Dlaczego mózg lubi bazgranie

Po co właściwie dziecko uczy się pisać, rysować i liczyć na papierze, skoro ma w komputerze kalkulator, program graficzny i edytor tekstów? Tylko równocześnie analogowy i cyfrowy rozwój dziecka jest pełny.

02.09.2013

Czyta się kilka minut

 / il. Marek Adamik
/ il. Marek Adamik

W reklamach i promocjach pod hasłem „powrót do szkoły” widać z jednej strony wysyp edukacyjnych tabletów i laptopów, z drugiej – artykułów papierniczych. We wrześniowej ofercie sklepów zajęcia praktyczno-techniczne i plastyka wciąż jeszcze są tak samo ważne jak informatyka. Ale nie dla każdego jest to oczywiste. Raz po raz słyszy się o rychłym „końcu epoki kredy” w polskiej szkole. Tymczasem nie warto przedwcześnie zamieniać bloku rysunkowego na tablet.

– Długie siedzenie przed monitorem przyniesie lepszy efekt, jeśli uczeń od czasu do czasu zwyczajnie się zmęczy, spoci, ubrudzi farbami, tuszem, gliną. Albo zadzwoni do kolegi czy zagra parę akordów na gitarze. Zrobi coś w realu – potwierdza dr Krzysztof Krejtz, psycholog z Laboratorium Interaktywnych Technologii w Ośrodku Przetwarzania Informacji. – Bo doskonalić trzeba wszystkie zdolności: zarówno umysłowe, jak i fizyczne, motoryczne, emocjonalne.

KIEDY KOMPUTER SZKODZI

Pierwsze zachłysnęły się nowinkami technicznymi amerykańskie szkoły. Ale i najszybciej otrząsnęły się z tej bezkrytycznej fascynacji. Te, które zrezygnowały z odręcznego pisania, teraz do niego wracają. Bo umiejętność ta doskonali zarazem sposób wysławiania się, kreatywność i wyobraźnię. A także pozytywnie wpływa na pamięć, co udowodnił choćby Timothy Smoker z University of Central Florida. Uczestnicy jego eksperymentu z 2009 r. mieli za zadanie zrobić ściągi przed sprawdzianem z matematyki. Jedna grupa używała do tego długopisów, a druga klawiatur. Jak się okazało, z zadaniami znacznie lepiej poradzili sobie ci pierwsi. Prawdopodobnie dlatego, że w przygotowanie notatek musieli włożyć większy wysiłek, przez co materiał dobrze utrwalił się im w głowach.

– Gdy siedmiolatek uczy się pisać w tradycyjny sposób, używa nie tylko ręki, ale całego ciała. W tej czynności uczestniczy właściwie każdy jego mięsień. To ma głęboki sens. W mózgu dziecka tworzy się rozbudowana sieć neuronalna, która ułatwi mu później opanowanie innych umiejętności – twierdzi dr Marzena Żylińska, wykładowczyni metodyki w Nauczycielskim Kolegium Języków Obcych w Toruniu, autorka książki „Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne mózgowi” (Wydawnictwo Naukowe UMK).

Podczas realizowanych w USA – ale też w Rumunii – programów walki z wykluczeniem cyfrowym, uczniowie z biedniejszych rodzin dostawali laptopy, a niekiedy również szybkie łącza internetowe. Niestety – wbrew społecznym i politycznych oczekiwaniom – obdarowane dzieci opuściły się w nauce, szczególnie w matematyce i w dziedzinie języków. Takie były wnioski z przeprowadzanych w obu krajach analiz, m.in. przez naukowców z University of Chicago, Columbia University i Duke University.

Czy to oznacza, że internet i multimedia należy z edukacji wyrugować? Badacze są jak najdalsi od podobnych sugestii. Ich zdaniem cyfrowe narzędzia, owszem, mogą szkodzić, lecz tylko w pewnych warunkach. Mianowicie wtedy, gdy trafiają do domów o tzw. niskim kapitale kulturowym, czyli tam, gdzie rodzice są słabo wykształceni i po prostu nie interesują się kilkulatkiem, który całe dnie spędza przed ekranem. Natomiast jeśli z technologii uczeń umie zrobić właściwy użytek, wówczas nie tylko pomaga mu ona w zdobywaniu wiedzy, ale też stanowi przepustkę do lepszego życia.

– Technologie informacyjne ułatwiają wyszukiwanie określonych treści, dzielenie się informacjami, realizację wspólnych projektów naukowych. Służą również socjalizacji. Wszak coraz trudniej funkcjonować w grupie rówieśniczej bez dostępu do tych czy innych gadżetów lub aplikacji – podkreśla dr Dominik Batorski, socjolog, adiunkt w Interdyscyplinarnym Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego na Uniwersytecie Warszawskim.

Natomiast dr Krzysztof Krejtz zwraca uwagę jak atrakcyjna, multimedialna forma przekazywania wiedzy może podnieść motywację uczniów. Specjalista robi czasem z młodzieżą zajęcia z pisania programów. Aby posiąść tę sztukę, trzeba logicznie myśleć, jasno formułować problemy oraz podawać czytelne i jednoznaczne odpowiedzi. To zaś wymaga zgłębienia pewnych zagadnień teoretycznych, szczególnie z zakresu znienawidzonej niemal przez wszystkich w Polsce matematyki.

– Młodego człowieka nie da się niczego nauczyć, jeśli wcześniej się go nie wciągnie w temat. Kluczem do sukcesu jest zaangażowanie – mówi dr Krejtz.

DIGITALNI TUBYLCY

Wedle „Diagnozy społecznej” prof. Janusza Czapińskiego, osoby biegle posługujące się komputerami i często korzystające z sieci mają większą szansę na dobrą pracę, podwyżkę czy awans. Czyżby zatem „zdolności na miarę XXI wieku” były głównie tymi związanymi z poruszaniem się po wirtualnym świecie? Niekoniecznie. W zachodniej edukacji – ale chyba w jeszcze większym stopniu wśród tamtejszych analityków, inżynierów, dziennikarzy, grafików, projektantów mody – coraz więcej zwolenników ma ostatnio filozofia „odejścia od ekranu”. Chyba najlepiej oddaje ją powiedzenie amerykańskiej rysowniczki Lyndy Barry: „Żyjemy w epoce cyfrowej, więc nie zapominajmy używać palców!” (w oryginale brzmi to lepiej: „in the digital age, don’t forget to use your digits” – angielskie słowo „digit” oznacza zarówno cyfrę, jak i palec).

– To świetnie, że uczeń może w Google’u sprawdzić, jak najszybciej pokonać drogę z Warszawy do Wiednia, a potem do Rzymu i Paryża. Ale niewątpliwie więcej zapamięta, jeśli potem namaluje mapę Europy z tą trasą na dużej płachcie papieru – nie ma wątpliwości dr Żylińska.

Czy polska szkoła jest już gotowa na wszechstronny rozwój młodego człowieka? Ekspertka niestety zaprzecza. Jak podkreśla, są wśród nauczycieli postępowcy, którzy zamiast rysunku chcieliby uczyć projektowania gier komputerowych, i tradycjonaliści, którzy udają, że internet nie istnieje. A między obiema grupami trwają nieustanne kłótnie o to, co lepsze: podręcznik czy e-podręcznik, tablica interaktywna czy ta z kredą i gąbką. Tyle że jest to pozorny spór starego z nowym. Dotyczy bowiem narzędzi, nie zaś kwestii podstawowej. Czyli tego, jak uczy się ludzki mózg.

– Zarówno technologiczni konserwatyści, jak i moderniści są z reguły zwolennikami szkoły transmisyjnej: wierzą, że wiedzę przekazuje się z głowy do głowy. To pruski model sprzed 200 lat, który może dobrze się sprawdzał w świecie bez komputerów, ale kompletnie nie zdaje egzaminu w przypadku dzisiejszych dzieciaków, tzw. digitalnych tubylców, którzy w zupełnie inny sposób przetwarzają informacje niż ludzie po trzydziestce, określani mianem digitalnych imigrantów – tłumaczy dr Żylińska.

Jej zdaniem uczniów nie można wyposażyć w żadne umiejętności. Bo struktury mózgu uczą się tylko wtedy, gdy są aktywne. A więc tylko w momentach, kiedy młody człowiek widzi sens zgłębiania danych zagadnień (mało prawdopodobne, że za przydatną uzna znajomość budowy pantofelka). Naprawę trzeba zacząć – postuluje ekspertka – od skansenu, którym jest kształcenie nauczycieli. I od pracy nad świadomością rodziców.

– Na moich lekcjach licealiści z Torunia rozmawiali po niemiecku z rówieśnikami z Tokio – wspomina dr Żylińska. – Opowiadali sobie o swoich szkołach, wychowawcach, planach zajęć, pokazywali klasy, korytarze, a nawet wyposażenie toalet. Po pewnym czasie przyszła do mnie jedna z mam. Najpierw pochwaliła pomysł kontaktów wideokonferencyjnych na linii Polska–Japonia. By w końcu spytać... kiedy wreszcie zacznę przygotowywać młodzież do testów.


SIECIAKI

Komputery znajdują się w 94,6 proc. polskich domów z dziećmi w wieku szkolnym. 91,5 proc. tych domów ma dostęp do internetu.
(GUS, 2012 r.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2013