Demony Bieruta

Skala roszczeń reprywatyzacyjnych jest w Warszawie ogromna. Nie da się jej porównać z restytucją mienia znacjonalizowanego w innych miastach Polski. Prowadzony dziś zwrot majątków często prowadzi do nowych dramatów.

07.08.2012

Czyta się kilka minut

Akurat w chwili, gdy Polska zbierała międzynarodowe pochwały za zorganizowanie turnieju Euro 2012, gruchnęła wiadomość, że nie wszystko poszło tak sprawnie, jak byśmy sobie tego życzyli: okazało się, że największa arena sportowa w kraju, Stadion Narodowy w Warszawie, została zbudowana z naruszeniem prawa...

PRZYPADEK STADIONU NARODOWEGO

Oto bowiem dokładnie przez środek boiska (sic!), na którym Mario Balotelli rozwiał marzenia niemieckich kibiców o zdobyciu kolejnego futbolowego czempionatu, przebiega działka, o której zwrot od ośmiu lat ubiegają się spadkobiercy dawnych właścicieli.

Przed II wojną światową współwłaścicielem tej parceli był Andrzej „Arpad” Chowańczak, zwany „królem warszawskich kuśnierzy”. Na nadwiślańskich łąkach Chowańczak, wraz ze swą wspólniczką, chcieli wybudować domy dla swoich robotników.

Po 1945 r. działkę przejęło komunistyczne państwo, na mocy tzw. dekretu Bieruta. Teraz, 4 lipca, wojewódzki sąd apelacyjny uznał, że odmawiając unieważnienia tamtej dekretowej decyzji, ministerstwo infrastruktury naruszyło prawo. Sprawa zwrotu działek – wartych dziś fortunę (budowa Stadionu Narodowego kosztowała 1,752 miliarda złotych) – wróciła na wokandę. Batalia Chowańczaków zelektryzowała nie tylko polskie media. Wywiad z prawnukiem „Arpada” zamieścił opiniotwórczy hiszpański dziennik „El Mundo”.

Tymczasem niedaleko Stadionu Narodowego, tuż za zabytkowym Parkiem Skaryszewskim, rozgrywa się o inna batalia reprywatyzacyjna. Znacznie bardziej dramatyczna, choć nieporównywalnie mniejsza od stadionowej pod względem finansowym i znacznie mniej medialna. Być może dlatego rozpisują się o niej tylko lokalne gazety.

PO SĄSIEDZKU Z BAHDAJEM

Zabudowa wschodniej strony ulicy Stanisława Augusta na Grochowie to relikt Warszawy z lat 30. XX wieku. Pamiątka po czasach, kiedy zarządzana przez prezydenta Stefana Starzyńskiego stolica modernizowała się na potęgę, próbując pozbyć się jarzma prowincjonalnego miasta gubernialnego, narzuconego jej w czasach zaborów przez carskie władze.

Wyrazem tej modernizacji było także budownictwo mieszkaniowe: wznoszone za pomocą kredytów, skromne, funkcjonalne czynszówki, pozbawione dusznych oficyn, klaustrofobicznych podwórzy-studni, z doświetlonymi mieszkaniami wyposażonymi w toalety. Takie czynszówki stoją dziś przy ulicy Stanisława Augusta. Do niedawna najsłynniejsza była ta opatrzona numerem 12 – to pod tym adresem Adam Bahdaj umiejscowił siedzibę gangu Tolka Banana. I do niedawna – poza okolicznymi mieszkańcami – kameralną uliczkę odwiedzali głównie fani kultowej powieści dla młodzieży o peerelowskich blokersach.

Ale od kilkunastu miesięcy głośno jest o kamienicy nr 8. W ostatnich dniach sierpnia ubiegłego roku jej zaskoczeni mieszkańcy znaleźli przyklejoną na drzwiach wejściowych kartkę z informacją, że nieruchomość zostanie przekazana spadkobiercom hipotecznych właścicieli. Ponadto wynikało z niej, że dotychczasowy zarządca rozwiązuje umowy z dostawcami mediów i z firmą wywożącą śmieci, zaś z dniem 1 września 2011 r. zamyka konta wpłat czynszowych.

„UFAJ WŁADZY, BĘDZIESZ BEZDOMNY”

– Podano nam wtedy także personalia nowych właścicieli, ale bez danych kontaktowych. A wszystko to zaledwie pięć dni wcześniej – mówi dziś Grażyna Rybarczyk, którą mieszkańcy (13 rodzin, 40 osób) upoważnili do rozmów z mediami.

Wówczas, wobec braku odzewu ze strony nowych właścicieli przez kolejne dwa tygodnie, mieszkańcy – obawiający się, że jest to celowa próba wpędzenia ich w zadłużenie – postanowili działać. – Wystąpiliśmy z wnioskiem o zgodę na utworzenie depozytu sądowego tytułem opłat czynszowych na rzecz osoby wskazanej przez administrację nieruchomości, a znanej nam tylko z imienia i nazwiska – wspomina Rybarczyk. – Sprawdziliśmy, że w Polsce mieszka 46 osób o tym imieniu i nazwisku. Po otrzymaniu zgody sądu, należne opłaty czynszowe przekazujemy na depozyt do dziś – dodaje.

Mieszkańcy postanowili regulować należności czynszowe według dotychczasowych stawek: ok. sześć złotych za metr kwadratowy. Tymczasem nowy administrator podniósł stawki do 17 złotych i zaczął naliczać lokatorom dług. Podwyżkę motywował złym stanem technicznym budynku. W lutym tego roku odciął dopływ ciepła do kamienicy, argumentując, że zamknął sezon grzewczy.

Do dziś większość lokatorów kamienicy przy ul. Stanisława Augusta 8 otrzymała już pozwy eksmisyjne. Mieszkają bez umów najmu. Dzień po wyznaczonym przez pełnomocnika właścicieli terminie opuszczenia budynku na posesji odbył się wiec solidarnościowy. Przyszło kilkudziesięciu działaczy społecznych, członków stowarzyszeń lokatorskich, skłotersów i sąsiadów z okolicznych domów. Mieszkańcy Stanisława Augusta wywiesili na swojej kamienicy transparenty z napisami: „Ufaj władzy, będziesz bezdomny”, „ZGN: Zgraja Gangsterów i Nierobów”, „Praga-Południe: 600 roszczeń, raz, dwa, trzy, jutro możesz być ty!”.

WARSZAWA DO ZWROTU

Podobne przykłady można mnożyć. W stolicy w prywatne ręce idą zabytkowe parki i pałace, kamienice, boiska szkolne i ogródki jordanowskie. W dzielnicach centralnych i na dalekich przedmieściach. W tym roku miasto zwróciło rodzinie Zamoyskich hektar Ogrodu Saskiego.

Wcześniej zreprywatyzowano tak znane zabytki i obiekty o wartości kulturowej, jak m.in. Pałac Błękitny, Hotel Europejski i Dom Braci Jabłkowskich, działkę bezpośrednio przylegającą do gmachu Sejmu i plac z fontanną pod Pałacem Kultury. Jeśli stołeczny magistrat zdecyduje się wreszcie zbudować Muzeum Sztuki Nowoczesnej na Placu Defilad, będzie musiał wykupić działki, o których zwrot starają się posiadacze praw i potomkowie przedwojennych właścicieli.

Skala warszawskich roszczeń reprywatyzacyjnych jest ogromna – i nie da się porównać z restytucją mienia znacjonalizowanego w innych miastach. Żadne z polskich miast nie zostało bowiem w czasie wojny zniszczone tak, jak Warszawa. I żadnego z nich nie odbudowywano na zasadach dekretu Bieruta.

Ten ogłoszony w październiku 1945 r. dokument nacjonalizował wszystkie prywatne grunty w stolicy. Według postanowienia ówczesnego prezydenta komunistycznej Polski, dekret miał ułatwić odbudowę Warszawy, której prawobrzeżna część została w trakcie wojny i niemieckiej okupacji zniszczona w 75 procentach (zaś w przypadku terenu warszawskiego getta było to blisko 100 procent).

CZEGO NAPRAWDĘ CHCIAŁ BIERUT?

W taką wykładnię intencji dekretu powątpiewa Ryszard Grzesiuła, wiceprezes Stowarzyszenia „Dekretowiec” – grupującego 150 osób, pokrzywdzonych bierutowskimi dekretami (także tym z czerwca 1946 r. o ogródkach działkowych). Bo podczas nacjonalizacji, prowadzonej pod szczytnymi hasłami odbudowy ze zniszczeń, dochodziło do nadużyć i absurdów.

– Miasto przejęło wtedy m.in. tak „strategiczne” dla odbudowy obiekty, jak cmentarze żydowskie na Bródnie i przy ulicy Okopowej, grunty rolne na dalekich przedmieściach, czy 15 hektarów akwenów wodnych. Po co? Chcieli odbudowywać Warszawę na jeziorkach w Królikarni? – pyta retorycznie wiceprezes Grzesiuła.

Teoretycznie dekret działał też w drugą stronę: zakładał możliwość odzyskania nieruchomości. Właściciele mogli się starać o ich zwrot, ale pod warunkiem, że nie zostały wykorzystane na cele publiczne, np. pod budowę drogi. W praktyce to nie działało. Wnioski roszczeniowe nie były rozpatrywane – w myśl komunistycznej zasady, że raz zdobytej władzy „ludowy” rząd nie odda. A dysponowanie rozległymi włościami – nie tylko fabrykami, kamienicami i ulicami, ale też stawami i ugorami na peryferiach – było tej władzy realnym wyznacznikiem. W ten sposób w stolicy znacjonalizowano 24 tysiące nieruchomości i 12 tysięcy hektarów gruntów.

„BIERUTOWA” REPRYWATYZACJA

Na początku lat 50. władze Warszawy odmówiły także zwrotu kamienicy przy ul. Stanisława Augusta 8. Jeszcze wcześniej właścicielka odsprzedała prawa do nieruchomości. To właśnie spadkobierczyni tych roszczeń odzyskała w ubiegłym roku kamienicę – i teraz stara się wyeksmitować lokatorów.

W połowie lat 90. magistrat postanowił bowiem oddać sprawiedliwość pokrzywdzonym – i uruchomił procedurę zwrotów na mocy... dekretu Bieruta. W prywatne ręce wróciło 2,5 tysiąca nieruchomości, a roszczeniami objęte są kolejne dwa tysiące. Z danych Skarbu Państwa wynika, że wartość roszczeń odszkodowawczych w stolicy wynosi szacunkowo 40 mld zł. W 2009 r. miasto wyłożyło na odszkodowania 30 mln. Dwa lata później – prawie 200. W tym roku ocenia się, że ratusz będzie musiał wysupłać 250 mln zł. Część budynków właściciele przejęli wraz lokatorami (to łącznie osiem tysięcy rodzin). Tylko w dwustu przypadkach miasto udzieliło pomocy mieszkańcom zreprywatyzowanych domów. Pięćset rodzin czeka na eksmisję do lokali socjalnych.

To, że komunistyczny dekret, wydany w zupełnie innej rzeczywistości politycznej, społecznej, gospodarczej i topograficznej – tymczasem Warszawa przecież została odbudowana, a potem znacznie się rozrosła – nadal reguluje proces restytucji, bulwersuje wszystkich zainteresowanych (jest jeden wyjątek, ale o tym za chwilę). Wszyscy mówią o potrzebie ustawy, która raz na zawsze uregulowałaby problem i uczyniła ów proces transparentnym.

ZWROT MAJĄTKU CZY PIENIĄDZE?

Wprawdzie stołeczny magistrat podjął pracę nad projektem takiej ustawy cztery lata temu, ale do żadnych inicjatyw ustawodawczych w parlamencie jak dotąd nie doszło.

Ostatnio ratusz przygotował projekt reprywatyzacji Starówki. W zamian za zrzeczenie się roszczeń, spadkobiercy i właściciele kamienic mają otrzymać od miasta lokale usługowe. Na podobnych zasadach finalizowany jest zwrot pomieszczeń po znanym klubie Nowy Wspaniały Świat, prowadzonym przez „Krytykę Polityczną”, w innej zabytkowej części Śródmieścia.

Ryszard Grzesiuła ze stowarzyszenia grupującego pokrzywdzonych bierutowskimi dekretami przekonuje, że nieruchomości mogą być zwracane w naturze bez szkody, i że są sposoby, aby ratusz, lokatorzy i nowi właściciele byli usatysfakcjonowani. Na przykład: deweloper chce kupić przedwojenną kamienicę, zamieszkaną przez lokatorów; miasto podpisuje z nim umowę cywilną, sprzedaje mu budynek i plac za pięć procent wartości, a w zamian za to inwestor zapewnia lokatorom mieszkania o podobnym standardzie – w wyremontowanym domu albo w innych lokalizacjach.

– Inna możliwość: podpisujemy umowę cywilno-prawną, w wyniku której właściciel kamienicy zrzeka się praw do nieruchomości w zamian za comiesięczny dodatek do renty w wysokości 1-2 tysięcy złotych. W naszym stowarzyszeniu są osoby, które poszłyby na takie rozwiązanie – przekonuje wiceprezes „Dekretowca”.

WĄTPLIWY HANDEL ROSZCZENIAMI

Ze zwrotami w naturze nie zgadzają się stowarzyszenia lokatorskie.

– Ustawa reprywatyzacyjna jest konieczna. Ale zwroty powinny odbywać się na drodze rozliczeń finansowych. Reprywatyzacja w dotychczasowym kształcie powoduje, że kurczą się zasoby mieszkań komunalnych. Największe koszta dekretu Bieruta ponoszą dziś lokatorzy – mówi Jacek Fenderson, działacz społeczny z kolektywu mieszkańców „Syrena”.

Dlaczego właśnie lokatorzy są pokrzywdzeni? Fenderson: – Ponieważ są przez miasto oddawani wraz z budynkami, i to często nie spadkobiercom czy dawnym właścicielom, lecz spekulantom, którzy odkupili prawa do roszczeń. To przykład skrajnie nieodpowiedzialnej, niesprawiedliwej i szkodliwej społecznie polityki miasta. Te działania, w połączeniu z zaniechaniem budownictwa komunalnego, napędzają cenową bańkę. Budowanie mieszkań komunalnych z dostępnymi, regulowanymi ustawowo czynszami, nie tylko uspokoiłoby ceny na rynku nieruchomości, ale także sprawiło, że barbarzyńskie eksmisje i patologiczne traktowanie lokatorów przestałoby się opłacać – uważa Fenderson.

Jacek Fenderson dotknął tutaj najbardziej chyba palącej kwestii: „szarej strefy”, jaka występuje w tej reprywatyzacji „po warszawsku”: w stolicy kwitnie handel roszczeniami. Prawa do nieruchomości utraconych w wyniku dekretu Bieruta skupują kancelarie prawnicze, firmy windykacyjne i osoby prywatne. To ich, a nie dawnych właścicieli najbardziej obawiają się lokatorzy. Windykatorzy bowiem bywają bezwzględni, np. na warszawskiej Pradze w ubiegłym roku doszło do kilku podpaleń – dziwnym trafem miały miejsce w reprywatyzowanych budynkach.

WARSZAWA SIĘ DUSI

Brak ustawy reprywatyzacyjnej uderza też w magistrat. – Warszawa się dusi, roszczenia blokują rozwój miasta, powodują blokadę inwestycyjną – mówi Tomasz Kucharski, burmistrz dzielnicy Praga-Południe.

Kucharski podaje przykłady z własnego podwórka. Dzielnica zaplanowała rewitalizację parku Polińskiego naprzeciw szpitala ministerstwa obrony przy ul. Szaserów. Prace zostaną ograniczone do minimum, bo o część działki, na której po wojnie urządzono zieleniec, mogą się upomnieć właściciele, których dotknęły dekrety Bieruta. Z tego samego powodu w centrum dzielnicy, przy Rondzie Wiatraczna, niszczeje zabytkowa piekarnia Teodora Reicherta.

A co ze Stadionem Narodowym?

Niewykluczone, że prawnuk „Arpada” Chowańczaka zostanie wkrótce współwłaścicielem najnowocześniejszego stadionu w Europie Środkowej... W ratuszu mówi się, że w rozliczeniu mógłby otrzymać na przykład lożę vipowską.

„WALCZYMY O GODNOŚĆ”

Tymczasem jeden z emerytowanych lokatorów przy ul. Stanisława Augusta 8 po odebraniu pozwu eksmisyjnego trafił do szpitala. Mieszkańcy kamienicy zapowiadają, że się nie poddadzą.

– Walczymy o godność – mówi Grażyna Rybarczyk. – Najbardziej boli, że potraktowano nas jak wkładkę mięsną, jak przedmiot. Przecież w żadnym momencie naszych działań nie podeptaliśmy prawa, w tym świętego prawa własności, na które się teraz wszyscy powołują.

Rybarczyk: – Nie może być tak, żeby na nas, ludzi, którzy zajęci pracą i wychowywaniem dzieci nie byli w stanie wyrwać się z tych 30-metrowych „apartamentów” bez łazienek, przydzielonych nam decyzjami nakazowo-rozdzielczymi w czasach słusznie minionych, przerzucano teraz koszty błędów poprzedniej epoki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2012