aktualny trend odwrócić. Kryzys musi się wypalić, czyli kalkulacja przyszłego zysku musi przeważyć nad rachunkiem ryzyka.
Nawoływanie do spokoju, kiedy ludzie tracą - prawda, że hipotetycznie - pieniądze, nie jest, rzecz jasna, silnym lekarstwem na obecną chorobę. Zwłaszcza że zdarza się, iż nerwy tracą także ci, którzy o spokój apelują - czyli rządy. Niestety, pojawiają się też próby politycznego wygrywania kryzysu i stosowania lekarstw wręcz szkodliwych: lewicowy premier Słowacji, która jest w całkiem dobrej sytuacji, chciał nacjonalizować fundusze emerytalne.
Także w Polsce politycy stają przed ważnym testem. Muszą bowiem wykazać, czy w proponowanych przez siebie zmianach chodzi im o poprawę sytuacji, czy o swój interes polityczny. Rząd może pomóc, powtarzając rozwiązanie sprzed tygodnia, kiedy błyskawicznie przygotował ustawę o gwarancjach wkładów bankowych, i gwarancje takie rozciągając na transakcje międzybankowe. Opozycja natomiast musi wyzbyć się "Schadenfreude", podejmując efektywną współpracę z rządem. Dla zapasów i przepychanek politycznych jest to bowiem zły czas. Statek miota się na wzburzonych falach i przy takich nieskoordynowanych ruchach można go wywrócić.