Dla świętego spokoju

W Biłgoraju ma stanąć dom handlowy. „Na terenie przy kirkucie” – mówi inwestor. „Na ludzkich kościach” – uważają protestujący. To niejedyne w Polsce miejsce, gdzie pamięć o zmarłych kłóci się z biznesem żywych.

17.07.2018

Czyta się kilka minut

Kirkut w Biłgoraju / A.K. KOBUS / PAP
Kirkut w Biłgoraju / A.K. KOBUS / PAP

Jeśli nie wydarzy się nic przełomowego, maszyny pójdą w ruch już wkrótce. Wykopią fundamenty, wyleją beton, a na końcu stanie centrum, jakiego Biłgoraj nie widział. Powierzchnia: 6 tys. metrów kwadratowych. Z parkingiem na dwieście aut, z dwudziestoma sklepami. I z restauracjami.

Andrzej Nizio, inwestor: – Jeśli wyrobimy się ze znalezieniem wykonawcy, ruszamy na jesieni. Ale propozycja wyjścia z klinczu musi pojawić się wcześniej, bo z wykonawcą trzeba podpisać umowę, a za jej zerwanie grozi kara.

Michael Schudrich, naczelny rabin Polski: – Niech każdy to sobie wyobrazi. W grobie leży jego mama, dziadek, babcia. Ktoś mówi: zbudujemy na twojej babci dom handlowy. Ciągle mam nadzieję, że prace nie ruszą.

Artur Bara, lokalny działacz: – Nie ruszą.

– Skąd pewność? – pytam Barę.

– Nigdy nikomu nie udało się zrobić interesu na ludzkich kościach.

Historia: rozdział pierwszy

– Pochodzą z różnych okresów. Ta leżąca przed nami jest z czerwonego, mocnego kamienia, a nie, jak większość, z piaskowca, dlatego nie jest popękana. Waży pewnie z dwieście kilo. Wiem, bo sam ją tu niedawno przywiozłem. O jej istnieniu powiedział nam człowiek kopiący fundament pod swój płot – Artur Bara pochyla się nad macewą, potem omiata spojrzeniem dwieście pozostałych: większość wkomponowana w trawiasty teren, tylko nieliczne stoją.

Bara, po pięćdziesiątce, biłgorajanin z urodzenia, dba o pamięć po czterystuletniej obecności w mieście Żydów. Zakładał, a teraz współkieruje Biłgorajskim Stowarzyszeniem Kulturalnym im. I.B. Singera.

Ogrodzony i należący do gminy żydowskiej teren, na którym stoimy, to pozostałość po kirkucie. Słychać łoskot sunących przez Biłgoraj samochodów, z tyłu parking Tesco. Pojedyncze drzewa, trawa, mur pamięci z przytwierdzonymi doń macewami.

Te leżące na ziemi nie były tu zawsze. Większość zwożono latami z różnych części miasta. A to gospodarz znalazł jedną przy domu, a to ktoś inny natknął się na stelę przy drodze, a to miejscowy ksiądz poprawiał drogę prowadzącą do kościoła i zauważył kamień pozostawiony tu prawdopodobnie przez Niemców używających macew do utwardzania nawierzchni.

W książce „Biłgoraj, czyli raj. Rodzina Singerów i świat, którego nie ma” (red. Monika Adamczyk-Garbowska i Bogusław Wróblewski, UMCS Lublin) można przeczytać, że dokładna data powstania kirkutu nie jest znana, ale można ją szacować na przełom XVIII i XIX wieku; że w połowie XIX stulecia miał niespełna pół hektara; że z czasem się powiększał, a tuż przed II wojną liczył już niemal 2,5 ha.

A zatem – to w tej historii kluczowe – znacznie więcej niż ten ogrodzony teren, liczący ok. 200 metrów na 50.

„Wychodzi na to, że kupiłem cmentarz”

Rok 2008, w Biłgoraju wybucha afera: firma, która kupiła teren przylegający do ogrodzonej płotem pozostałości po kirkucie od syndyka znajdującej się tu w okresie PRL betoniarni, chce budować bazę transportową. Gdy maszyny zaczynają zrównywać teren, z ziemi wychodzą kości. „Wychodzi na to, że kupiłem prawie dwa hektary cmentarza żydowskiego” – powie „Rzeczpospolitej” prezes firmy.

Kto wie: może afery by nie było, gdyby nie spacer w poszukiwaniu butelek i złomu biłgorajanina Jana Paszki. „Przez betoniarnię sunęły koparki, buldożer. Nagle widzę: coś bieli się w tej przeorywanej ziemi. Pomyślałem: piłka. Podchodzę bliżej – to czaszka (...) Wokół nich piszczele, różne kostki” – opowiadał Elżbiecie Isakiewicz („Nieobecność czarnych wron”, „TP” 47/2008).

O tym, co zobaczył, złomiarz Paszko opowiada wcześniej Piotrowi Czarneckiemu, miejscowemu działaczowi, m.in. byłemu członkowi Stowarzyszenia im. Singera. Sprawa trafia do prokuratury, prace na terenie dawnej betoniarni zostają wstrzymane. O Biłgoraju robi się głośno; sprawa – dzięki biłgorajskiej diasporze – odbija się echem również w USA.

Ale gdy w 2010 r. wojewoda zleca wykonanie badań archeologicznych, te nie dają jednoznacznego werdyktu. Badacze znajdują pojedyncze, „znacznie rozdrobnione” kości, i zalecają zebranie, a następnie „godne pogrzebanie” szczątków. Skąd ta rozbieżność między stanem z 2008 a 2010 r.? – Na pewno jakieś szczątki przeniesiono na chronioną część kirkutu – mówi mi Zbigniew Kmieć, od początku zaangażowany w ruch protestu przeciw zabudowie terenu. – Z pewnością wywożono też kości w okolice wysypiska śmieci, by pozbyć się problemu.

Początek roku 2016: działkę od biłgorajskiej spółki kupuje inna – Nizio Development One. Jej przedstawiciele ogłaszają: na tym terenie stanie centrum handlowe (może powstać zgodnie z uchwalonym jeszcze w 2000 r. planem zagospodarowania, uzgodnionym z zamojską delegaturą wojewódzkiego konserwatora zabytków). Prezes spółki, Andrzej Nizio, pytany dziś, czy jako biłgorajanin nie wiedział nic o historii z roku 2008, odpowiada: – Doniesienia o szczątkach wystających z ziemi traktowałem z dystansem, bo nie zostały udokumentowane. Dla mnie co innego było ważne: zapoznaliśmy się z całą dokumentacją, z której wynikało, że badania archeologiczne niczego nie wykazały, a miejscowy plan zezwalał na budowę.

Jeszcze w 2016 r. do akcji wkracza nowy wojewódzki konserwator zabytków, Dariusz Kopciowski. Mapy geodezyjne, które analizuje, nie pozostawiają wątpliwości: to teren dawnego kirkutu. – W 2008 r. prokuratura stwierdziła, że odkryte wówczas szczątki pochodzą z okresu II wojny – mówi „Tygodnikowi”. – Postanowiłem działać, uznając, że decyzja delegatury konserwatora z lat wcześniejszych była urzędniczym zaniedbaniem.

Kopciowski jeszcze w 2016 r. zakłada kartę ewidencyjną cmentarza, i umieszcza teren w wojewódzkiej ewidencji zabytków. Inwestor tę czynność zaskarża do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Wygrywa. Konserwator wnosi kasację do NSA, ale i w tej instancji ponosi porażkę – tym razem ze względów proceduralnych (sąd orzeka, że kartę zabytku wypełniono w sposób niezgodny z przepisami). Efekt orzeczenia? Na działce można budować. Mimo że żaden z wyroków nie wykluczył ani istnienia w ziemi szczątków, ani nawet tego, że teren posiada walor zabytku.

Historia: rozdział drugi

J., rocznik 1921. Siedzi na stołku w kuchni, strzępki wspomnień wyrzuca z siebie spoglądając przez okno, za którym widać teren dawnego kirkutu.

„Był jeden dół, był drugi dół. Doły były jak nasza chałupa”;

„Strzelało dwóch”;

„Później, jak wystrzelali, ubrania pozbierali, samochody pojechały”;

„Później przyszły z urzędu miasta urzędniki, i musiały to zakopywać (...) Zalali, zakopali, to ja żem poszedł po tym wszystkim, takim chłopakiem byłem, poszedłem zobaczyć, jak to tam wygląda. To jeszcze się ziemia tak poruszała”.

G. idzie powolnym krokiem przez płytki śnieg, rozglądając się dookoła.

„Po czterdziestu było, oni się rozbierali do naga”;

„Najwięcej to listopad: przyprowadzili ponad stówę”;

„Tu może być koło tysiąca pochowanych”;

„Tu jest prawie grób koło grobu”.

J. i G. podczas II wojny mieszkali w Biłgoraju. Obaj zapamiętali egzekucje. Z opowieści obu wynika, że odbywały się również na terenie wykraczającym poza chronioną dziś pozostałość po kirkucie. Obaj już nie żyją, ale kilka lat temu ich wspomnienia nagrał (a teraz udostępnił „TP”) burmistrz Biłgoraja Janusz Rosłan.


Czytaj także: "Ludzie, nie liczby" - Jacek Taran o upamiętnieniu Żydów z Krościenka


Historia kirkutu została opisana w książkach, m.in. we wspomnianej „Biłgoraj, czyli raj...”. Autorzy potwierdzają, że podczas okupacji teren był miejscem egzekucji. „Przed deportacją Żydów z Tarnogrodu przywożono zwłoki z tamtejszego getta i grzebano na kirkucie w Biłgoraju. W czasie likwidacji biłgorajskiego getta (2-3 listopada 1942) zginęło około 400 osób, które pochowano na kirkucie w czterech zbiorowych mogiłach. Później, co najmniej do stycznia 1943 r., na cmentarzu rozstrzeliwano i grzebano w zbiorowych mogiłach złapanych Żydów, którzy ukrywali się w okolicy”.

W PRL na terenie działki, o którą dziś toczy się spór, powstaje państwowa betoniarnia. To jej pracownicy dopełniają zapewne dzieła zniszczenia (już wcześniej kirkut został zdewastowany, a większość macew wywieziona). – Jestem ­przekonany, że ciała pochowane na ­będącym dziś przedmiotem sporu terenie zostały w haniebny sposób zepchnięte spychaczami – mówi burmistrz Rosłan.

Z całego obszaru udaje się ocalić liczący ledwie 0,7 hektara skrawek i kilkanaście macew. Teren z biegiem lat zarasta. Dopiero w latach 80. ocalali, mieszkający poza Polską biłgorajscy Żydzi doprowadzają – wraz z ówczesnymi władzami – do uporządkowania części terenu. Staje pomnik, na początku lat 90. cmentarz zostaje wpisany do rejestru zabytków.

Obok znajduje się niewielka działka należąca dziś do gminy – prawdopodobnie na nią zepchnięto spychaczami kości w czasach PRL. W jej sprawie toczy się obecnie postępowanie w komisji regulacyjnej i zostanie zapewne przekazana gminie żydowskiej.

Ale pozostaje działka trzecia, ta największa.

„Nie kupimy skradzionego roweru”

O ile prawny wymiar sprawy jest skomplikowany, to moralny zdaje się być jasny.

– Każdy, kto ma w sobie odrobinę wrażliwości, powie to samo: nie wolno budować na terenie cmentarza – mówi rabin Schudrich. – Jestem prostym rabinem, nie prawnikiem, ale nie wierzę, by polskie prawo na coś takiego pozwoliło. Zresztą fakt, że pozwala na coś przepis, nie oznacza, że ten czyn jest moralny.

O ile biłgorajski inwestor zgadza się z zasadą, iż na cmentarzach nie wolno budować, to kupionego przez siebie terenu za kirkut nie uważa. – Nie ma na to żadnych dowodów: badania archeologiczne nie wykazały śladów po rzekomym cmentarzu, więc nie mamy w tej sprawie moralnego dyskomfortu – deklaruje.

– Trudno powiedzieć, by inwestorzy, czyli trzej pochodzący z Biłgoraja bracia, byli jakimiś troglodytami, ludźmi pozbawionymi wrażliwości – mówi Zbigniew Kmieć, który zna braci Niziów. – To po prostu sprawni ludzie, których działaniem rządzi zasada: „nie mogą martwi stać na przeszkodzie żywym”.

Podobna logika zadziałała w tym samym mieście już wiele lat wcześniej: na miejscu innego biłgorajskiego cmentarza żydowskiego (były w sumie trzy) rozbudowano istniejącą wcześniej szkołę.

Tak samo było w kilku innych miejscach Polski. – W Kazimierzu Dolnym na kościach powstał budynek szkoły i boisko – opowiada Dariusz Kopciowski.

W Polsce jest dziś około 1400 cmentarzy żydowskich. Tylko kilkaset należy do gmin wyznaniowych. Tereny innych należą do Skarbu Państwa, władz lokalnych, bądź – w nielicznych przypadkach – do prywatnych właścicieli. Jeśli właścicielem jest samorząd albo osoba prywatna, ryzyko sporów jest największe. – W Zamościu bezczelność władz lokalnych doprowadziła do wybudowania drogi na terenie, na którym spoczywały ludzkie szczątki. Problem jest też w Kaliszu, gdzie władze nie chcą oddać gminie wyznaniowej terenu tzw. starego cmentarza żydowskiego – mówi rabin Schudrich.

Zaraz jednak dodaje: Biłgoraj, Zamość, Kalisz to odosobnione przykłady zaniku wrażliwości. Sytuacja większości znajdujących się w Polsce kirkutów jest albo uregulowana, albo spory udaje się zażegnać.

Marne to jednak pocieszenie dla Biłgoraja: tu szansy na rozwiązanie nie widać. – Nie jest tak, że chcemy budować za wszelką cenę. Jesteśmy gotowi się z tej inwestycji wycofać – zarzeka się Andrzej Nizio.

– W imię zasad, czy dla świętego spokoju? – pytam.

– Dla świętego spokoju. Nie chcemy na tej działce zarobić. Chcemy odzyskać zainwestowane pieniądze, a więc około pięć milionów złotych. Jeśli ktoś czuje więź z tą ziemią, może ją od nas wykupić.

Gdy sugestię inwestora powtarzam rabinowi Schudrichowi, w odpowiedzi widzę uśmiech. – Czy gdyby ktoś ukradł panu 50 lat temu rower, a teraz przyszedł z ofertą jego sprzedaży, zareagowałby pan inaczej? – pyta rabin.

Tylko kim jest „złodziej roweru”? – Na pewno nie gmina – mówi burmistrz Rosłan. – Dlatego nie podobały mi się działania wojewódzkiego konserwatora: gdyby jego starania o objęcie terenu ochroną doszły do skutku, musielibyśmy zmienić plan zagospodarowania, co oznaczałoby z kolei konieczność wypłaty odszkodowania. To pieniądze będące równowartością puli budżetu przeznaczanej rocznie na inwestycje! Ta droga to nic innego jak przerzucanie odpowiedzialności przez Skarb Państwa na samorząd.

Że państwo polskie ponosi moralną odpowiedzialność za to, co stało się ze spornym dziś terenem, nikt nie ma wątpliwości. Nieoficjalnie wiadomo też, że rozmowy między gminą żydowską a urzędnikami trwają.

Czasu coraz mniej

Z Arturem Barą wychodzimy z terenu ogrodzonego płotem kirkutu, stajemy przed postawionym nieopodal, wysokim na trzy metry murem. To biłgorajska „ściana pamięci” – zbudowana przez Stowarzyszenie im. Singera wyłącznie ze składek (potomków biłgorajskich Żydów i obecnych mieszkańców miasta) – z wbudowanym na jej froncie pojemnikiem. W środku kamienie: symbol zakończonego życia, ku pamięci tych, którzy nie znaleźli spokoju na żadnym z trzech biłgorajskich kirkutów.

Odwiedzamy inne ważne punkty miasta: choćby postawioną niemal dekadę temu przez stowarzyszenie Ławeczkę Singera (pomnik autorstwa rzeźbiarza Karola Badyny przedstawia słynnego – mieszkającego przez kilka lat w Biłgoraju – pisarza) czy postawioną przez Fundację Biłgoraj XXI i jej prezesa Tadeusza Kuźmińskiego replikę pięknej synagogi z XVII wieku.

Bara opowiada mi o sobie – o tym, jak w liceum zafascynował się pisarstwem Singera; jak odkrył jego biłgorajskie korzenie; jak z tej fascynacji zrodziła się potrzeba poznawania przeszłości – ale jego historia jest też w jakimś sensie historią najnowszą miasteczka: zapomniana i wyparta przez PRL i pierwsze lata III RP historia żydowskiego Biłgoraja zaczęła żyć. Z udziałem potomków dawnych biłgorajan, którzy zaczęli tu przyjeżdżać.

Co się stanie, gdy na świętym dla Żydów miejscu stanie centrum handlowe? W Biłgoraju słychać i takie głosy: cała praca na rzecz pamięci pójdzie na marne.

A czasu na znalezienie dobrego rozwiązania jest coraz mniej. ©

Czytaj także: "Nieobecność czarnych wron": reportaż Elżbiety Isakiewicz o biłgorajskim kirkucie z 2008 roku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2018